Dodany: 23.09.2007 09:28|Autor: antecorda

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Hańba domowa: Rozmowy z pisarzami
Trznadel Jacek

Intelektualizm vs. komunizm?


Sytuacja niby prosta: kończy się wojna, alianci zwyciężają, mamy pokój na świecie, choć jeszcze na Dalekim Wschodzie słychać wstrząsy zagaszonej już w Europie wojny, nadchodzi gołubiewowskie Nowe i... – no właśnie!

Niby wszystko jest w porządku. Stalin rozwiewa wątpliwości Roosevelta mówiąc, że komunizm Polsce pasuje jak krowie siodło, niby mamy pierwsze po wojnie wybory do parlamentu, Mikołajczyk triumfuje w Krakowie, komuniści przegrywają z kretesem i... znów jest wszystko inaczej.

Z książki Trznadla wyłania się obraz rodzącego się PRL-u, wasalnego państwa, uzależnionego od sowieckiego mocodawcy; państwa, w którym szaleją terror i strach, a wszystkie naturalne ludzkie odruchy są podporządkowane dyrektywom partyjnym. W kilkudziesięciu wywiadach ze znanymi pisarzami i krytykami literackimi Trznadel obnaża zbrodniczy system, który na długie lata zdominował i przeobraził mentalność polskiego społeczeństwa. Od niewinnych zaproszeń do redagowania i pisania dla rządowych organów, aż po rozbudowany system kontroli publikacji i widowisk – cały ten proces oglądamy oczami kolejnych interlokutorów Trznadla.

Zaskakuje kilka ciekawych informacji i spostrzeżeń. Trznadel wprost nazywa komunistów „czerwonymi faszystami” i szuka związków między komunizmem i faszyzmem. Znajduje je w nieoczekiwanych miejscach, m.in. w informacji, jakoby współczesną neonazistowską partię w Niemczech, NPD, zakładali agenci SB. Uważa, że pomiędzy oboma totalitaryzmami można postawić znak równości, choć różnią się one między sobą. Ponadto ciekawe jest porównanie powojennych losów polskich naukowców–filozofów z losami literatów. Ani Ajdukiewicz, ani Ingarden nie poszli na współpracę z władzą ludową. Dlaczego zatem literaci to zrobili, skoro niejeden z nich dobrze wiedział, czym jest komunizm? Padają rozmaite wyjaśnienia – od zauroczenia systemem, przez zbiorową schizofrenię, aż po koniunkturalizm; żadne jednak do końca nie przekonuje. Obraz wyłaniający się z wypowiedzi tych tuzów powojennej polskiej literatury jest często zagmatwany i niespójny. Dlaczego taki Andrzejewski, głośny przedwojenny autor powieści katolickiej, staje się głównym ideologiem nowej, jakże wrogiej Kościołowi, formacji? Dlaczego młoda obiecująca studentka polonistyki wchodzi bez problemu w środowisko „pryszczatych”? Dlaczego ludzie wywodzący się ze środowisk o bogatej intelektualnej tradycji dają się wciągnąć w wir prymitywnej i zbrodniczej ideologii? Takie pytania można stawiać w nieskończoność i nigdy chyba nie uzyska się zadowalającej odpowiedzi.

Jednak ta książka nie oskarża nikogo, nie rości sobie pretensji do roli „jedynie sprawiedliwego” sędziego, surowym okiem spoglądającego na bandytę, uosobionego w tym przypadku w postaci polskiego literata. Sam autor, we wstępie, przyznaje, że dał się, podobnie jak jego rozmówcy, wciągnąć w struktury komunistycznego reżimu. Opowiada o swoich losach w OMTUR-ze i o swoim flircie z władzą. Dlatego nie osądza nikogo, nie piętnuje, stara się tylko zrozumieć. Może rozgrzeszyć?

Książka ta jest bardzo ważnym głosem w dyskusji o spuściźnie PRL-u. Myślę, że warto po nią sięgnąć – polecam ją zarówno tym, którzy interesują się tym okresem w historii Polski, jak i tym, którym przeszłość wydaje się obojętna.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 8791
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 12
Użytkownik: joanna.syrenka 24.09.2007 03:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Sytuacja niby prosta: koń... | antecorda
>Dlaczego ludzie wywodzący się ze środowisk o bogatej intelektualnej tradycji dają się wciągnąć w wir prymitywnej i zbrodniczej ideologii?

Dlatego, że zaraz po wojnie mało ludzi kojarzyło socjalizm ze zbrodniczą ideologią? Dlatego, że mało kto słyszał wtedy o Katyniu? Dlatego, że rozczarowani prawicową (o tyle o ile...) przedwojenną sanacją Polacy szukali nowych rozwiązań? Dlatego, że nikt nie potrafi przewidzieć przyszłości...?

Nie wiem, ale myślę, że to niewielki ułamek powodów. Dziwię się Twojemu zdziwieniu. Nam łatwo oceniać, bo jesteśmy "po fakcie". Ale skąd wiesz, czy taka jedna z wielu decyzji obecnie nam miłościwie panujących polityków, jak np. wojska w Iraku, nie wciągną nas za kilka lat w wir kolejnej wojny światowej, która w konsekwencji na ponad 100 lat znów zmiecie nasze państwo z map świata? Skąd wiesz, czy za kilkanaście lat nie będziesz przeklinał np. że weszliśmy do Unii (może trzeba było związać się z Ukrainą, albo stworzyć polsko-białoruskie państwo?)? Skąd wiesz...? I skąd oni wiedzieli...?
Użytkownik: Lykos 24.09.2007 08:47 napisał(a):
Odpowiedź na: >Dlaczego ludzie wywod... | joanna.syrenka
Syrenko miła,

Masz w swym rozumowaniu trochę racji, ale tylko trochę. Antecorda stawia pytania (zresztą za Trznadlem) - ja podkreślę jedno: dlaczego niektórzy (przecież nie tylko filozofowie) nie dali się zauroczyć komunizmowi? Było środowisko pisarzy katolickich, byli emigranci, którzy zdecydowali się nie wrócić, byli tacy, którym udało się wyjechać z Polski po roku 1945. Wreszcie byli tacy, którzy pisali do szuflady. Wielu z nich zapłaciło dużą cenę za swoją niezależność. Na listach najwybitniejszych polskich książek często (na ogół) do dziś pomija się "Bolesława Chrobrego" Gołubiewa i "Przemija postać świata" Malewskiej. W końcu byli tacy (i tych było chyba najwięcej), którzy uciekali w tematykę mniej drażliwą dla władzy komunistycznej i starali się nie posuwać zbyt daleko w ustępstwach wobec cenzury. Był Kisiel, który w każdym swoim felietonie "obmacywał" cenzurę, badając, jak daleko uda się posunąć.

Jeszcze jedno pytanie: dlaczego niektórzy "zauroczeni" komunizmem przejrzeli w okolicach Października, inni - w latach siedemdziesiątych, a jeszcze inni - wcale?

Masz rację, że nie wiemy, co nam przyniesie przyszłość. Jeśli chodzi o Unię Europejską - byliśmy na nią skazani, tak samo - jesteśmy skazani na emigrację wielu ludzi, przede wszystkim młodych, nawet gdybyśmy nie weszli do Unii, to niesie dla nas wielkie zagrożenie i do końca nie wiemy, czy pomoc Unii i samo wejście do potężnej struktury międzynarodowej to zagrożenie zniweluje. Nie wiemy, czy integracja z Unią nie ułatwi penetracji muzułmańskiej w Polsce. Nie wiemy, jak to wszystko odbije się na naszej tożsamości ani nawet, czy ewentualna utrata tożsamości Polaków (tak dla mnie bolesna) jest czymś obiektywnie złym czy dobrym.

Ale obecne wybory nie mają tak dramatycznego charakteru moralnego. Przecież wtedy były sygnały, jak wygląda życie w komuniźmie. Przecież - jak zresztą pisze antecorda za Trznadlem - wielu wybitnych pisarzy, którzy poszli na współpracę z komunistami, zetknęło się już wcześniej z władzą sowiecką. Nie wszystko można wytłumaczyć nieświadomością i nie wszystko - lewicowymi sympatiami przedwojennymi.

Takim wyborem moralnym jest obecnie udział w interwencji w Iraku, tu być może masz rację (aczkolwiek sprawa wcale nie jest jednoznaczna i łatwa; jeżeli ja byłem umiarkowanie przeciw tej interwencji, to wcale nie ze względów moralnych ale raczej pragmatycznych - nie było trudno przewidzieć, że stosunkowo łatwo jest wygrać wojnę, ale bardzo trudno - zaprowadzić pokój; zdarzyło mi się powiedzieć w momencie rozpoczęcia II wojny irackiej, że "za dużo kałasznikowów w obiegu"). Lecz wybór ten nie ma bezpośrednio takiej wagi dla przyszłości Polski, jak opowiedzenie się za lub przeciw komunizmowi po roku 1945. Jeżeli wybuchnie trzecia wojna światowa, zostaniemy w nią wciągnięci tak czy tak.

Ściślejszy związek z Ukrainą i Białorusią nie był możliwy. Trudno też uważać go za alternatywę wejścia do Unii Europejskiej, raczej - jako jego uzupełnienie. Docelowo trzeba nad tym pracować - małymi kroczkami, ostrożnie i z taktem, żeby nie zrazić do siebie partnerów.
Użytkownik: norge 24.09.2007 10:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Syrenko miła, Masz w ... | Lykos
Lykosie, tak bardzo fascynuje mnie to przez ciebie i przez innych zadawane pytanie: dlaczego niektórzy (przecież nie tylko filozofowie) nie dali się zauroczyć komunizmowi? Dlaczego niektórzy "zauroczeni" komunizmem przejrzeli w okolicach Października, inni - w latach siedemdziesiątych, a jeszcze inni - wcale? I nie chodzi mi tu w tym moim "zainteresowaniu" o jakiekolwiek oceny, usprawiedliwienia itp. Ciekawi mnie przeogromnie to "dlaczego". Bo przeciez wtedy nikt, niewazne czy dal sie uwiesc czy pozostal oporny, nie mogl wiedziec jak dalej potoczy sie swiat...
Użytkownik: joanna.syrenka 24.09.2007 14:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Syrenko miła, Masz w ... | Lykos
Lykosie drogi!
Przecież wiesz, że to wszystko były przykłady, mające uzmysłowić, jak wielkiej trzeba intuicji politycznej, by uniknąć katastrofy w przyszłości. Nie tłumacz mi, że związek z Ukrainą czy Białorusią jest niemożliwy, bo ja wiem o tym :) Równie dobrze mogłabym tam wpisać Szwecję albo Chiny ;)
Nie chcę bronić wszystkich tych, którzy z lubością oddali się propagandzie. Ale na 100% wiem, że pojęcie socjalizmu i komunizmu różniło się od dzisiejszego, nęciło, mamiło, sprawiało, że człowiek pomyślał: "A może rzeczywiście czeka nas pod tymi rządami wielka przyszłość?".
Nie generalizujmy. Byli tacy, którzy się tej wizji nie poddali, tacy, którzy się wahali i tacy, którzy uwierzyli. Ja tych ostatnich nie winię.
Użytkownik: Macabre 24.09.2007 19:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Lykosie drogi! Przecież ... | joanna.syrenka
I mami do dzisiaj;) Po prostu pewnych rzeczy nie nazywa się już po imieniu. A kogo mamy obecnie w sejmie? Pytanie pozostawiam myślącym.
Użytkownik: joanna.syrenka 24.09.2007 19:43 napisał(a):
Odpowiedź na: I mami do dzisiaj;) Po pr... | Macabre
Niestety, nie zgodzę się - dzisiaj WSZYSTKICH bez wyjątku mami władza i pieniądze. A nie ideologia (----> "wszystko jedno, z której partii startuje, byle dostać się do koryta").
Użytkownik: Macabre 24.09.2007 20:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Niestety, nie zgodzę się ... | joanna.syrenka
Taki system:)Za dużo biurokracji, za dużo władzy, za dużo ministerstw, itd., itd. A to, że reprezentuje nas:postkomuna, narodowy socjalizm, pobożny socjalizm, lewacka partyjka idiotów to fakt. Ale nie 'offtopicuje' więcej. Mam nadzieję, że antecorda nie będzie miał mi tego za złe.

Pozdrawiam.
Użytkownik: sapere 27.09.2007 17:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Syrenko miła, Masz w ... | Lykos
Czy rzeczywiście uważasz, że emigranci byli uczciwsi niż pisarze pozostali w kraju i mierzący się z tą niełatwą rzeczywistością? Ja wciąż waham się nad odpowiedzią.
Użytkownik: Lykos 28.09.2007 07:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy rzeczywiście uważasz,... | sapere
Emigracja była trudnym wyborem. Na ogół złudzeń nie mieli ci, którzy otarli się o komunę, np. Wattowie, Herling-Grudziński. Także ci, którzy z racji pochodzenia (Czapscy, Jeleński, Giedroyc) albo powszechnie znanych poglądów przedwojennych (Mackiewiczowie), mogli się spodziewać, że zostaną przez nową władzę przyjęci nieprzychylnie. Dla nich był to wybór świadomy. Być może byli też tacy, którzy zostali na Zachodzie siłą inercji. Wszyscy ci, którym jakoś się udało, mieli luksus niepodlegania cenzurze i myślę, że dla wielu z nich było to dobro istotne. Niektórzy zapłacili za swój wybór skrajną pauperyzacją. Lechoń popełnił samobójstwo.

Wielu wróciło zaraz lub prawie zaraz po wojnie. Absolutnie nie mam pretensji do większości z nich. Tęsknota za ojczyzną jest bardzo trudna do zniesienia. Tacy ludzie, jak np. Tuwim czy Słonimski, zachowali się przyzwoicie. Dwuznacznie zachowali się np. Broniewski czy Borowski. Ale np. Pruszyński nie musiał wstąpić do komunistycznej dyplomacji, chociaż zdaje się, zachował się w miarę przyzwoicie.

Wielu wróciło po Październiku, jak np. Wańkowicz czy Cat-Mackiewicz. Wybór tego ostatniego środowisko polityków emigracyjnych odebrało jako zdradę (Mackiewicz był przez rok premierem rządu emigracyjnego). Obaj jednak nie poszli na zbyt duże ustępstwa wobec komunistów, Wańkowicz był jakiś czas szykanowany, a Mackiewicz pisywał do paryskiej "Kultury". Także Parnicki zachowywał bezpieczny dystans do władzy PZPR.

Odpowiadając w końcu na Twoje pytanie mogę napisać, że zarówno środowisko emigracyjne, pisarze, którzy wrócili do Polski po wojnie, jak i pisarze przebywający cały czas w kraju, zachowywali się rozmaicie i nie można ich pakować do jednego worka. Cenię tych, dla których wybór był związany z poświęceniem, rozumiem tych, którzy starali się zachować przyzwoicie w kraju, nieufnie odnoszę się do ludzi, którzy świadomie poszli na współpracę z nową władzą, a potępiam tych, którzy poszli na współpracę z UB/SB. Nie znaczy to, że nie cenię ich twórczości w przypadkach, gdy uważam ją za ważną i na wysokim poziomie, np. bardzo cenię Pruszyńskiego i uważam go za jednego z najlepszych stylistów XX wieku.
Użytkownik: andrea14-10 24.09.2007 20:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Sytuacja niby prosta: koń... | antecorda
Ja w sprawie różnicy postaw wobec totalitaryzmu pomiędzy filozofami a literatami. Pisarz potrzebuje mecenasa, musi mieć możliwość wydawania, potrzeba mu jakiegoś w miarę przyzwoitego pomieszczenia, gdzie mógłby tworzyć, musi mieć przydział papieru, ciszę, spokój itd..A czego może chcieć od władzy prawdziwy filozof? Już Diogenes pokazał, że można filozofować mieszkając w beczce, a od władcy żądać tylko tego, by nie zasłaniał słońca.
Użytkownik: Harey 29.09.2007 20:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Sytuacja niby prosta: koń... | antecorda
Posypały się odpowiedzi, a sedno tkwi w samej recenzji - nie uzyskamy "zadowalającej odpowiedzi". Po prostu tacy są ludzie - słabi i wpływowi, konformistyczni i przekupni, albo zastraszeni. I nie możemy nikogo oceniać. Świetna, bardzo ciekawa recenzja!
Użytkownik: giannini 10.10.2007 17:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Sytuacja niby prosta: koń... | antecorda
To ogromnie ważna i cenna książka. Stawia pytania o ludzką słabość, o konformizm. Trudno w sposób jednoznaczny odpowiedzieć na pytanie dlaczego tak wielu wybitnych twórców poszło na współpracę z totalitarnym reżimem. Tak jak od zawsze trudno mi było zrozumieć postawę ludzi, a było ich wcale niemało, którzy już po 13 grudnia 1981 roku wstępowali do PZPRu. Czy nie wiedzieli?
Książka Trznadla w pierwotnym zamyśle autora miała być znacznie pokaźniejszym zbiorem wywiadów. Jednak kilku z pisarzy odmówiło rozmowy i próby zmierzenia się z tym problemem, nawet po tylu latach. Dlatego tym cenniejsze są przemyślenia tych, którzy w "Hańbie domowej" postanowili się nimi z nami podzielić. Padają słowa o "koniunkturze na głupotę", o "kryzysie religijnym", "braku intuicji moralnej", o tym, że "trzeba mieć nie tylko słuszność, ale i siłę", że partia zapewniała "prawomyślnym" pisarzom nieporównywalne z jakimkolwiek innym okresem w historii warunki bytowe. I na pewno przyjęlibyśmy te słowa ze znacznie głębszym zrozumieniem, gdyby nie tych kilka, "psujących" wszystko, kartek rozmowy Trznadla ze Zbigniewem Herbertem. Gdyby nie ten obraz, żyjącego w skrajnej nędzy, piszącego do szuflady i ledwo wiążącego koniec z końcem autora "Pana Cogito" naszkicowany nam w o 30 lat starszym, Tyrmandowym "Dzienniku". Człowieka, który ponad wygodną egzystencję literata przedłożył po prostu zwykłe, uczciwe życie. Herbert w "Hańbie" nie osądza tych którzy podobnym heroizmem się nie wykazali. Mówi tylko o odczuwanej przez niego w tamtym czasie konieczności udania się na "emigrację wewnętrzną" i wyznaje, że "pisać może i trzeba, ale niekoniecznie publikować".
"Trudniej dzień dobrze przeżyć niż napisać księgę" rzecze Adam Mickiewicz...


Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: