Przez
Narrenturm (
Sapkowski Andrzej)
nie przebrnęłam, cykl
Ja, Dago (
Nienacki Zbigniew (właśc. Nowicki Zbigniew Tomasz))
szybko mnie znudził, a trylogia z
Szalbierz: Powieść awanturnicza z XIII wieku (
Łysiak Tomasz)
zraziła swoją naiwnością. Doszłam do wniosku, że współczesne polskie powieści historyczne z wątkiem fantasy, rozgrywające się we wczesnym średniowieczu, to nie dla mnie. Kiedy więc wzięłam do ręki "Koronę śniegu i krwi", postanowiłam ją tylko obejrzeć. Pięknie wydana - pomyślałam, otwierając grube, ponad 600-stronicowe tomiszcze (Zysk i S-ka, 2012). Od razu rzuciła mi się w oczy wyraźna, kolorowa mapa Polski dzielnicowej. Znalazłam też kilka genealogii piastowskich rodów, ale nie tylko, bo byli tam również Przemyślidzi, Askańczycy i pomorscy Gryfici. Wyglądało na to, że powieść opowiada o konkretnych postaciach i jest mocno osadzona w historii. Postanowiłam zaryzykować.
Okres rozbicia dzielnicowego to temat trudny i dla mnie nieco nudnawy. A tu niespodzianka! Elżbieta Cherezińska udowadnia, że wydarzenia z końca XIII wieku - odpowiednio podane – mogą przekształcić się w fascynującą opowieść, której temperatury dodaje fakt, że dotyczy ona naszej historii, naszych przodków, ludzi z krwi i kości, naszych Piastów. W owym czasie żyło ich, potomków Bolesława Krzywoustego, aż kilkudziesięciu. Wyrywali sobie rozdarte na strzępy państwo z niesłychaną zażartością. A mieli temperament! Brat występował przeciw bratu, stryj przeciw bratankom, kuzyn nasyłał skrytobójców na kuzyna. Porywali się w czasie mszy przed bitwą, zamykali w żelaznych klatkach, truli się lub mordowali w łaźniach, a gdy brakowało pieniędzy na wojny, nie wahali się przed rabowaniem klasztorów i kościołów. Najdziwniejsze, że przy swoich rozhukanych żądzach, byli w stanie okazywać posuniętą do szaleństwa pobożność.
W takich oto czasach zaczyna się wyścig o władzę i sławę. Komu uda się połączyć dawne ziemie Piastów w jedno królestwo? Kto włoży - pierwszy raz po dwustu latach - legendarną koronę Bolesława Śmiałego? Młody Przemysław, książę wielkopolski, wsparty autorytetem arcybiskupa gnieźnieńskiego Jakuba Świnki? Utalentowany i ambitny Henryk IV śląski, książę wrocławski? Czy może raczej krakowski książę Leszek Czarny, najdzielniejszy i najwaleczniejszy z Piastowiczów? Pojawia się również pretendent zagraniczny, czeski król Wacław Przemyslida. A gdzieś z boku czai się nieustępliwy Władysław, mały książę kujawsko-dobrzyński...
Wciągnęła mnie ta historia. Niecierpliwie przewracałam kolejne kartki, sama się sobie dziwiąc, bo nie była to wcale "powieść moich marzeń". Co rusz znajdowałam powody do irytacji. No, bo jakim cudem wszystkie postacie nie tylko myślą i zachowują się, jakby żyły współcześnie, ale do tego mówią dokładnie tak, jak my? Nie spodziewałam się kunsztu Antoniego Gołubiewa, mistrza językowej stylizacji historycznej, ale ubarwianie tekstu wyrażeniami: "kurwa", "gówniany", "dupek" oraz "wkurwiasz mnie, książę" wydało mi się mało twórcze. Z nostalgią wspominałam dosadnie soczyste, staropolskie sprośności, którymi tu i ówdzie rzucają bohaterowie powieści historycznych Jacka Komudy.
Następna pretensja, jaką ośmielę się wnieść, dotyczy zbyt rozbudowanych wątków fantasy. Moim zdaniem, wystarczyłyby znaki herbowe o nadnaturalnych właściwościach, jakieś drobne czary, no, mogłabym się zgodzić na postacie świętych mających za życia kontakt z mocami niebieskimi. Autorka posunęła się jednak znacznie dalej, wymyślając jakieś niestworzone historie o królewskim pochodzeniu rodu Zarembów, o tajemniczym dziedzictwie kantora Jakuba Świnki, o organizacji Matek Ziemi zamieszkujących ostępy leśne, o paniach lekkich obyczajów wypełniających magiczne zadania itd., itd. Te cytaty o mieczu, który jednoczy śmiertelnych, o pierścieniu otwierającym wrota dusz - nie, trochę tego było za dużo. Rozumiem, że to ukłon w stronę młodszego czytelnika, ale czy konieczne jest naśladowanie modnych trendów?
Koniec narzekań, bo "Korona śniegu i krwi" miała jedną, ale za to jakże cenną zaletę - podobała mi się. I to do tego stopnia, że mimo pełnych udręki westchnień nad wyżej wymienionymi wadami, zamknęłam książkę z żalem, że to już koniec. Z nudnego rozdziału podręcznika historii Elżbieta Cherezińska wyczarowała barwny, pulsujący namiętnościami świat. W jakiś dziwny sposób udało jej się ożywić i nadać blask znanym i mniej znanym postaciom historycznym. Na pewno sięgnę po kolejny tom cyklu. Nie mam pojęcia, kto będzie jego bohaterem, ale muszę się przynajmniej dowiedzieć (choć już przecież wiem), jak potoczą się losy ukochanej córki Przemysława, Rikissy. I co zrobi Władysław zwany Karłem, książę kujawsko-dobrzyński (też wiem). No i chcę się przekonać, dlaczego dojdzie do wymarcia wstrętnego, zdradzieckiego rodu Askańczyków (bo to, że wymrą, też wiem)...
Jeśli ktoś chce poznać galerię nieco szalonych Piastów, przypomnieć sobie dawne, "przykurzone" dzieje, prześledzić burzliwe wydarzenia drugiej połowy XIII wieku – aż do wielkiego finału, kiedy to z chaosu wyłoni się Królestwo – nie pozostaje mi nic innego, jak przyznać, że powieść Elżbiety Cherezińskiej bardzo dobrze się do tego celu nadaje.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.