Dodany: 08.07.2007 19:14|Autor: mazalova
nie-rozczarowanie
Graham Masterton, jak nam wszystkim chyba wiadomo, jest jednym z tych pisarzy, którzy muszą zażywać jakąś literacką wiagrę, trzepią bowiem swoje fabuły od rana do nocy. Wychodzi taki na plażę, kupuje pączka, gra z dziećmi we frisbee, a potem wraca na koc i mówi do swojej polskiej żony, Wieśki:
- A, rypnę jakąś książkę o plaży.
I pisze.
I to jest w nim najstraszniejsze.
Przeczytałam ostatnio książkę pt. "Rook". Książka pt. "Rook" opowiada o nauczycielu angielskiego, Jimie Rooku, który posiada nadprzyrodzone właściwości oraz uczy dzieci specjalne. Jeden z jego uczniów zostaje zamordowany, a wszystkiemu winne są siły, o których istnieniu wie tylko Jim Rook. Siły, które my, śmiertelnicy, nazywamy siłami voodoo.
Czytałam tę książkę w nocy i liczyłam na jakieś ekscytujące sny, potwory, gwałty, najazd Indian i Eskimosów, a jedyne, co mi się przyśniło, to pajączek, który zrobił sobie nitkę od kącików moich ust aż na prześcieradło i gdy próbowałam go strącić, powiedział do mnie oskarżycielsko: bardzo schudłaś.
(Z tajemnic warsztatu pisarskiego)
Masterton może sobie być urodzonym w Edynburgu pisarzem angielskim, ale pisze jak ktoś, kto naoglądał się za dużo filmów amerykańskich klasy Be. Już sobie wyobrażam genezę i inspirację cyklu powieści o Rooku:
synek Mastertona przychodzi ze szkoły w obsmarkanych spodenkach i mówi: "Tatusiu, Garry McGeer powiedział, że mój tata jest łosiem i zabrał mi klaser z naklejkami z serii »Wally zwiedza świat«". A Masterton poruszony tym zamyślił się i zadawał sobie pytania: "Dlaczego mój syn nie może wracać ze szkoły w czystych spodenkach? Dlaczego album z »Wally zwiedza świat« stał się narzędziem takiego zła i pożądania? Co można zrobić? A gdyby tak wymyślić nauczyciela, który byłby dobry, odważny, seksowny, inteligentny..."...
I tak to poszło.
Dość daleko, żebyśmy my mogli otrzymać dzieło żałosne w swej prostocie i pełne - obrzydliwych jak dla mnie - frazesów w stylu: "Jeremy, musisz być dumny z tego, że chodzisz do klasy specjalnej, bo jesteś Amerykaninem i Ameryka daje ci taką szansę"[1] albo (tekst Rooka po rozdzieleniu dwóch bijących się uczniów): "Kiedy tu przyszedłeś, nie wiedziałeś kim był Szekspir. Ledwie potrafiłeś czytać. Nie umiałeś dodawać. Myślałeś, że prezydent Washington miał na imię Denzel. Pomyśl, jak daleko zaszedłeś. A teraz jesteś gotów odrzucić wszystko, czego dokonałeś... z jakiego powodu? Z powodu próżności?"[2].
Rispekt.
Oczywiście, jak to w każdym podrzędnym horrorze bywa, każdy superbohater ma swą laskę - w tym wypadku nauczycielkę, która - jak wyznaje nam Masterton podniecony swą wyobraźnią - wygląda dobrze nawet w żółtym swetrze w paski - co rzeczywiście (i obecne tu kobiety mogą zaświadczyć) jest pewną sztuką.
(Z tajemnic warsztatów Grahama Mastertona, znawcy spraw seksu i jemu pobocznych:
- A, wrzucę coś o cyckach, cycki zawsze przyciągają uwagę).
Ma też oczywiście - bohater Rook - swoich wiernych towarzyszy i ma swoje monstrum. Dużo tutaj latania wte i wewte, a nade wszystko dużo nieprawdopodobieństwa, że nie wspomnę, żeby nie zdradzać zakończenia, o ostatniej scenie, w której Rook całuje się ze swoją lejdi, którą wcześniej potraktował tzw. Proszkiem Pamięci (wiem, sama nazwa jest głupia, ale co ja poradzę, że to czytałam) tak, że ona pamięta tylko to, że go kocha.
Masterton szaleje, szaleje. (Widział ktoś "Szklaną pułapkę 4", jak Bruce sam jeden rozwalił samolot? no właśnie).
No, ale takie jest życie: kupujemy beznadziejny horror, wracamy do domu, czytamy go i - eureka - naprawdę jest beznadziejny.
---
[1] Graham Masterton, "Rook", tłum. Zbigniew A. Królicki, wyd. Prima, 1997, str. 21.
[2] Tamże, str. 10.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.