Dodany: 12.01.2012 21:00|Autor: joanna.syrenka

Wandy Błeńskiej spełnione życie


Doktor Wanda Błeńska – już fakt, że w październiku skończyła dokładnie 100 lat, jest sam w sobie wyjątkowy, ale nie tylko to stanowi o niezwykłości tej kobiety.

Wanda Błeńska jest lekarzem misyjnym; w szpitalu dla trędowatych w Ugandzie, nad jeziorem Wiktorii, spędziła 41 lat. Piszę jednak „jest”, a nie „była”, bo do dziś nieustannie daje świadectwo swoim życiem i swoją działalnością, opowiadając o swojej pracy, zaszczepiając w ludziach zapał do pracy misyjnej albo po prostu zachęcając do realizacji swoich marzeń.

Bo o tym, że chce być lekarką, i to lekarką na misjach, Wanda Błeńska wiedziała od dziecka. Urodziła się w Poznaniu, gdzie mieszkała przez pierwsze lata życia, potem rodzina przeniosła się do Torunia. Maturę zdała w 1928 roku i natychmiast zapisała się na Wydział Lekarski Uniwersytetu Medycznego. Już w czasie studiów angażowała się w pracę na rzecz Akademickiego Koła Misjologicznego. Po skończeniu studiów wróciła do Torunia, gdzie pracowała jako laborantka. W czasie wojny pod pseudonimem „Szarotka” i „Grażyna” działała w tajnej organizacji „Gryf Pomorski”, za co w 1944 roku została aresztowana. Szczęśliwie organizacja wykupiła ją z więzienia. Tuż po wojnie nielegalnie przedostała się do Niemiec, do swojego ukochanego i bardzo już wówczas chorego brata. Do Polski Wanda Błeńska nie miała już powrotu – podjęła pracę w szpitalach w Niemczech i w Wielkiej Brytanii, i to stamtąd w lutym 1950 roku wyruszyła do Ugandy.

W Ugandzie pracowała w różnych placówkach, ostatecznie osiadłszy na całe lata w Bulubie, gdzie pracowała z chorymi na trąd i starała się o rozbudowę ośrodka. Wciąż się szkoliła, brała udział w kursach i konferencjach na całym świecie, wykładała też na Uniwersytecie Medycznym w stołecznej Kampali, jeździła do sąsiednich krajów afrykańskich, a nawet do Indii, gdzie spotykała się z Matką Teresą i ojcem Marianem Żelazkiem – także opiekunem trędowatych i także poznaniakiem z pochodzenia.

Do Polski wróciła na stałe w 1993 roku, ale wciąż jest aktywna – pisze, wykłada, opowiada o misjach, angażuje się w działalność fundacji i stowarzyszeń. Wciąż także podróżuje.

Ten dość obszerny biogram tylko pobieżnie pokazuje, jak silną kobietą musi być doktor Wanda Błeńska. Ta jej siła przebija przez wszystkie strony książki. Sama „Dokta”- jak jest nazywana – twierdzi, że bierze się ona z wiary. Jest osobą bardzo religijną i wierzącą, ale też z ogromnym szacunkiem odnoszącą się do ludzi innych wyznań. Treścią jej życia jest medycyna, jest leczenie trędowatych – nie tylko „fizyczne”, takie, które można zobaczyć porównując slajdy sprzed i po kuracji, ale też duchowe. Wanda Błeńska uczyła, by nie izolować chorych, pokazywała, jak unikać choroby, a nie samych chorych, wspierała dotkniętych trądem, ale też ich rodziny, kiedy było trzeba.
Jej słowa w tej książce tchną niezwykłą mądrością, ale jest to mądrość najprostsza, typowa dla ludzi naprawdę wielkich.

Nie jest to pierwsza pozycja o doktor Wandzie Błeńskiej, która – można rzec nawet – jest dosyć „promowana” zwłaszcza przez środowiska katolickie, i zwłaszcza poznańskie. Nie jest ta książka dziełem wybitnym, choć na pewno w jakiś sposób różni się od reszty opracowań, choćby ze względu na formę. Pierwotnie miała to być rozmowa do „Przewodnika Katolickiego”, ale rozrosła się do zdecydowanie niegazetowych rozmiarów. Był nawet moment, kiedy przez głowę przeszła mi myśl, że to zdecydowanie nie jest profesjonalny wywiad – szczęśliwie autorki same przyznały się do tego w posłowiu: „Dowiedziałyśmy się wtedy [od Wydawnictwa Miejskiego], że nasz wywiad jest świeży, dynamiczny i widać, że... nieprofesjonalny. To była prawda. Włożyłyśmy w jego napisanie całe nasze serca, ale przygotowania dziennikarskiego nie mamy”*. Mimo tego nie skreślam tej książki i uważam, że warto po nią sięgnąć. Oprócz wywiadu zawiera też aneks, a w nim kalendarium życia Wandy Błeńskiej, notę o trądzie, o Ugandzie oraz niektóre przemówienia pani doktor. Jest też sporo zdjęć.

Czy ta książka jest laurką? Tak. Jest nią niewątpliwie. Ale o osobie z taką przeszłością i z takimi dokonaniami trudno pisać inaczej. Jeśli kiedyś ta pozycja trafi w Wasze ręce – nie odkładajcie jej pochopnie!



---
* Joanna Molewska, Marta Pawelec, "Wanda Błeńska. Spełnione życie", Wydawnictwo Święty Wojciech, Poznań 2011, s. 187.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3904
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: lutek01 13.12.2013 13:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Doktor Wanda Błeńska – ju... | joanna.syrenka
Bardzo podziwiam takie osoby i lubię o nich czytać. Książka do schowka natychmiast!
A przy okazji: czytałem parę lat temu artykuł o pewnej lekarce - Chince, która wbrew władzy i uprawianej polityce zaprzeczenia występowania wirusa HIV w Chinach podjęła samotną walkę o ludzi zarażonych HIV. Sama się doszkalała i sam ich leczyła. Niesamowita altruistka oddana chorym. Nie pamiętam, czy żyła w momencie ukazania się tego wywiadu, ale chyba tak, ale na pewno była już stara. Może ktoś skojarzy ten artykuł. Tak mi się przy czytaniu tej recenzji przypomniało, może też jest jakaś książka o tej Chince. Bo artykuł wtedy bardzo mnie poruszył.
Użytkownik: joanna.syrenka 13.12.2013 22:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Bardzo podziwiam takie os... | lutek01
Nie pamiętam już teraz czy to była moja książka, czy pożyczona, ale w razie czego dam Ci znać!
A Chinka ciekawa!
Użytkownik: joanna.syrenka 27.11.2014 13:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Doktor Wanda Błeńska – ju... | joanna.syrenka
Ze smutkiem muszę dopisać, że dzisiaj doktor Wanda Błeńska zmarła wieku 103 lat.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: