Dodany: 12.07.2007 17:15|Autor: norge
Lato pachnące miętą, lato koloru malin...
”Z Bogiem rozmawiała bez słów. Może nawet nie należało nazwać tego rozmową, bo obydwoje milczeli. Ale był. Był tu na pewno. Czuła jego obecność. Nie emanował miłością, bo ta wydawała jej się zawsze człowieczą dziedziną. Nie było to także dobro, Bóg bowiem, jej zdaniem, nie był dobry. Było to raczej poczucie doskonałości, niepojętej doskonałości. Może dlatego wydawało jej się, że jest tylko jedna droga, aby przemówić do niego bezpośrednio – piękno. Zawsze wierzyła, że więcej modlitwy w dobrym wierszu, niż wyklepanym pacierzu, w harmonijnym tańcu, niż siedzeniu w kościelnej ławie, w koncercie fortepianowym Czajkowskiego, niż w byle jak odśpiewanej kolędzie”*.
Już tylko z tego fragmentu widać wyraźnie, że Matylda, bohaterka powieści ”Tego lata, w Zawrociu”, jest fascynująco niekonwencjonalna. Podobnie niekonwencjonalna była jej babka, która nieoczekiwanie dla całej rodziny zapisała w testamencie właśnie jej – widzianej tylko raz w życiu wnuczce – swoją przedwojenną, dużej wartości posiadłość na wsi. Dwudziestokilkuletnia dziewczyna, typowa miastowa panienka, ma przed sobą długą drogę, aby zrozumieć powody tej decyzji, a przy okazji zmienić swoje życie, dostrzegając w nim nowe wartości.
Dopiero w Zawrociu poczuła i usłyszała zwykły deszcz: ”Deszcz to dźwięki. Koncert deszczowy, sonata, symfonia. Plaśnięcia, bębnienia, pacnięcia, szumy, cieki, dzwonienie, dudnienie, muzyczne onomatopeje, wariacje rozpisane na krople, wiatr i tysiące różnych dźwięków. Wielka, wilgotna muzyka”*. I dalej: ”Świat, który był obok mnie, na wyciagnięcie ręki, świat, którego dotychczas nie widziałam, mimo że śpiewał, mienił się i drżał – ten świat nagle uchylił kilka zasłon. Zaglądałam za nie ostrożnie, pełna zdumienia i oczarowania”*. Podoba mi się ta przemiana, ten odwieczny motyw przekraczania bram tajemniczego ogrodu. Wierzę, że każdy może odnaleźć do niego furtkę, nacisnąć klamkę i … stanąć w zachwycie.
Jednym z ciekawszych wątków powieści Kowalewskiej są dzieje trzech pokoleń polskiej inteligencji. Nakreślone delikatnie, bez nachalności, robią większe wrażenie, niż niejedna na ten temat ”epopeja”. Dziadkowie Matyldy to ziemianie, ludzie z ogromną klasą, dumni i ambitni. Cudem udało im się ocalić swoje Zawrocie i może dlatego nie była w stanie ich złamać ani komuna, ani PRL. Rodzice Matyldy są z kolei ”dziećmi socjalizmu”. Odrzucili konwenanse i tradycje reprezentowane przez swoich przodków, zaczynając wszystko po nowemu. Z jakim rezultatem, możemy się tylko domyślać. Z kolei wnuki, czyli Matylda i jej kuzynostwo, to już pokolenie na wskroś współczesne. Dość łatwo odnaleźli miejsce w przekształcającej się Polsce lat 90. Ale czy uda im się zrozumieć wagę historii, poczuć świadomość korzeni? A może będą próbowali odszukać w sobie wrażliwość estetyczną dziadków?
Wyprawa Matyldy w przeszłość i we wnętrze samej siebie jest tak misternie skonstruowana, że czytelnik nie ma wielu szans, aby zbyt szybko rozwikłać wszystkie zagadki. I bardzo dobrze, bo dzięki temu książka jest jak mieniąca się wszystkimi barwami, zapachami i kształtami układanka. Składamy sobie te setki rozsypanych i pogubionych fragmentów, wchłaniamy kolory lata w Zawrociu i chcąc nie chcąc ulegamy czarowi poetyckiej prozy Kowalewskiej. Jak to zwykle bywa, oporni na zaczarowanie trochę wybrzydzają :-). Spotkałam się z uwagami, że język pretensjonalny, że stereotypy, że za dużo zbiegów okoliczności, że kto dziś mówi per ”Babko” itd. A według mnie w literaturze nie o to chodzi, aby przedstawiony w niej świat był jak najbardziej prawdopodobny, ale o to, by obraz był przekonujący. Mnie ”Tego lata, w Zawrociu” przekonuje tak bardzo, że oceniłam na 6 i natychmiast zamówiłam sobie dalsze części trylogii.
---
* Hanna Kowalewska, ”Tego lata, w Zawrociu”, Zysk i S-ka, 2004.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.