Dodany: 23.04.2012 19:49|Autor: polter
Wiking noir
W jesienne deszczowe popołudnie policja przyjmuje zgłoszenie o morderstwie. Ofiarą jest siedemdziesięcioletni mężczyzna. Na pierwszy rzut oka wygląda to na jakąś przypadkową śmierć, łatwą do rozwikłania przez policję. Detektywi określają ją nawet mianem "typowej flejowatej islandzkiej zbrodni". Niepokój komisarza Erlendura Sveinssona budzi jedynie dziwna wiadomość zapisana na małym skrawku papieru. Rozpoczyna zatem dochodzenie. Im więcej informacji pojawia się na temat ofiary, tym więcej rodzi się nowych pytań. To, co pierwotnie zapowiadało się na rutynowe i proste śledztwo, w rzeczywistości okazuje się długim i mozolnym poszukiwaniem prawdy. Chcąc ją odnaleźć, komisarz będzie musiał przenieść się w czasie kilka dekad wstecz i odkryć wiele od dawna skrywanych tajemnic.
Akcja rozgrywa się podczas jesiennych dni, coraz krótszych, coraz bardziej ciemnych i ponurych. Ciemności potęguje ciągle padający deszcz i niosące go ciemne chmury. W takiej scenerii zagłębiamy się wraz z komisarzem Sveinssonem w otchłań ludzkich sekretów, pogrzebanych przez długie lata. Każdy kolejny element układanki odsłania pewien fragment historii, która staje się coraz bardziej zagmatwana i coraz bardziej brutalna. Sytuacji nie poprawia kondycja fizyczna i psychiczna samego komisarza, zmagającego się z dziwnym bólem w klatce piersiowej i problemami z dorosłymi już dziećmi. Syn komisarza pije, córka bierze narkotyki i dowiaduje się, że jest w ciąży. Przytłoczony śledztwem i problemami detektyw nie ustaje jednak w swych poszukiwaniach.
Nastrój książki jest tak ponury, jak ponura może być deszczowa jesień w dalekim północnym kraju. Czytelnik ma wrażenie nieustannego półmroku, w którym wszyscy ludzie poruszają się nieco po omacku. Ten klimat służy nie tylko oddaniu nastroju zbrodni, ale staje się niejako metaforą normalnego życia na Islandii. Być może nawet życia ludzkiego w ogóle, w którym każdy ma jakieś tajemnice, skrywane głęboko przed wszystkimi.
Jak już zdążyli nas przyzwyczaić inni autorzy skandynawskiej literatury kryminalnej, historia śledztwa jest jedynie punktem wyjścia do ukazania szerokiej panoramy społecznej. Tak jest również w przypadku powieści Indriðasona. Towarzysząc komisarzowi w śledztwie czytelnik ma okazję poznać istotne – przynajmniej z punktu widzenia autora – problemy społeczne Islandii, których ukazanie stanowi niewątpliwy walor tej książki. Rosnąca przestępczość, narkomania, brak więzi rodzinnych to tylko część z nich. Ważna jest kwestia genetyki, bo na niewielkiej, odległej od świata wyspie w wyniku zbyt małej wymiany genów dziedziczne choroby są także problemem. Intryga kryminalna służy jako świetny pretekst do zadumy nad kondycją islandzkiego społeczeństwa i zasad, jakimi się ono rządzi. Indriðason nie moralizuje, nie sądzi i nie podaje gotowych recept dotyczących ewentualnych działań, które mogłyby uzdrowić sytuację. Bardziej zależy mu na dokładnym i rzetelnym opisie, który, być może, stanie się przyczynkiem do poszukiwań odpowiedzi na rodzące się pytania o przyszłość wyspiarskiego narodu. Zapewne zupełnie inaczej odbierają "W bagnie" ludzie spoza Islandii, ale nawet dla osób nieznających realiów tego odległego i leżącego na uboczu kraju jest to lektura zajmująca.
Indriðason pisze w sposób bardzo oszczędny. Nie znajdziemy tu długich opisów, nie ma zbyt rozbudowanej charakterystyki poszczególnych postaci. Krótkie zdania, z jakich zbudowana jest ta książka, tworzą krótkie akapity, które z kolei łączą się w krótkie rozdziały. Całość tworzy wrażenie niezwykle przemyślanej konstrukcji, w której każdy element pozostaje na swoim miejscu. Nie sposób niczego odjąć bez zburzenia całej budowli, tak samo, jak dodanie czegokolwiek zapewne ujęłoby mocy sile wyrazu.
Jak przystało na pełnokrwisty czarny kryminał, zakończenie nie przynosi nikomu ostatecznej ulgi, jedynie krótką chwilę wytchnienia. Można w tym momencie spojrzeć bardziej metaforycznie na tytuł i stwierdzić, że wszyscy tkwimy w bagnie. Mówi o tym zresztą sam komisarz Sveinsson, którego słowom wypada w tym wypadku zawierzyć. Jego zdaniem, cała nasza egzystencja to bagno, stworzone przez innych i przez nas samych pospołu. Dlatego też, im bardziej próbujemy się z niego wydostać, tym głębiej zapadamy się w jego odmęty. I musimy z tą świadomością nadal żyć.
Książka jest pierwszą częścią cyklu śledztw komisarza Sveinssona i ukazuje jego postać w sposób bardzo interesujący. Warto chyba dać szansę Indriðasonowi, bo tworzy on szczególną atmosferę, od której trudno się uwolnić. Jeśli zatem szukamy niebanalnej rozrywki, zmuszającej do myślenia, W bagnie jest tym, co sprawi, że nie wstaniemy z fotela przed przewróceniem ostatniej kartki.
[Autorem recenzji jest Krzysztof Dominik "daft_count" Mroczko.
Tekst pierwotnie opublikowany w serwisie Poltergeist: http://ksiazki.polter.pl]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.