Dodany: 31.07.2007 11:22|Autor: AnnRK
Klapki...
Wiem, że była zima. Za szczelnie zamkniętym oknem padał śnieg. Było pięknie. Takie piękno tworzą tylko wirujące płatki śniegu. Stałam więc i obserwowałam je przez zaparowaną oddechem szybę.
Dookoła krzątali się ludzie. Było głośno. Z każdego kąta rozlegał się śmiech. Grała muzyka. Typowa, domowa impreza. Brzęk szkła i hałaśliwie okazywana radość. Krzyki i nawoływania tych, którzy na chwilę gdzieś przepadli. Bo nigdy nie wiadomo dokąd skierowali swe kroki i jak niepewny był ich chód. Z głośników popłynął wolniejszy kawałek. Niby stałam przy tym oknie, ale mnie nie było.
Potem poczułam ten chłód. Spojrzałam w dół. Bose stopy dotykały zimnego parkietu. Zadrżałam.
Kapcie leżały obok. Trzęsłam się coraz bardziej. Nagle poczułam się tak, jakbym stała boso na śniegu. W cienkich spodniach i bluzce wiązanej na szyi. Błękitnej. Ubrałam więc leżące obok klapki. Chłód zelżał jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Wtedy zgłosił się właściciel obuwia.
Siedział na wersalce. W ciepłym swetrze i sztruksowych spodniach. Na nogach miał grube skarpety. Patrzył na mnie ze złością, wyciągając ręce po pantofle. Ściągając je czułam na nowo ogarniający mnie chłód. Po policzku wolno potoczyła się łza. Ludzie patrzyli zdziwieni, ale on nie cofnął ręki.
Znów stałam boso i czułam, że wszystko we mnie zamarza.
Wtedy się obudziłam.
Czasami sen pomaga zrozumieć rzeczywistość...
Klapki zdjęłam ze stóp. Klapki spadły mi z oczu.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.