Zafascynowaly mnie dzieje Kartaginy. Nie za wiele na ten temat wiedziałam, ot tylko tyle, że była to ojczyzna Hannibala, który na słoniach przeszedł przez Alpy i stoczył sławne bitwy z Rzymianami. Nurtowalo mnie jednak pytanie: Jakie bylo to państwo? Jacy ludzie w nizm żyli? Dlaczego jego stolica zostala z taką brutalnością przez Rzymian zniszczona?
Najpierw, na rozgrzewkę, przeczytałam powieść historyczną zapomnianego dziś pisarza
Miasto przebudzone (
Sujkowski Bogusław) wydaną przed pięćdziesięciu laty. Jej akcja rozgrywa sie w okresie III wojny punickiej (149 -146 pne.). Kartagińczycy przez lata próbowali sie z Rzymianami ukladać, ustępowali, spełniali najbardziej absurdalne zadania, jednak finał tej wojny był czymś zupełnie bezprecedensowym, nawet jak na tamte czasy. Karne legiony rzymskie otrzymały klarowny rozkaz. Osłabiona i nikomu już nie zagrażająca Kartagina, dawny sojusznik Rzymu, miała zostać wymazana z mapy starożytnego świata. Rzymianie bezbronne miasto zdobyli, jego mieszkanców wyrżnęli, a wszystkie mury, domy, budowle, świątynie metodycznie, z zimną krwią obrócili w pył. Sujkowski w swojej książce kocentruje się na okresie, kiedy Kartagińczycy “przebudzili się”, czyli pojęli, że ten typ wroga, z jakim mieli do czynienia nie respektuje żadnych zasad, nie dotrzymuje zadnych obietnic, jak dostanie palec, zażąda całej ręki... Skadś to jakby znamy... Wielki patriotyczny zryw Kartaginy, bohaterska walka całego miasta z udziałem nawet starców i dzieci, ofiara kobiet ofiarowujących swoje włosy na liny do statków – na to wszystko było już za późno.
Książka Sujkowskigo jest średnia, ale czytelnikowi nastawionemu na coś lżejszego może przypaść do gustu. Doceniam, że autor z precyzją trzyma się realiów epoki, ale brakuje mi jakiegoś głębszego osadzenia w historii. Owszem, zawiera obszerny słowniczek trudniejszych wyrazów, za co chwła autorowi, ale nie wymieniona jest ani jedna data! Przydałaby się jakaś mapka Kartaginy i okolic, indeks nazwisk, tabelka z chronologią wydarzeń itd. Bohaterowie “Miasta przebudzonego” są dla mnie trochę bezbarwni, a próby ich lepszego scharakteryzownia wydają mi się nieporadne. Nie znalazłam też tego, co w powieściach historycznych bardzo lubię, a więc jakiejś głębszej refleksji, chwili zadumy, czegoś mądrego, co trafia do serca. Natomiast podobała mi się sama akcja; wartka, ciekawa, choć miejscami nie wychodząca poza tzw. schemat..
Postanowiłam (jak zwykle), że po powieści należałoby pogłębić swoją wiedzę poważniejszym dziełem, już nie beletrystycznym. Wynalazłam monografię warszawskiego historyka
Dzieje Kartagińczyków (
Kęciek Krzysztof)
(jest piękna recenzja Lykosa) i to był “strzał w dziesiątkę”. Solidne, dobrze udokumentowane dzieło, a jednocześnie nie przypominające suchych opracowań historycznych zachwyciło mnie przystępnym językiem i pasją, z jaką zostało napisane. Autor w bardzo ciekawy sposób opowiada historię kartagińskiego narodu/państwa poczynając od jego legendarnych początków; kiedy pod koniec IX wieku pne. osadnicy z fenickiego Tyru na Bliskim Wschodzie zalożyli w północnej Afryce miasto o nazwie Kart Hadaszt.
Miłośnicy wojskowości znajdą tu opisy podboju Sycylii, Sardynii i Hiszpanii, prześledzą wszystkie wojny prowadzone przez Kartagińczyków, w tym tą Hannibalową, w końcu przeczytają o całkowitej zagładzie miasta i narodu. Ja najbardziej cenię rozdziały poświęcone cywilizacji Kartaginy, szczególnie te opowiadające o jej gospodarce, gdzie Kęciek w przekonujący sposób rozprawia się z krążącą zwłaszcza w starszej literaturze “kupiecką” wizją tego państwa, udowadniając, że punicki (czyli kartagiński) wkład w dzieje świata starożytnego jest o wiele cenniejszy, niż wskazywałaby na to powszechna wiedza. W świetle najnowszych wykopalisk archeologicznych jest jasne, że Kartagińczycy reprezentowali wysoką kulturę, którą można porównywać do helleńskiej. Z pewnością dalece przewyższała ona kulturę "barbarzyńców" znad Tybru. Jednak nasze rzymsko-greckie dziedzictwo kulturowe oraz odwieczną zasada, że “zwycięzca bierze wszystko” (a więc tworzy również i historię) sprawia, że przyjmowanie rzymskiej wykladni dziejów jest oczywistością. Bardzo podoba mi się to, że autor próbuje spojrzeć na ówczesny świat nie z rzymskiej perspektywy, ale podejmuje trud “nieortodoksyjnego” opisania dziejów Kartaginy, z wielką konsekwencją przenosząc swój punkt widzenia właśnie tam, do północnej Afryki. Nie ukrywa przy tym swojego podziwu. Państwo kartagińskie, bez mądrego rządu i wewnętrznej dyscypliny, nie przetrwałoby sześciu wieków! Chwilami jest bardzo krytyczny, wręcz złośliwy w stosunku do Rzymu, co dodaje “smaczku” jego wywodom.
Mimo swojej sympatii dla mieszkanców Kart Hadaszt, autor nie ucieka od najbardziej chyba trudnego tematu, jakim bylo skladanie przez Kartagińczyków rytualnych ofiar z małych dzieci. W jednym ze świętych miejsc tzw. “tofetow” znaleziono setki szczątków niemowląt. Oblicza się, że w IV i III wieku pne. w ten sposób rocznie tracono około 200 -300 dzieci. Do dziś trudno jest historykom w jakiś przekonywujący sposób wytłumaczyć tak okrutną tradycję.
Na zakończenie sięgnęłam po dzieło poświęcone najsłynniejszemu Kartagińczykowi wszechczasów, czyli Hannibalowi
Hannibal (
Charles-Picard Gilbert)
. Jest to całkiem porządnie napisana książka, ale nie tak wciągająca jak ta Kęćka. Materia wojen, potyczek, zamachów, dyplomatycznych zabiegów jest trudna do wyłożenia w taki sposób, żeby czytelnik się w niej nie pogubił, a czytając tę książkę nie raz czułam się zdezorientowana. Dostrzegałam dłużyzny i nieklarowności. No i nie wyczuwałam osobistego zaangażowania autora w temat. Doszłam do wniosku, że bardziej mi odpowiada owa ”stronniczość” Kęćka, jego drobne przytyczki w stosunku do Rzymian, niekonwencjonalne zakończenie, w którym rozpatruje ”co by było gdyby”.... niż typowe opracowania historyczne napisane może i solidnie, i naukowo, ale trochę na zasadzie „autor powiedział co wiedział”:)
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.