Przedstawiam konkurs „
OCZKO do OCZKA, czyli ROBÓTKI RĘCZNE wśród KSIĄŻEK”, który przygotowała
Czupirek:
Nie samą książką człowiek żyje. Robótkami też. A z połączenia rozmaitych hobby powstał właśnie ten konkurs – mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Aby osłodzić wrażenie, że jest trudny, :-> postanowiłam ufundować
nagrodę:
jest to
robótkowa zakładka do książek. Nagroda zostanie rozlosowana wśród wszystkich, którzy odgadną przynajmniej dwa zestawy (autor + tytuł) książek (i tu ilość nie ma znaczenia, ktoś, kto zgadnie dwa fragmenty ma takie same szanse jak ktoś, kto odgadnie wszystkie).
Oczywiście część nazw własnych pousuwałam. W niektórych fragmentach już samo to, dlaczego akurat ten kawałek został ocenzurowany, powinno być podpowiedzią. Grzebiących po ocenach ostrzegam, że nie wszystkie z cytowanych książek oceniłam.
Nie wolno udzielać podpowiedzi typu „szydełko z osiemnastki jest Ci znane, a tatusia/mamusi czwórki cenisz wielce”, natomiast rebusy i zawoalowane mataczenia jak najbardziej mile widziane. :-)
W temacie maila (wysyłanego na adres [...] bardzo proszę, piszcie:
Biblionetka – konkurs robótkowy – [nick].
Odpowiedzi nadsyłać zaś można do
wtorku, 12 czerwca, do godziny 22:00.
Aha, jak widać, pytań dodatkowych nie ma, za każdy fragment można dostać 2 punkty (autor + tytuł). W przypadku, gdyby tytułem książki było coś rodzaju „Opowiadania zebrane”, proszę również o podanie tytułu konkretnego utworu.
UWAGA!
Odpowiedzi nie zamieszczamy na Forum!
A teraz koniec marudzenia, czas na fragmenty. :-)
Każdą szanującą się robótkę od czegoś trzeba zacząć...
1.
Mamy już zatem materiał. Nie mamy autora wprawnego w sztuce dziergania, tkania, szydełkowania i gobeliniarstwa, ale mamy maszynę pisząco-szyjącą. I autora oddanego - szyciu! Potrzebny nam tylko prosty wykrój i łatwy sposób wykonania. Patchwork! Patchworkowa kamizelka, patchworkowa koszula, patchworkowa spódnica. Patchwork jest uniwersalnym, prostym, demokratycznym sposobem ubierania, to nie tylko strój, ale też światopogląd! Niechlujstwo w wykonaniu tylko podkreśla jego wdzięk.
Stukam w klawisze. Robię szew. Szyję opowiadanie, które ma być prozą kobiecą. Szyję prozatorską suknię, tnę ją wszerz i wzdłuż, chwila i wykrój mieć będę już, jestem ślimak-skryba, róż potrzebny mi bywa, taka ze mnie sroczka-gubioczka, tkaczka do wzięcia, która szuka księcia, autorka, która będzie szyć, choć nie ma igły, by przewlec nić. Niezgrabny ten pierwszy haft, tu będzie cięcie! Cięcie i ach! Mam wreszcie wątek! Czas zacząć początek!
Acz nie jest powiedziane, jak będzie kontynuowana.
2.
Oto co zrobiłam. Ustawiłam w komnacie krosna i zaczęłam tkać wielki kawał materii, głosząc, że to całun dla L., wypada mi bowiem stosownie wyposażyć teścia, gdyby przyszło mu ruszyć w ostatnią drogę. Dopóki nie ukończę świętego dzieła, nie wolno mi nawet myśleć o zamążpójściu, lecz kiedy całun będzie gotowy, niezwłocznie wskażę szczęśliwego wybrańca.
[...]
Nikt nie śmiał się sprzeciwić postanowieniu o tak nabożnej naturze. A zatem cały dzień pilnie tkałam, wygłaszając smętne uwagi w rodzaju: "To giezło bardziej niż L. przystoi mnie nieszczęsnej, skazanej przez bogów na śmierć za życia". Nocą zaś prułam materię i tak całun się nie powiększał.
A i koniec bywa rozmaity.
3.
- Antoni mówił to samo. A wracając do tego świętego Fernanda... Wystarczy odmówić litanię dziennie i sprawa załatwiona.
- Tobie pomógł?
- Kochana. Teraz tylko do niego się zwracam. To dzięki niemu trafiłam na tę kapę. Zaraz ci pokażę. Gdzie ona jest?
Zaczęła zaglądać do wszystkich szuflad. Potem poszperała w komodzie i bieliźniarce. Wreszcie zabrała się za kredens.
- Cholerna kapa. Wszystko przez ten tłok. Gdzież ją posiałam? - w tym momencie z górnej półki wypadł sznurkowoszary pakunek. - No widzisz? Antoni.
- Rzeczywiście piękna. Ktoś musiał ją robić ze dwa lata.
- Rok i trzy miesiące po cztery godziny dziennie. Babka zużyła ponad siedem kilo sznurka.
- Skąd to wiesz? Od niej?
- Nie, od jej młodszej siostry. Zaraz ci wszystko opowiem. Babce zmarł mąż. Na zawał, jak mój Antoni. Czy to nie dziwne?
- Babciu. W Polsce większość ludzi umiera na serce albo na wylew.
- Słuchaj dalej. Umarł, a ona nie mogła tego przeboleć. I najgorsze, że w ogóle nie mogła płakać. Tydzień po pogrzebie obiecała sobie, że wyrazi całą swoją żałobę za pomocą kapy. Każdy kwiatuszek, każde kółeczko to jedna łza. Codziennie jedenaście łez. Tak go opłakiwała. Skończyła kapę i miesiąc później umarła.
Przede wszystkim czasem trudno się nauczyć.
4.
Dom dziecka, dom dla dzieci. Dzieci przygotowywane są tu do przyszłego, dorosłego życia. Poza przedmiotami ogólnokształcącymi w domu dziecka nauczą się zasad przetrwania w skomplikowanym świecie, który zaczyna się za bramą szkoły. Chłopców uczy się obsługi instalacji elektrycznej, cięcia wyrzynarką, montowania i naprawy mebli, dziewczynki - szycia, robienia na drutach, gotowania. Wcale nie jest to łatwe - nauczyć chłopca bez rąk wymiany gniazdek elektrycznych. Nauczenie jednorękiej dziewczyny robienia na drutach wydaje się niemożliwe. To trudne. Naprawdę bardzo trudne. Naszym nauczycielom udawało się to, o czym rodzice dziecka kaleki nie mogli nawet marzyć.
5.
Miała nawet ochotę spróbować, ale właśnie weszła mama. Niosła koronkową serwetkę. Rozkładając ją na gładkiej powierzchni fortepianu powiedziała:
- Dlaczego ludzie nie mają widzieć takich ślicznych rzeczy, które potrafi robić Ewunia. Alboż ta serwetka na konsolce też nie jest piękna? Ogromnie podobają mi się te wszystkie robótki z tiulu i z minardizy! A jak tam twoja robótka, A.? Mam nadzieję, że znajdziesz dość czasu, aby wreszcie wyszyć te pantofle dla taty na imieniny.
Pantofle dla taty na imieniny?
A. chciała powiedzieć, że pierwszy raz słyszy o czymś podobnym, ale w porę ugryzła się w język. Najprawdopodobniej okaże się w najbliższej przyszłości, że istotnie miała robić coś takiego. Ale jak to się wyszywa? Nigdy w życiu nie potrafiła wyszyć w ogóle czegokolwiek, a cóż dopiero mówić o pantoflach! Ale może mama jakoś o tym zapomni.
Zdarza się, że efekt końcowy niezupełnie odpowiada zamierzeniu...
6.
E. wpatrywała się w pikowaną kołdrę pod ciałem staruszki, ponieważ zdarzają się takie chwile, kiedy jakiś drobny szczegół potrafi rozrosnąć się i wypełnić cały świat. Właściwie nie słyszała, jak Cern zaczął płakać; przypomniała sobie, że jej ojciec - choć zabrzmi to dziwnie - sam uszył tę kołdrę dwie zimy temu, kiedy śnieg napadał prawie tak samo głęboko i w kuźni nie było nic do roboty. Wykorzystał przeróżne gałgany, które przywędrowały do G. O. Z całego świata: takie jak jedwab, dylematowa skóra, wodna bawełna i wełna thargi. A że nie był dobrym krawcem, rezultat otrzymał dość dziwny i nierówny, bardziej przypominający płaskiego żółwia niż kołdrę, więc mama postanowiła wielkodusznie podarować ją Babci w ostatnią N. S. W., i...
...albo wbrew pozorom wręcz przeciwnie.
7.
Pierwszą makatkę M. K. ujrzał niedokończoną, rozpiętą na ramie. Nie sposób było zgadnąć, co miała przedstawiać. Kilka innych dziewczyna powiesiła na ścianie. Wszystkie łączyła jedna cecha - wyglądały ohydnie. Rzadko która miała tradycyjny kształt kwadratu, a każda składała się z nieregularnych łat. Co do użytych surowców, było w nich chyba wszystko. M. beztrosko łączyła kolorowe resztki włóczki, rzemienie i miękkie kawałki futra, skrawki jedwabiu, patyczki i włochate trzcinowe kitki... Tu i ówdzie poprzyszywała do tkaniny paciorki ze szkła albo gliniane skorupki. Wyglądało to na owoc pracy kompletnego szaleńca. Zakłopotany K. nie wiedział, co o tym sądzić, a M2. nie umiał mu tego objaśnić. Możliwe też, że nie chciał. Zapytany, wzruszył tylko ramionami, tocząc melancholijnym spojrzeniem po swych obrazach. K. odniósł nieco irytujące wrażenie, że zarówno rudowłosy artysta, jak i M. mają całkiem inny rodzaj wrażliwości, że został mu pokazany skrawek jakiegoś dziwnego sekretu, którego być może nigdy nie zdoła odkryć. Intrygowały go M-owe makatki mimo całej ich szpetoty. Lecz nigdy nie wpadłby na trop rozwiązania zagadki, gdyby sama tkaczka mu tego nie ułatwiła.
Jeśli nie wychodzą – głowa do góry!
8.
[...], jakie wykonuje moja Mama przy użyciu Specjalnego Czółenka, są takie precyzyjne, wdzięczne i ładne! Zaczyna się od małego oczka, a potem już tylko - ba, t y l k o! - snuje się i nawija w kółeczko, dorabiając oczka następne, oraz zawijaski, figlaski, ząbki, wypustki i inne dygresje. Kiedy raz siedziałam, wpatrując się z nabożnym podziwem w to, co Mamie udaje się wyczarować ze zwykłych nici, pomyślałam sobie na pociechę, że właściwie to i ja tak potrafię, tylko nie rękami, a głową.
Ale gdy zaczynają się udawać – robótki wciągają! (I można je tak uroczo poukładać...)
9.
Rozejrzałem się po pokoju. Wiktoriański dekorator wnętrz widocznie wyznawał zasadę: "Zakryć każdy kamień". Łóżko nakrywała narzuta, nakryta z kolei białym, ażurowym, szydełkowym czymś, komodę i toaletkę zdobiły białe lniane bieżniczki wykończone frywolitkami oraz bukiety suchych kwiatów, a szafkę nocną udrapowano w turecki szal, na którym leżała szydełkowa serwetka.
Nawet przybory toaletowe na komodzie miały pokrowce robione na drutach. Podniosłem je i obejrzałem z nadzieją, że nie będą tak enigmatyczne jak kuchenne utensylia. Nie, to były zwykłe szczotki, pędzel do golenia i miseczka z mydłem.
(i (nie)harmonijnie poukładać też się da)
10.
Któregoś dnia okazało się, że nie ma już nic do roboty w naszym mieszkaniu. Wszystko stało na swoim miejscu, wyczyszczone i poukładane. Grzałam plecy przy piecu i przyglądałam się serwetkom. W ich nicianym wzorze nie było jednak porządku. Ktoś szydełkiem robił dziury w ciągłości materii. Przez te dziury patrzyłam na Szafę i przypomniał mi się tamten sen. To od niej płynęła ta cisza. Stałyśmy naprzeciwko siebie i to ja byłam tym, co kruche, ruchliwe i przemijające. Ona stanowiła po prostu samą siebie. W sposób doskonały była tym, czym jest.
Służą jako zajęcie zasadnicze...
11.
Rousseau tymczasem rozsiadł się na wielkiej kłodzie i zaczął przeszukiwać swą wielką, marokańską torbę ze skóry. Ku memu zaskoczeniu, wyciągnął delikatną tkaninę i zaczął robótkę.
- Jako młodzieniec utrzymywałem się w Paryżu ze sprzedaży własnoręcznie robionych koronek, jako że nikt nie wykazywał zainteresowania pisanymi przeze mnie operami. Choć marzyła mi się kariera wielkiego kompozytora, co wieczór grywałem w szachy z Denisem Diderotem i Andre Philidorem, którzy, podobnie jak ja, niejednokrotnie oglądali dno własnej sakiewki. W niedługim czasie Diderot znalazł mi dobrze płatną posadę sekretarza hrabiego de Montaigu, ambasadora francuskiego w Wenecji. Nigdy tego nie zapomnę: była to wiosna 1743 roku. Tego właśnie roku w Wenecji miałem być świadkiem czegoś, co dziś jeszcze rysuje mi się przed oczami z niezwykłą wręcz dokładnością. Najgłębszy sekret szachów z M.
Odniosłem wrażenie, iż Rousseau odpływa w coś na kształt snu. Robótka wypadła mu z rąk. Podniosłem ją z ziemi i podałem mu.
...oraz jako zajęcie jedno z wielu...
12.
Kiedy sztuka wiązania węzłów przestała być atrakcją, Jose przyniósł jej szydełko, własnoręcznie wyrzeźbione z kości wołowej. Emilka wyszarpała z kawałka płótna żaglowego nitki, z których postanowiła szydełkiem zrobić serwetki na stół w kajucie. Obawiam się jednak, że musiała też dużo rysować, ponieważ ściany nad koją w krótkim czasie pokryły się gęsto gryzmołami, jak wnętrze jakiejś przedhistorycznej jaskini. Co powie kapitan, gdy to odkryje? Lepiej o tym na razie nie myśleć. Dobrej zabawy dostarczyły też zastygłe bąble olejnej farby na pomalowanych deskach, zawsze przypominające coś swoim kształtem: wystarczyło poprawić to ołówkiem, podkreślić albo uzupełnić, na przykład dodać foce oko albo dorysować królikowi brakujące ucho. Artyści nazywają to właściwym wyczuciem materiału,
...najczęściej jednak jako czynność pomocnicza.
13.
Przybrał ton chłodnej wyższości.
- Kobiety są mniej zdolne do rozważania abstrakcyjnych pojęć niż mężczyźni. Dlatego właśnie jedynym odpowiednim dla kobiety sposobem postępowania jest godzić się z opinią mężczyzny w tych sprawach. Arystoteles rozstrzygnął tę kwestię ostatecznie mówiąc, że niewiasta jest zdolna jedynie do posłuszeństwa.
Cóż, trudno dyskutować z Arystotelesem. To był miażdżący argument. M., niewątpliwie pokonana, pochyliła głowę nad robótką.
- Ten Arystoteles był mężczyzną, prawda?
Brat Grzegorz nie dosłyszał ostrożnej ironii brzmiącej w głosie M.
- Oczywiście - rzekł.
- Tak, oczywiście - odparła M. Dawno nauczyła się trudnej sztuki powstrzymywania uśmiechu.
14.
Zanim dokończyłam tej przemowy, dusza we mnie poczęła rosnąć, radować się najdziwniejszym poczuciem wolności i nieznanego dotąd triumfu. Wydawało mi się, że pękły jakieś niewidzialne więzy i niespodziewanie wydostaję się na wolność. I nie bez powodu odnosiłam to wrażenie: pani R. zdawała się wystraszona; robótka zsunęła się jej z kolan, podniosła ręce kołysząc się tam i z powrotem i nawet wykrzywiając twarz, jak gdyby się jej na płacz zbierało.
- Mylisz się, J.. Co się z tobą dzieje ? Czemu tak drżysz gwałtownie? Nie chciałabyś się napić trochę wody?
- Nie, dziękuję pani.
- Może czego innego życzysz sobie, J.? Zapewniam cię, że ci dobrze życzę.
- Nie, pani. Powiedziała pani panu B., że ja mam niedobry charakter, że mam kłamliwe usposobienie; a ja opowiem wszystkim w L., jaka pani jest i co pani zrobiła.
- Ty tego nie rozumiesz, J.: dzieci muszą być ukarane, jeżeli zawinią.
- Ja nigdy nie zawiniłam kłamstwem! - zawołałam dzikim, podniesionym głosem.
- Ale jesteś złośnicą, to musisz przyznać; a teraz wracaj do dziecinnego pokoju... no, moja kochana... i połóż się trochę.
- Niech pani do mnie nie mówi „kochana”, bo to nieprawda! Ja nie mogę się położyć; niech mnie pani jak najprędzej pośle do szkoły, bo życie tutaj jest dla mnie nieznośne.
- Rzeczywiście wyślę ją jak najprędzej do szkoły - szepnęła pani R. i zabrawszy robótkę wyszła nagle z pokoju.
Poszerzają horyzonty!
15.
Gdy Arachne rozwinęła chustę, kobiety cofnęły się od niej z trwogą. Najstarsze wdowy, które przycupnęły na niskich stołeczkach u paleniska i odmawiały modlitwę za duszę zmarłej, przycichły nagle, zmyliły rytm słów. Tylko ogień trzaskał pod kominem.
Chusta była błękitna, w kolorze ultramaryny; na Półwyspie przynależał on jedynie magom i stanowił znak ich mocy. Ale kiedy kobiety spojrzały z bliska, zobaczyły, że płótno, utkane z najcieńszego lnu, pozostawiono białe. To nici były błękitne i pokrywały całe tło gęstym ściegiem, który mienił się i połyskiwał jak letnie morze. Smukłe rybackie łodzie z białego lnu o żaglach wypełnionych wichrem płynęły po nim na zachód. Na odległych wschodnich wyspach kobiety zbierały plon z winorośli i oliwnych drzewek. Chłopcy paśli na skałkach białe, krzyworogie kozy. Brodaci kupcy pędzili drogą osły objuczone ciężkimi koszami. Biły rozkołysane dzwony kościołów. Białe ryby wyskakiwały nad powierzchnię wody. Gdy Arachne nakryła matkę chustą, kobiety z V. d. T. ujrzały cały wielki świat, spleciony z białych kwiatów róż i owoców granatu.
W B. nie znano podobnego haftu. Despina pokazała go córce, kiedy Arachne była jeszcze bardzo mała. Nigdy nie zdobiły nim wyprawnych sukien córek patrycjuszy ani obrusów i zasłon sprzedawanych w warsztacie. Dziewczyna wiedziała tylko tyle, że pochodził ze wschodu, z wysp, skąd przed wielu laty jej rodacy uciekli przed kapłanami w wielbłądzich skórach i ich ofiarnymi kołami.
I pozwalają zachować spokój ducha.
16.
- Wiesz, X., muszę ci wyznać otwarcie, że wasz zamiar to wielkie szaleństwo, wielkie ryzyko. Nie wiecie, co robicie! Wprowadzacie do waszego domu jakieś obce dziecko, stworzenie, o którym nic nie wiecie, którego charakteru najzupełniej nie znacie, nie macie pojęcia, kim byli jego rodzice ani też czym ono będzie w przyszłości. Właśnie w zeszłym tygodniu czytałam w gazecie, że jakieś małżeństwo z naszych stron przygarnęło do swego domu sierotę, chłopca z przytułku, a ten potwór podpalił ich dom - umyślnie! - i omal nie zginęli w płomieniach. Słyszałam też o innym wypadku, że taki przygarnięty sierota wypijał wszystkie jajka i gospodarze nie mogli go od tego odzwyczaić. Gdybyś się była mnie spytała o radę - czego nie uczyniłaś, X. - ja zaklinałabym cię na wszystko, byś tego nie robiła. Bezwarunkowo nie!
Ta spóźniona przestroga zdawała się ani nie przerażać, ani nie martwić X.. Spokojnie szydełkowała dalej.
(no, prawie)
17.
- Będziemy musieli płynąć łodzią - zauważyła mama marszcząc w wysiłku czoło nad jakimś skomplikowanym wzorem jerseyu, który robiła na drutach.
- Ale łódką płynie się dwa razy dłużej - oponował Larry.
- Nie możemy jechać samochodem, kochanie, bo Dodo będzie chorować, a zresztą i tak nie zmieścimy się wszyscy w samochodzie.
- Chyba nie zabierzesz ze sobą tego zwierzaka?! - w głosie Larry'ego brzmiało przerażenie.
- Muszę, kochanie... dwa lewe, jedno przerzucić... nie mogę jej zostawić... trzy lewe...przecież wiesz, jaka ona jest.
- Wobec tego wynajmij dla niej osobną taksówkę. Niech mnie diabli, jeśli będę jeździł po wyspie, jakbym przed chwilą obrabował przytułek dla psów!
- Ona nie może jeździć samochodem. Wiesz, że zaraz choruje... A teraz chwileczkę cicho, kochanie... liczę...
- To śmieszne... - Larry był zirytowany.
- Siedemnaście, osiemnaście, dziewiętnaście, dwadzieścia - mówiła matka głośno i z uporem.
- Przecież to śmieszne, żebyśmy jeździli dłuższą, okólną drogą tylko dlatego, że Dodo wymiotuje na widok samochodu.
- No widzisz! - zawołała matka gniewnie. - Znowu się pomyliłam. Prosiłam, żebyś się ze mną nie kłócił, kiedy robię na drutach.
Miewają znaczenia symboliczne.
18.
Trzy patchworki leżały jeden na drugim na zardzewiałym żelaznym łóżku. Kiedy Zepha je rozwinęła, zaparło mi dech. Były uszyte ze starego samodziału, a ściegi miały prawie tak samo równe jak Elli.
- O, co widzę, „wędrująca stopa” - powiedziałam, pokazując na farbowany domowym sposobem, niebiesko-biały patchwork.
- Broń Panie Boże. Ja nie taka durna, żeby pozwolić Blue spać pod „wędrującą stopą”. I tak trudno go zatrzymać w domu. Nazywam to „tureckie tropy”. Pod tym Blue może spać i nie ucieknie – powiedziała Zepha. Rozłożyła następny patchwork. - Ta ma kawałki naszyte, a nie zeszyte. Nazywa się „gardynia”.
- My na to mówimy gardenia – powiedziałam.
- No mówię, gardynia. A z tego jestem najbardziej dumna. To nie moja robota. Babcia Grace, nasza sąsiadka, go uszyła.
Zepha rozłożyła patchwork zrobiony z trójkątów nie większych od paznokcia mojego kciuka, wszystkie idealnie spotykały się w rogach. Nawet Ella nigdy nie uszyła takiego patchworku.
- Ludzie ciągle prosili babcię Grace, żeby go sprzedała. Jedna kobieta dawała jej dwadzieścia pięć dolarów, ale Grace nie wzięła. Nie sprzedałaby patchworku zrobionego z sukienki, w której utopiła się ciotka Bessie. To była jej najmłodsza córka. Babcia Grace dała mi go wieczorem przed naszym wyjazdem. Myślałam, że zemdleję. Nigdy w życiu nic mnie tak nie ucieszyło. - Zepha podniosła na mnie wzrok. - Babcia Grace pewnie dlatego mi go dała, że nazywa się „droga do Kalifornii”.
Przyczyniają się też do cudownych przemian.
19.
- Możesz odczarować twoich braci! - powiedziała. - Ale czy jesteś odważna i wytrzymała? Morze jest miększe od twoich delikatnych rąk, a jednak kształtuje twarde kamienie, ale nie czuje bólu, jaki będą czuły twoje palce, bo nie ma serca, nie lęka się, nie cierpi, tak jak ty będziesz cierpiała. Czy widzisz tę pokrzywę, którą trzymam w ręku? Wokoło groty, w której śpisz, rośnie wiele podobnych, zwracam ci uwagę, że możesz użyć tylko tych pokrzyw, jak również takich, które rosną na grobach cmentarzy; zapamiętaj sobie, musisz je zerwać, nawet gdyby twoja skóra pokryła się pęcherzami; musisz je pognieść nogami, wtedy otrzymasz włókna, z których masz upleść jedenaście koszulek rycerskich z długimi rękawami; narzuć je na łabędzie, a czar pryśnie. Zapamiętaj sobie jednak, że podczas pracy, dopóki jej nie skończysz, nie wolno ci mówić, nawet gdyby to miało trwać lata. Pierwsze słowo, jakie powiesz, przeszyje śmiertelnym sztyletem serca twoich braci; od twojego języka zależy ich życie. Zapamiętaj sobie dobrze to wszystko.
Czasem, niestety, nie pomagają (rzadko).
20.
Nacha ze swego długoletniego doświadczenia wiedziała, że dla T. nie ma takiego smutku, którego nie rozproszyłby smak gwiazdkowej bułeczki. Tym razem było jednak inaczej. Pustka, którą T. czuła w żołądku, wcale nie zniknęła. Przeciwnie, zaczęły jej dokuczać mdłości. Zdała sobie sprawę, że ta pustka nie bierze się z głodu, lecz z bolesnego wręcz uczucia zimna. Musiała pozbyć się tego przykrego chłodu. Najpierw włożyła wełnianą bieliznę i przykryła się ciężką kołdrą. Wciąż było jej zimno. Włożyła więc włóczkowe kapcie i naciągnęła na siebie jeszcze dwie kołdry. Na nic. Wreszcie wyjęła ze swojej szafki z przyborami do szycia kołdrę, którą sama zaczęła robić w dniu, kiedy Pedro wspomniał o małżeństwie. Kołdrę taką jak ta robi się szydełkiem mniej więcej przez rok. Tyle właśnie czasu Pedro i T. postanowili wtedy pozostawić sobie do ślubu. Zdecydowała więc, że zużyje włóczkę, zamiast ją wyrzucić i zaczęła z wściekłością szydełkować; szydełkowała i płakała, płakała i szydełkowała, aż nad ranem skończyła kołdrę i okryła się nią. Nic nie pomogło. Ani tej nocy, ani żadnej innej do końca swego życia nie zdołała zapanować nad zimnem.
Nie zapominajmy także o zastosowaniach mniej typowych.
21.
Wstając, dodała:
- Proszę, nie traktuj mnie inaczej niż dotychczas. Jestem tylko twoją służącą, nikim więcej.
- Powinnam cię przeprosić za te wszystkie razy, kiedy źle cię traktowałam - rzekła K. z zażenowaniem.
- Nic podobnego! - zaśmiała się Shizuka. - Przeciwnie, byłaś raczej zbyt pobłażliwa. Być może Noguchi nie nauczyli cię niczego pożytecznego, lecz przynajmniej nie wpoili ci okrucieństwa.
- Nauczyłam się u nich haftu - powiedziała K. - ale igłą nie można nikogo zabić.
- Można - zaprzeczyła Shizuka beztrosko. - Kiedyś ci pokażę.
22.
Unieruchomiłam całość na amen, sprawdziłam, czy chałupniczy autopilot działa, poprzyglądałam się przez chwilę jego pracy, po czym z bezgraniczną ulgą oddaliłam się z tego straszliwie skomplikowanego miejsca. Oddalając się, pomyślałam jeszcze melancholijnie i chyba w złą godzinę, do czego też może mi się przydać szydełko? Jak dotąd wszystko, co wywiozłam z Kopenhagi, okazało się nad wyraz użyteczne. Jedyny przedmiot, jakiego nie zdążyłam do niczego zużytkować, to było niewinne, plastykowe szydełko. Gdybym wówczas wiedziała, w jakich okolicznościach będę zmuszona się nim posłużyć, włosy stanęłyby mi dęba na głowie i kto wie, czy nie rzuciłabym się w fale oceanu...
W każdym razie najważniejsza jest intencja!
23.
A. postanowiła upiec wspaniały tort. C. i D., którym na czas przypomniano o zbliżających się imieninach ojca, uparcie i wytrwale ściuboliły rozmaite laurki, powiastki, wycinanki i figurki z plasteliny, a B. dziergała chusteczkę z mereżką, które to dzieło sztuki ojciec miałby ewentualnie nosić w butonierce. Nie zważając na podłe docinki wszystkich trzech sióstr, które tłumaczyły jej, że tato posiada wprawdzie bajeczne mnóstwo różnych eleganckich przedmiotów, ale na pewno nie posiada butonierki, B. dłubała w batyście, a łzy żalu kapały jej na mereżkę.
================================
Dodane 21 kwietnia 2011:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:
Rozwiązanie konkursu