Dodany: 02.09.2007 13:53|Autor: ewa_86

Coś więcej niż romans


Są takie książki, które po prostu trzeba przeczytać. Nieważne, jakie ma się gusta. Pewne dzieła należące do klasyki po prostu muszą znaleźć się na półce, choćby tylko przez chwilę, na czas wypożyczenia z biblioteki. „Anna Karenina” na moim regale już pozostanie. Wpisuję ją na listę książek, do których warto wrócić.

Nie ukrywam, że nie spodziewałam się wiele po romansie Tołstoja. Już sam ten gatunek przyprawia mnie o drgawki. Bardzo się pomyliłam. Autor stawia nam przed oczami środowisko XIX-wiecznej elity rosyjskiej. Na plan pierwszy wysuwają się dwie pary – Anna i Wroński oraz Kitty i Lewin. W każdej z nich punkt ciężkości jest umieszczony gdzie indziej.

W pierwszym związku zdecydowanie wybija się postać Anny. Kobieta ta wywołuje u czytelnika mieszane uczucia, nie sposób jednak nie współczuć jej. Wyszła za mąż z rozsądku, za mężczyznę o wiele od siebie starszego. Wydaje się, że dobrze ze sobą żyli, mieli syna. Brakowało w ich małżeństwie jednego – miłości. Uczucie spychane było na drugi plan, liczyła się pozycja społeczna i ambicje poszczególnych rodów. Pojawiają się pytania o sens istnienia wszechobecnego wówczas konwenansu. Czy nie jest tak, że owe zasady, reguły, nakazy i zakazy, zamiast regulować i ułatwiać życie, jedynie je utrudniały?

Po drugiej stronie kolejna para – tym razem to mężczyzna ogniskuje naszą uwagę. Dobry i prostoduszny Lewin już od pierwszych chwil budzi naszą sympatię. Podziwiamy jego charakter i urodę, kibicujemy, gdy zdenerwowany postanawia się świadczyć, współczujemy, gdy dostaje kosza. Ale ten łagodny Lewin to nie tylko wdzięczny obiekt zagmatwanego romansu. Staje się on wyrazicielem problemów najbardziej nurtujących ludzi tamtej epoki. To za jego przyczyną poznajemy świat wiejski, sytuację chłopów po uwłaszczeniu. On, jako domorosły myśliciel i badacz rzeczywistości, boryka się z problemem wiary. Próbuje pogodzić irracjonalny i podświadomy pociąg do metafizyki z konkretnym i rozumowym spojrzeniem na świat.

Z jednej strony mamy więc burzliwe romanse i skandale obyczajowe, z drugiej zaś metafizykę, sprawę chłopską, problem emancypacji kobiet. A to wszystko w jednej powieści, która tak często wiązana jest jedynie z niewiele mówiącą etykietką „romans”.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 17621
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: miłośniczka 02.09.2007 20:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Są takie książki, które p... | ewa_86
Ja też dałam piątkę. Ogromnie podobała mi się "Anna...". Może kiedyś nawet do niej wrócę, chociaż jestem zdania, że nie warto czytać dwa razy tych samych książek, bo i tak nie zdążymy przeczytać wszystkiego, co godne uwagi. Dobra recenzja, Ewo :-))
Użytkownik: misiak297 02.09.2007 21:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Są takie książki, które p... | ewa_86
Ewo, jest pewna radykalna różnica między słowem romans, a tym samym słowem w zabarwieniu negatywnym. Ten negatywny romans to jest sztampa, pusta love story spod znaku harlequin. Niestety wiele dzieł klasyki jest odtrącanych przez właśnie słowo "romans", a tymczasem jest mnóstwo książek, które można by za powieści miłosne uznać, a tymczasem przedstawiają sobą mnóstwo innych wartości. Cała twórczość Austen, sióstr Bronte i czy już szczegółowiej "Pani Bovary", "Historia Manon Lescaut", "Anna Karenina" i wiele wiele innych. Także istnieją różne rodzaje romansu...
Użytkownik: ewa_86 02.09.2007 22:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Ewo, jest pewna radykalna... | misiak297
Zgadzam się w zupełności. Niestety, "romans" nawet jako określenie gatunkowe jest bardzo często przypisywane tylko i wyłącznie do książek typu Harlequin. Sama dość długo żyłam w takim błędnym przekonaniu. Stąd ta wzmianka o "etykietce" na koniec mojej recenzji.

Austen jeszcze nie miałam okazji czytać, ale pewnie zabiorę się i do jej książek, jeśli czas pozwoli.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: