Dodany: 01.09.2011 23:59|Autor: paren
"DZIWNE WIERSZE" - konkurs nr 126
Przedstawiam Wam konkurs nr 126 przygotowany przez Mamuta
Konkurs 126 czyli Dziwne wiersze
Dziwne wiersze i wierszyki towarzyszą nam od dzieciństwa. Nowy rok szkolny to pewnie dobra okazja, by niektóre z nich przypomnieć. Prawdę mówiąc, nie do końca przypomnieć, bo wśród utworów są również mamucie, w liczbie dodatniej, ale nie przekraczającej 12,7% liczby wszystkich fragmentów. Mam nadzieję, że utrafiłem przynajmniej w część upodobań potencjalnych uczestników. Dziękuję naszej Sowie za to, że mi przypomniała była, czyj jest wiersz o maszynie Remington, w czasach, gdy nie była Sową, a ja mamutem.
Zasady.
1. Do odpowiedzi przeznaczony jest specjalnie stworzony adres [...], nawet jeśli wcześniej używaliśmy innych mamucich adresów. Czas nadsyłania do 11 września, godz. 23:59:59.
2. Wolno korzystać ze wszelkich źródeł. Subtelne mataczenia są dozwolone, a nawet wskazane. Nie wolno natomiast mataczyć tytułów w oderwaniu od treści utworu! Nie wolno też mataczyć, które z utworów są mamucie.
3. Punktacja: tradycyjnie po punkcie za autora i tytuł wiersza, z wyjątkami wymienionymi dalej. Ponieważ limeryki są na ogół bez tytułu, warte są tylko po punkcie za autora. W kilku sytuacjach wiersz jest umieszczony w prozie. Wtedy pojawia się dodatkowa informacja: (Z) — interesuje mnie tylko utwór zewnętrzny, czyli ta proza, (ZW) — interesuje mnie zarówno utwór zewnętrzny, jak i wewnętrzny; za to taka pozycja jest warta dwa razy po dwa punkty. Ponieważ trzeba ustalić absolutne gwiazdkowe pierwszeństwo, zastosuję porządek leksykograficzny (jeśli ktoś nie wie, to niech wydedukuje lub wyczyta): mniejsza liczba naruszeń punktu 2., liczba punktów za dusiołki, mniejsza liczba niecelnych strzałów, a dopiero, gdyby to zawiodło: czas nadesłania ostatniej odpowiedzi. (Mamut nie lubi się śpieszyć, więc chce innym tego oszczędzić).
WAŻNE! ! !
Odpowiedzi nie zamieszczamy na Forum! Wysyłamy mailem!
FRAGMENTY KONKURSOWE
Wiersze poznajemy już w szkole, więc dobrze je znamy…
1.
Na hali, na hali,
na zielonej hali
słychać, że już owce
górale wygnali.
Pasą się owieczki,
brzękają dzwoneczki,
lecą aż po Giewont
góralskie piosneczki.
— Góral ci ja, góral,
w górach wychowany,
mam skórzane kierpce,
serdak wyszywany.
Mam kapelusz czarny,
orle na nim pióra.
Góral ci ja, góral,
wychowany w górach.
Góralskie piosneczki
wierchami się niosą:
— Zgubił góral kierpce,
będzie tańczył boso.
2.
Różowe moje spodeczki,
Kwieciste filiżanki,
Leżące na brzegu rzeczki
Tam kędy przeszły tanki.
Wietrzyk nad wami polata,
Puchy z pierzyny roni.
Na czarny ślad opada
Złamanej cień jabłoni.
Ziemia, gdzie spojrzysz, zasłana
Bryzgami kruchej piany.
Niczego mi proszę pana
Tak nie żal jak porcelany.
Zaledwie wstanie jutrzenka
Ponad widnokrąg płaski
Słychać gdzie ziemia stęka
Maleńkich spodeczków trzaski.
Sny majstrów drogocenne,
Pióra zamarzłych łabędzi
Idą w ruczaje podziemne
I żadnej o nich pamięci.
Więc ledwo zerwę się z rana
Mijam to zadumany.
Niczego mi proszę pana
Tak nie żal jak porcelany.
Równina do brzegu słońca
Miazgą skorupek pokryta.
Ich warstwa rześko chrupiąca
Pod mymi butami zgrzyta.
O świecidełka wy płone
Co radowałyście barwą
Teraz ach zaplamione
Brzydką zakrzepłą farbą.
Leżą na świeżych kurhanach
Uszka i denka i dzbany.
Niczego mi proszę pana
Tak nie żal jak porcelany.
…choć czasem się wydaje, że uczyliśmy się nieco innych.
3.
Gdybym ja miała skrzydełka jak gąski,
To bym nie chodziła w perkalikach w prążki!
Gdybym ja miała taki dziób jak kaczka,
To by mi tak ciągle nie myli buziaczka;
Gdybym ja miała jak indyk korale,
To bym już o inne nie prosiła wcale;
Gdybym ja miała grzebyczek koguci,
To by mi się pewnie nigdy nie zarzucił;
Gdybym ja miała kopytka jak konik,
To by mi podkówki przybijali do nich;
Gdybym ja miała ogonek jak ryba,
To bym do szkoły nie chodziła chyba;
Gdybym ja mogła zamienić się w muszkę,
To bym ja mamusi weszła na poduszkę
I tam w jej włosy spałabym wtulona,
I sny te same śniłabym, co ona…
4.
Konikowi w żłobie dano,
w jednym obrok,
w drugim siano.
Konik wzruszył skrzydełkami:
— Jestem polny,
zjedzcie sami!
5.
Znów popielnik i iskierka, twarz Wojtusia smutna.
„Chodź, opowiem ci bajeczkę. Jakże jest okrutna! ”
„Spotkał człowiek raz dziewczynę, tę jedyną właśnie,
Lecz nie spotkał swego szczęścia. Życie to nie baśnie.
Jakże mylił się, gdy myślał, że już szczęście chwytał,
Kiedy »Cieszę się, że jesteś« w liście od niej czytał.
A zrozumiał to: »Bądź co dzień, niczym chleba pajda«.
Myślał, biedak, że to prawda, a to była... Bajda”.
Zgasła iskra, zgasło szczęście, niemal zgasło życie.
Może się więc nad popiołem w ciszy pochylicie?
Brudny popiół też był kiedyś iskiereczek tłumem...
.............................................................
Żeby jeszcze ból się dało ogarnąć rozumem!
Choć czasem język bywa nieco niezrozumiały…
6.
Mój kotek ma kocie zmartwienie
bo zgubił
grajmruczenie.
Szuka biega ugania się po kątkach —
jak tu kotem być
bez grajmruczątka?
Wsuwa łapkę pod szafy pod skrzynki —
Jak tu bawić się
bez grajmaszynki?
Sprawdza szpera po stołach po stołkach —
jak zamruczeć
bez grajgardziołka?
Goni śpiesznie od ściany do ściany —
gdzie mój grajmruk
rozgrajmruczany?
Już go ma
już w miseczce z mlekiem ułowił —
i gra gra gra
grajmuzyczka
kotkowi.
7.
Para, pocina i pługie pilczenie
Pfa pasze piwnic popylone pienie
I pylko Pepło pepopnie przenika
Popyśledzona pesteś pak puzyka
8.
(Z)
Apentuła niewdziosek, te będy gruwaśne
W koć turmiela weprząchnie, kostrą bajtę spoczy,
Oproszędły znimęci, wyświrle uwzroczy,
A korśliwe porsacze dogremnie wyczkaśnie!
9.
Woda wanda wiślana
głaź głębica srebliwa
po ciemnurzu pazurem
wodzi jaskro księżawiec
sino płynie dno śpiewa
woda wanda ruślana
czesze włosy świetłodzie
topiel dziewny kniaziewny.
…to poezja jest potrzebna, bo wyjaśnia, dlaczego wyginęły smoki…
10.
Między cierniem lilija kruszy łeb smokowi,
Piękna jak w pełni księżyc, świeci człowiekowi.
…czy też na tyle sposobów patrzy na — wydawałoby się zwykłe — fiołki
11.
Dziewczę wiotkie, Joanno innego imienia!
Dawno już nie mówiłem do ciebie kwiatami,
O, fiołkami, Joanno! O, wonią wspomnienia,
Czerwonymi ustami, liliowymi listami!
Kwiat — może być mimozą, złotych łez fontanną,
Wiersz — deszczem słów majowych, dźwięczącą litanią,
Więc pozwól, że cię nazwę Klaryssą, Joanno,
Która jesteś wkwieconą w te strofy Stefanią.
12.
Zielone noszą suknie z muślinu i trawy
Bez źrenic mają oczy jak ludzie w obłędzie.
Nocą raz je widzieli schodzące nad stawy,
Gdzie pośród czarnych lilii śpią żółte łabędzie.
Kiedy palce drapieżne jak wściekłe pająki
Na klawisze rozpuszczą i każą się prężyć —
Krowy ryczą w oborach spędzane na łąki
I szczury z nor wyłażą zezwać na księżyc.
Ranki teraz są chłodne i mienią się strachem.
W pokojach szepcą szafy i tańcują stołki.
Nocą długo ktoś chodził koło moich sztachet,
A na progu znalazłem czerwone fiołki…
13.
Nie lubisz gestów
fiołkowy bukiecik
kupiony z nagła w przyulicznym kiosku
tyle opowie ile zmilczy barwą.
Nie spałaś wczoraj Twarz odlaną z wosku
owiń warkoczy „złotopłynną szarfą”
zanim przez rzęsy ironia zaświeci
Nie lubisz pytań
fiołkowy bukiecik
jeśli kupiony po raz pierwszy w życiu
tyleż zachowa gestów co zawstydzeń
słowo przezornie „więdnące w powiciu”
na każde z wezwań i na każde z widzeń
jakże młodzieńcze niedochcenia nieci
Nie lubisz wyznań
fiołkowy bukiecik
tyleż przyciemnia cieni w przemilczeniach
ile jest kształtów w nieforemnej bryle
tak się dojrzałość cofa i odmienia
więc tak się łowi „niepochwytne chwile”?
I kochankowie biedni i poeci.
Rozumiemy, że tak naprawdę parę wierszy, które się pojawiły, nie było ani o iskierce, ani o smoku, ani o fiołkach, lecz o miłości. Można też o niej pisać tak:
14.
Oddalają się wolno w mgłę wieśniak kulawy
I wół jego roboczy w gęstą mgłę jesieni
Co kryje wioski ludzi i biedne ich sprawy
Idąc w mgłę przywiązaną spojrzeniem do ziemi
Wieśniak nucił piosenkę o smutnej miłości
Że utracił ktoś serce pierścionek i wiarę
Jesień, jesień sprawiła śmierć lata radości
Powoli w mgłę odchodzą dwie postaci szare
15.
Powiedziałaś mi kiedy do mnie piszesz
Nie wystukuj wszystkiego na maszynie
Dopisz jedną linię własną ręką
Kilka słów cokolwiek nic wielkiego
Tak tak tak tak tak tak tak tak
A jednak moja maszyna Remington jest piękna
Lubię ją i dobrze przy niej pracuję
Moje pismo jest wyraźne i jasne
Od razu widać że to ja je wystukałem
Są tam białe miejsca które tylko ja jeden umiem zostawić
Zobacz moja stronica ładnie wygląda
Ale żeby sprawić ci przyjemność dopisuję atramentem
Dwa trzy słowa
I robię wielkiego kleksa
Abyś nie mogła ich odczytać
Czasem forma jest decydująca. Tak jest w przypadku limeryków, które dzielą się na takie, które można opowiadać przy damach,
16.
Pewien rybak z greckiej wyspy Korfu
w jamę ustną wtłaczał bryły torfu.
„Nie torturuj się, błaźnie! ”,
ktoś rzekł; on, niewyraźnie:
„Forf — forfurą? Fo fylko wla sporfu”.
takie, które można opowiadać przy osobach duchownych
17.
Pewna pani ze stacji Runowo
Miała z mową coś czy też z głową,
Bowiem wciąż, bez ważnego powodu,
W to wtykała po porcji lodów,
Mówiąc, że chce oziębła być płciowo
oraz limeryki właściwe
18.
Pewien nekrofil z Avignonu
Zepchnął raz żonę swą z balkonu,
A tak był zajadły,
Że nim zwłoki spadły
Już bezcześcił je w chwili zgonu.
Czasem natomiast wydaje się, że po stylu powinniśmy poznać autora:
19.
Wierę, najpirwej dziatkom godzi się poćciwość,
Jako z ni jest żywota wszelaka szczęśliwość,
Wżdy się to w wirszu snadnie może pokazować,
Iżby się rdzicielskim słowiem nie przeciwiać.
Rzekła mama Anusie, by róż nie ruchała,
Aleć rozważne mowy Anuś nie słuchała;
Nizacz to wszystko ając, naprzeciw przestrodze,
O kolec się ukłuwszy, zapłakała srodze.
20.
Białe wapno z niemałym mozołem gaszone,
Białe płoty dziś świeżo wapnem pobielone,
Biały kot, co mrugając wlazł na płotek biały
W białych promieniach, które z nieb białych się lały.
Aleć bielsza mej panny płeć, rączka i cnota
Nad wapno, płot, promienie, niebiosa i kota.
Wiersze mogą nieść pewne wyrafinowanie intelektualne lub bardzo osobliwą wizję świata:
21.
Chodź, muśniemy sobie usta!
Jak rozpusta, to rozpusta!
Używajmy póki czas,
Bo za 100 lat nie będzie nas.
Przeczytamy dzieła Prousta!
Jak rozpusta, to rozpusta!
Używajmy póki czas,
Bo za 100 lat nie będzie nas.
Przez pół dnia patrzymy w lustra!
Jak rozpusta, to rozpusta!
Używajmy póki czas,
Bo za 100 lat nie będzie nas!
W trawie piszczeć, w grzechu pluskać,
Porno-grafić i groch łuskać!
Używajmy póki czas,
Bo za 100 lat nie będzie nas!
Tako rzecze Zaratustra!
Jak rozpusta, to rozpusta!
22.
(Z)
Pan zawiadowca,
Kudłaty jak owca,
Siedzi bez pokrowca
Za krzakiem jałowca.
23.
(ZW)
Bzdrężyło. Szłapy maślizgajne
Bujowierciły w gargazonach
Tubylerczykom spełły fajle,
Humpel wyhycnął ponad.
Tylko X. Y. wiedział, co to znaczy, pomyślał P., jak idiota. Gargazon to wianuszek trawy otaczający zegar słoneczny. Zegar słoneczny. Czas. A więc ma to związek z czasem. Kiedyś, dawno, Scott pytał mnie, co znaczy gargazon. Symbolizm. Bzdrężyło.
Doskonały wzór matematyczny zawierający wszystkie warunki, ujęty w postać symboliczną, którą dzieci w końcu zrozumiały. Rupiecie na podłodze. Szłapy musiały być maślizgajne — wazeliną? — musiały też uzyskać taki wzajemny układ, który pozwoliłby im bujowiercić.
24.
Rój pcheł kłuł w brzuch rój pszczół. Rój pszczół
Miał gdzieś rój pcheł: kłuł w brzuch rój much.
Rój much wpół spuchł: miał gdzieś rój pszczół,
Bo kłuł go gdzieś rój pcheł, a kłuł,
By czuł rój much, gdzie zad, gdzie brzuch.
Rój pszczół kłuł w brzuch rój much. Rój much
Miał gdzieś rój pszczół: kłuł w brzuch rój pcheł.
Rój pcheł wpół spuchł: miał gdzieś rój much,
Bo kłuł go gdzieś rój pszczół, a kłuł,
By czuł rój pcheł, gdzie zad, gdzie brzuch.
Rój much kłuł w brzuch rój pcheł. Rój pcheł
Miał gdzieś rój much: kłuł w brzuch rój pszczół.
Rój pszczół wpół spuchł: miał gdzieś rój pcheł,
Bo kłuł go gdzieś rój much, a kłuł,
By czuł rój pszczół, gdzie zad, gdzie brzuch.
Rój pcheł kłuł w brzuch rój much. Rój much
Miał gdzieś rój pcheł: kłuł w brzuch rój pszczół.
Rój pszczół wpół spuchł: miał gdzieś rój much,
Bo kłuł go gdzieś rój pcheł, a kłuł,
By czuł rój pszczół, gdzie zad, gdzie brzuch.
Rój much kłuł w brzuch rój pszczół. Rój pszczół
Miał gdzieś rój much: kłuł w brzuch rój pcheł.
Rój pcheł wpół spuchł: miał gdzieś rój pszczół,
Bo kłuł go gdzieś rój much, a kłuł,
By czuł rój pcheł, gdzie zad, gdzie brzuch.
Rój pszczół kłuł w brzuch rój pcheł. Rój pcheł
Miał gdzieś rój pszczół: kłuł w brzuch rój much.
Rój much wpół spuchł: miał gdzieś rój pcheł,
Bo kłuł go gdzieś rój pszczół, a kłuł,
By czuł rój much, gdzie zad, gdzie brzuch.
25.
Bardzo będzie nam smutno, jeśli Parki ci utną
Nić żywota i znikniesz cichutko,
Ale mogłeś zapoznać mnie z tą myślą okrutną
Przed ruszeniem w podróż, jagódko!
Wyskakujesz z tą mową najzupełniej nie w porę,
Co już chyba mówiłem ci zresztą.”
Człowiek zwany „Hej! ” wzdychał, aż odszepnął mu z cicha:
„Łżesz! Wsiadając mówiłem… i wiesz to.
Mów, że jestem głuptasem, dzieciobójcą, potworem
(Każdy może mieć parę słabostek),
Tylko nie mów, żem krył się pod fałszywym pozorem:
Ten zarzut nie sięgnie mi kostek.
Powiedziałem: po polsku, po murzyńsku (swahili),
Fińsku, chińsku, niemiecku i grecku,
Zapomniawszy, że tobie angielszczyznę wpoili
(Rzeczywiście to pech) jako dziecku! ”
A na koniec: poezja przypomni nam o końcu, czyli o przemijaniu
26.
Takie jest bowiem prawo Królestwa Niebieskiego,
że ten, kto wchodzi do winnicy o jedenastej,
otrzyma zapłatę za cały dzień.
I takie jest prawo Królestwa Tego Świata,
że ci, co pierwsi walczą z dobrym dziełem,
przechwytują je, podając za swoje,
kiedy kładzie się kamień węgielny
i wmurowuje pamiątkowe tablice.
27.
Szumią ptaków loty.
Łąk szeleszczą runa,
W słońcu — pożar złoty
A na rzece — łuna.
Co za wonność płynie!
Co za cisza w niebie.
Nie płacz — świat nie zginie,
Gdy mu zbraknie ciebie…
28.
(Z)
Życie nasze niby rzeka,
która hen, do morza płynie,
kończąc życie w jego falach.
Tak i wszystkie sny człowiecze,
i dążenia ludzkie giną
tam, gdzie wszystko śmierć wyzwala.
29.
(ZW)
Z ocienionych ganków za osłoną dębów i klonów, wiązów i magnolii, i krat porosłych dzikim winem rozjaśnionym niemigotliwymi gwiazdkami małych kwiatków, dolatywały urywki cichych rozmów, perlisty urywany chichot… „Męża i niewiastę stworzył On młodych.” J. był także młody. A przecież…
Zwiędnie wiosna z tą różą na krzewie znużonym,
Młodość zwinie rękopis wonią przesycony!
Słowik, który w tę zieleń rzucał srebrny trel,
Już odleciał… gdzie, kiedy? — nie ma śladu po nim! …
— Chciałbym mieć tej nocy jakąś dziewczynę — westchnął. Księżyc był pogodny.
Ach, ten księżyc, co taki zachwyt budzi we mnie,
Księżyc Niebios raz jeszcze wytacza swą pełnię.
Jakże często mnie będzie szukał wschodząc znów
Nad tym samym grodem — lecz już nadaremnie!
Ale sama wiosna jakąż kryje w sobie zapowiedź jesieni, śmierci:
Jesień z księżycem śmierci już nie jest daleka.
Letni dzień smutny, długi za dniem się rozwleka,
Aż przegrzane żałością lato pośród drzew
Płacze przed nocą, nie chce na śmierć dłużej czekać…