Dodany: 27.08.2007 16:19|Autor: krysiron

Czytatnik: Drobne myśli

Isaac Bashevis Singer i jego niezwykła pieśń odwiecznych pytań


Właśnie przeczytałem... Uff. "Spuściznę". Ale skąd to Uff? Otóż ostatnie sto stron przeczytałem jednym tchem. No może nie licząc krótkich przerw by odpocząć i przemyśleć, by wszystko dokładnie ułożyło się w głowie.

Bo wiele się działo. Moja głowa aż nie mogła pomieścić tych emocji. Ale po kolei. Gdy otworzyłem książkę miałem nadzieję dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy o kulturze żydowskiej (bo autor to Żyd pochodzący z Polski). Bardzo się ucieszyłem, gdy zobaczyłem słowniczek terminów żydowskich na końcu książki, który jak sie później okazało spełnił swoją rolę bardzo dobrze i przydał się niezmiernie. Czytałem o wielu opisanych świętach jak Kuczki, Rosz Haszana czy Jom Kipur i niezwykłych zwyczajach im towarzyszących.

Już po pierwszych dwóch, trzech stronach wiedziałem, że nie będę żałował sięgnięcia po "Spuściznę". Niezwykły styl pisania Singera pochłania, wciąga a nawet wsysa. Zanim się człowiek zorientuje a już przeczytał mnóstwo stron. Bo tu ciągle się coś dzieje. I tyle postaci. Na początku wydawało mi się, że nawet zbyt dużo, bo trudno się połapać kto jest kim dla kogo. Ale to jeszcze bardziej intryguje i wsysa głębiej.

Na ledwie 400 stronach powieści opisane jest całe niemal życie tak wielu ludzi. Widzimy jak się zmieniają, jak błądzą i znajdują. Powoli każdą z postaci poznajemy. Nie sposób chyba przejść obojętnie obok którejkolwiek z nich. Postacie z krwi i kości. Mimo, że czuć niezwykłą dobroć płynącą z książki, to nikt nie jest z lukru, nikt nie jest idealny. Nie ma bieli i czerni. Nie ma ludzi absolutnie świętych i do głębi złych, czyli jak w prawdziwym życiu. I dobrze. Każdy bohater inny, każdy niezwykły, ale nie ulega dla mnie wątpliwości, że wiele ich łączy. Na przykład to ciągłe poszukiwanie, ciągłe gubienie się w otaczającym nas świecie. Padają ważne pytania, które nie raz i nie dwa zadawałem sobie sam. Nie ma tu znaczenia jaką religię wyznajemy, bo wszyscy poszukujemy tego czegoś. Wszyscy wątpimy, wątpi nawet sam rabin Jochanan. Bo to nie tylko powieść o Żydach, ale o całym niemal społeczeństwie schyłku XIX wieku, głównie w Polsce ale i nie tylko. Ale przede wszystkim powieść o ludziach i ich problemach.

Azriel na początku nie wzbudza sympatii. Zdradza żonę, nawet nie bardzo wiadomo dlaczego. Może powodem jest to, że jak tłumaczy swoim pacjentom, nie należy się niczym przejmować, korzystać z życia po prostu. Pragnął, aby ze swoją kochanką Olgą "mogli zapomnieć o wszystkim i o wszystkich, żyć w ciągłym upojeniu". Źle traktuje żonę Szajdn, nawet nie przejmuje się tym, że ona i dzieci domyślają się wszystkiego i wychodzi "pospacerować"... aż do 2 w nocy. Coś jednak sprawia, że czujemy, że Azriel nie jest złym człowiekiem. Coś jednak sprawiło, że zwątpił w Boga, odszedł od religii, zwątpił w świat, w życie dla innych. Odwiedza jednak chorą siostrę żony Miriam-Libę, mimo że nawet jej rodzeństwo ją potępiło za ucieczkę z mężczyzną. Z jakiegoś powodu Azriel jest nieszczęśliwy, ale chyba sam długo nie wie dlaczego.

Toczy długie dysputy z siostrzeńcem Cadokiem na temat świata. Cadok uważa, że ludzie to tylko chemia i fizyka. Cadok zresztą jest geniuszem i skończył wiele kierunków studiów, czyta książki w mgnieniu oka i swoje wie. Azriel wątpi, ale szuka. Gdy Szajdn zaczyna chorować psychicznie to wprowadza się Olga. Olga postanawia kupić posiadłość w Topólce. Na początku książki Olga sprawia wrażenie dobrej i uczciwej kobiety. Nie chce tak żyć w niesławie, ale bardzo kocha Azriela i nawet odrzuca oświadczyny bogatego Wallenberga. Ona też błądzi, choć sama o tym nie wie. Później ma do siebie pretensje, bo w Topólce jej córka Natasza poznała młodego oficera, z którym uciekła i który zrobiwszy jej dziecko zostawił. Staje się oschła. Azriela dotykają kolejne tragedie, jego córka Cyna zostaje aresztowana za pomaganie rewolucjonistom, syn Józef, nie mogąc znieść antysemityzmu, ucieka do Palestyny. Nie może jednak przyjąć punktu widzenia siostry Mirełe, socjalistki. Pomaga jej, ale czuje, że nie można zabijając jednych pomóc innym, że to nie może być wyjście.

W rozmowie z Cadokiem Azriel mówi: "Straciłem wiarę w możliwość niesienia pomocy chorym". Gubi się, ale powoli zaczyna coś widzieć. Gdy Cadok chwali postęp i chęć odejścia od tradycji, jego żona Chana mówi: "O czym tak ze sobą rozprawiacie? To dzień święta. Jest Bóg w niebie, na pewno." Może to jest takim impulsem dla Azriela. W dniu świąt zjawia się bowiem w Marszynowie, w domu rodziny i w domu rabina Jochanana. Rabi pyta: "Czyś przejrzał? - Nie całkiem. Ale dojrzałem ich zakłamanie. - To tyle samo znaczy." Czy to nie piękne, że można wątpić i starać się, i to starczy. Że wiara to nie pewność. Że Bóg na nas czeka mimo, że nie jesteśmy idealni, mimo, że błądzimy, postępujemy źle, że krzywdzimy, to on nadal czeka tak jak czekał rabin Jochanan, który przecież też miał chwilę zwątpienia na łożu śmierci. "Święci również wątpili. Dopóki dusza przebywa w ciele, nie może być niczego całkowicie pewna. Przy bożej pomocy wszyscy poznamy prawdę." Co zatem nam pozostaje, gdy chcemy wierzyć a nie umiemy? "Nie czyń nic złego. - Czy to wszystko? - To bardzo wiele." Jakie to piękne cytaty, wręcz chciałbym wypisać pół książki.

Dopiero tam Azriel znajduje spokój i przyjaciół. W Warszawie zawsze czuł się osamotniony i obcy. Tu również wreszcie zaczyna śmiać się Misza, mały synek Azriela. Tu dopiero chce być Żydem, bo wszyscy go tu kochają a nikt nie bije i nie dokucza ze względu na pochodzenie. Oczywiście nic nie dzieje się jak za dotknięciem magicznej różdżki, wszystko wymaga czasu. Azriel widzi, że może dużo z tego to tylko pozory, że to tylko dzień święta a zwykli szarzy Żydzi na co dzień zachowują się inaczej. Wie, że nawet w Biblii mimo, że każe nie zabijać są opisy morderstw na obcych ludziach. Czy to wszystko zakłamanie? I co ma zrobić? Opuścić Olgę, z którą się już ożenił po śmierci Szajdn? Próbuje jednak coś zmienić. Wie, że nie będzie łatwo, bo nigdy nie jest. Szuka korzeni, czuje, że Palestyna, że przodkowie go wołają. Jego postać pozostawia nadzieję, dużo nadziei.

Klara... Już na początku książki dowiadujemy sie, że jest zła, rozpustna i nieodpowiedzialna. Porzuca męża Kalmana by uciec do Paryża z kochankiem Aleksandrem Cypkinem. Cypkin też opuszcza żonę Sabrinę i synka Bolka. Oboje postępują źle i słono za to płacą. Tylko, że punkt widzenia obu postaci jest zupełnie inny. Obwiniają się za to co ich spotkało. Cypkin pisze do siostry Sonii jak to Klara zmieniła się w podróży, jak flirtowała z mężczyznami a jego zaniedbywała. Podobno nawiązała znajomość z Rosjaninem Mirkinem i miała spotkać się z nim w Warszawie. Straciła też całe ich pieniądze w kasynie. Porzuciła Aleksandra bez grosza. Tułał się po Paryżu nie mając za co kupić jedzenia. Jego list do siostry jest pełen rozpaczy, czuć, że bliski jest samobójstwa. Myśli jednak o wyjeździe do Ameryki.

Klara tymczasem obwinia za wszystko Cypkina, że to on pchnął ją w ramiona Mirkina, że to on namówił ją na podróż. Wraca do Warszawy by opiekować się ich córką Felusią. I nie wiemy kto ma rację, kto jest dobry a kto zły w tej sytuacji. Czy ktoś kłamie? A może tak jakoś oboje mówią prawdę, swoją subiektywną prawdę, może w oczach każdego z nas prawda wygląda inaczej. W końcu jednak oboje czują, że ciężko im bez siebie żyć. Klara jednak popełnia błąd. Jej zaślepienie bogactwem powoduje, że godzi się podróżować z Mirkinem, który obiecuje jej pokaźny spadek. Wtedy też poznajemy pierwszy raz pomocnika Mirkina Jaszę Winawera. Zdecydowanie nie wzbudza mojej sympatii, sprawia wrażenie, że oboje z Mirkinem coś knują w stosunku do Klary. Mimo, że czujemy, że Klara brnie coraz bardziej w przepaść to jakoś nie sposób jej potępić. Czuję, że to nie jej zła natura.

Gdy Mirkin umiera, Klara coraz bardziej pragnie znów być z Cypkinem. Czuje się chora i stara, ale bierze córkę i wyruszają do Ameryki. Jest już jednak dojrzalsza i mądrzejsza, wie, że Aleksander się ożenił i nie chce go odbierać żonie. Niestety stało się tak, że znów nawiązali romans. Czujemy jednak, że Cypkin nie jest szczęśliwy, że nie kocha żona, która go nie rozumie. Może lepiej by wreszcie byli razem, by nie krzywdzili się już a żona zrozumie... Cypkin jednak postępuje niesprawiedliwie. Boi się opuścić żonę, ale wypomina Klarze, że była z Mirkinem. Coraz bardziej przepełnia go uczucie odrazy do niej. Gdy Klara czuje, że to nie może tak dłużej trwać, chce wrócić do domu. On ją obraża. Czemu nie może przezwyciężyć własnej dumy, czemu nie ma odwagi coś zmienić i przyznać się do błędów? Klara mówi mu wszystko otwarcie.

Klara wraca. Syn jej i Kalmana Sasza postępuje wbrew jej zasadom. Stracił wiarę w uczciwość kobiet, więc postanowił je krzywdzić. "Kobiety są zarozumiałe, kiedy jednak wiedzą, że można je zmieniać jak rękawiczki, stają się potulne niczym baranki." Nie jest jednak całkiem zły, zwątpił, ale w duszy pragnie czegoś innego, choć czasem trudno to dostrzec. Kocha jednak Klarę i choć kłóci się z nią i nie okazuje czułości to daje jej zawsze pieniądze i jest kiedy go najbardziej potrzebuje. W życiu Klary pojawia się jednak znów Jasza Winawer. I tu jedna z największych niespodzianek. Okazuje się człowiekiem dobrym i kochającym. Pomaga jej i powoli zdobywa jej zaufanie. Gdy Klara choruje czuwa przy niej dzień i noc. Wzbudza dużo sympatii czytelnika. Klara jednak umiera, ale jak piękna to śmierć, jak dobra. "Uśmiechnęła się, zamknęła oczy i poczuła wielką ulgę". Widziała wszystkich najbliższych zmarłych. Zjednoczyła się z nimi i może wreszcie znalazła spokój. Ta postać również przynosi nadzieję. "To już nie była Klara, pozostała tylko powłoka, cząstka wieczności."

Lucjan... Cóż tu o nim napisać? Morderca i uwodziciel, największy zatem potwór wśród naszych bohaterów, a może właśnie najbardziej zagubiony, najbardziej potrzebujący pomocy i miłości bliźniego.
Wydaje sie bez serca, bo potrafił nawet wykorzystać Janinę, córkę zamordowanego przez niego człowieka. Ona zaszła w ciążę a on ją zostawił i uciekł. Wydaje się też nie czuć wyrzutów sumienia za swoje zbrodnie. Czy taka jest jednak prawda? Czemu unieszczęśliwił żonę Miriam-Libę, czemu nie widzi miłości siostry Felicji, czemu krzywdzi Kasię i nie chce ich dziecka? On też zwątpił. "Wierzysz w Boga? - Bynajmniej. - Któż więc stworzył ten świński świat?" W więzieniu mówi, że chce zacząć nowe życie, że spróbuje, ale czy potrafi? Po wyjściu znów krzywdzi. Janina, Kasia...

A przecież wyszedł tylko dzięki Felicji. Tylko niej i jej bezgranicznej dobroci i miłości. To niesamowite ile dobra może zmieścić się w takiej zwykłej kobiecie. Nie jest jednak ani przez chwilę postacią papierową, powoduje, że zaczyna się wierzyć w dobro. Jako katoliczka głęboko wierzy w Boga. I robi wszystko by odpokutować winę brata. Znosi upokorzenia od rodziny ofiary, ale mimo to chce jej pomóc. Zdobywa ich zaufanie i przyjaźń. To ona adoptowała Janinę. A jak się jej odwdzięczył Lucjan? Tylko kolejne kłopoty. Dobrze, że nikogo więcej nie zabił, bo chciał Bobrowską, która potem okazała tyle zrozumienia Janinie. Ta starsza kobieta też popełniła wiele błędów, czuć jednak, że ma dobre serce. Janina zwróciła się z pomocą do Bobrowskiej. To bardzo przykra scena... scena śmierci niewinnego dziecka i rozpaczy Felicji. Ale czy trzeba winić Bobrowską albo Janinę? Myślę, że nie.

I w chwili, gdy Janina już zaczyna powoli nowe życie, zjawia się Lucjan. Mówi, że wyjeżdża. Felicja nie ma do niego pretensji. Przyjmuje go z otwartym sercem, czuje, że jest zagubiony a nawet chory. "Co ci dolega, braciszku? Co cię tak boli? - Wszystko, ot co! Cóż za świński wynalazek całe to życie? Rodzimy się w śluzie i krwi, cierpimy ileś tam lat i idziemy na żer robakom. Cały ten interes mnie mierzi." Ale czy takie słowa mogą usprawiedliwiać morderstwo? Na pewno nie.

Ale Felicja wierzy, że Bóg istnieje i mówi to Lucjanowi. Wierzy, że można się cofnąć, że warto próbować. Nawet Marian, sceptyczny i racjonalistyczny mąż Felicji przyjmuje Lucjana. Lucjan nie wierzy, że ktoś może go kochać, że kogoś może obchodzić jego los, a tutaj jest przyjęty i wierzą w niego. A on już chciał popełnić samobójstwo. Marian mówi, że nigdy nie jest za późno, może uczyć się, zostać aptekarzem i bogato się ożenić. Lucjan z początku nie wierzy, ale zostaje, zaczyna nawet myśleć o małżeństwie z Janiną. A przecież Marian mu mówił, że człowiek to zespół reakcji chemicznych i procesów fizycznych. Ale dlaczego w takim razie Felicja jest taka inna, taka dobra? Może i on może? Może i dla niego jest nadzieja? Tylko dlaczego w ostatniej chwili znów się poddał? Była nadzieja, na pewno! To bardzo tragiczna postać, ale może Bóg zrozumie, bo Marian niestety nie zrozumiał: "Dlaczego to zrobił? Raptus z niego."

Cóż zatem pozostaje z człowieka? Co po sobie pozostawia? "Spuścizna" pełna jest nadziei, pełna wiary, ale i pełna pytań i problemów nie do rozwiązania. Jak postępować? Czy można patrzeć z założonymi rękami jak Żydzi są nienawidzeni, czy trzeba się buntować? Czy rację mają socjaliści? Ale przecież oni w nic nie wierzą tak naprawdę. Ich ideały to może tylko ideały. Co powiedzieć o jednej z rewolucjonistek, która nazwała zakochanego Winawera głupcem? Może oni błądzą też? Bo odeszli od wiary. Nawet Cyna w największym niebezpieczeństwie, sama dziwiąc się sobie, zaczęła się modlić. Może to jest wyjście. Przecież w każdym człowieku jest potrzeba czegoś duchowego, potrzeba bezpieczeństwa i zaufania. Wreszcie potrzeba sensu istnienia. Jeśli Bóg się nami opiekuje i chroni, to damy radę wszystkiemu, to będziemy żyli jak ta rodzina z Marszynowa. Ale tu która to religia nie jest ważne chyba. Singer nie wartościuje. Najbliższa jest mu żydowska, ale to nie musi być jedyne wyjście. I ta cała Warszawa - brudna, wroga, ale mimo to opisana z sentymentem. Dziwnie się czyta o Warszawie z tej perspektywy, gdzie Polacy potrafią być czasem tak okrutni. Ale jest nadzieja, kilka osób ją nam przyniosło. Może i nawet Sasza się opamięta... Więc mogą leżeć w grobie spokojnie seniorowie rodów: Daniel Kaminer, Kalman Jakobi i rabin Jochanan. Pozostawili po sobie spuściznę. To świat już nieistniejący, ale w duszy czytelników pozostanie żywy.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2052
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 4
Użytkownik: żabka zielona 27.01.2008 20:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Właśnie przeczytałem... U... | krysiron
Przeczytałam:) Ta czytatka jest taka fajna, że nawet nie wydaje się długa. Pozwala właśnie całą tą książkę jeszcze raz przeżyć. I jak fajnie wyjaśniłes mi ten tytuł, bo go nie rozumiałam do tej pory. Aż szkoda, że nie przerabialiśmy tej książki na polskim, bo by nam się na pewno to wszystko jeszcze lepiej ułożyło. Pozdrawiam cię sesjowo Krystianicho:)
Użytkownik: krysiron 31.01.2008 16:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Przeczytałam:) Ta czytatk... | żabka zielona
Teraz wizyta w praskich synagogach i cmentarzu nabiera innego znaczenia. Cieszę się, że przeczytałaś:)
Użytkownik: Sophie7 27.01.2008 23:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Właśnie przeczytałem... U... | krysiron
Uff...Ale się zaczytałam,Uff...świetna czytatka - niezwykle interesująca.Przymierzam się do ponownego przeczytania "Dworu" i "Spuścizny",bo bardzo ckni mi się za singerowskimi bohaterami.pozdrawiam:)
Użytkownik: krysiron 31.01.2008 16:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Uff...Ale się zaczytałam,... | Sophie7
Nie sądziłem, że ktoś to przeczyta w całości:) Pisałem głównie by samemu nie zapomnieć co mi zostało po czytaniu, zdradzając wszystkie szczegóły. A tu były aż dwie odważne wytrwałe osoby:)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: