Dodany: 20.03.2004 09:24|Autor: bazyl3
bez tytułu
Znany mi do tej pory dorobek Mastertona oparty był o mity i legendy, bądź to rdzennych mieszkańców Ameryki, bądź innych egzotycznych nacji. Tym razem jednak autor sięgnął do sprawdzonych wzorców literackich i transformował dla swoich potrzeb (i dla naszej uciechy ;)) ) najsłynniejsze bodaj dzieło Oskara Wilde'a, czyli "Portret...". I teraz IMO polecałbym dwie drogi:
1) dla tych, którzy nie czytali "Portretu Doriana Graya" najpierw on, później Masterton;
2) dla tych, którzy jednak czytali polecam (w ostateczności) "Wizerunek..." jako przerwę w bardziej "ambitnej" lekturze.
A moje odczucia? Obrzydliwa (nie czytać przy jedzeniu) i o wiele słabsza od "Tengu", "Manitou" i innych wcześniejszych książek pana Grahama.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.