Dodany: 22.04.2011 01:53|Autor: topanaris

Czytatnik: Skargi i zażalenia

Wiersze, które mają historię. Książki, które mogłyby ją mieć


Jeszcze nie tak dawno temu zastanawiałem się nad powstaniem książki, która byłaby rękopisem - i w taki sposób wydana, w kilku egzemplarzach, miałaby być dostępna na "rynku" (słowo raczej na wyrost w kontekście niskonakładowego wydawnictwa). Otóż moja ignorancja nie pozwoliła mi szukać takich rzeczy - wierzyłem, że nic w ten sposób już nie powstaje, a podpytywanie ludzi o możliwość zaistnienia moich fanaberii spowodowałaby martwicę towarzyską. Zamknąłem się więc we własnych myślach i gdyby nie przypadek (zbieżność miejsca, czasu i konkretnych uwarunkowań psychosomatycznych), być może nigdy bym nie zaspokoił swojej nienaturalnej potrzeby.

Biuro Literackie przypomniało garstce ludzi wciąż zainteresowanych współczesną poezją, iż takie wydarzenie, jak książka będąca rękopisem, już zaistniało! W Kłodzku! Wiele lat temu, w 250 egzemplarzach. Mówi się trudno i żyje się dalej, albo objeżdża cały kraj nad Wisłą w poszukiwaniu szczęśliwych posiadaczy wydawnictwa. Ale dokładniej o tym pisałem już gdzie indziej.

W każdym razie szaleję z radości, gdy widzę urzeczywistnienie mojego wyobrażenia na skromnej półce równie skromnie urządzonego mieszkania w stylu dojrzały-Gomułka-dla-plebsu. Mówię cały czas, oczywiście, o "Historii pięciu wierszy" Tadeusza Różewicza, mając na myśli również - wydaną w podobny sposób - "Kartotekę. Reprint" W tym roku bodaj tylko dwie jeszcze książki sprawiły mi równie wiele satysfakcji.

Niestety, to tylko połowiczna realizacja mej idei. Pomimo styczności z rękopisem, wciąż nie mam dostępu do autografu. A na tym mi najbardziej zależało. Wyobraźmy sobie: poczytny a inteligentny pisarz tworzy swoje dzieło, przepisuje je ręcznie - załóżmy - pięć razy, idzie do introligatora, który zajmuje się pięknym oprawieniem autografów sztuk pięć; następnie w jakiś sposób autor stara się opchnąć tą bibliofilską edycję jakiemuś bibliofilowi (notabene każdy bibliofil jest również bibofilem oraz babofilem, ciekawa zależność), a ten wraca dumny do domu, gdzie czeka na niego żona ze słowami na ustach: "Gdzie się szlajałeś? Po antykwariatach? Znowu wydałeś wypłatę na książkę?!"

Nie rozumiem, dlaczego sam nie biorę tego pomysłu na serio. Chociaż wart on zrealizowania. Zwykle rękopisy są niedostępne dla nikogo, prócz dziedziców spuścizny pisarza i dla literaturoznawców. A są one świadectwem stanu ducha, procesu twórczego i polem zabawy dla grafologów. Są najwartościowszym sposobem zrozumienia powstania dzieła, żywą tkanką tekstu.

O ile jeszcze ktokolwiek dziś pisze odręcznie w sytuacji innej, niż robienie notatek na wykładach, czy podpisywanie potwierdzenia o uregulowaniu opłaty adiacenckiej. Na dzień dzisiejszy można być tylko Różewicza pewnym. Co jest miłe, że chce się z nami tym znów podzielić. Ileż satysfakcji.

P.S. W czasach Platona umiejętność pisania oraz wytwór tego rzemiosła były uważane za sztuki wizualne; vide "Fajdros" Platona.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3493
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 7
Użytkownik: wyssotzky 24.04.2011 15:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeszcze nie tak dawno tem... | topanaris
Mnie zachęciła w sposób wystarczający (nawet bez autografu), forma "Kartoteki". Nie wynika ona z chęci chomikowania czy potrzeb estety (książki mnie przyciągają z powodów wizualnych, ale najczęściej te "ładnie zakurzone" lub odpowiednio "wysłużone"). Nowa "Kartoteka" może spełnić więc potrzebę takiego czytelnika, jakim ja jestem - szukającego w książce nie wizji, ale procesu, który trwa od momentu jej powstania poprzez każdokrotne czytanie. Nigdy nieposiadająca ostatecznego kształtu, będąca własnością jednocześnie piszącego i czytającego. Tak więc z zupełnie innych powodów niż topanaris, a jednak, jak nic, jestem targetem takiej nowego ( a może starego?) sposobu na literaturę:)
Użytkownik: topanaris 24.04.2011 16:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie zachęciła w sposób w... | wyssotzky
Na święta zostawiłem sobie wymagającą lekturę "Teatru Społeczeństwo" Andrzeja Falkiewicza - i napisał on na samym początku coś, co stanowi dobrą glossę do "Kartoteki. Reprint".

"Tylko ta nadwartość, jaka rodzi się z każdorazowego przekraczania, tylko ten w niepowtarzalny sposób zapisywany, mazany i znowu pisany palimpsest jest duchową własnością pisarza. Gdyby zechciał swe dawne dzieło odrzucić i ograniczył się do wiernego zapisu jednej warstwy, wówczas pytanie o uczciwość pisarza pozostanie bezzasadne, ponieważ nie dotyczy pisarza, ponieważ nie dotyczy żadnej konkretnej osobowości." - A. Falkiewicz, Teatr Społeczeństwo, Wrocław 1980, s. 9.

Słuszne? Raczej tak. Nie potrafię się z tym kłócić - celne spostrzeżenie.

Ach, jedna mała sprawa - nie chodzi mi o "Kartotekę bez autografu" a "Kartotekę nie w formie autografu"; różnica niewielka, ale znacząca. :)
Użytkownik: wyssotzky 25.04.2011 14:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Na święta zostawiłem sobi... | topanaris
Ano znacząca, znacząca... Dziękuję za doprecyzowanie. Szczerze mówiąc niewiele lektur interesuje mnie na tyle, aby dowiadywać się szczegółowo o procesie ich tworzenia. Ale właśnie jestem w trakcie czytania "Idioty" Dostojewskiego, o której wiadomo, że jest wersją całkowicie odmienną od pierwowzoru i... ach, jakby było wspaniale gdyby istniały obie.
Użytkownik: topanaris 25.04.2011 21:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Ano znacząca, znacząca...... | wyssotzky
Fakt, niewiele lektur zasługuje na taką uwagę, by dowiadywać się o procesie twórczym. :)

Swego czasu czytałem w Tygodniku Powszechnym (dodatku literackim? Nie mam czasu, by przeszukiwać numery, ale jestem prawie pewny, że pisał o tym M.P. Markowski) o książkach, które powstały, a nigdy ich nie znaleziono. Na przykład Bruno Schulz pisał w listach o dziele, nad którym pracuje. Nikt nie widział rękopisu. Zaginął.

Może lepiej, że "Idioty" pierwsza wersja "nie istnieje"? ;) Autor chyba wiedział, dlaczego coś zmienia, a efekt widać znaczący, arcydzielny. Z ludzkiej ciekawości natomiast chętnie bym się dobrał do pierwowzoru. Taki już jestem - gdy chodzi o literaturę, to chcę jak najgłębiej, jak najdalej, podskórnie się wszystkiego o niej dowiedzieć. Brzydki nawyk, ale już z nim nie walczę. :)
Użytkownik: 0liwkab 26.04.2011 03:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeszcze nie tak dawno tem... | topanaris
Ha! Mam w domu pierwsze wydanie ''Historii pięciu wierszy''. Znalazłam kilka lat temu w stercie(!)makulatury(!) w piwnicy domu, gdzie akurat, powiedzmy, pomieszkiwałam. Skąd się tam wzięła? Nie mam pojęcia, ale nie było mi szczególnie przykro, gdy ją odkryłam między gazetami i miernymi kryminałami.

''Niestety, to tylko połowiczna realizacja mej idei. Pomimo styczności z rękopisem, wciąż nie mam dostępu do autografu.'' - nie bądź... ''pazerny''. Myślę, że druk wynaleziono właśnie dlatego, że mało komu chciało się przepisywać książki ręcznie (pomijając już umiejętności), wyobrażasz sobie jak trudno byłoby zdobyć egzemplarz czegoś, co ''weszło do obiegu'' jako kilka (w porywach kilkanaście) sztuk? I jaką stratą byłoby przypadkowe zniszczenie takiej książki? Coś okropnego. Chociaż z drugiej strony... pewnie wiele osób znalazłoby nowy cel życiowy - zdobycie choćby jednego egzemplarza.

Użytkownik: topanaris 26.04.2011 10:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Ha! Mam w domu pierwsze w... | 0liwkab
Należysz do tych dwustu pięćdziesięciu szczęściarzy!

Nie umniejszam Gutenbergowi - po prostu mam marzenie o zaistnieniu kiedyś takich białych kruków. Wyobrażam sobie, jak byłoby trudno uzyskać pewne pozycje, bowiem... jestem stałym bywalcem antykwariatów, gdzie zbyt często słyszę "nie mamy, ale może za tydzień...". ;)
Co ciekawe - warto odwiedzać antykwariaty na prowincji. W moim rodzinnym mieście kurzyło się tyle wartościowych książek! Dwie pozycje już się nie kurzą, ale kosztowały mię w sumie 140 zł, więc reszta w najbliższym czasie musi kurzyć się dalej.
Użytkownik: 0liwkab 26.04.2011 12:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Należysz do tych dwustu p... | topanaris
Nie martw się, pewnie jeszcze po nie wrócisz. :)

Myślę, że dosyć ciekawa jest też opcja wymiany między czytelnikami (dostępna nawet na Biblionetce). Często widzę, że ktoś chce oddać/sprzedać wartościowe książki, bo [uwaga!] ''są stare i potargana okładka brzydko wygląda''.
No i wersje elektroniczne. Swego czasu znalazłam w Sieci sporo starych, zeskanowanych lub przepisanych pozycji. Ale tutaj rządzą raczej nowości wydawnicze (akurat to pewnie nikogo nie dziwi).
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: