Dodany: 15.06.2007 20:33|Autor: Macabre

Jednorazowe katharsis?


"Mechaniczna pomarańcza" to książka, która wywarła na mnie ogromne wrażenie i spowodowała, że chodziłem nieco otumaniony przez kilka dni. Tak było półtora roku temu. Ostatnio sięgnąłem po nią po raz drugi spodziewając się, że znowu doświadczę duchowego oczyszczenia. Nie doszło jednak do tego. Skłoniło mnie to do zastanowienia się, jak powinna wyglądać ta opinia. Czy pisać o tym, jak odebrałem "Mechaniczną pomarańczę" za pierwszym razem, czy wziąć pod uwagę odczucia towarzyszące mi podczas ostatniej lektury tejże książki? A może trzeba znaleźć złoty środek? Tak czy inaczej, podejrzewam, że ci, którzy mieli już do czynienia z dziełem Burgessa, sami rozważą, czy ponownie wziąć się za jej czytanie, czy nie. A co powiedzieć osobom, które szykują się do dziewiczego lotu przez wynaturzony i dziwaczny świat Aleksa i jego kompanów? No po prostu horror szoł... ze szczególnym zaakcentowaniem tego pierwszego słowa.

Wypada najpierw uspokoić tych, których odstrasza gatunek science fiction, nieodłącznie kojarzony z fajerwerkami, podbojami w kosmosie i całą tą wydumaną, skrajnie futurystyczną otoczką. Na s.f. w "Mechanicznej pomarańczy" składają się inne elementy. Burgess stworzył świat, który niesamowicie dotyka czytelnika, wciąga w swoją hermetyczną, nierealną przestrzeń i nie pozwala się od niej oderwać. Tak naprawdę wszystko to, co widzimy w dziele angielskiego pisarza, przywodzi bardziej na myśl surrealizm, aniżeli klasyczną science fiction. Czytelnik ma wrażenie, że jest uczestnikiem jakiegoś koszmarnego snu. W istocie to, co nas dotyka, szokuje i hipnotyzuje najbardziej, to pokręcona psychika naszego bohatera, Aleksa. Reszta, czyli normalny świat, wartości, dobro, zostaje zniekształcona. Alex, który jest jednocześnie narratorem, zmusza nas do obcowania wyłącznie ze złem. Wszystko zostaje bowiem najpierw przefiltrowane przez jego wypaczony umysł. To właśnie to, jak również fakt, że główny bohater w chwili, gdy go poznajemy, ma dopiero 15 lat, powoduje niesamowite poczucie nierealności.

Możemy próbować szukać u Aleksa oznak dobra, nawet najmniejszych, ale nie sprawdzą się tu stare i mądre słowa: "szukajcie, a znajdziecie". Nasz narrator to skończony egoista, kłamca, a przede wszystkim brutalny gwałciciel i młodociany bandyta. Jednym słowem - bydlątko, jak określa go Stiller w posłowiu. I takiemu to potworkowi towarzyszymy do samego końca. Najbardziej wstrząsające jest to, że Alex potrafi nas wciągnąć w swój świat. Nawiązuje z nami "nić porozumienia", mówi do nas, zwraca się do nas... i wciąga, wciąga coraz głębiej. Dlatego właśnie pozostawia to u czytelnika taki ślad. Dlatego też czytelnik cały czas liczy, że Alex jednak coś zmieni w swoim postępowaniu i zweryfikuje swój odrażający światopogląd.

Należy także wspomnieć o jeszcze jednej ważnej rzeczy. Jest nią język. Bez niego "Mechaniczna pomarańcza" nie miałaby aż takiej siły oddziaływania. Alex i jego kompani mówią językiem obrzydliwie prymitywnym i zniekształconym licznymi rusycyzmami. Ma to niesamowite znaczenie dla całej powieści, bo dzięki temu uczucie wspominanej już przeze mnie nierealności zostaje zwiększone. Jednocześnie zabieg taki zmusza nas do ciągłego posiłkowania się słowniczkiem znajdującym się z tyłu książki. Z początku może to być nieco męczące, ale z czasem "uczymy" się tego języka i nie musimy już tak często odwracać kartek. W rezultacie zostajemy jeszcze bardziej wciągnięci w wynaturzony świat naszego narratora. Można śmiało powiedzieć, że Stiller wykonał naprawdę dużo pracy przekładając na polski tę udziwnioną językowo powieść. Nie wiem, jak to się przedstawia w wersji A, gdzie rusycyzmy zostały zastąpione anglicyzmami, ale tutaj wygląda to doskonale. Chociaż trzeba dodać, że nasz tłumacz krytykował wiedzę Burgessa w zakresie językoznawstwa, według niego dość powierzchowną. Dla kogoś, kto nie ma lingwistycznych zapędów nie będzie to miało chyba jednak aż takiego znaczenia. Cel zostaje osiągnięty - terapia wstrząsowa dla czytelnika, który prędko nie zapomni o tej książce.

Burgess nie kończy jednak na samej terapii wstrząsowej, choć muszę przyznać, że to głównie ten aspekt powieści sprawia, że jestem skłonny wystawić jej wysoką ocenę. Ale czy samo ukazanie przemocy i wypaczonej psychiki młodego człowieka nie byłoby spłyceniem i zbytnim zwulgaryzowaniem i tak już kontrowersyjnej książki? Autor serwuje nam więc kilka refleksji na temat zniewolenia człowieka pod wszelakimi postaciami. Podważa jednocześnie istnienie dobra. Bo czy rzeczywiście wszyscy ludzie czynią dobro, gdyż tego chcą? a może niektórzy robią to tylko, dlatego, że muszą? Alex chciał być w zgodzie ze sobą, więc wybrał zło, a jak mówi jeden z bohaterów powieści: "Człowiek niezdolny wybierać to już nie człowiek"*. Do tego dochodzi jeszcze postępowanie władzy i ludzi na świeczniku, którzy wykorzystują Aleksa do własnych celów i promowania swoich "jedynie słusznych" idei. W rzeczywistości mało kogo obchodzi prawdziwa zmiana młodego przestępcy na lepsze. Wszystko to może prowadzić do dość niebezpiecznych wniosków, które przytłaczają czytelnika swoją wymową. Z jednej strony jest to potrzebne, żeby po lekturze nie pozostawało wyłącznie uczucie niesmaku, z drugiej, i tak te wszystkie refleksje schodzą na dalszy plan, bo czytający przede wszystkim skupia swoją uwagę na Aleksie i jego zwichrowanej psychice, jego myślach i emocjach. A te szokują.

Na początku pisałem, że zabrałem się do ponownej lektury tej książki, aby przeżyć coś w rodzaju duchowego oczyszczenia - katharsis. Inaczej nie potrafię tego określić. Tak było za pierwszym razem. Byłem przerażony, zszokowany i wstrząśnięty. Myślę, że każdy, kto czyta tę książkę pierwszy raz, czuje mniej więcej podobnie. No właśnie... pierwszy raz. Za drugim razem już tego nie było. Przyzwyczajenie? Może. Grunt, że wyciszenia nie było i za to ocena idzie w dół. Do tego dochodzi końcówka powieści, co do której mam ambiwalentny stosunek. Z jednej strony ciekawy pomysł, z drugiej to uargumentowanie bestialstwa, jakiego dopuszczał się Alex i jego kompani, wydaje mi się dosyć naiwne. Czyżby wielka i brutalna metafora dorastania? A może to ja jestem naiwny w swojej interpretacji zakończenia powieści?

Inaczej wygląda to przy pierwszej lekturze, a inaczej teraz. Różnica polega na tym, że gdyby to było moje pierwsze spotkanie z Aleksem i resztą młodocianych bandytów, ocena książki byłaby najwyższa, a tak jest "tylko" dobra. "Pierwszy raz" to przede wszystkim terapia wstrząsowa, która przesłania całą resztę. Jest wiele utworów, w których obecne są przemoc, brutalność, wulgarny język... ale na ogół po odłożeniu książki, która obfituje w takie rzeczy, szybko o niej zapominamy. Podobnie rzecz ma się z pierwszym lepszym filmem sensacyjnym, gdzie trupy padają co minutę, a o którym zapominamy zaraz po pojawieniu się napisów końcowych. "Mechaniczna pomarańcza" jest inna, a jej przerażający świat nie da o sobie tak szybko zapomnieć. Zresztą, czy ta rzeczywistość jest naprawdę tak daleka?



---
* Anthony Burgess, "Mechaniczna pomarańcza", tłum. Robert Stiller, wyd. Etiuda, Kraków 1999.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5515
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: