Dodany: 25.10.2011 19:30|Autor: A.Grimm

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Dramaty
Przybyszewska Stanisława

4 osoby polecają ten tekst.

Krótka historia pewnego spazmu


[Recenzja dotyczy pierwszego utworu ze zbioru, pt. "Dziewięćdziesiąty trzeci"]


Jeśli komuś mniej obeznanemu z literaturą chce się przybliżyć postać Stanisławy Przybyszewskiej, to mimowolnie zaczyna się od stwierdzenia, że była córką Stanisława Przybyszewskiego. Inna para kaloszy, jeśli rozmówca nie kojarzy także jego, przypadki ekstremalne przemilczę jednak, w końcu to nazwisko funkcjonuje w państwowej edukacji na zasadach modernistycznego meteorytu, który szybko się spalił, siejąc jednak wcześniej niemały ferment. Teoretycznie większość więc powinna go przynajmniej jako tako kojarzyć i bez znajomości samych dzieł. Smutny szatan (i takim przydomkiem zaszczycano Przybyszewskiego) nie był dobrym ojcem, a na pewno nie był nim dla Przybyszewskiej, której nie dane było go widywać. Przybyszewski opuścił matkę Stanisławy, Anielę Pająkównę i ją samą dość wcześnie na rzecz Dagny Juel, z którą notabene był związany także i przed znajomością z Anielą. Stanisława miała więc słynnego ojca, co dla artysty jest zawsze groźbą nieświadomego zaszufladkowania, i na dodatek kiepskiego. Nawet Helsztyńskiemu z trudem przychodziło tłumaczenie Przybyszewskiego z ojcowskiej indolencji.

Wstęp ten napisałem z premedytacją i nie bez kozery kontynuuję tutaj wątek uzależnienia artystki od legendy ojca. W kontekście utworu "Dziewięćdziesiąty trzeci" ten niewdzięczny i szkalowany obecnych czasach biografizm wydaje się konieczny, a jeśli nie konieczny, to przynajmniej pomocny w zrozumieniu dzieła. Forma jednoaktówki ogranicza pole manewru i ekspozycji wielu wątków, co znajduje potwierdzenie w treści. "Dziewięćdziesiąty trzeci" jest kameralnym dramatem rodzinnym osadzonym na tle rewolucyjnych wydarzeń (tuż po zamordowaniu Marata przez Charlotte de Corday). Książę de la Meuge wraz z córką, Maud przygląda się biernie burzy, jaka rozpętała się nad Francją. Denis, syn i brat wspomnianej dwójki, wspiera duchowo Żyrondę, ale u źródeł tego nie stoi autentyczne ideowe zaangażowanie, tylko nastoletnia chęć aktywnego uczestnictwa w czymś wielkim oraz rodzaj demonstracji przed znajomym rodziny, Josse, który jest jakobinem, ale nie tak potwornym, jak mówi tradycja i stereotypowy obraz. Maud źle się czuje w tym otoczeniu, pełnym bierności i pozy, stojącym jakby z boku epokowych wydarzeń. Szczególnie trudne są jej relacje z ojcem, z którym łączy ją rodzaj uzależnienia, nienawiści i niespełnionej adoracji. Maud chciałaby jakoś wypełnić brak ojca we wcześniejszych latach choćby za pomocą radykalnych środków, i faktycznie przekracza cienką granicę. Denuncjuje niewinnego ojca.

Trudno jest się rozeznać poczciwemu czytelnikowi w meandrach szalonego umysłu Maud, u której brak ojca wybrakował jednocześnie jakikolwiek zmysł moralny, uczucia i emocjonalną stabilność. Jej postać wymyka się prawom realizmu i w dużej mierze tłumaczy się obłędem. W pewnym zakresie jednak można pokusić się również o analizę. Niewątpliwie nieobecność ojca przez większą część życia doprowadziła Maud do sytuacji dobrze rozpoznanej przez psychopatologów i psychologów, w której pokrzywdzona (często nieświadomie oczywiście) osoba pragnie wypełnienia tej nieobecności przez silną, dominującą osobę. Tak postępuje bohaterka dramatu, która desperacko wypatruje takiego herosa, a każdy przejaw słabości strąca w jej oczach daną osobę z piedestału. Raz będzie to ojciec, innym razem Josse, ksiądz Michot, rewolucjoniści. Maud nie widzi przy tym swojego egoizmu, potwornej dziecinności i bezwzględności. Próbuje skupić na sobie uwagę i najczęściej osiąga to za pomocą emocjonalnego szantażu i histerii. Jest niezwykle roszczeniowa.

Skutki mają swoje przyczyny, a jednak z dziką satysfakcją przyjąłem do wiadomości fakt, że denuncjacja ma szansę zabrać na szafot także sprawczynię całego zamieszania i niedoszłą ojcobójczynię. Trzymając się biograficznych podstaw należy bowiem stwierdzić, że w "Dziewięćdziesiątym trzecim" jest więcej masochizmu aniżeli sadyzmu i jeśli Przybyszewska nad kimś się tutaj znęcała, to nad sobą, upostaciowioną w okaleczonej duchowo i emocjonalnie Maud. Jej histeryczna postać jest kontrastem dla spokojnej i wyważonej osoby ojca. Jej pasja i ból - nawet jeśli da się znaleźć dla nich rzeczywiste podstawy - są pretensjonalne z powodu wahań nastroju, licznych uwag, poniżania, w końcu zdrady. Maud alienuje się od początku, a jej alienacja nie daje się adorować.

Nie zapominajmy, że mamy tu do czynienia z jednoaktówką. Forma utworu z trudem unosi emocjonalny ładunek skumulowany w postaci Maud. Skoncentrowany na niewielkiej liczbie stron, doprowadza do pokazu samobiczowania, a to w "Dziewięćdziesiątym trzecim" każe widzieć przede wszystkim psychopatologiczną ciekawostkę i podstawę do analizy dalekiej od literatury. To nie artyzm buduje ten utwór, ale egoizm wypluty przez główną bohaterkę jakby w obawie, że nie zdąży nam się zaprezentować w pełnej krasie swej demoniczności. "Dziewięćdziesiąty trzeci" daleki jest od subtelności portretowania postaci w "Sprawie Dantona", wspaniałym dramacie namiętności i popisie lawirowania w morzu ludzkich konfliktów, z doskonałą ekspozycją tego głównego, którego bohaterami byli Danton i Robespierre. Ułomność omawianego tutaj dzieła wynika jednak nie tyle z podjętego tematu, co z przedłożenia kompleksu nad sztukę i literaturę. Może dłuższa forma sprawdziłaby się w tym przypadku lepiej.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1780
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: