Dodany: 11.08.2007 20:50|Autor: misiak297

Czytatnik: Misiakownik

O smutku kończenia cyklów ("Noce i dnie") i sequelach


No i cóż... stało się. Ostatnia kartka "Nocy i dni" Marii Dąbrowskiej za mną. I czuję taką dziwną pustkę. Przyzwyczaiłem się do rodziny Niechciców, a nawet jeśli między tomami robiłem sobie solidne przerwy, to zawsze było to radosne oczekiwanie, pewność, że coś się tym Niechcicom jeszcze przydarzy, jakieś karty ich historii są przede mną nie odsłonięte.

A tu... nic. Niby można mieć żal do Dąbrowskiej. Z jednej strony kroniki rodzinne można ciągnąć bez końca, z drugiej można postarać się o zamknięcie takiej kroniki. Doskonałym przykładem jest tu "Saga rodu Forsytów" Galsworthiego. Sama w sobie mogłaby stanowić odrębne dzieło, bo kontynuująca ją "Nowoczesna komedia" nie byłaby konieczna. Domyka tylko całość.

Ostatnio zwróciłem uwagę, jak kroniki Forsytowskie zostały mistrzowsko skonstruowane. Możemy tu mówić nawet o pewnej klamrze kompozycyjnej. I tu trochę spoilerów. Zauważcie, że dzieło otwiera bal zaręczynowy June Forsyte i Phillipa Bossineya. Starzy Forsyte'owie są jeszcze w komplecie, u szczytu chwały można nawet powiedzieć. A jak to się kończy? Zaślubinami (zauważcie, że zaślubiny June i Phillipa nie doszły do skutku) i śmiercią ostatniego ze starych Forsyte'ów.

Jak do tego ma się "Nowoczesna komedia"? Domyka wszystko, to znaczy dokonało się: między Fleur Forsyte Mont i jej kuzynem Jolyonem Forsytem doszło do zbliżenia. Inna sprawa, że razem z tym wszystko runęło, a Soames Forsyte - właściwie główny bohater cyklu, biorąc pod uwagę, że "Saga rodu Forsyte'ów" miała z początku nosić tytuł "Posiadacz". Ale to tylko już mistrzostwo i maestria kompozycyjna sagi.

No dobrze, ale nie do tego zmierzam. Zawsze kiedy kończę jakieś wielotomowe dzieło, które przypadło mi do gustu, odczuwam ten sam smutek. Może to każe nam sięgać po miernej jakości sequele spod innych piór?

Taki żal odczuwałem wraz z "Ostatecznie świat się jeszcze nie kończy" zdaniem wypowiedzianym przez Scarlett O'Harę i zamykającą powieść Mitchell. Świat się nie skończył, ale skończyło się "Przeminęło z wiatrem". Taka sama pustka mnie ogarnęła, gdy Dickens na koniec podsumował losy Klubu Pickwicka i jego członków. No i kiedy Thackeray w ostatnim zdaniu "Targowiska próżności" stwierdził "Przedstawienie skończone" i jak w "Nędznikach" (spoiler) Jean Valjean umiera i kończy się wielkie dzieło Victora Hugo. Również przykro było, gdy Hercules Poirot i panna Marple przeprowadzili na kartach powieści Agathy Christie wszystkie swoje śledztwa.

Czy Wy również macie takie odczucia po lekturze wielotomowych cykli? Czy sięgacie po sequele? Mnie się zdarzyło:

- "Pani de Winter" Susan Hill - dosyć znośna kontynuacja "Rebeki" Daphne du Maurier, ale nie równająca się w żadnej mierze z oryginałem.
- "Forsyte'owie" Sulejki Dawson - nawet dobra, gdyby nie ostatnia część książki, która jest po prostu kolejnym romansem
- "Scarlett" Alexandry Ripley - kontynuacja "Przeminęło z wiatrem". Kto ją czytał ten wie, co to za koszmar.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2790
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 9
Użytkownik: norge 12.08.2007 12:49 napisał(a):
Odpowiedź na: No i cóż... stało się. Os... | misiak297
Uwielbiam lekturę wielotomowych cykli i mam podobne wrażenia, jak kończę je czytać. Bardzo polecam sagę Mazo de La Roche z cyklu "Rodzina Whiteoków". To moja najulubieńsza. No może po "Sadze rodu Forsyte'ów". Z polskich zdecydowanie preferuję "Noce i dnie".
Użytkownik: misiak297 12.08.2007 17:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Uwielbiam lekturę wieloto... | norge
A są jeszcze inne tego typu Sagi spod polskiego pióra? Jeśli tak, napisz proszę. Jestem bardzo ciekaw, bo lubię ten gatunek.
Użytkownik: norge 12.08.2007 22:30 napisał(a):
Odpowiedź na: A są jeszcze inne tego ty... | misiak297
Nie jestem pewna, czy je można nazwać sagami rodzinnymi. No więc jest taki cykl Ewy Szelburg Zarembiny "Rzeka kłamstwa". Następnie kojarzy mi się wieloczęściowa opowieść Krystyny Nepomuckiej "Niedoskonała miłość". Być może "Boża podszewka"? Ale to tylko 2 tomy. Wszystkie wymienione oceniam tak sobie. "Boża podszewka" najsłabsza, ale za to bardzo dobry film, zwłaszcza pierwsza, wieloodcinkowa część.
Użytkownik: misiak297 12.08.2007 22:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie jestem pewna, czy je ... | norge
Dzięki za ostrzeżenie... właśnie myślałem czy by sobie nie kupić tej "Bożej poszewki"...
Użytkownik: juka 12.08.2007 22:43 napisał(a):
Odpowiedź na: A są jeszcze inne tego ty... | misiak297
Jeśli mogę się wtrącić, to z polskich sag polecam "Sławę i chwałę" Iwaszkiewicza i "Wiek samotności" Nurowskiej - tę drugą trochę mniej, ale czyta się nieźle.
Użytkownik: illerup 12.08.2007 13:14 napisał(a):
Odpowiedź na: No i cóż... stało się. Os... | misiak297
Wielotomowy cykl w swoim życiu przeczytałam tylko jeden (w wieku 12 lat): o rodzinie Whiteoaków, teraz stwierdzam, że to w gruncie rzeczy takie sobie było.
Odczucia podobne do Twoich mam w momencie, kiedy przeczytałam już prawie wszystkie książki jakiegoś autora, którego bardzo lubię (np. Kinga zostały mi jak na razie jeszcze tylko 2 książki do przeczytania :/, albo Pratchetta, jakieś 2 czy 3).
Jedyne pocieszenie to to, że obaj panowie co jakiś czas coś nowego wydają :).

Strasznie zazdroszczę mojemu bratu, który przeczytał dopiero 3 książki o Dysku, a cała reszta jeszcze przed nim :)
Użytkownik: Gusia_78 12.08.2007 13:33 napisał(a):
Odpowiedź na: No i cóż... stało się. Os... | misiak297
Misiaku - przez wspomnianą przez Ciebie "Scarlett" nie przebrnęłam, a chyba powinnam, tylko po to aby postawić 1. Czytałam jeszcze kontynuację Trylogii "W ręku Boga" Stojowskiego, kilka lat temu nawet mi się podobała, ale ten niedosyt chyba zawsze zostanie. Po kontynuację mojego kochanego "Hrabiego Monte Christo" już nie sięgnęłam, bałam się niesmaku. Jestem przeciwna kontynuacjom, one nie likwidują tego poczucia pustki, które pozostaje po przeczytaniu oryginału.
Użytkownik: misiak297 12.08.2007 17:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Misiaku - przez wspomnian... | Gusia_78
Ja również przeczytałem tylko pierwszy tom "Scarlett", a to nie wystarczy, żeby lojalnie postawić zasłużone jeden. Za to rzecz dziwna - serial "Scarlett" uwielbiam. Widziałaś? Ilekroć imituje go nasza polska telewizja zasiadamy całą rodziną i oglądamy. Choć to raczej z sentymentu dla książki Mitchell. No i oglądając nie można mówić o beznadziejnym języku jakim napisane jest "Scarlett" A. Ripley. No i to "Love hurts" Nasarethu na końcu... ach...
Użytkownik: miau 29.09.2007 15:00 napisał(a):
Odpowiedź na: No i cóż... stało się. Os... | misiak297
Także w bibliotece szkolnej.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: