Dodany: 18.08.2012 21:46|Autor: EPA!

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Krótka historia pewnego żartu
Chwin Stefan (pseud. Lars Max)

6 osób poleca ten tekst.

Gdańsk, jakim widzi go Stefan Chwin


Chłopiec w wieku wczesnoszkolnym dorasta w powojennym Gdańsku. Jest synem księgowego i pielęgniarki. Czy to lud pracujący? Nie? Gdzie w takim razie jest lud pracujący? Czy jedynie w kronikach filmowych w kinie „Delfin”, budujący ze śpiewem na ustach Pałac Kultury? Czarne anioły grające na trąbach, ozdoba organów w Katedrze Oliwskiej - czy anioły w ogóle mogą być czarne, jeśli nie są upadłe? Kim są „bażanty” i dlaczego właściwie są źli – czy dlatego, że kolorowi? Czy parady SS mogą się podobać, nawet jeśli wiadomo, dokąd i w jakim celu ci młodzi, pięknie umundurowani mężczyźni maszerują? Czy w ogóle może być tak, że piękno nie służy dobru? Czy to możliwe, że piękne poniemieckie domy w Gdańsku (chłopiec mieszka w jednym z takich domów), wybudowane z niezmierną dbałością o każdy detal, były siedzibami zbrodniarzy? Czy Hitler i Stalin to wcielone potwory, czy też ludzie, którzy swoją ideę piękna ukochali tak, że postanowili wprowadzić ją w życie za wszelką cenę? Bo czyż nie jest kusząca idea pięknych ludzi mieszkających w pięknych domach, w nieustającym dobrobycie? Dlaczego Stalin był zły, choć płakał przy rzewnej piosence „Suriko”? I dlaczego właściwie ówże Stalin przyczepił się do ojca chłopca, każąc mu żyć w poniemieckim domu w Gdańsku, zamiast w ukochanym Wilnie?

To tylko niektóre z pytań dręczących naszego małego bohatera. I oczywiście odpowiedzi nie ma, ponieważ dorośli nie są pomocni w ich znajdowaniu, a socrealistyczna rzeczywistość rodzi pytań i wątpliwości coraz więcej.

Urzeka w tej książce doskonale oddany obraz świata widzianego oczyma dziecka. Urzekają prostota i logika pytań stawianych przez chłopca nieświadomego jeszcze konieczności opowiedzenia się po czyjejś stronie, podyktowanych jedynie dziecięcym zadziwieniem i chęcią poznania. Niektóre wydarzenia, np. sztywny, nadęty i ociekający „totalitarnym kiczem”[1] pochód pierwszomajowy, w oczach dziecka są nieodparcie śmieszne. Inne – jak wystawa w Strzelnicy (zdjęcia kobiet okaleczonych przez pseudonaukowe niemieckie eksperymenty) wprawiają wrażliwego chłopca w przerażenie i osłupienie. Jego wyobraźnię w tym samym stopniu poruszają malowidła w Oliwskiej Katedrze i rozśpiewani budowniczy Pałacu Kultury pokazywani w kronikach filmowych. Stalin i Bóg są w chłopięcej świadomości jednako wszechmogący, jakkolwiek bluźnierczo to brzmi. To książka autobiograficzna, więc można autorowi pozazdrościć tak wyraźnego obrazu dziecinnych zadziwień i tak mistrzowskiego tego obrazu oddania.

Każda strona tej książki jest hołdem oddanym Gdańskowi. Wiele tu pieczołowitych i nostalgicznych opisów domów, ulic, ogrodów - niektóre z nich istnieją pewnie już tylko w pamięci i wyobraźni tamtego chłopca - będących wyrazem niekłamanej miłości do miasta dzieciństwa.

Doskonałym uzupełnieniem opisów są sepiowe fotografie pięknych domów, detali i miejsc Starego Gdańska. Autor posuwa się wręcz do stwierdzenia, że miasto było jednym z kilku „bytów”, które pragnęły zagarnąć jego duszę. Tak o tym pisze w posłowiu do książki:

„Przede wszystkim chciało mnie uwieść i oczarować miasto. Wiedziałem, że to było miasto Zła – niemieckiego Zła, które eksplodowało prawie na cały świat – wiedziałem też dobrze jak straszliwe było to Zło. Ale równocześnie – inaczej niż mieszkańcy krain położonych w głębi lądu, zasiedziali mieszkańcy Krakowa czy Sandomierza, Ciechanowa czy Siedlec – miałem najgłębiej osobisty wgląd w prywatność tego Zła, bo tak się złożyło, że spałem w łóżku Zła i kąpałem się w wannie Zła. Dom, w którym zamieszkali moi rodzice po ucieczce z Wilna i Warszawy, i w którym się urodziłem, od komina do piwnic był do szpiku poniemiecki, włącznie z meblami, firankami, wycieraczkami i pościelą, ale szybko dostrzegłem, że coś tu się nie zgadza. Niemieckie Zło było straszliwe, nigdy w to nie wątpiłem, ale domy, które to Zło zbudowało, potrafiły mnie zachwycić. Więc jakże to tak? Chodziłem po ulicach, zaglądałem do starych ogrodów, łazienek z wielkimi wannami, ceglanych piwnic, wykafelkowanych spiżarni, sypialni i salonów z mahoniową boazerią, w których raz po raz natrafiałem na gotyckie napisy i muszę to przyznać, że gdy się tak plątałem po tym obcym mieście, do którego trafili przypadkiem moi rodzice i w którym nie czuli się dobrze, zdarzało mi się popadać w rodzaj pięknego snu, ponieważ to miasto potrafiło mnie uwieść i oczarować, tym bardziej, im bardziej nowe domy, które właśnie zaczęto budować, były niepodobne do domów, które zostały zbudowane za cesarza Wilhelma.
To właśnie tutaj dowiedziałem się co znaczą dwa słowa »piękne miasto«. Zostało mi to na całe życie i dziś, gdy sporo podróżuję, tamtą miarą mierzę miasta, które oglądam”[2].

Polecam tę książkę nie tylko dla wymienionych tu walorów, lecz również dlatego, że skłania do zweryfikowania „dorosłego” obrazu świata oraz przypomina, że wbrew naszym życzeniom, świat nie jest czarno-biały i warto o tym pamiętać.



---
[1] Stefan Chwin, „Krótka historia pewnego żartu”, wyd. Tytuł, Gdańsk 2007, s. 282.
[2] Tamże, s. 274.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3342
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: