Dodany: 22.10.2007 06:27|Autor: Meszuge

Stare dobre-niedobre czasy


Były takie czasy, w których wystarczyło, że Smoleń czy inny Laskowik po wyjściu na scenę mówił „zdrastwujtie” i cała sala turlała się ze śmiechu przez kwadrans. W tychże czasach wydawano szybko i w dużych nakładach książki (felietony, artykuły, reportaże, itd.) autorów piszących zgodnie z jedynie słuszną linią. Pozostali publikowali swoje prace albo za granicą, albo w tak zwanym „drugim obiegu”. Była jednak także trzecia ewentualność – można było pisać zgodnie z własnym sumieniem i przekonaniami, ale w taki sposób, żeby nie połapała się cenzura, a jednocześnie dla czytelnika wszystko było jasne – podobnie jak z tym radzieckim pozdrowieniem…

Tę właśnie drogę wybrał Janusz Głowacki w swoich felietonach. W praktyce okazało się to jednak nie takie łatwe…

„Jak być kochanym” to zbiór felietonów Głowackiego. Część z nich ukazała się już po wyjeździe autora za granicę, na przykład w „New York Timesie”, ale inne drukowała w swoim czasie warszawska „Kultura”.
I tu właśnie pojawił się problem. Głowacki czasami tak znakomicie kamuflował treści sprzeczne z „linią”, że oszukiwał nie tylko cenzorów (którzy podobno „za komuny” byli matołami, tumanami i prawie analfabetami), ale często także czytelników pisma.

Czy Głowacki faktycznie w swoich niektórych felietonach podlizywał się „czerwonej władzy” i jej prominentom? Czy może lizanie było tak namiętne, że należało (jak twierdzi autor) domyślić się, że w rzeczywistości ma oznaczać coś przeciwnego?

Co być może paradoksalne, odpowiedź na te pytania zupełnie mnie nie interesuje. W przypadku felietonów Głowackiego nie ma to znaczenia. Ktoś kiedyś napisał, że teksty, które się doskonale czyta, uwodzą czytelników bez względu na ewentualne błędy merytoryczne autorów. I tak właśnie jest z tekstami w „Jak być kochanym”. Głowacki świetnie pisze. A o czym pisze, to już czasami mniej ważne.

Jednego mi tylko żal – tak, jak minął czas na polityczne kabarety, tak mija i na stare felietony tego typu. Związane z określonymi wydarzeniami i konkretnymi osobami sprzed trzydziestu lat, z dnia na dzień odchodzą wraz z tamtą epoką i ludźmi, którzy ją pamiętają. Wyrafinowane złośliwości, subtelna ironia, zabawne aluzje, którymi tak biegle posługuje się Głowacki, stają się po prostu mało zrozumiałe i zupełnie nie śmieszne.
A szkoda…

Świetna książka, ale jeśli ktoś nie pamięta lat przynajmniej osiemdziesiątych, może ją uznać za nieco mniej świetną, bo po prostu sporej części zwyczajnie nie zrozumie.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3719
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 5
Użytkownik: ewa_86 22.10.2007 23:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Były takie czasy, w który... | Meszuge
Mam w domku tę książkę i przymierzam się do lektury.

Po Twojej recenzji chyba się skuszę. Obawiam się trochę tych historycznych (choć nie tak dawnych) realiów. Aż wstyd się przyznać (bo studiuję na kierunku humanistycznym), ale z historią nie jest u mnie rewelacyjnie. pokutuje 6 lat w klasie matematyczno-fizycznej...

No nic, skuszę się pewnie i tak. W każdym razie - dzięki za zachętę. :) Szczególnie wspomnienie Laskowika mnie przyciągnęło - prawie wszystkie jego numery znam na pamięć. :)
Użytkownik: Meszuge 23.10.2007 08:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam w domku tę książkę i ... | ewa_86
Daj znać, co Ci z tego wyszło. :-)
Byłbym ciekaw, czy te felietony dadzą radę czytać ludzie bardzo młodzi. Chociaż pewien jestem, że większość na pewno tak. W końcu nie wszystkie odnoszą się do tamtej polityki.
Użytkownik: librarian 05.03.2009 16:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Były takie czasy, w który... | Meszuge
Masz rację mówiąc, że aby zrozumieć się do czego pije autor-erudyta w swoich brawurowych felietonach, trzeba choć trochę orientować się w rzeczywistości, której dotyczyły. Nie czytałam tych felietonów kiedy się ukazywały, ale teraz zupełnie niespodziewanie i bardzo skutecznie mnie rozśmieszają. Co więcej, w zupełnie innym świecie i czasie, zauważam obecność i przejawy sposobu myślenia, który krytykują, co dodaje im jeszcze pikanterii. Co tu dużo ukrywać czytając te felietony kwiczałam, piszczałam oraz ocierałam łzy śmiechu.

Ponieważ wiele z nich, dotyczy dzieł literackich, teatralnych czy filmowych, oraz postaci z kanonu kultury śródziemnomorskiej, bardziej i mniej znanych, z tego względu, felietony te czytać można z wielką przyjemnością i ku uciesze w chwili obecnej. W końcu kogo nie zainteresuje ożywcze, zupełnie nowe spojrzenie na "Pieśń o Rollandzie", czy na "Sen nocy letniej", przedstawienie Hanuszkiewicza "Dziady", utwór Konwickiego "Nic albo nic", analiza postaci Atylli czy Tyberiusza. Mamy też sprawozdania z festiwali, premier filmowych i teatralnych.

Oto parę przykładów

Taki na przykład felieton-sprawozdanie z IX Konkursu Fryzjerskiego Państw Socjalistycznych o Puchar Przyjaźni, w którym notabene puchar otrzymali oczywiście organizatorzy jako, że zgodnie z wyjaśnieniem przedstawicieli "Polfryzu", "puchar ten nie miał być symbolem zwycięstwa lecz symbolem przyjaźni", spowodował uzdrowicielski atak śmiechu. Natychmiast pobiegłam do koleżanki, o której wiedziałam, że zrozumie, aby pośmiać się wspólnie jeszcze raz.

Albo taki felieton-krytyka jednocześnie "Ulissesa" i Joyce'a oraz Macieja Słomczyńskiego i jego sztuki o "Ulissesa" opartej a także, i tu znajdujemy prawdziwą perełkę, książki Stanisława Ryszarda Dobrowolskiego "Głupia sprawa". Już sam początek przygotowuje nas skutecznie na świetną zabawę:

"Ukazały się ostatnio dwie książki, które wybłyskując nagle z szarości naszego życia literackiego, stały się prawdziwymi bestsellerami. Myślę oczywiście o "Ulissesie" Joyce'a i "Głupiej sprawie" Stanisława Ryszarda Dobrowolskiego. Warto chyba zastanowić się nad niewiarygodnym sukcesem rynkowym tych pozycji, stawiającym ich wydanie w rzędzie wydarzeń nie tylko kulturalnych, pozycji wyrastających zresztą z odmiennych tradycji kulturowych i literackich. Wirtuozeria formalna Joyce'a, jego wszechogarniający, rozchybotany język, przewalający się przez zdania i stronice w monologach wewnętrznych, oddających podświadomie stany bohaterów, jakże różny jest od spokojnej, realistycznej narracji "Głupiej sprawy".
Wszystkich, którzy mają ochotę zdrowo się pośmiać, serdecznie namawiam do dalszej lektury.

Albo taka na przykład "Obrona Poloniusza", autor często zresztą zahacza w swoich felietonach o "literata Szekspira": "Utarło się mniemanie, iż Poloniusz był nieinteligentny. Zostawmy na boku rozważania,czy królowi Klaudiuszowi potrzebniejszy był do wykonywania poleceń oddany półinteligent, czy intelektualizujący w niewłaściwym kierunku następca tronu". I dalej o śmierci Poloniusza: "Ale jego śmierć nie jest jednak zupełnie niepotrzebna, to sygnał alarmowy dla Klaudiusza: jest źle. Klaudiusz piorunem organizuje bratankowi zaproszenie do Anglii. Ale w państwie duńskim po śmierci Poloniusza coś zaczyna się psuć. Dwaj świetni fachowcy, Guildenstern i Rosenkrantz, zostają zneutralizowani. Ich jedyną winą była lojalność wobec prawowitej władzy, należeli do pokolenia Hamleta, umieli wybrać inaczej, słuszniej. Poświęcili przjaźń, aby współpracować na solidnych warunkach z królem. Czy ktokolwiek zażądał kiedyś od Hamleta lub, co byłoby słuszniejsze, od literata Szekspira rachunku za ich niesprawiedliwą śmierć w akcji?"

Zbiór obejmuje felietony pisane w latach 1968-1980 a zatem te ostatnie dotyczą wyjazdów do Anglii, Stanów i czasów trochę nam bliższych.

Polecam.



------
cytaty pochodzą z "Jak być kochanym", wydanej przez Swiat Książki, Warszawa, 2005.
Użytkownik: Meszuge 05.03.2009 16:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Masz rację mówiąc, że aby... | librarian
Daję tą książkę w prezencie wszystkim, których lubię. Podobnie jak "Z głowy".
Jednak już raz spotkałem się z zarzutem, że w tej pierwszej to zupełnie nie wiadomo, o co chodzi i że jest dziwna (cokolwiek to znaczy).
Użytkownik: Nulka 21.03.2009 15:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Masz rację mówiąc, że aby... | librarian
Librarianko,
tak jak sie spodziewalam napisalas bardzo entuzjastyczny komentarz o felietonach Glowackiego! Ja czytajac je, coraz bardziej sie do nich przekonuje, chociaz przedtem bylam nastawiona do nich niechetnie. Moze po prostu juz nie chcialo mi sie czytac o tamtych szarych i siermieznych czasach nawet jesli jest to swietnie i dowcipnie napisane. Moze jestem na innym etapie- chyba bardziej sie sklaniam do powiesci ze skomplikowanymi psychologicznie postaciami niz felietonow.
Czytam je teraz i wracam do mojej mlodosci, chociaz wtedy wielu rzeczy pewnie nie widzialam i nie rozumialam, tak jak rozumiem je teraz z perspektywy uplywu lat. Jednak widze, ze wiele paranoi tamtych czasow zauwazalam, ale rzadko mnie one smieszyly, raczej mnie zloscily. Bylam czesto wsciekla "na nich", ze musze zyc w takim kraju, w takich czasach. Zwlaszcza jak troche udalo mi sie wyjrzec na druga strone zelaznej kurtyny. Dobrze sobie teraz o tamtych czasach poczytac i posmiac sie (traktuje to tez jako swoista terapie-odtrutke). Anegdoty sa swietne, opis rzeczywistosci, nie tylko polskiej, skrotowy ale trafiajacy w samo sedno.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: