Dodany: 05.11.2007 15:21|Autor: retso

Moje wrażenia


Ukazanie się w tak krótkim czasie książki McGrathów „Bóg nie jest urojeniem” w odpowiedzi na książkę R. Dawkinsa „Bóg urojony” przyjąłem z ciekawością, a nawet pewną radością, oczekując ciekawych i inspirujących do głębszych przemyśleń kontrargumentów, ostrej, choć kulturalnej dyskusji, przemyślanej obrony własnych poglądów autorów. Dodatkowego kolorytu tej dyskusji dodawał fakt, że autorzy obu książek są profesorami na tej samej, wysoko notowanej angielskiej uczelni – Uniwersytecie Oksfordzkim. Niestety, bardzo się zawiodłem. Argumentacja McGrathów sprowadziła się tu nieomal do poziomu pyskówki, ograniczając się prawie wyłącznie do przekonywania czytelnika, że Dawkins absolutnie nie ma racji, że w wielu miejscach wypowiada się na tematy, na których się nie zna i wobec tego bardzo często jest niekompetentny. McGrath stosuje tu przy tym kilkakrotnie dość naiwne chwyty, licząc chyba tylko albo na nieuwagę czytelnika, albo na jego debilizm. Pozwolę sobie tu przytoczyć tylko jeden z wielu możliwych przykładów: W odpowiedzi na twierdzenia Dawkinsa, że jeszcze nieświadome czegokolwiek małe dzieci zmusza się do przyjmowania religii rodziców[1], McGrath odpowiada:

„Ale »Bóg urojony« ma z pewnością rację, wyrażając zaniepokojenie z powodu indoktrynacji dzieci przez rodziców (...). Wychowywanie dzieci w tradycji religijnej jest – wedle Dawkinsa – rodzajem molestowania nieletnich. Jest w tym pewna doza rozsądku, która jednak ginie w hałasie czynionym przez nadpobudliwą retorykę (...). W rzeczy samej ważne jest, by społeczeństwo zastanowiło się, w jaki sposób wychowuje swoje dzieci. Jednak w żadnym wypadku nie wolno przymusowo karmić ich chorymi dogmatami Dawkinsa. Należy je zapoznać, uczciwie i dokładnie, z nauką chrześcijańską”[2].

Otóż po pierwsze, Dawkins wcale nie namawia nikogo do nauczania dzieci jakiegoś ateizmu. Po prostu twierdzi, że nie należy uczyć dzieci jakiejkolwiek religii, niech w wieku dojrzałym same ją sobie ewentualnie wybiorą. Natomiast McGrath zgadzając się, że dzieci nie należy wychowywać w tradycji religijnej, równocześnie spokojnie, choć w świetle swoich własnych twierdzeń zupełnie nielogicznie, nalega, aby zapoznać je uczciwie i dokładnie właśnie z nauką chrześcijańską!

Zarzutom Dawkinsa, że wszystkie religie wprowadzają przemoc, a często i terror, McGrath próbuje się sprzeciwić twierdząc, że to właśnie ateizm dał się poznać jako źródło fundamentalizmu i przemocy[3], ze wszystkimi ich ujemnymi cechami. Jako przykład podaje państwa komunistyczne, które burzyły kościoły i walczyły z religiami uciskając wiernych. No cóż, McGrath prawdopodobnie znał ten ustrój jedynie z literatury i mediów i nie zdawał sobie zupełnie sprawy, że sam w sobie był on swego rodzaju religią, z tą tylko różnicą, że Bóg był tu istotą całkiem realną - w postaci generalissimusa czy pierwszego sekretarza partii. Miał on do dyspozycji swoje „zastępy anielskie” w postaci specjalnych służb, jak GPU, NKWD, UB, Stasi itp. oraz grono partyjnych wiernych. Podstawowym przykazaniem było: „Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną”. Nic więc dziwnego, że kościoły i inne świątynie były burzone, a wierni poddawani różnym represjom.

Innym zagadnieniem jest sprawa memów. Dawkins wprowadził to pojęcie w książce „Samolubny gen” jako pewnego rodzaju analog genów, dla zastosowania m.in. w sferze kultury. Wykorzystał je w „Bogu urojonym”[4] do wykazania za ich pomocą, jak dziedziczymy kulturę religijną i wiarę. Ten sposób podejścia rozwścieczył nieledwie McGratha. Stwierdził on autorytatywnie, że mem jest koncepcyjnie zbędny, że koncepcji memów brakuje naukowych podstaw itd., itd.[5]. Dowodzi to zupełnego niezrozumienia przez McGratha, czym w ogóle jest mem. Gen istnieje fizycznie. Dziedziczy się go po rodzicach i jest fizyczną częścią chromosomu, nawet można go zobaczyć pod mikroskopem. Natomiast mem jest wprawdzie analogiem genu, ale fizycznie nie istnieje. Jest pojęciem abstrakcyjnym, będącym, jak wyżej wspomniano, swego rodzaju narzędziem ułatwiającym m.in. tłumaczenie pewnych zjawisk w dziedzinie przekazywania i dziedziczenia kultur. Oczywiście, zjawiska te można tłumaczyć w inny sposób, za pomocą innych narzędzi, ale stosowanie pojęcia memu może być tu pewnym ułatwieniem i wygodą. To tak, jak na przykład funkcja trygonometryczna sinus może się komuś podobać lub nie podobać, może ktoś sobie rozwiązywać trójkąty zupełnie inną metodą, ale nie może twierdzić, że sinus jest zbędny, koncepcyjnie miałki, nadający się jedynie do usunięcia na margines.

Książka „Bóg nie jest urojeniem” ogólne sprawia wrażenie dość mętnego i nieprzekonującego wykładu o konieczności istnienia religii i prawdziwości istnienia Boga. Dość bogate odnośniki do innych opracowań i pozycji literackich są przez autora starannie, ale tendencyjnie wybrane, bo tylko pod kątem zgodności z jego racjami, ze skrzętnym pominięciem innych pozycji istotnych dla dialogu. Próby udowadniania własnych przekonań są dość nieudolne. Często sprawiają wrażenie pseudonaukowej spekulacji. Na przykład stwierdzenie, że Bóg na pewno istnieje, ponieważ pewna znacząca liczba naukowców w niego wierzy, jest zupełnie niepoważne[6].

Na koniec warto zwrócić szczególną uwagę na gorącą pochwałę, jakiej udzielił McGrath Dawkinsowi za napisanie książki „Samolubny gen”[7]. Pochwała wynikła zresztą stąd, że Dawkins - jak sam McGrath to stwierdza - nie zaatakował w niej religii. Jednak McGrath zapoznał się z treścią tej książki chyba tylko pobieżnie, bez głębszego zastanowienia się i zrozumienia tematu. A przecież nicią przewodnią w „Samolubnym genie” jest twierdzenie, że my, ludzie, tak samo zresztą, jak inne organizmy, jesteśmy tylko maszynami służących przetrwaniu, rodzajem nietrwałych opakowań dla genów, a ściślej dla informacji zawartej w tych genach. Same geny, jako w pewnym sensie tylko mikroopakowanie do przenoszenia informacji, też giną wraz ze śmiercią danego osobnika, lecz informacja w nich zawarta, wcześniej przekazana potomkom, zostaje zachowana przez całe wieki. Wniosek stąd oczywisty, że to właśnie ta informacja jest elementem głównym, najistotniejszym, jedynie ważnym i pieczołowicie chronionym i jeżeli istnieje Bóg, to jego troski i zainteresowania mogą siłą rzeczy dotyczyć wyłącznie tej informacji, bo przecież nie jakichś pomocniczych elementów w postaci tymczasowych maszyn do przetrwania. Religia więc, której tak zaciekle broni McGrath, okazuje się religią raczej bez sensu, jakąś religią opakowań! Jak McGrath mógł tego nie zauważyć?



---
[1] R. Dawkins, „Bóg urojony”, tłum. P.J. Szwajcer, wyd. CiS, 2007, rozdz. 9.
[2] A. & J.C. McGrath, „Bóg nie jest urojeniem”, tłum. J. Wolak, wyd. WAM, 2007, str. 21.
[3] Tamże, str. 88-97.
[4] R. Dawkins, „Bóg urojony”, op. cit., str. 264.
[5] A. & J.C. McGrath, „Bóg nie jest urojeniem”, op. cit., str. 80-85.
[6] Tamże, str. 45-49.
[7] Tamże, str. 7.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3171
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: carmaniola 10.11.2007 11:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Ukazanie się w tak krótki... | retso
Trudno mi się odnieść do tekstu, bo Dawkinsa mam jeszcze w powijakach, ale to o czym piszesz - problemy poruszane zarówno przez Dawkinsa jak i autora recenzowanej książki - w pewien sposób łączy mi się z moją obecną lekturą tj. "Życiem sekretnym" Quignarda, które co prawda nie dotyczy religii, ale miłości i również porusza problemy tego, co zakodowane w naszej pamięci i tego, co wtłoczone do niej:

"[...] miłość poprzedzająca miłość nie jest wspomnieniem. To zagadkowy ślad w nas samych. To pozostałość poprzedzająca pamięć".(cytat prawie przypadkowy)

Czyż nie pobrzmiewa to "memowo"? :-)

PS. Cieszę się ogromnie, że tu jesteś. :-)
Użytkownik: .Kuba 26.10.2008 12:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Ukazanie się w tak krótki... | retso
Bardzo fajna recenzja, zgadzam się z nią w 100%.
"Książka „Bóg nie jest urojeniem” ogólne sprawia wrażenie dość mętnego i nieprzekonującego wykładu o konieczności istnienia religii i prawdziwości istnienia Boga."
Dokładnie, tylko co do tej prawdziwość istnienia Boga to jest ona przez McGratha zepchnięta na drugi, może nawet trzeci plan - bardzo wygodnie, ma aksjomat, nie musi udowadniać istnienia absolutu to sobie opowiada o konieczności istnienia religii - totalny bezsens.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: