Dodany: 17.10.2004 17:07|Autor: dagunia1
O kokonie, który udusił poczwarkę
Dlaczego w naszym świecie istnieje zapotrzebowanie na indywidualność? Bycie innym jest nie tyle fascynujące dla przeciętnej reszty, co po prostu modne, oto odpowiedź. Jest wysoce stylizowaną manierą. Odrębność to forma, w którą trzeba się wtłoczyć za wszelką cenę. Tymczasem Hanny Samson „Pułapka na motyla” ufundowana została ze wstydliwej treści, która nieśmiało – ale jednak! - obala tę modę. Kłamliwa charakteryzacja jest li tylko niegrzecznym wzlotem wyobraźni w porównaniu z czymś, co mamy tutaj: z permanentnym stanem nadwrażliwości.
Oto Joanna: dziewczynka, której osobowość utkano z najsubtelniejszej materii. Oto jej rodzice: najpierw dominująca, bezwzględna matka, za nią ojciec. A oto przyjaciółki Joanny: liszki znalezione pod drzewem, ukochane i jedyne powierniczki serca. Na usta czytelnika ciśnie się pytanie: czy to jest zwyczajna rodzina?
Tu proza interakcji rodzinnych, przepuszczona przez filtr krytycznych lat 90-tych, zyskuje wreszcie nowy wymiar. „Pułapka na motyla” jest demistyfikacją Rodziny. Matka, z której Hanna Samson zdjęła płaszcz publicznej hipokryzji, okazuje się domowym tyranem. Jest wypełnieniem odwróconego wzorca dobrej Matki Polki. Rozebrana z pozorów, przytłacza przemyślaną nienawiścią do dziecka. Skąd w niej tyle destrukcyjnej siły? Jej żal o własne niespełnienie sprawia, że życie Joanny przemienia się w zorganizowany koszmar. Źle pojęta kindersztuba, wpajana z taką siłą, jest ersatzem psychicznej przemocy.
Amalgamat zdarzeń realnych miesza się ze światem wyśnionym Joanny. Tworzenie prywatnej iluzji pomaga, to pewne, bo przecież niekrępujące wycieczki w zakamarki wyobraźni odcinają dziewczynę od bolesnej codzienności. Ale ów świat - idealny a nieistniejący - staje wreszcie na drodze do akceptacji tego, co zwykłe. Trauma dzieciństwa kładzie się cieniem na dorosłym życiu Joanny. Dziewczyna karmi się obsesyjnym poczuciem winy. Chciałaby osiągnąć całkowite wyłączenie z własnej cielesności poprzez samobójstwo.
Czas postawić najważniejsze pytanie: czy nadwrażliwość jest zaletą? A może wadą? Pozbawiona odporności na zło, Joanna daje się manipulować, wykorzystywać – i wyrzucać, jakby jej ciało stanowiło przedmiot publicznego użytku. Jakby było osobne od duszy. Ale ta metoda pokonywania codzienności nie skutkuje. Oto ukochany mąż manifestuje własną despotyczną osobowość z coraz to większym tupetem: groza domowej tyranii wraca więc do Joanny jak bumerang. Kapryśna natura Marka, a może jego psychiczna infantylność dopełnią miary nieszczęścia. I wydarzy się tragedia: wstydliwa, znów skryta w czterech ścianach domu.
Jest w tej książce jakiś - nie do końca określony - narzut poetyzowania, kultywowany przez ostrożny banał. Brakuje temu nerwu. Metafora poczwarki i motyla jest naskórkowa, i ze wszech miar podstępna: Hanna Samson wpada w sidła artystycznej monotonii, swoim piórem tłamsi bohaterów. Tęsknota i rozpacz Joanny, a potem także jej męża, są zbyt podręcznikowe. Ich charaktery, jakkolwiek namalowane z wielką dbałością o szczegół (vide: motyle skrzydła), stanowią coś na kształt kompendium wiedzy psychologicznej. A przez to wreszcie tracą na oryginalności.
Jedno trzeba wszakże przyznać autorce: tę prozę znamionują ambicje psychoanalityczne tak wielkie, że w starciu z nimi styl ląduje na interpretacyjnym marginesie. „Pułapka na motyla” jest matematycznym modelem relacji rodzinnych, które zamiast budować, pustoszą życie. Dekonstrukcja familijnej mitologii została potraktowana jako wyzwanie, rzucone społecznej hipokryzji. Bo przecież problem tej rodziny jest ilustracją dla zjawiska o szerokim zasięgu, choć tak skrzętnie przemilczanego. Niby się o tym nie mówi, niby szczelnie za sobą zamyka drzwi, ale koszmar i tak kiedyś wychynie szparą. Tyle że dyskrecja i wstyd nie pozwolą nam o tym głośno mówić – dopóki tragedia nie rozsadzi tajemnicy. A i wtedy pewnie odwrócimy głowy.
(Dagmara Pędrak)
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.