Dodany: 06.03.2012 17:17|Autor: norge

Rodzicielski horror, czyli kto jest winien?


Są ludzie, którzy nie nie rozumieją, po co ktoś miałby oglądać film, który źle się kończy. Albo kupować brzydki obraz. Albo czytać książkę o sprawach tak bolesnych, że każda strona powoduje dziwny dyskomfort. Dlaczego zamiast tego nie można by znaleźć sobie lektury lekkiej, pogodnej, pozytywnej, miłej? No, dlaczego? Jeśli ktoś tak myśli, nie widzę żadnej możliwości, żeby mu cokolwiek wytłumaczyć. To tak, jakby człowiekowi, który nie wie, do czego służy muzyka klasyczna, opowiadać, po co jej słuchamy…

"Musimy porozmawiać o Kevinie" to jedna z najbardziej kontrowersyjnych książek, jakie czytałam. Dotknęła tematu, na który wszyscy jesteśmy chyba wyczuleni: macierzyństwa (i ojcostwa). Poruszyła i wyciągnęła na wierzch to, o czym wolałabym nie myśleć.

Kilkunastoletni Kevin urządził w swojej szkole masakrę, zabijając dziewięć wcześniej wybranych osób. Całą sytuację, zarówno sprzed, jak i po tragedii, oglądamy oczyma Evy, matki chłopca. Według jej relacji dziecko od początku nienawidziło świata, swoich rodziców i siebie. Było złe, wyrachowane i cyniczne, mimo że obydwoje poświęcali mu mnóstwo czasu i uwagi. Poprzez kilkanaście listów pisanych do męża, ojca Kevina, poznajemy wszystkie najintymniejsze myśli, uczucia, przeżycia Evy. Jak to się stało? Kto jest winien? Czy nie można było jakoś tej straszliwej tragedii zapobiec? I jak dalej z tym żyć?

Wiele tych pytań się nasuwa; co jedno to trudniejsze. Bohaterka, osoba wyemancypowana, wykształcona, inteligentna i niestroniąca od refleksji, zastanawia się, po co - ale tak  n a p r a w d ę  po co - ludzie chcą mieć dzieci. Szczerze przyznaje, że mimo olbrzymich starań Kevina pokochać nie potrafiła. Rozmyśla nad tym, czy dziecko (powiedzmy specjalnej troski, trudne wychowawczo itd.) może rozbić małżeństwo, które – gdyby nie ono - przetrwałoby w szczęściu i zgodzie. Rozważania Evy są przeprowadzane w tak prowokująco chłodny sposób, że czytelnik przyzwyczajony do nieskomplikowanych, stereotypowych historii rodzinnych będzie musiał bezradnie opuścić ręce...

Lektura tej książki zwraca również uwagę na problem granic. Kiedy i czy w ogóle kiedykolwiek należy powiedzieć swojemu dziecku: stop, zostawiam cię, więcej ci nie jestem w stanie wybaczyć, nie mogę cię dłużej wspierać, chronić, kochać...? Już na kilka lat przed masakrą Eva uświadomiła sobie, że Kevin z wiekiem staje się coraz bardziej niebezpieczny, że niszczy całą rodzinę, zagrażając zdrowiu i życiu najbliższych. W jednym z listów pyta samą siebie: "Dlaczego po prostu nie odeszłam…"*? Właśnie, dlaczego? Jeśli nie pojawiała się żadna szansa na uzyskanie pomocy psychologicznej lub psychiatrycznej, jeśli nie było cienia wsparcia ani zrozumienia ze strony męża, a w niej narastały niechęć do syna, rozpacz i strach, wyprowadzenie się z domu mogłoby być najsensowniejszym krokiem. Kevin zostałby przy tatusiu, który przesiąknięty "amerykańskim optymizmem" kochał go i akceptował takim, jakim był. Oczywiście decyzja tego typu jest trudna, okrutna i paskudna. Wymaga ogromnej siły i odwagi; porównywalnej z siłą i odwagą rodzica, który pozwala swojemu dziecku-narkomanowi sięgnąć dna, a nawet umrzeć. Niestety, czasami bywa to wyjście jedyne, zwłaszcza jeśli chce się cokolwiek uratować. Eva miała co i kogo ratować, zapewniam.

Można do końca świata dyskutować, czy zwichrowana osobowość Kevina była efektem braku miłości matki, emocjonalnego chłodu, który mu podczas dorastania fundowała, czy tak naprawdę rodzice, mimo najszerszych chęci i umiejętności pedagogicznych, mają ograniczony wpływ na rozwój i charakter dziecka. A co, jeśli Kevin już urodził się nikczemny i zły, a jego matka to wyczuła, zrozumiała swoją bezradność i choć robiła wszystko, co było w jej mocy, TEGO DZIECKA pokochać nie potrafiła? Czy jednak naprawdę nie potrafiła? Moje wątpliwości skumulowały się podczas czytania końcowych stron książki. Czyż nie liczy się bardziej to, co matka dla dziecka faktycznie robi, niż to, że swoją miłość czuje i deklaruje? I co, jeśli taka kochająca mama jest w stanie krzywdzić, zaniedbywać, na wszystko przymykać oczy, uzależniać od siebie itp., itp.?

"Musimy porozmawiać o Kevinie" to świetny thriller sensacyjny z porażającymi zwrotami akcji i jasno nakreślonym zakończeniem. Autorce udało się przekształcić sensacyjną historię w prawdziwą literaturę i stworzyć niepokojącą opowieść, która dociera do najgłębszych zakamarków serca.

Polecam.


---
* Lionel Shriver, "Musimy porozmawiać o Kevinie", przeł. Krzysztof Uliszewski, wyd. Videograf II, 2008, s. 346.







(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4934
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 11
Użytkownik: koczowniczka 07.03.2012 17:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Są ludzie, którzy nie nie... | norge
Cieszę się, że napisałaś recenzję tej książki :-)
"Oczywiście decyzja tego typu jest trudna, okrutna i paskudna. Wymaga ogromnej siły i odwagi; porównywalnej z siłą i odwagą rodzica, który pozwala swojemu dziecku-narkomanowi sięgnąć dna, a nawet umrzeć"
Tak się zastanawiam... Czy opuszczenie niedobrego dziecka i zostawienie go na pastwę losu na pewno byłoby aktem siły i odwagi? Wydaje mi się, że byłoby to raczej tchórzostwo i uciekanie od odpowiedzialności, a może po prostu akt bezradności. Odwagi w takim postępowaniu nie widzę. Moim zdaniem odwagą jest zostanie w miejscu, gdzie dzieje się źle.
Myślę też, że gdyby Eva się wyprowadziła, Kevin i tak by ją odnalazł. Był już dużym chłopcem...
Użytkownik: norge 07.03.2012 18:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Cieszę się, że napisałaś ... | koczowniczka
Koczowniczko, z treści książki wynika, że Kevin nie był - jak piszesz - dzieckiem niedobrym. Dzieci niedobrych, wychowawczo trudnych, sprawiających swoim rodzicom ból - jest na świecie mnóstwo i nigdy bym się nie odważyła zachęcać matek do ich opuszczania, bo w ten sposób mogłyby wyludnić się nam domy :)

Z posiadanych przez nas danych możemy wysnuć wniosek, że Kevin był psychopatą zagrażającym zdrowiu i życiu ludzi, manipulatorem będącym w stanie niszczyć innych (przykład nauczycielki), chłopcem o poważnych zaburzeniach seksualnych itd. itd. I wydaje mi się, że zapominasz o tatusiu, który syna bardzo, ale to bardzo kochał i mógł się nim świetnie zająć. Może dałby sobie radę lepiej niż Eva? W końcu taki dorastający młodzieniec najbardziej potrzebuje ojca, czyż nie? Zatem nie ma tu w ogóle mowy o jakimś nieodpowiedzialnym porzuceniu swojego dziecka i zostawieniu go na pastwę losu. Na jaką pastwę losu??? Tatusia nazywasz "pastwą losu"?

Oczywiście bardzo się cieszę, że się odezwałaś i skomentowałaś, bo książka naprawdę może i powinna podgrzać emocje. Ale powiem ci, ze trochę mnie sprowokowałaś tytułem swojej recenzji. Nawet się zastanawiałam czy jakoś nie poruszyć tej sprawy w mojej :) Bo ja się tak cały czas zastanawiam jakby się tak zapytać w ten sposób: "A co, jak tatuś swojego dziecka pokochać nie potrafi?" Wiesz jaka odpowiedź mi się nasuwa? Nic. Jak tatuś swojego dziecka pokochać nie potrafi, to nic z tego wynika. Poza tym któż by się nad takim problemem zastanawiał? Dziecko ma przecież matkę i to dopiero jak ona nie spełnia swojej roli, jako tej, co ma kochać i zawsze być do dyspozycji, to wtedy robi się raban...
Użytkownik: koczowniczka 07.03.2012 19:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Koczowniczko, z treści ks... | norge
"Dziecko niedobre" w odniesieniu do Kevina to był taki eufemizm. Nie miałam na myśli żadnych sytuacji z życia, piszę o tym konkretnym przypadku - o naszym Kevinie.
O tatusiu nie zapominam, po prostu taki tatuś jak mąż Evy nic nie znaczy. Powierzenie opieki nad dzieckiem tak nieodpowiedzialnemu, zaślepionemu, naiwnemu człowiekowi to jak rzucenie dziecka na pastwę losu... moim zdaniem.
Co do ostatniego akapitu, zgadzam się w stu procentach. Jeśli urodzi się dziecko upośledzone lub psychopatyczne, ojca nigdy się nie obwinia, zawsze winna jest matka. To ona jest odpowiedzialna za wszystko, do niej wszyscy mają pretensje, ją oskarża się o zniszczenie rodziny i tysiąc innych rzeczy... Bardzo mnie to denerwuje, ale tak jest.


Użytkownik: norge 07.03.2012 21:01 napisał(a):
Odpowiedź na: "Dziecko niedobre" w odni... | koczowniczka
No, tak. Zatem tatuś był "pastwą losu", czyli osobą kompletnie bez znaczenia, nie mogącą odegrać żadnej pozytywnej roli w życiu Kevina. Nie miało znaczenia to, że swojego syna kochał na życie i to mu mówił, zawsze go wspierał, wierzył, że wyrośnie z niego porządny człowiek, spędzał z nim czas, organizował różne wypady i wycieczki, grał w piłkę... I oto cała ta ojcowska miłość okazała się niczym i nic dobrego nie przyniosła, bo tatuś się do wychowywania Kevina kompletnie nie nadawał. Ciekawi mnie zatem, dlaczego wszyscy czytelnicy się zastanawiają nad ewentualną winą Evy, która bardzo szczerze przyznaje, że TEGO dziecka pokochać nie potrafiła?


Nie zgadzam się, że odwagą jest zostanie w miejscu gdzie dzieje się źle. Taką postawę nazwałabym męczeństwem, a nie odwagą. Odwaga, według mnie polega na tym, że człowiek próbuje złu zapobiegać, próbuje go zmieniać, ewentualnie z nim walczyć. A jak nie da się ani zapobiec, ani zmienić, a walka jest daremna, to należy czym prędzej uciec ratując swoje życie, albo to, co z niego jeszcze pozostało. Oczywiście, to wielki dylemat jeśli tym "złem" jest własne dziecko i nie mam żadnej pewności co JA BYM ZROBIŁA, ale czytając tę książkę nie mogłam się oprzeć myśli "Evo, uciekaj gdzie pieprz rośnie. Twoim obowiązkiem jest chronić siebie i ...." nie napiszę więcej, bo zdradziłabym treść książki.


Użytkownik: Szeba 07.03.2012 19:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Są ludzie, którzy nie nie... | norge
To ja trochę inaczej. Czytam właśnie Alice Miller i kiedy przeczytałam twoją recenzję, a najpierw recenzję Koczowniczki, obie z uwagą, nasunęło mi się podejrzenie, że jest pomiędzy tymi lekturami jakiś związek. Kevina mam dopiero w planach. Popraw mnie, jeśli się mylę? Zajrzałam szybko i widzę, że czytałaś dwie Miller.
Użytkownik: koczowniczka 07.03.2012 19:49 napisał(a):
Odpowiedź na: To ja trochę inaczej. Czy... | Szeba
O, jestem bardzo ciekawa, co Diana odpowie, bo ja nie czytałam jeszcze żadnej Miller. Warto?
Użytkownik: Szeba 07.03.2012 20:40 napisał(a):
Odpowiedź na: O, jestem bardzo ciekawa,... | koczowniczka
Warto, zawsze warto ;)
W tej chwili mam mieszane uczucia. Idea wydaje mi się przekonująca (dyscyplinujący rodzice - "pamięć ciała" i ból duszy dziecka już dorosłego - nakazy moralne i w związku z nimi sprzeczność tego, co się czuje naprawdę, a co należy czuć w stosunku do i takich rodziców, bo każdych; krzywda powielana, przenoszona z pokolenia na pokolenie), ale napisane jest to średnio. Mam wrażenie naciągania. Nie wiem, zobaczymy, najpierw muszę skończyć. Potem koniecznie przeczytać Kevina. Lessing czytałam, ale obie książki o Benie były dla mnie średnie psychologicznie i literacko. Tutaj mam nadzieję na więcej, po waszych recenzjach tym bardziej. Myślę, że czytać razem te książki, równolegle, byłoby interesujące.

Jeśli chodzi o Kevina - piszecie "psychopata". To brzmi jak wyrok śmierci, jak - dziecko, z którego wiadomo, że i tak nic już nie będzie. W takim razie, może to kontrowersyjne, ale po co i dlaczego się męczyć, co to da i komu?
Użytkownik: norge 07.03.2012 21:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Warto, zawsze warto ;) W... | Szeba
Książka jest kontrowersyjna. Opieramy się tylko i wyłącznie na relacji matki Kevina. Z tego, co opowiada wynika, że dziecko urodziło się właśnie takie: jak to określiłaś już "z wyrokiem śmierci". Czy to w ogóle możliwe, oto jedno z pytań.

W określeniu "psychopata" nie ma w jego przypadku żadnej przesady: Kevin okaleczył z zimną krwią 6-letnie dziecko, które straciło oko, tak pomajstrował koło roweru kolegi, że ten cudem ocalał z wypadku drogowego, zaplanował i wykonał egzekucję 9 osób... i nie będę zdradzać jeszcze innych jego występków, a było ich naprawdę sporo m.inn. polegały na czerpaniu satysfakcji i chyba przyjemności z psychicznego znęcania się nad zwierzętami i ludźmi.
Użytkownik: norge 07.03.2012 21:05 napisał(a):
Odpowiedź na: O, jestem bardzo ciekawa,... | koczowniczka
Miller oczywiście czytać warto, jednak czy jej teorie się w wypadku tej książki tak do końca potwierdzają, to mam wątpliwości. Miller nie bierze pod uwagę przypadku, że dziecko może się urodzić złe, psychopatyczne, destrukcyjne, wynaturzone. A w "Musimy porozmawiać o Kevinie" taka sytuacja (przynajmniej hipotetycznie) zachodzi.
Użytkownik: Paulina* 02.07.2014 15:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Miller oczywiście czytać ... | norge
Myślę, że to bardzo ważne, że w książce L. Shriver narratorem jest jedna z postaci. Być może jest w tym trochę jej wyobraźni. Niemowlęta i czterolatki pewnie nie są złe, złośliwe i wyrachowane, ale ona tak to widzi. Nie wiem, czy jest to pokazane w filmie.
Rozmowa z psychologiem na temat filmu:
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,53664,10915937,Jestem_matka__Nie_kocham_s​wojego_dziecka.html
Użytkownik: miłośniczka 09.07.2014 03:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Są ludzie, którzy nie nie... | norge
Do schowka!
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: