Dodany: 10.11.2012 11:17|Autor: cesio

Książka: Wypalanie traw
Jagielski Wojciech (ur. 1960)

1 osoba poleca ten tekst.

Czytelnik wypalony


Trudno wyobrazić sobie lepszą receptę na bestseller. Fantastyczny, znany autor z ustaloną pozycją na rynku, a przede wszystkim tematyka – apartheid, moment jego upadku, barwna historia Eugene'a Terre’Blanche’a – współczesnego Hitlera, rasisty i mordercy, który zakończył swój żywot ginąc z rąk tych, którymi całe życie gardził. A w tle tego wszystkiego życie, także to codzienne, Republiki Południowej Afryki – rejonu świata dla czytelnika znad Wisły niezwykle ciekawego, zagadkowego, na którego temat krąży wiele mitów. Jeśli przeciętnemu Polakowi RPA w ogóle z czymkolwiek się kojarzy – to jedynie z Nelsonem Mandelą, J.M. Coetzeem, rzezią nosorożców i kopalniami diamentów. No, może jeszcze z Miastem Słońca, w którym parę lat temu odbywał się finał konkursu Miss World. Gdy podsumować to wszystko i dodać moje pozytywne doświadczenie z innymi powieściami Wojciecha Jagielskiego, nic dziwnego, że sięgnąłem po „Wypalanie traw” z wielkim zapałem. Niestety, w trakcie przedzierania się przez kolejne karty powieści zapał mój słabł, a wreszcie przerodził się w umiarkowane zniechęcenie i rozczarowanie.

Trudno jednoznacznie powiedzieć, co przeszkadza mi w najnowszej powieści mistrza polskiego reportażu najbardziej. Może jest to narracja, która bez żadnego porządku meandruje pomiędzy reporterskim, trzecioosobowym zdystansowaniem a pierwszoosobową wszechwiedzą? Oczywiście można nazwać ten zabieg celowym mariażem powieści i reportażu, przeplataniem gatunków, a więc i różnych poetyk. Nie jest to bynajmniej nowością w świecie powieści reporterskiej (ani nawet w u samego Wojciecha Jagielskiego). Tym razem jednak przeskoki narracji, brak rytmu i konsekwencji męczą, a ja jako czytelnik duszę się, jakbym rzeczywiście znalazł się na przedmieściach Ventersdorpu (miasta rodzinnego Eugene'a Terre’Blanche’a) i wdychał zapach palonych traw, śmieci i opon. W powieści drażni mnie fabularyzacja wydarzeń; relacja reporterska miesza się z beletrystyką. Bohaterów poznajemy to z historycznych, kronikarskich niemalże relacji, to ze słów włożonych w ich usta. To patrzymy na postaci z bezpiecznego, historycznego dystansu, to podchodzimy bliżej, by wysłuchać, co mają do powiedzenia jako ludzie.

Podobnie rzecz się ma z chronologią; nie po raz pierwszy w powieści reporterskiej brak wyraźnej prawidłowości w porządku opisywanych zdarzeń. Czasami autorzy wręcz tasują wydarzenia, żonglują faktami i ich kolejnością – jak choćby mistrz Kapuściński w „Szachinszachu”, gdzie wprowadzenie różnych rozdziałów – „Fotografie”, „Z notatek”, „Książka” z odpowiednimi numerami porządkowymi służy zilustrowaniu specyficznego stanu umysłu reportera. W „Wypalaniu traw” brak chronologii w połączeniu z olbrzymią ilością faktów, które autor przemyca w tekście, przytłacza i utrudnia zrozumienie – i tak już wystarczająco zagmatwanych – dziejów południowego skrawka Afryki.

W kilku miejscach powieści autor na nowo wprowadzał te same wątki, jakby zapominając, że przecież pojawiły się one wcześniej. Niby nic dziwnego – powieści reporterskie powstają jako synteza notatek, wspomnień, opowiadań i refleksji zbieranych przez lata. Tym razem jednak miałem wrażenie – zapewne bardzo subiektywne – że powtórzenia wynikają z przeoczenia i są efektem ogromu zgromadzonego przez autora materiału.

Podsumowując muszę przyznać, że jako reporter Wojciech Jagielski jak zwykle spisał się na piątkę, docierając tam, gdzie nie dotarli inni i zauważając to, czego inni nie dostrzegli. Nie mogę też powiedzieć, że zawiedziony jestem jako miłośnik dobrego i sprawnego języka. Jako czytelnikowi trudno mi jednak pogodzić się z ambiwalencją uczuć, które towarzyszyły mi w trakcie – powiedzmy to wprost – męczącej lektury.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 955
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: