O tym, jak Valkutascu z Dupoliną to robił
Niewielki format. Nieco ponad sto stron. Czerwona, przyjemna w dotyku twarda oprawa, z intrygująco niekonwencjonalną obwolutą. Wydanie w sam raz (wyd. W.A.B., Warszawa 2011), by je ukryć w spodniach, żeby przypadkiem znajomi się nie dowiedzieli, co czytasz, albo pod kołdrę, gdy rodzic wejdzie do pokoju. Niepozorny i zagadkowy tytuł również nie zwiastuje niczego złego, a już na pewno nie przygotowuje czytelnika na czołowe zderzenie z zawartością. Owszem, falliczny kształt tytułowych pałek mógłby coś nieśmiało sugerować, ale nie popadajmy w paranoję. W manię popadali już wielokrotnie inni, co od dawna skutkowało cenzurowaniem dzieła Apollinaire’a (właściwie Wilhelma Apolinarego Kostrowickiego, bo dokumentował się polskim pochodzeniem), rekwirowaniem i niszczeniem całego nakładu (jak choćby w Turcji, w 1999 roku). Nie chcę drążyć tematu moralnych aspektów, ale przyznać trzeba, że Apollinaire musiał mieć jaja jak piłki gimnastyczne, aby wypuścić w świat tego rodzaju twórczość. Chodzą również słuchy, że poeta klepał po pupie biedę, a nic tak nie pobudza odwagi, jak desperacka potrzeba pieniędzy. Skoro brawury nie brakuje, trzeba uderzyć w segment tematyczny, który zapewnia rozgłos, kontrowersje i erekcję u czytelników – czyli wyuzdany, sadystyczny seks, daleki od tradycyjnie pojętego.
Pora porozciągać nieco bieliznę.
Wyobraź sobie stosunek płciowy. Kompletnie dowolny, popuść wodze fantazji i własnych ukrytych pragnień, nie wstydź się – hetero, homo, w przeróżnych konfiguracjach, uwzględniając jakąkolwiek -filię z którymkolwiek przedrostkiem. A nawet wszystkie -filie jednocześnie, co sobie będziemy żałować. Obowiązkowo i obficie dodaj do tego sadyzm, nieco ekskrementów (to zawsze takie romantyczne), krwi oraz ofiar w ludziach, najczęściej przypadkowo uduszonych waginą czy pośladkami. Tak – między innymi o tym poczytasz, jeśli podejmiesz się lektury „Jedenastu tysięcy pałek”. Zaintrygowany? A może zniesmaczony? Mnie, od kiedy w Internecie obejrzałem kultowe 2Girls1Cup czy faceta siadającego na słoik (uwaga, spoiler: słoik pęka w połowie akcji), już raczej nic szczególnie nie wzruszy. Mimo wszystko byłem sceptyczny, póki nie zacząłem lektury. Apollinaire początkowo jest wyrozumiały, proponując subtelną jak na swoje możliwości orgietkę, z zaledwie niewielkim i symbolicznym epizodem homoseksualnym. Później autor nabiera rozpędu, sceny zyskują rozmach, robi się tłoczno, układy personalne się komplikują, a ciała supłają, że nie wiadomo, gdzie noga, a gdzie głowa. Gerontofilia, zoofilia, pedofilia (nawet w wersji z niemowlakiem – aż się przypomina dowcip z pękająca miednicą), nekrofilia (podobno fajna – partner najmniej protestuje), kazirodztwo, pot, krew (chwilami jak w ubojni prosiaków) i łzy (bynajmniej nie z powodu romantyzmu).
Nadal to czytasz? Ojej, chyba naprawdę jesteś zainteresowany. Świntuszek.
Jest kontrowersyjnie, bezpośrednio, intensywnie (mkniemy praktycznie od sceny do sceny, nie ma dłużyzn), obrazoburczo, a momentami obrzydliwie. Jednak przede wszystkim jest zabawnie. Komizm surrealistycznych sytuacji i wszechobecna groteska kapitalnie niwelują wcześniej wymienione cechy, które pozbawione kontekstu, traktowane są zazwyczaj negatywnie. Trudno jednak nie uśmiechnąć się pod nosem, widząc, jak umiejętnie Apollinaire rozładował niesmaczny bagaż językowy, który niesie ze sobą sucha treść. Poczynając od przewrotnych imion i nazwisk bohaterów, sugerujących już to i owo, do pełnych metafor i eufemizmów opisów zdarzeń. „Jedenaście tysięcy pałek” wprost zadziwia i olśniewa alegorycznymi szablami w pochwie, bogactwem klejnotów, wijącymi się wężami, licznymi oczami cyklopa, temperowanymi ołówkami, podniesionymi masztami, nadziewaniem na pal czy lancę, kręceniem gwintów, czyszczeniem kominów.
Istotna rolę w odbiorze „Jedenastu tysięcy pałek” odgrywa nastawienie czytelnika. Nie należy się spodziewać wyszukanej fabuły, bo ta funkcjonuje tutaj na podobnej zasadzie co w niemieckim porno – jest tylko tłem i pretekstem do beztroskiej kopulacji. Należałoby tę nowelkę potraktować jako ciekawostkę, i w takiej kategorii spełnia swoje zadanie wyśmienicie. Skutecznie zajmuje i ani przez moment nie nudzi czytelnika, wywołując w nim skrajne emocje oraz nie pozwalając mu ostatecznie ustalić, czy częściej był zniesmaczony treścią, czy rozbawiony fikuśną stylistyką. Przed lekturą książki obowiązkowo należy uzbroić się w niezbędny dystans, bo bez niego można mieć problem z przebrnięciem przez wyuzdaną treść tego klasyka literatury.
Luźna bielizna również może się przydać.
[opinię zamieściłem wcześniej na blogu]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.