Dodany: 17.04.2011 00:00|Autor: paren

Książki i okolice> Konkursy biblionetkowe

4 osoby polecają ten tekst.

"QQryQ, czyli KOGUTY w LITERATURZE" - KONKURS nr 121


"QQryQ, czyli KOGUTY w LITERATURZE" - KONKURS nr 121



Przedstawiam Wam konkurs, który przygotował Joy D:


Kukuryku!

Tym kogucim sygnałem rozpoznawczym, witam się z Wami w moim kolejnym konkursie, którego bohaterem uczyniłem koguta. Podczas moich pieszych wędrówek bardzo często spotykam te dumne ptaki i przyznaję, że darzę je dużą sympatią i czasem mi smutno, że są one głównym składnikiem domowego rosołu.

Gdyby jednak ktoś zapytał mnie:
- Z czym kojarzy ci się kogut?
Niestety, od razu chyba bym powiedział właśnie, że z rosołem, ale żeby nie było "drastycznie", to także z niedzielnym Telerankiem oraz z kogutem galijskim i co za tym idzie z reprezentacją Francji w piłce nożnej, której nota bene nie znoszę. Nie sposób pominąć także cudownego kurczaczka wielkanocnego.
Są oczywiście jeszcze kogut na dachu policyjnego wozu i kogut na głowie, ale my zajmiemy się w tym konkursie tym stworzeniem, które pozwolę sobie nazwać "Królem podwórza".

Nie ma żadnego specjalnego regulaminu. Chciałbym tylko zauważyć, że konkurs ten przygotowywałem dość długi okres czasu, więc po prostu będzie mi okropnie przykro, gdy któryś z kogutów zostanie w jednej chwili rozjechany czołgiem.

Jest jedna podstawowa zmiana. Aby uzyskać ode mnie standardowe podpowiedzi, należy spełnić jeden z poniższych warunków:

a) Umieścić na forum konkursowym przynajmniej jedną wypowiedź.

b) Jeśli ktoś już bardzo nie chce pisać na forum, to musi w pierwszym swoim mailu do mnie podać link do swojej strony w BiblioNETce.


Jeśli chodzi o inne podpowiedzi, to jestem otwarty na wszelkie smakowite ziarenka, dżdżowniczki i co tam lubią koguty. :)
A tak poważnie, to każdy chętny je uzyska, oczywiście, jeśli tylko wyrazi taką potrzebę.

Punktacja:
Po jednym punkcie za autora i tytuł, czyli - jak zwykle - do uzyskania jest 60 punktów.

W przypadku dusiołków poetyckich, wystarczy podać tytuł wiersza.



Zwycięzcą koguciej konkurso-zabawy, zostanie ta osoba, która pierwsza zdobędzie komplet punktów, czyli ogólnie na kurnikowej grzędzie będę usadawiał Was według najpierw ilości zdobytych punktów, w razie - a na pewno taka sytuacja zaistnieje - jednakowej ilości zdobytych ziarenek, o miejscu zadecyduje kolejność przysłania ostatniej prawidłowej odpowiedzi. *

* - dotyczy tylko pierwszego miejsca.

Zastrzegam sobie prawo do przyznania honorowej gwiazdki. Zdobyć ją jednakże może tylko osoba z kompletem punktów.



UWAGA! NOWY ADRES!

Odpowiedzi przysyłamy na adres:

[...]

Termin do 26 kwietnia (wtorek) do godz. 23:59.


Zapraszam i życzę wszystkim jak najlepszego piania i wesołego plątania się po podwórzu.

Krzysztof


UWAGA!
Odpowiedzi nie zamieszczamy na Forum! Wysyłamy mailem!








1.

Był sobie kogut ze wsi spod Łowicza,
co - kukuryku! - głośno piał nadzwyczaj.

Budził o świcie ptactwo oraz ludzi,
a oprócz tego wielki zachwyt budził.

- Ach, co za talent! To istny Kiepura! -
mówiła o nim każda gęś i kura.

- Grzęda w kurniku dla ciebie za niska,
ty byś w operze wielką sławę zyskał!

- Tyś występować powinien w „La Scali”,
tam by cię zaraz zaangażowali!

- Tam się na tobie poznają dopiero,
bo ta „La Scala” jest włoską operą.

- Rozsław, kogucie, imię naszej wioski,
pokaż, żeś lepszy od tenorów włoskich!

Tak go w kurniku wszyscy namawiali,
aż kogut zapiał: - Jadę do „La Scali”!

Jechał i jechał, aż w końcu dojechał,
los się do niego wyraźnie uśmiechał,

bo gdy dojechał wreszcie do „La Scali”,
to go w objęcia od razu złapali.

Wszyscy krzyczeli radośnie po włosku,
więc kogut doszedł do poniższych wniosków:

„Czeka mnie tutaj najwspanialsza z karier! –
pomyślał głośno piejąc swoją arię. –

Na pewno zaraz wezmą mnie na scenę,
bo pan reżyser wciąż powtarza: - Bene!

A pan dyrygent klepie się po brzuchu
słysząc, jak pięknie umiem piać ze słuchu.

Pewnie od razu zagram główną rolę,
bo pan dyrektor siedzi już przy stole

i zaraz ze mną podpisze umowę...”
I w tym momencie kogut stracił głowę.

Zanim się spostrzegł, zagrał główną rolę –
u dyrektora przy stole, w rosole...

Koniec ballady, no a teraz pora,
żeby z ballady tej wyciągnąć morał.

W jednej linijce cały morał streszczę:
- Nie piej za głośno, bo cię zjedzą jeszcze.

A dla odważnych będzie inna treść:
- Piej jak najgłośniej i nie daj się zjeść!



2.

Pewien lubujący się w walkach kogutów zamożny "miłośnik zwierząt" doskonale zapamiętał, jak X wszedł tego dnia do siedziby towarzystwa, a potem siedział w zadumie na jednej z pustych ławek otaczających ring. Poeta wypił wtedy jedną herbatę i przeczytał regulamin walk, wypisany na ścianie wielkimi literami:

     · KOGUT, KTÓRY WCHODZI NA RING, NIE MOŻE BYĆ BRANY NA RĘCE BEZ ZGODY WŁAŚCICIELA.
     · JEŚLI KOGUT PADNIE NA RING TRZY RAZY Z RZĘDU, I NIE UDZIOBIE, PRZEGRYWA.
     · PRZY ZŁAMANIU OSTROGI - 3 MINUTY PRZERWY NA OPATRZENIE RANY, PRZY ZŁAMANIU PAZURA - 1 MINUTA PRZERWY.
     · JEŚLI KOGUT PADNIE NA RING, A PRZECIWNIK NADEPNIE MU NA SZYJĘ, LEŻĄCEGO KOGUTA PODNOSI SIĘ, A WALKA ZOSTAJE WZNOWIONA.
W WYPADKU WYŁĄCZENIA PRĄDU NALEŻY ODCZEKAĆ 15 MINUT. JEŚLI PO TYM CZASIE PRĄDU NIE WŁĄCZĄ, WALKA ZOSTAJE ODWOŁANA.



3.

     Minęło południe, nadeszła godzina odjazdu. Zgodnie z powziętym planem postanowili spędzić kilka dni na starej farmie, w pobliżu młyna w W., gdzie Angel chciał zapoznać się z procesem przemiału mąki. O godzinie drugiej nie pozostało im nic innego, jak wyruszyć w drogę. Cały personel mleczarni zebrał się w korytarzu wyłożonym czerwoną cegłą, by popatrzeć na odjeżdżających; mleczarz i jego żona odprowadzili ich do drzwi. Wszystkie trzy towarzyszki (...). stały pod ścianą, zamyślone, ze spuszczonymi głowami. (...) zadawała sobie przedtem pytanie, czy zjawią się w chwili odjazdu, lecz oto stawiły się, spokojne i zrezygnowane aż do końca. Wiedziała, dlaczego delikatna Retty wyglądała tak mizernie, Iza tak tragicznie, a Marianna posępnie, i na chwilę widząc ich ból zapomniała o własnym.
     Odruchowo szepnęła do Angela:
     - Może byś pocałował te biedaczki pierwszy i ostatni raz.
     C. nie miał nic przeciw tej pożegnalnej formalności - dla niego nie było to niczym więcej – i przechodząc obok nich pocałował każdą po kolei, mówiąc: "Do widzenia." Już przy drzwiach T., jak prawdziwa kobieta, obejrzała się, by zobaczyć, jakie wrażenie sprawił na nich ów miłosierny pocałunek; w spojrzeniu tym nie było ani cienia triumfu, zresztą byłby znikł natychmiast na widok wzruszenia dziewcząt. Pocałunek ten widocznie zrobił im krzywdę budząc uczucia, które usiłowały w sobie stłumić.
     C., nieświadomy tego wszystkiego, skierował się do furtki i ściskając ręce mleczarza i jego żony, po raz ostatni dziękował im za życzliwość. Przed wyruszeniem w drogę zapanowała chwila ciszy, przerwana nagle przez pianie koguta. Biały kogut z czerwonym grzebieniem wskoczył na parkan przed domem o kilka kroków przed nimi. Krzykliwe pianie wwierciło im się w uszy, słabnąc powoli niby echo w skalistej dolinie.
     - Co to? - zawołała pani C. - kogut pieje po południu?
Dwaj mężczyźni stali przy wrotach trzymając je otwarte.
     - To zły znak! - szepnął jeden do drugiego myśląc, że grupa przy furtce nie może tego usłyszeć.
Kogut zapiał po raz drugi – wprost w kierunku C..
     - Cóż to znowu! - wykrzyknął mleczarz.
     - Nie podoba mi się to pianie! - rzekła T. do męża. - Powiedz woźnicy, żeby już ruszył. Do widzenia! Do widzenia!
Kogut zapiał po raz trzeci.
     - Cicho! Zmykaj stąd, mój panie, albo ci łeb ukręcę! - powiedział mleczarz z pewnym rozdrażnieniem, zwracając się w stronę ptaka i spędzając go z parkanu. Gdy wrócili do mieszkania, powiedział do żony:
     - I pomyśleć, że zdarzyło się to akurat dzisiaj! Przez cały rok nie słyszałem, by kogut choć raz jeden zapiał po południu.
     - To tylko na zmianę pogody! - odpowiedziała pani mleczarzowa - a nie dlatego, co masz na myśli. To niemożliwe!



4.

     O czwartej rano paryskie towarzystwo obudził Karol Wielki, duży i hałaśliwy kogut, który piał na podwórku sąsiada przez bite dwie godziny. Paryżanin poskarżył się wieśniakowi. Ten wzruszył ramionami. To jest wieś. Kogut musi piać. To normalne.
     Następnego ranka i następnego Karol Wielki pieje od czwartej rano. Goście, którym zawodzą nerwy, wracają wcześniej do Paryża, żeby odespać pobyt na wsi. Paryżanin ponownie skarży się wieśniakowi, a ten ponownie wzrusza ramionami. Rozstają się wrogo.
     W sierpniu paryżanin wraca, dom jest pełen gości. Karol Wielki budzi ich codziennie punktualnie o czwartej rano. Próby popołudniowej drzemki są udaremniane przez wieśniaka, który wykonuje jakieś prace w domu za pomocą wiertarki udarowej i hałaśliwej betoniarki. Paryżanin nalega, żeby wieśniak uciszył koguta. Wieśniak odmawia. Po kilku gorących kłótniach paryżanin pozywa wieśniaka przed sąd, licząc na załatwienie sprawy metodą administracyjną. Wyrok zapada na korzyść wieśniaka i kogut nadal odśpiewuje swoją poranną serenadę.
     Pobyt w letnim domku stał się w końcu tak nieznośny, że paryżanin wystawił go na sprzedaż. Wieśniakowi, działającemu przez pośrednika, udało się kupić większą część ziemi.
     W najbliższą niedzielę wieśniak i jego przyjaciel-pośrednik uczcili transakcję obfitym obiadem. którego głównym daniem był Karol Wielki, zamieniony w smakowitego coq au vin.



5.

W przyjaźni żyły dwa koguty młode -
Zjawia się kwoczka i przerywa zgodę.
Idą rywale na śmiertelne boje:
Miłości zgubiłaś Troję.

Walczą koguty dziobem, ostrogami bodą,
Płynie krew, pierze chmurą z wiatrami ulata.
Wreszcie walka ucichła, i kurka czubata
Była zwyciężcy nagrodą.

Zwyciężony współzawodnik zemknął do kurnika -
Tam płakał nad swą hańbą, nad straconą sławą,
Z zawiścią na szczęsnego patrząc przeciwnika,
Co wśród kur po dziedzińcu uwijał się żwawo,
Dumny tryumfem, nos w górę zadzierał
I zewsząd hołdy odbierał.

Ten widok dręczył słabszego rycerza -
Ostrzy dziób, pióra najeża,
I postać biorąc marsową
Chce walkę podjąć na nowo.

Obyło się bez bitwy: pychą uniesiony
Kogut zwyciężca, w zapale
Na dach wskoczył, trąbiąc na wsze strony
O swej chwale.

Głos jego zwabia jastrzębia -
Żegnaj, miłości i sławo!
Już zbójca szpony zagłębia,
Już toczy posokę krwawą;
Padł kogut, zwycięstwem butny.

A w chwilkę potem ( o losie okrutny!)
Widząc, że gorzko płacze nad małżonka stratą,
Jego rywal pocieszał kureczkę czubatą.

Kto swoim szczęściem zanadto się chlubi,
Tego na koniec pycha często gubi,
Mądry wódz zawsze po bitwie wygranej
Lęka się losu odmiany.



6.

Wynajęłam pokój, którego właściciel zapewniał, że jest muy tranquilo - bardzo spokojny, cichy, z niezależnym wejściem i gorącą wodą. Pół godziny później okazało się, że "cichy i spokojny pokój" znajduje się tuż obok tartaku, gdzie przez cały dzień robotnicy tną deski. Gorącej wody brak, bo "nie doszła", a w nocy obudziła mnie orkiestra grająca gdzieś blisko kubańskie piosenki. O czwartej nad ranem rozległo się concierto classico - jakby wyjęte wprost z włoskiej opery - gdy tuż pod moim oknem pierwszą arię wykonał rozdzierającym głosem kogut sąsiadów, a w odpowiedzi rozległy się równie przeraźliwie wycia innych kogutów, które aż do świtu, czyli przez trzy godziny. Wsiadłam na rower i popędziłam w dal.



7.

     Mała, niska kabina pod pokładem była jednak trochę większa od karawanu, tak zaś ciemna jak grobowiec. Pod obiema ścianami stały trumny... chciałem powiedzieć prycze. Mały stół, przy którym mogły zasiąść do obiadu trzy osoby, stał pod przepierzeniem od strony dziobu, na którym to przepierzeniu wisiała najmętniejsza lampka z wielorybim olejem, jaka zaludniała kiedykolwiek ciemności lochu upiornymi kształtami. Na podłodze nie pozostawało wiele wolnej przestrzeni. Można by tu chyba zmieścić kota, ale nie bardzo długiego kota. Komora za przepierzeniem była prawie pusta i od rana do wieczora ogromny stary kogut z głosem Baalama przechadzał się po tej części statku i piał. Obiad jadł zwykle o szóstej i po godzinie poświęconej na medytację wspinał się na przykrywę beczki i piał niemal całą noc. Miał coraz większą chrypkę, odrzucał jednak ze wzgardą wszelką myśl o względach osobistych, które kolidowałyby ze spełnianiem obowiązku, i trudził się niebaczny na grożący mu dyfteryt.
     Kiedy kogut działał, nie było mowy o spaniu. Naprawdę złościł mnie i irytował. Wrzeszczenie i obrzucanie go obraźliwymi epitetami pogarszało tylko sytuację, brał je bowiem za aplauz i jeszcze bardziej się wysilał. W ciągu dnia rzucałem w niego przez szparę w przepierzeniu kartoflami, ale on zręcznie uskakiwał w bok i piał dalej.
     Pierwszej nocy, gdy leżałem w mej trumnie patrząc leniwie na lampkę rozkołysaną w takt ruchu stateczku i wciągałem w nozdrza mdlący odór wody zebranej na dnie, poczułem nagle, że przemyka po mnie jakiś kształt. Wyskoczyłem z łóżka. Przekonawszy się jednak, że jest to tylko szczur, położyłem się z powrotem. W chwilę później znowu coś po mnie przemknęło. Czułem, że tym razem nie jest to szczur, i pomyślałem, że może stonoga, bo po południu kapitan zabił jedną stonogę na pokładzie. Znowu wyskoczyłem z łóżka. Zobaczyłem ohydną parę; trzymającą straż na obu rogach poduszki, karaluchy wielkości listka morelowego, o długich, drżących czułkach i ognistym złośliwym oku. Zgrzytały zębami jak liszki tytoniowe i zdawały się być w wyjątkowo złym humorze. Słyszałem często, że te wstrętne gady objadają żeglarzom paznokcie u nóg do żywego mięsa, zrezygnowałem więc z powrotu na pryczę. Położyłem się na podłodze. Ale po chwili jakiś szczur zaczął mi przeszkadzać, wkrótce zaś potem cała karalusza rodzina rozlokowała się; w moich włosach. Niebawem kogut zaczął piać ze zdwojonym zapałem, trupa zaś pcheł wykonywała podwójne salto mortale nad moją osobą gryząc mnie, ilekroć zetknęły się w przelocie z moją skórą. Tym razem miałem tego naprawdę dość. Wstałem, ubrałem się i wyszedłem na pokład.



8.

     - Wiesz, tatku, co ten nasz wykrzykuje? Sołtysie, sołtysie, teraz na M. wrzeszczysz, a kiedyś będziesz mu czyścił trzewiczki połą odświętnej kapoty!
     Sołtys się rozsierdził na dobre, chwycił za furmański bat, co wisiał nad drzwiami, i zaczął siec M. po plecach, aż mu posiekał nędzną koszulinę. Ale kogut wyfrunął na jeszcze wyższy sąg drzewa i znowu zapiał, tym razem jeszcze głośniej:
     - Kuku-ryku, kuku-ryku. teraz M. bijesz batem, a kiedyś będziesz przed nim klęczał na kolanach!
M2., teraz już bez śmiechu, raczej ze łzami w oczach powtórzyła to sołtysowi i błagała go, żeby dał M. spokój. Ale pyszałkowaty sołtys wpadł w jeszcze większą złość. Obrócił bat w ręku i zaczął okładać M. grubym brzozowym biczyskiem, a wrzeszczał przy tym jakby rozum postradał:
     - Precz, precz! Wynoś się od nas, ty hołoto nędzarska!
     M. nie czekał już na nowe cięgi, w te pędy się obrócił i wypatrywał dziury, którą w płocie zostawił cieśla. Ale nim wymknął się z obejścia, zdążył zobaczyć i usłyszeć, jak kogut wyskoczył na sam wierzchołek sągu i po raz trzeci zapiał tak potężnie, aż się po całej wsi niosło:
     - Kuku-ryku, kuku-ryku. teraz M. wyganiasz, a kiedyś będziesz go witał jako narzeczonego M2.!
     Kiedy M2. z płaczem powiedziała sołtysowi, co kogut po raz trzeci zapiał, pyszałkowatego sołtysa ogarnął szał, chwycił kosę i jednym zamachem uciął łeb kogutowi.



9.

     Przez dwa dni jeszcze denerwowaliśmy się wszyscy sytuacją w miasteczku, ale jakoś tym razem nic złego się nie stało. Mogliśmy więc zająć się sprawami codziennymi. Jako pierwszy, nasunął mi się problem przełamania strachu A. i Ofelli na widok wielkiego koguta, dyktatora podwórka. Obie przerażone siedziały zaszyte w dusznych pokoikach i nie można ich było wyciągnąć do ogrodu na świeże powietrze. A przecież po to namęczyłam się tak bardzo w drodze, aby im tę swobodę, ogród i świeże powietrze zapewnić. Tymczasem na podwórku panoszył się władczy, krzykliwy i pewny swego panowania kogut.



10.

     Brama na podwórze pani magister była szeroko otwarta, ale na wszelki wypadek nie zaryzykowali wjeżdżania do środka. Zostawili samochód przed nią i weszli piechotą. Pierwszą rzeczą, jaka rzuciła im się w oczy, była olbrzymia ilość kogutów o wyjątkowo efektownym upierzeniu. Wspaniałe, dumnie wygięte w górę, ciemnozielone ogony lśniły w słońcu blaskiem klejnotów. Plączące się między nimi kury tej samej rasy, białe z ciemnozielonym kuperkiem, stawały się przy tych wspaniałościach prawie niezauważalne. L. zagapił się na ten niezwykle piękny widok od razu, S. spojrzał raz z roztargnieniem, potem spojrzał ponownie, a potem wpatrzył się również z wytężonym zdumieniem.
     - Co to może być? - powiedział zaintrygowany. L. zdziwił się jego niewiedzą.
     - Jak to co? Drób. Koguty i kury.
     - To widzę. Ale ciekaw jestem, po jakiego diabła tyle tych kogutów. Coś chyba z nimi robią...?
     - A co? - zainteresował się L.. - Za dużo?
     - No głupi jesteś, czy jak? Do tych kur, co tu widzę, jeden by wystarczył! Góra dwa! A jest ich najmarniej ze czterdzieści! Na pioruna im tyle, do czego to może być? Pióra...? L. problem zaciekawił nadzwyczajnie.
     - Nie powiem, żebym się specjalnie znał na kogutach jako takich, ale na oko sądząc, musi chodzić o pióra. Te z ogonów chyba, nie? Może robią wachlarze, albo ozdoby do kapeluszy?
     - Może to w ogóle na eksport - wysunął przypuszczenie S., przy czym w tonie jego pojawił się odcień szacunku. - U nas wachlarze są mało w użyciu, ale w takiej Hiszpanii na przykład...



11.

Jeszcze raz jak w dzieciństwie
obudził mnie kogut
Co za ranek sama czystość i rosa
zieleń orzeźwiająca i pieje kogut nawet gałąź
stukająca w okno
Obudź się czas już pośpiesz się umierać
więc do tego mnie budzi rześki głos na żerdzi
dzięki ci dobry wiejski zegarze
zwiastunie czasu
i przemijania o jak dobrze się obudzić
by znowu zasnąć pośród traw
kwitnących kłosów i dojrzałych liści



12.

     - Uwaga! - szepnął towarzysz. - Scena na dziedzińcu zmienia się! Wśród mężczyzn, powoli tańczących przed nami, otworzyło się niewielkie koło. Wpuścili do środka koguta. Przerażone gwarem ptaszysko chciało uciekać. Lecz gdziekolwiek pędziło, ściana ludzka zagradzała mu odwrót. Gdy kogut lotem zamierzał przefrunąć ponad ciżbą, złapali go w powietrzu i ściągnęli do koła. Nie było dla niego ucieczki.
     - Przeczuwam coś niedobrego! - rzekłem do Kreczmera. - Heca zaczyna mi się nie podobać. Kogut pachnie mi jakimś symbolem.
     - Mianowicie?
     - Jeśli się nie mylę, to szykują coś w rodzaju sądu nad nami.
     - Sądu?
     - Tak. Sądu bożego.
     - A to w istocie byłaby heca! - uradował się Kreczmer.
     - Nie podzielam waszego dobrego humoru, Bogdanie! Przecież chcemy żyć z nimi w zupełnej zgodzie. Takie sądy boże nie
przyczyniają się do serdecznego nastroju.
     - To przejściowe kaprysy!
     - Oczywiście, przejściowe... Ciekaw jestem, gdzie podział się nauczyciel Ramaso. Jak pożegnał się przy wjeździe do wsi, tak od tego czasu znikł jak kamfora. Przydałby się teraz! Co się stanie, jeśli sąd boży orzeknie przeciwko nam? A to niemal pewne!
     - Głów nam nie urwą.
     - Nie. Mają lepsze środki, by nas się pozbyć. W tym kraju tysiąca
trujących roślin łatwo coś wsypać do ryżu. Ot, kilka włosków z
bambusa birmańskiego...
Był to na (...) niezawodny sposób zadawania śmierci niewygodnym ludziom. Mało widoczne włoski tego pospolitego bambusa, wrzucone podstępnie do pokarmu i spożyte, nie podlegały trawieniu, lecz wbijały się w ścianki żołądka i z biegiem czasu wytwarzały tam ropiejące rany, na które otruty nieszczęśnik umierał
po kilku miesiącach dotkliwych boleści. Rzecz prosta, że po tak długim czasie nigdy nie wychodziło na jaw, kto był zabójcą.
     - Przypuszczam - niedowierzająco uśmiechnął się Bogdan - że dawno już minęły czasy starej hetery, królowej Ranavalony. Podobno kazała zażywać trucizny tanguinu mieszkańcom całych okolic.
     - Owszem, tysiące ich wtedy posyłała na łono Abrahama.
     - Ale od blisko wieku chyba nie było tu sądów bożych w stosunku do ludzi.
     - Nie było - oficjalnie. Natomiast nieoficjalnie i w zmienionej formie przetrwały do dnia dzisiejszego. Nie myliłem się! Patrzcie, co ten stary robi!
Poprzedni mówca zabrał znów głos i urabiał w dłoni kluskę z gotowanego ryżu mieszając do środka jakiś szary proszek. Teraz już wiedziałem. Chciał otruć koguta tanguinem i z jego zachowania się wnioskować o naszych zamiarach. Do głowy strzeliło mi kilka zawadiackich pomysłów, jakby pokrzyżować ich zabiegi, lecz żadna myśl nie wydawała się dość skuteczna.
Kogut był głodny. Rzucił się na ryż jak głupi i dziobał z apetytem, na własny i nasz pohybel. Naraz ustał i zamarł w ruchu, jak gdyby w głębokim zamyśleniu. Potem zerwał się, biegł kilka szybkich kroków, bił rozpaczliwie skrzydłami, dobywał z gardzieli chrapliwych głosów, w końcu padł jak pijany. Trzepotał się coraz słabiej, drętwiał. Zdechł: trucizna podziałała piorunująco. Tajemne siły przemówiły na naszą
niekorzyść.



13.

     Fabryka leżała przed i za mostem bez wody, była duża. Za jej ścianami krzyczały krowy i świnie. Wieczorami palono rogi kopyta, cuchnące powietrze niosło się na przedmieście. Fabryka była rzeźnią.
     Rano, kiedy jeszcze było ciemno, piały koguty. Chodziły po szarych podwórzach jak wycieńczeni mężczyźni chodzili po ulicy. I tak samo wyglądały.
     Od ostatniego przystanku mężczyźni szli pieszo przez most. Na moście niebo wisiało nisko, a gdy było czerwone, mężczyźni nosili we włosach czerwony grzebień. Fryzjer z przedmieścia, strzygąc ojca Adiny mówił, że nie ma nic piękniejszego niż koguci grzebień dla bohaterów pracy.
     Adina zapytała fryzjera o czerwony grzebień, bo znał skórę każdej głowy i każdy wicherek. Mówił, że wicherek jest we włosach tym, czym dla kogutów są skrzydła. Dlatego Adina wiedziała, że każdy z wycieńczonych mężczyzn choć raz w ciągu tych wszystkich lat przefrunie nad mostem. Ale nikt nie wiedział kiedy.
     Gdyż koguty przefruwały nad płotami, a przed lotem piły wodę z puszek po konserwach na podwórkach. Nocą spały w kartonach po butach. Do tych kartonów wpełzały, kiedy nocą drzewa stawały się zimne, koty.



14.

     Nad ranem zbudził D. dreszcz bólu, który nawiedzał ją od czasu do czasu. Było to jego pierwsze drgnięcie i zapowiedź: przeleciał od boku przez brzuch, najpierw ukąsił ją lekko, potem nagniótł mocniej, chwycił silniej i wreszcie ścisnął zaciekle, jak gdyby ucapiła ją jakaś olbrzymia garść. Kiedy ustąpił, została obolałość jak po stłuczeniu. Nie trwało to zbyt długo, ale póki ją trzymało, cały świat się zamazywał, a D. niejako wsłuchiwała się w tę walkę we własnym ciele.
     Gdy pozostała jedynie obolałość, D. zauważyła, że świt już zagląda srebrzyście w okna. Poczuła rzeźwy, poranny powiew, który marszczył firanki, przynosząc zapach traw, korzeni i wilgotnej ziemi. Następnie do tego korowodu doznań przyłączyły się odgłosy - wróble swarzące się między sobą, ryk krowy monotonnie strofującej zgłodniałe cielę, fałszywie podniecony wrzask sójki, przenikliwy, ostrzegawczy krzyk czujnego koguta przepiórki i odpowiadający mu szept samiczki ukrytej gdzieś nie opodal w wysokiej trawie. W kurniku wrzało od rejwachu z powodu zniesionego jajka, a duża kokosz rasy Rhode Island, ważąca cztery funty, obłudnie wywrzaskiwała swą zgrozę z powodu faktu, że ją lubieżnie przytłamsił do ziemi chuderlawy, zabiedzony kogut, którego mogłaby strącić jednym machnięciem skrzydła.



15.

Lis-chytrus (zwany Hipolitem),
słynąc nielichym apetytem,
pod kurnik podkradł się przed świtem
chyłkiem i ciszkiem, wzniósłszy kitę.
Już łykał ślinkę i chichotał:
- Chi-chi-chi, bierze mnie ochota
pochwycić kęs kurzego uda.
Chyba nie chybię ? Skok się uda!
Gotów też byłbym w każdej chwili
nad gąską, kaczką się pochylić.
Świeży drób – zdrowym bywa daniem,
więc higieniczne zjem śniadanie.

Chytry Hipolit się przeliczył:
nieblisko jeszcze zdobyczy.
Bo gdy wychynął przy kurniku,
rozległ się okrzyk: - Kikiryku!
Okrzyk ten psa obudził w budzie,
co go Hilarym zowią ludzie.
Hyc! Pies Hilary wypadł z budy
i złapał w zęby kosmyk rudy
w rozchybotanej lisiej kicie.
Przykra historia, Hipolicie!
Kruchy twój los!

Więc lisek szybko
z całych sił w bok się targnął chybko
i przez pokrzywy chyżo skacze.
Został w psich zębach rudy kłaczek;
płochy lis ogon ma łysawy…
I chociaż hycnął w krzewy, trawy,
głowi się wciąż, zrozumieć stara,
czemu już kogut piał na alarm,
gdy lis dopiero chyłkiem, z cicha
wychylał z cienia nos, do licha?!
Choć chytry, pojąć nie jest w stanie,
skąd się kogucie wzięło pianie:
że kogut zawsze o tej porze
hymnem poranne wita zorze.



16.

T., przestań się wreszcie wiercić.
     - Nie mam nic innego do roboty - bronił się T.. - Ja już wszystko zjadłem, a to żadna przyjemność patrzeć, jak wy jecie.
     - Więc idź z T2 nakarmić kury - zarządziła M.. - Tylko nie wyrywaj już więcej piór z ogona białemu kogutowi.
     - Kiedy potrzeba mi piór na indiański pióropusz - skarżył się T.. - E. ma taki pyszny, aż miło. Matka dała mu pióra, gdy zabiła ich starego zawadiakę. Dajcie i wy mnie parę. Nasz kogut ma na pewno więcej piór, niż mu potrzeba.
     - Możesz sobie wziąć ze strychu stare skrzydło do okurzania. Pomaluję ci pióra na zielono, czerwono i żółto - przyrzekła A.



17.

Koguty piały raz po raz,
w mrok wyciągając szyje,
jak gdyby wiersze cały czas
recytowały czyjeś.

W tym pianiu z chandry było coś,
tej męskiej i przepastnej,
kiedy jak złodziej lub jak gość
drzwi się otwiera własne.

Pianie leciało w dal i w mrok,
spadało gdzieś w nieznane -
tak nie kochaną twarz i lok
gładzi się, patrząc w ścianę,

kiedy pieszczota jest jak zgrzyt,
ale brak sił na zdradę...
Pewnie dlatego szary świt
tak długo nie chciał nadejść.



18.

     Jeśli abstrahować od zachowań seksualnych, to znam kilka przypadków, co do których byłbym skłonny niekiedy przyznać zwierzętom uczucie wstydu. Jeśli np. najwyższy rangą kogut w kurniku po wielu zaciętych pojedynkach ulegnie innemu, młodszemu samcowi, chowa się co najmniej na pół godziny w najciemniejszym kącie. Stoi tam zwrócony ku ścianie z opuszczoną głową i bez ruchu, niby zawstydzone dziecko nawet wówczas, kiedy zwyciężca dawno już znikł mu z pola widzenia. Każdy, kto zdaje sobie sprawę, jak bardzo niechętnie zwierzę "traci twarz", nie odrzuci w tym wypadku tak kategorycznie pojęcia wstydu. Kogut wie przecież o tym, że skoro znów wyjdzie z kryjówki, poważanie, jakie miał u wszystkich kur swego niegdysiejszego zakresu władzy, będzie stracone.



19.

Mama woła przed każdym jedzeniem:
     - Zosiu! Tadziku! Umyjcie ręce!
l co dzień mama musi to powtarzać, a te ręce zawsze zapomną się umyć i potem trzeba wstawać od stołu i biec do umywalni. Czasami są goście, wstyd przypominać. Mamie bardzo się to sprzykrzyło, więc wreszcie wymyśliła sobie pomocnika.
A ten pomocnik nie byle jaki!
Posłuchajcie:
Wzięła mama długi kawał szarego płótna, wzięła dużo bawełnianych nitek: czerwonych, zielonych, szafirowych, pomarańczowych, żółtych... szyła... szyła... igiełką migała, do siebie się uśmiechała. Najpierw wyskoczył z szarego płótna żółty dziobek, potem czerwony grzebień, potem piórka: czerwone, zielone, szafirowe, pomarańczowe. Oj! We wszystkich kolorach! A na końcu... na końcu... złote butki, jak to mają kogutki!
l Kogutek - Złotobutek był gotów!
A potem mama powiedziała do Kogutka - Złotobutka:
     - Mój Kogutku - Złotobutku, wieszam cię tu na gwoździku, piejże głośno: Kukuryku!Kukurykaj z całej siły, żeby dzieci ręce myły!
Dzieci wracają ze szkoły, zaglądają do umywalni, a kogutek tam woła:
     - Kukuryku! Kukuryku! Myj się, Zosiu i Tadziku!
l od tej pory mama już nie potrzebuje mówić nic o myciu rąk przed jedzeniem, bo kogutek o tym przypomina.
Czasami... czasami... jeżeli są goście i dzieci nie usłyszą, jak kogutek w umywalni
pieje, to mama uśmiecha się i mówi za niego cichutko:
     - Kukuryku!
A dzieci już dobrze wiedzą, co to znaczy!



20.

     Wyglądało na to, że Ś. szczególnie smakowały właśnie te wiśnie. Pochrząkiwał zachwycony i zajadał tak, że cały ryjek miał czerwony. Żeby mu było wygodniej jeść. E. wysypał wiśnie na ziemię. Ale wtedy nadszedł kogut i także chciał wziąć udział w uczcie. ś. łypnął na niego okiem, ale zostawił go w spokoju, i kogut dziobał sobie owoce, ile tylko zdołał. Potem przydreptały kury z Kulawą L. na czele, by sprawdzić, co to za smakołyki znalazł kogut, ale Ś. i kogut odpychali je bezlitośnie, kiedy tylko wyciągały dzioby. Te niezwykle smaczne wiśnie kogut i Ś. chcieli mieć wyłącznie dla siebie, to było widoczne.
     E. siedział na odwróconym do góry dnem wiadrze obok. Dmuchał w źdźbło trawy i nie myślał właściwie o niczym. Wtem, ku swemu zdumieniu, zobaczył, że kogut nagle się wywrócił. Wielokrotnie próbował stanąć na nogi, ale bez powodzenia. Jak tylko udało mu się trochę unieść, padał znów na łeb i tak sobie leżał. Odpędzone kury stały zbite w stadko nieco dalej i patrzyły, jak dziwacznie zachowuje się ich kogut, i gdakały zafrasowane. Irytowało to koguta, więc gapił się na nie ze złością. Czyżby nie miał prawa leżeć sobie i wstawać, jeśli tak mu się podoba?
     E. nie rozumiał, co się dzieje z kogutem, ale było mu go żal, więc podszedł, podniósł go i postawił na nogi. Kogut stał przez chwilę, chwiejąc się tam i z powrotem, jakby chciał sprawdzić, czy nogi go utrzymają. Nagle opętało go jakieś szaleństwo, zapiał i, furkocząc arogancko skrzydłami, z przejmującym "kukuryku" puścił się pędem w kierunku stada kur. Wtedy kury rzuciły się do ucieczki, żeby zejść mu z drogi, najszybciej jak się dało, ponieważ wyraźnie widziały, że kogut oszalał. E. także to zauważył i zbity z tropu śledził na oślep pędzącego koguta, więc przez chwilę nie patrzył na Ś. Co tu mówić o szaleństwie - jeśli był ktoś, kto nagle stał się kompletnie stuknięty, to był nim Ś. On też chciał wziąć udział w zabawie i polować na kury. Wydając głośne chrząknięcia, rzucił się biegiem, następując kogutowi na pięty.



21.

     - W wigilię świętego Jana - tłumaczyła Anna - także na wszystkich polanach leśnych i na brzegach każdej rzeki ludzie rozpalają ogniska. Na cześć nadchodzącego lata.
     - Bene. Może to i odwieczny obyczaj, ale pogański. Santa Madonna! Mam patrzeć przez cały wieczór, a może i noc na płonące nad Wisłą stosy? To przypomina palenie czarownic.
     - U nas ich nie palą, miłościwa pani - wtrącił się Stańczyk.
     - U was! U was! Basta! Wolę obejrzeć jutro na podwórcu zamkowym walkę kogutów.
     - Ależ w Krakowie żacy puszczają je przeciw sobie dopiero na Piotra i Pawła. I to ku uciesze gminu - stropiła się dworka.
     - A w tym roku zrobią to po nocy świętojańskiej, i na Wawelu.
Obejrzę zapasy jutro wraz z całym dworem. Jak w B..
To życzenie, jako rozkaz królowej, sprawiło, że późnym popołudniem następnego dnia, ku zdumieniu całego zamku, na podwórcu zaroiło się od żaków w różnobarwnych szatkach – ni to kuglarzy, ni to błaznów.
     Królowa patrzyła na nich z krużganków i wciąż ponaglała ochmistrza.
     - Maresciallo W.. Na co czekamy? Nie widzę tu żadnych zapasów, jeno jakieś maszkary.
     - Przebierance to, najjaśniejsza pani. Ale już wnoszą kojce z kogutami.
     - Widzę - rzekła, pochylając się niżej.
     - Zapasy zaczęte, miłościwa pani! - oznajmił S. i dodał, krzywiąc się pociesznie: - I jeszczem takich nie widział na tym dziedzińcu.
     Królowa przypatrywała się chwilę dwom przestraszonym gwarem, nieskorym do ataku czarnym kogutom, z których jeden miał czerwoną wstążkę na szyi, i też skrzywiła wargi.
     - I to ma być walka? - rzekła. - Nudna, bez życia. Tak nędznych zapaśników nie sposób ani zagrzać do walki, ani krzyknąć: bierz go! Presto! Avanti! Avanti!
     - A miłościwa pani wolałaby patrzeć, jak lecą pióra, jak kapie krew z grzebieni i dziobów? – dopytywał się S..



22.

     Oddział Szósty przeznaczony był dla niewidomych jeńców, oślepłych wskutek choroby beri-beri.
     Nawet niewielka ilość witamin magicznie przeciwdziałała temu zagrożeniu, a jajka były przecież wielkim i na ogół jedynym dostępnym ich źródłem. Dlatego też komendant obozu błagał, klął i żądał od Najwyższej Władzy, żeby dostarczano ich więcej. Mimo to co tydzień na głowę przypadało prawie zawsze jedno jajko. Niektórzy otrzymywali codziennie po jajku, ale wtedy było już zazwyczaj za późno.
     Właśnie dlatego kur strzegli dniem i nocą oficerowie. Właśnie dlatego tak ciężkim przestępstwem było tknąć choćby palcem kurę będącą cudzą własnością albo należącą do obozu. Żołnierza, którego kiedyś przyłapano z uduszoną kurą w ręku, zatłuczono na śmierć. Władze uznały to zabójstwo za uzasadnione. M. stał na końcu wybiegu i podziwiał kury X. Było ich siedem. Siedem kur, w porównaniu z innymi tłustych i olbrzymich. Na wybiegu stał również kogut, duma obozu. Nazywał się Karmazyn. Z jego nasienia wyrastali dorodni synowie i córki i każdy mógł go mieć na rozpłodowca. Za opłatą w postaci jednego, wybranego kurczęcia.
     Nawet kury X były nietykalne i strzeżono ich na równi z innymi.
     M. obserwował, jak Karmazyn przyciska pazurami jedną z kur do piachu i dosiada jej. Kiedy kura podniosła się z piasku, pobiegła z gdakaniem i dziobnęła inną kurę. M. gardził sobą za to, że się temu przygląda. Wiedział, że to słabość z jego strony, że będzie potem myślał o N’ai i rozbolą go lędźwie.
     Wrócił do kojca, sprawdził, czy go dobrze zamknął, i ruszył z powrotem, przez całą drogę uważając na jajka.



23.

     A skoro niedziela, to na obiad jest kogut. Dumny, karmazynowy, z purpurowym grzebieniem. Chodził co dopiero po obejściu, jeszcze widzę go, jak ze stada kur wybiera sobie tę kropiatą kokoszkę, podlatuje do niej, roztrącając na boki pozostałe kury, i hop! przygniata ją, potulną, do ziemi, po czym otrzepuje się i dalej chodzi dumny. Jeszcze krew kapie z jego odrąbanej szyi, znacząc ślad od pniaka do izby, gdy go wujek S. niesie za łapy w swojej wielkiej ręce, tłumacząc jak samemu sobie, nie rzucaj się, ty nagła, przecież już nie żyjesz. Ale kiedy staje w progu, kogut znowu rozpościera skrzydła, jakby chciał się nimi zaprzeć o futrynę. Trzymaj go, bo mi krwią ściany obryzgasz, krzyczy wujenka J., a dopiero bielone. Ano, mówię mu, żeby się nie rzucał. Co mu mówisz?! Co mu mówisz?! Łeb mu uciąłeś i mu mówisz!
Wujek ze złością ciska koguta do cebrzyka.
     O, wielki kogut, ale to wielki kogut, dziadek pochyla się nad cebrzykiem, a kogut jakby słysząc, że go dziadek chwali, znów się pręży, trokuje. Dopiero gdy wujenka J. polewa go wrzątkiem z czajnika, kurczy się, flaczeje, i to jest jego wieczne odpoczywanie.



24.

Kogut przeczytał ogłoszenie: "Potrzebujemy zwierząt - Cyrk".
     - Zgłoszę się - powiedział składając gazetę. - Zawsze chciałem być artystą.
Po drodze snuł wielkie plany:
     - Sława i pieniądze. A może nawet wyjazdy za granicę.
     - I z powrotem - dodał Lis.
     - Dlaczego z powrotem? Za granicą podpiszę kontrakt z Metro Godwyn Meyer.
Dyrektor przyjął go na świeżym powietrzu, gdzie urzędował. Właśnie rozwijano namiot cyrkowy. Ja i Lis zatrzymaliśmy się opodal.
     - Bardzo mi miło, że pan się do nas zgłasza. Można poznać godność?
     - Lew - przedstawił się Kogut krótko.
     - Lew? - zdziwił się dyrektor. - Czy jest pan tego pewny?
     - Ewentualnie tygrys.
     - No dobrze. Wobec tego niech pan zaryczy. Kogut zaryczał jak umiał.
     - Owszem, nieźle, ale są lepsze lwy od pana. Gdyby pan się zgodził na koguta, to co innego.
Wtedy mógłbym pana zaangażować.
     - Ja dla pana przyjemności nie będę udawał ptaka - obraził się Kogut.
     - Żegnam wobec tego.
W drodze powrotnej Kogut milczał ponuro. Wreszcie nie wytrzymałem.
     - Co ci strzeliło do głowy, dlaczego chciałeś grać lwa?
     - Jak to, dlaczego... - odpowiedział za niego Lis.      - Czy widziałeś kiedy artystę bez ambicji?



25.

     P. L. miała rację; biskup w ogóle nie zszedł na ląd. W porcie, poza miejscowymi władzami i dziećmi ze szkół, zebrała się masa ludzi i wszędzie pełno było klatek z podtuczonymi kogutami przyniesionymi w prezencie dla biskupa, zupa z kogucich grzebieni była bowiem jego ulubionym przysmakiem. Przy nabrzeżu zwalono tyle stosów drewna, iż załadowanie ich na statek trwałoby co najmniej dwie godziny. Ale statek w ogóle nie przybił do brzegu. Wypłynął zza zakrętu rzeki dysząc niby smok i wówczas orkiestra zagrała hymn biskupi, a koguty w klatkach zaczęły piać, budząc wszystkie koguty w okolicznych osadach.



26.

Krowy w kolorze karmelu pasły się w cieniu starych kasztanowców. Mała rzeka wiła się leniwie ku wielkiej, rozlewistej Dordogne. Skaliste ścieżki wspinały się na szczyty wzgórz zwieńczonych tajemniczymi zamkami pełnymi wieżyczek. Konie brykały po zielonych pastwiskach, a długie białe aleje, obrzeżone szemrzącymi topolami, prowadziły do małych, spokojnych chateau. Farmy z drewnianymi stodołami wyglądały, jakby stały tam od stuleci.
Nagle rozległo się głośne gdakanie, Allie gwałtownie wdepnęła hamulec. Przy bramie do farmy stało stadko rdzawo upierzonych kur. Pies wystawił łeb za okno i spojrzał na wielkiego koguta, który wyszedł na drogę. Ptak rozejrzał się w obie strony. Potem, machając skrzydłami, zagnał swój harem z powrotem pod bramę, z drogi małego samochodu, który szybko jechał aleją w chmurze kurzu. Kogut zaczekał, aż auto przejedzie, wyszedł na drogę i znów rozejrzał się w obie strony. Droga była już wolna, bezpiecznie przeprowadził kury na drugą stronę i rozciągające się dalej pole.
Allie uśmiechnęła się od ucha do ucha. Nie zdawała sobie sprawy, że francuskie kury znają się na przepisach ruchu drogowego. Teraz ślinka napłynęła jej do ust na myśl o omlecie ze świeżych jaj. Pojechała dalej, rozglądając się za jakimś lokum, w miarę niedaleko restauracji, Zupełnym przypadkiem znalazła dokładnie to, czego szukała, gdy wjechała w boczne uliczki otaczające średniowieczne kamienne miasto Issigeac.



27.

     Według Chińczyków kogut niebiański jest złotopiórym ptakiem, piejącym trzy razy w ciągu dnia. Po raz pierwszy, gdy słońce bierze poranną kąpiel w oceanie, na horyzoncie; po raz drugi, kiedy jest w zenicie, i po raz trzeci, kiedy znika na zachodzie. Pierwsze pianie porusza niebiosa i budzi ludzi. Kogut jest przodkiem janga, męskiego pierwiastka Wszechświata. Posiada trzy łapy, a gnieździ się na drzewie fu-sang, którego wysokość mierzy się setkami mil i które rośnie w okolicach zorzy porannej. Głos koguta niebiańskiego jest bardzo silny, jego chód majestatyczny. Z zapłodnionych przez niego jaj legną się pisklęta z czerwonymi grzebieniami, które co rano odpowiadają mu pianiem. Wszystkie koguty ziemskie są potomkami koguta niebiańskiego, zwanego inaczej ptakiem jutrzenki.



28.

     Majestatycznym krokiem przemaszerował obok mnie potężny, biały kogut F. Nagle stanął, przechylił głowę na jedną , potem na drugą stronę i postawił grzebień na sztorc. Z trawy po drugiej stronie ścieżki wylazł mały, szary kameleon, który podobnie jak kogut wyruszył na poranny rekonesans. Ponieważ drób zjada takie rzeczy, kogut ruszył wprost na kameleona z radosnym gdakaniem. Ten zaś na widok koguta stanął jak wryty. Bał się, ale też był bardzo dzielny. Zaparł się łapkami o ziemię, otworzył pyszczek tak szeroko, jak potrafił, i w celu odstraszenia nieprzyjaciela wyciągnął ku niemu długi, zakrzywiony język. Przez sekundę kogut stał jak oszołomiony, potem zdecydowanym ruchem uderzył dziobem jak młotkiem i oderwał kameleonowi język.
     Spotkanie tych dwojga trwało dziesięć sekund. Odpędziłam koguta F., znalazłam duży kamień i zabiłam nim kameleona. Bez języka skazany był na śmierć głodową, bo nim chwyta owady stanowiące jego pożywienie.



29.

     Coś dziobnęło w drzwi. Słysząc trzepotanie skrzydeł i pianie koguta, M. zastanawiał się, kto miał doglądać kurczaków. Kogut jeszcze raz dziobnął w drzwi.
     - Odejdź - powiedział M.. - Odejdź od tych drzwi. Jego głos zdawał się dodawać odwagi kogutowi, który ponownie zapiał. Nie, Priscilla nie była taką złą żoną. A ich syn mógł wyjść na ludzi, jeśli tylko poświęciłby mu trochę więcej czasu. Mógłby być trochę mniej gruby. Kogut dziobnął w drzwi.
     - Chcesz, żebym tam wyszedł i skręcił ci kark? Tego chcesz?
Później powróciła cisza.
Cóż on takiego chciał od tego życia, jakiekolwiek by było?



30.

     Róża podniosła się w zachwyceniu i po cichu, aby kogoś nie zbudzić, ruszyła po dziecko. Przyprowadziła małą do swego cieplutkiego łóżka, przycisnęła ją wśród pocałunków do piersi, upieściła z objawami przesadnej czułości, a uspokoiwszy się w ten sposób sama – zasnęła. I aż do świtu komunikantka spoczywała z czołem opartym na nagich piersiach prostytutki.
     O piątej rano rozkołysana na alarm sygnaturka kościelna zadzwoniła na Anioł Pański i obudziła damy, które zwykle przesypiały cały ranek, jedyny czas wytchnienia po nocnych trudach. Wszyscy chłopi we wsi byli już na nogach. Przejęte swymi sprawami kobiety chodziły od domu do domu, żywo rozprawiając oraz przenosząc ostrożnie krótkie i nakrochmalone jak tektura sukienki z muślinu lub ogromne świece, przewiązane w połowie kokardą jedwabną ze złocistą frędzlą i z nacięciami na wosku, wskazującymi, gdzie należy trzymać rękę. Słońce promieniało już wysoko na błękitnym niebie, zachowującym ku horyzontowi nieco barwy różanej, niby rozwodniony ślad jutrzenki. Rodziny kur przechadzały się przed swymi pomieszkaniami, a gdzieniegdzie czarny kogut o lśniącej szyi podnosił uwieńczoną purpurą głowę, bił skrzydłami i rzucał na wiatr swe mosiężne pianie, powtarzane przez inne koguty.

===========


Dodane 28 maja 2011:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:
Rozwiązanie konkursu


Wyświetleń: 29757
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 75
Użytkownik: Akrim 18.04.2011 18:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Ach... Ta siostra to "Mie... | dot59Opiekun BiblioNETki
I na Barkisa gotowego riposta Matki - "Ale ja cię tyle razy proszę, żebyś nie mówił do mnie po książkowemu, tylko po ludzku!" :))
Użytkownik: paren 17.04.2011 00:02 napisał(a):
Odpowiedź na: "QQryQ, czyli KOGUTY w L... | paren
Mnie także kogut kojarzy się przede wszystkim z niedzielnym porankiem i Telerankiem.

A tu mamy trzydzieści dusiołków z kogutami wybranymi przez Joya. :-)
Życzę Wam miłej zabawy. :-)
Użytkownik: gosiaw 17.04.2011 10:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie także kogut kojarzy ... | paren
Widzę, że nowy wodotrysk, przygotowany przez Episodeksa, ładnie działa i logo udało się podmienić. :)
Monitorek na kurzej łapce oczywiście śliczny. ;)
Użytkownik: KrzysiekJoy 17.04.2011 10:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Widzę, że nowy wodotrysk,... | gosiaw
Dziękuję Paren, Sznajperowi i Episodeksowi za pojawienie się konkursowego logo. Ładniutkie. :)
Użytkownik: paren 17.04.2011 10:30 napisał(a):
Odpowiedź na: Widzę, że nowy wodotrysk,... | gosiaw
Tak, ładnie zadziałał i konkursowe logo mogło się pojawić krótko po północy. Dziękuję. :-)
A projekt logo i hasło to zasługa Sznajpera. :-)
Użytkownik: Meresger 17.04.2011 19:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie także kogut kojarzy ... | paren
Oj trudny koguci konkurs... Na 30 fragmentów tylko 10 świta mi w głowie... Za jedno mogę tylko podziękować - za cytat 1 i 19 - aż się uśmiechnęłam, jak je przeczytałam:-) Tak miło jest wrócić do czasów dzieciństwa...
Użytkownik: agnesines 17.04.2011 00:40 napisał(a):
Odpowiedź na: "QQryQ, czyli KOGUTY w L... | paren
Myślałam, że koguty pieją wczesnym rankiem, a tymczasem ten Joyowy zapiał o 00.02 - tylko dlaczego w tak trudny sposób? ;-)
Użytkownik: paren 17.04.2011 00:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Myślałam, że koguty pieją... | agnesines
Zapiał w środku nocy, bo to Joyowy Kogut BiblioNETkowy jest. :-)
Użytkownik: Lwiica 17.04.2011 01:22 napisał(a):
Odpowiedź na: Zapiał w środku nocy, bo ... | paren
Ten Joyowy kogut ma chyba duszę nocnej sowy ;)
Jutro zaraz po obiedzie (rosole) zabieram się za rozszyfrowywanie fragmentów.
Użytkownik: janmamut 17.04.2011 02:21 napisał(a):
Odpowiedź na: "QQryQ, czyli KOGUTY w L... | paren
Szlachetny to pomysł, by wspierać aktywność na forum, zwłaszcza że do poradzenia sobie z tymi trzydziestoma bestiami potrzebna będzie jakaś wspólna kogutacja, lub choćby kuracja.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 17.04.2011 06:19 napisał(a):
Odpowiedź na: "QQryQ, czyli KOGUTY w L... | paren
Rany koguta! Na pierwszy rzut oka rozpoznałam jedną sztukę drobiu, a ze cztery przypisałam właściwym rodzicom...
Użytkownik: Czajka 17.04.2011 06:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Rany koguta! Na pierwszy ... | dot59Opiekun BiblioNETki
A ja wiem dwa koguty!! :)
Użytkownik: Annvina 17.04.2011 20:03 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja wiem dwa koguty!! :) | Czajka
Ja też wiem dwa :) Może nasz "Król Podwórza" wspomoże jakąś podpowiedzią...
Użytkownik: KrzysiekJoy 17.04.2011 20:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja też wiem dwa :) Może n... | Annvina
Podpowiadam wszystkim, którzy wykazują konkursowe zaangażowanie. Jeśli ktoś chce jakieś, nie tylko standardowe podpowiedzi, wystarczy tylko napomknąć, że takowa przydałaby się.:)

Nie odgadnięte pozostają:
2, 4, 7, 11, 13, 20, 26, 27, i 29.

Dziś, odpisuję na Wasze mejle do godziny 21.
Użytkownik: Marylek 17.04.2011 08:39 napisał(a):
Odpowiedź na: "QQryQ, czyli KOGUTY w L... | paren
A ja bym chciała wiedzieć, o co chodzi z tymi kotami na końcu fragmentu 13.
Użytkownik: anek7 17.04.2011 09:14 napisał(a):
Odpowiedź na: "QQryQ, czyli KOGUTY w L... | paren
Matko, ale obciach...
Wieśniaczka z dziada pradziada i tylko trzy fragmenty kojarzę;(
Użytkownik: duch puszczy 17.04.2011 09:29 napisał(a):
Odpowiedź na: "QQryQ, czyli KOGUTY w L... | paren
Trudne, kogucia noga!:D
Użytkownik: KrzysiekJoy 17.04.2011 09:48 napisał(a):
Odpowiedź na: "QQryQ, czyli KOGUTY w L... | paren
Dopiero co zbudziło Was pianie kogucie, a już chcecie kogutowi łeb ukręcić? Najpierw trzeba go złapać, oskubać, poradzić się innych, w jaki sposób go przyrządzić. Ja wszystkie wyżej wymienione potrawki kogucie próbowałem. Cierpliwości, konkurs trwa dopiero 10 godzin.:)
Użytkownik: duch puszczy 17.04.2011 09:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Dopiero co zbudziło Was p... | KrzysiekJoy
Zapomniałeś o opalaniu resztek piór nad płonącym denaturatem:P
Użytkownik: anek7 17.04.2011 11:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Zapomniałeś o opalaniu re... | duch puszczy
Czasy się zmieniły. Teraz się nad gazem opala...
Użytkownik: duch puszczy 17.04.2011 18:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Czasy się zmieniły. Teraz... | anek7
Odkąd się czasy zmieniły to ja drób widuję wyłącznie w postaci piersi indyczych na tacce:)
Użytkownik: asia_ 17.04.2011 13:20 napisał(a):
Odpowiedź na: "QQryQ, czyli KOGUTY w L... | paren
O, kurczę. Rekord liczby konkursowych fragmentów, których zupełnie nie kojarzę, pobity. Trzeba się będzie lepiej zapoznać z ptactwem domowym ;)
Użytkownik: joanna.syrenka 17.04.2011 15:10 napisał(a):
Odpowiedź na: O, kurczę. Rekord liczby ... | asia_
Ja mam ledwo dwa (te oczywiste), ale spróbuję jeszcze popracować.
Użytkownik: mika_p 17.04.2011 19:52 napisał(a):
Odpowiedź na: "QQryQ, czyli KOGUTY w L... | paren
Jakieś 3,5 roku temu w kontrkonkursie dla Joya pojawiła się drobiowa powieść :)
Kontrkonkurs dla Joya
Użytkownik: KrzysiekJoy 17.04.2011 20:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Jakieś 3,5 roku temu w ko... | mika_p
Gratuluję pamięci Miko.:) Ja się zabieram pomału za czytanie książek, które dostały Pulitzera, ale tamtej, Twojej jedyneczki nie dałem do tego konkursu, bo dałem coś innego.;)
Użytkownik: Akrim 17.04.2011 20:27 napisał(a):
Odpowiedź na: "QQryQ, czyli KOGUTY w L... | paren
Odgadłam wszystkie znane mi koguciki - pięć sztuk. I kilka, których rodziców miałam kiedyś przyjemność poznać. :) Teraz nastąpiło wielkie stop. :))
Użytkownik: KrzysiekJoy 17.04.2011 20:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Odgadłam wszystkie znane ... | Akrim
W takiej 20, której rodzicem jest mega popularny/a autor, najważniejszy jest inicjał E. Ech, bo pójdziecie do komórki. :)
Użytkownik: asia_ 17.04.2011 22:38 napisał(a):
Odpowiedź na: W takiej 20, której rodzi... | KrzysiekJoy
Ha! Jak tak, to ja wiem :P
Użytkownik: KrzysiekJoy 18.04.2011 09:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Ha! Jak tak, to ja wiem :... | asia_
Ale trzeba dokładnie wiedzieć:)
Użytkownik: Akrim 18.04.2011 10:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Ha! Jak tak, to ja wiem :... | asia_
A ja nadal nie wiem. :(
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 18.04.2011 17:07 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja nadal nie wiem. :( | Akrim
Mireczko, bo myśmy były już za stare, żeby czytać o psotach przedszkolaka, kiedy pierwszą część tej serii wydano po polsku, a kiedy wydano następne, to już nasze dzieci były za stare... Ale trochę wcześniej czytałyśmy za to o zbzikowanych przygodach "kuzynki" tego bohatera, która w dostępnej wówczas wersji tłumaczenia miała także "zbzikowane" imię.
Użytkownik: KrzysiekJoy 18.04.2011 18:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Mireczko, bo myśmy były j... | dot59Opiekun BiblioNETki
A ja chyba Dorotko dziecinnieje doszczętnie. Czytałem 20 i wszystkie pochodne dwudziestce, całkiem niedawno. I teraz czytam ten fragment i ciągle mi się uśmiech pojawia na twarzy.

Nie odgadnięte jeszcze pozostają:
2, 11 i 29.

2 i 29 były już w konkursach.
Rodzic 2 dostał bardziej prestiżową nagrodę od nagrody, którą dostał rodzic 29.

11. Pewien ksiądz napisał piękny, ba przepiękny, choć niezwykle przejmujący i smutny wiersz. Był on dedykowany rodzicowi 11.
Tytuł szukanego wiersz najoczywistszy.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 18.04.2011 18:14 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja chyba Dorotko dzieci... | KrzysiekJoy
A, to ja dla rozweselenia czytam sobie najbardziej znane rodzeństwo 20 i spółki - zwłaszcza ten fragment, gdzie idą do sklepu po "kawałek kiełbasy dobrze obsuszonej" :). Albo Misia Paddingtona. Ale jak miałam 10 czy 12 lat, to czytałam raczej różne powieści powyciągane z najwyższych półek domowej biblioteczki, bo historyjki dla dzieci wydawały mi się dziecinne :).
Użytkownik: Rbit 21.04.2011 15:06 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja chyba Dorotko dzieci... | KrzysiekJoy
Na dodatek jej uroczystości pogrzebowe prowadził sam prymas.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 18.04.2011 17:10 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja nadal nie wiem. :( | Akrim
Aha, a może wiesz coś o Ofelii z dusiołka nr 9? Kombinuję na wszystkie sposoby, bo przyznałam się do znajomości z nią, problem tylko, że nie mam pojęcia, skąd ją znam i w ogóle sobie nic takiego nie przypominam...
Użytkownik: Akrim 18.04.2011 17:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Aha, a może wiesz coś o O... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dziękuję za zamataczenie 20. :-) Już się domyślam rodzica, zaraz spróbuję namierzyć dziecię.
W celach rozpoznawczych Ofelia nie jest tak ważna. Znacznie ważniejsza jest A. Bo A. to siostra mamusi.
Mamusia stworzyła jedną z najukochańszych książek biblionetkowych, której nasz dusiołek jest siostrą :)
Użytkownik: McAgnes 17.04.2011 22:22 napisał(a):
Odpowiedź na: "QQryQ, czyli KOGUTY w L... | paren
Kukuryku!
Trudne jak nie wiem co! :)
Użytkownik: minutka 18.04.2011 17:21 napisał(a):
Odpowiedź na: "QQryQ, czyli KOGUTY w L... | paren
Mozolnie zbieram ziarenka. Łatwo nie jest, ale nikt nie obiecywał, że będzie. :) Jak zwykle, najbardziej denerwuje mnie informacja o tym, co czytałam, a tu totalna dziura w pamięci. Tak jest na przykład z 9., może ktoś mnie oświeci, w innych przypadkach coś mi świta, próbuję przełamać swoją sklerozę.
Użytkownik: Zbojnica 18.04.2011 17:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Mozolnie zbieram ziarenka... | minutka
O-to-to! Z 9. mam dokładnie to samo! Gdzieś była ta Ofelia, i to bynajmniej nie w "Hamlecie" :D
Użytkownik: Akrim 19.04.2011 08:39 napisał(a):
Odpowiedź na: "QQryQ, czyli KOGUTY w L... | paren
Czy znany jest komuś piejący po południu kogut 3 i Karol Wielki z 4? :)
Użytkownik: KrzysiekJoy 19.04.2011 09:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy znany jest komuś piej... | Akrim
Jeszcze tylko jeden kogut nie został dodany do menu, a jest to kogut 29. Jedno imię pozostawiłem w całości, więc jakiś ślad jest.:)
Użytkownik: janmamut 19.04.2011 09:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy znany jest komuś piej... | Akrim
4 nie mam, podobnie jak 2 i 6, by wspomnieć tylko o pierwszej dziesiątce.

Natomiast w 3 mleko już jest, a czekamy na krew.
Użytkownik: Marylek 19.04.2011 10:52 napisał(a):
Odpowiedź na: 4 nie mam, podobnie jak 2... | janmamut
Tytuł 2 bardziej stosowny byłby w niedawnym konkursie Minutki o zjawiskach atmosferycznych. Choć akurat zaczął się u nas inny sezon. ;)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 19.04.2011 13:01 napisał(a):
Odpowiedź na: 4 nie mam, podobnie jak 2... | janmamut
Rodzica/ rodzicielki 6 nie bardzo polubiłeś od pierwszego wejrzenia, ale chyba nie z powodu określonej cechy fenotypowej?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 19.04.2011 13:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Rodzica/ rodzicielki 6 ni... | dot59Opiekun BiblioNETki
Miało być "rodzicielkę" oczywiście.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 19.04.2011 09:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy znany jest komuś piej... | Akrim
4 też nie wiem i nie mam na koncie nawet znajomości z rodzicem.
W 3 najważniejsze jest miejsce akcji. Niestety praca w mleczarni i poznanie tam mężczyzny o "nieziemskim" imieniu nie pozwoliły T. zapomnieć o przeszłości, a zwłaszcza o bliższym spotkaniu z domniemanym krewnym.
Użytkownik: Marylek 19.04.2011 10:56 napisał(a):
Odpowiedź na: 4 też nie wiem i nie mam ... | dot59Opiekun BiblioNETki
4 - dusiołek popularny tutaj, nie tylko o kogutach traktuje, bardziej o zmiananch życiowych oliwkowo-lazurowo-remontowych. Tytuł temporalno-geograficzny.
Użytkownik: Marylek 19.04.2011 11:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy znany jest komuś piej... | Akrim
O 4 pisałam poniżej do Dot. Nie sugeruj się kogutem, popatrz szerzej, gdzie to się dzieje. Lokalizacja jest kluczowa, wręcz stanowi sedno.

3 mam niepotwierdzone; to coś zdecydowanie z mojej działki, ale nie z mojej bajki. Wnioskuję z inicjałów i z tej mleczarni. Jak będę mieć potwierdzenie, to się jeszcze odezwę. :)
Użytkownik: Marylek 19.04.2011 12:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy znany jest komuś piej... | Akrim
Tak, to ona, ta T. - wzruszająca, biedna i domyta. ;)

A z siostrą A. od Ofelii wciąż nie kumam. :(
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 19.04.2011 12:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, to ona, ta T. - wzru... | Marylek
A gdyby, pomijając Ofelię, było Gopło?
Użytkownik: Marylek 20.04.2011 21:21 napisał(a):
Odpowiedź na: "QQryQ, czyli KOGUTY w L... | paren
Ależ tu cisza przerażająca... Nawet gdaknięcia, nie mówiąc już o pianiu?...

Ktoś ma 7 lub 8, lub 24?
Użytkownik: Cirilla 20.04.2011 21:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Ależ tu cisza przerażając... | Marylek
Ach, bo gdacze się dopiero po zniesieniu jajka. :))))
A piać będziemy o świcie i to cienkim głosem...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 20.04.2011 23:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Ależ tu cisza przerażając... | Marylek
8 nie, a pozostałe dwa i owszem.
Obaj rodziciele niedawno gościli w konkursach i sporo podróżowali - ten od 7 głównie po własnej (duuuużej) ojczyźnie, ten od 24 na przemian ze swojej wyjeżdżał i wracał (ale jego źródło utrzymania to nie relacje z wypraw :). Posługiwali się różnymi językami, tworzyli (a jeden nadal tworzy) w różnych czasach i żaden z nich nie był wierny jednemu gatunkowi literackiemu, ale pewien rodzaj podejścia do opisywanych materii mieli wspólny. Rodzica 7 na ogół kojarzy się z jednym, dwoma, góra trzema tytułami, które poznaje się wcześniej niż pozostałe, a tamte, choć przeznaczone dla większego grona czytelników, nie są tak popularne (a szkoda, bo nadają się do wykorzystania w pewnej akcji). Rodzic 24 za to ... no, cóż, chyba nikt nie chciałby zatańczyć tego, co on zagrał :).
Użytkownik: asia_ 20.04.2011 23:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Ależ tu cisza przerażając... | Marylek
8 to element większego zbioru. Szukaj go na południu, ale niedaleko od nas. Jak znajdziesz zbiór, to od razu zorientujesz się, gdzie dokładnie występują M. i M2.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 21.04.2011 10:59 napisał(a):
Odpowiedź na: 8 to element większego zb... | asia_
Coś mi świta, choć nie wiem czy dobrze... A o 26 wiesz może coś?
Użytkownik: asia_ 21.04.2011 12:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Coś mi świta, choć nie wi... | dot59Opiekun BiblioNETki
Mamusia 26 nie pisze literatury tylko dla orłów, koncentruje się raczej na dwóch bardzo popularnych, ale niezbyt poważanych gatunkach. Nasz dusiołek to dopiero początek całej serii przygód.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 21.04.2011 13:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Mamusia 26 nie pisze lite... | asia_
Dzięki, to nieco zawęża pole poszukiwań!
Użytkownik: anek7 22.04.2011 07:24 napisał(a):
Odpowiedź na: "QQryQ, czyli KOGUTY w L... | paren
Po raz pierwszy mi się zdarza, że konkurs już za półmetkiem, a mnie jeszcze prawie połowy dusiołków brakuje...
Nijak nie mogę znaleźć 3, 9, 13, 14, 18, 22, 23, 26, 27, 29 i 30...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 22.04.2011 07:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Po raz pierwszy mi się zd... | anek7
26 i 29 też nie mam (i 1 także, choć z grubsza wiem, gdzie powinnam szukać, przynajmniej jeśli chodzi o gatunek).
W szukaniu 3 może pomoże Ci podpowiedź filmowa - za wizualizację (ponad 30 lat temu) zabrał się multiinstrumentalista, który kręci filmy w 3 językach i czasem też w nich grywa (tu akurat nie), a główną rolę powierzył osobie o ciekawych korzeniach i z rodzinnym obciążeniem aktorstwem (gdyby brać pod uwagę miejsce urodzenia i nazwisko rodowe, jej ojciec - grywający w zgoła innego rodzaju filmach - miałby paszport z orzełkiem:).
Rodzice 13 i 14 mają ze sobą tyle wspólnego, co rodzice 2 i 25, a ponadto jeszcze i to, że ich korzenie wywodzą się z jednego kraju, choć urodzili się poza nim i na różnych półkulach. 14 sfilmowano prawie ćwierć wieku wcześniej niż 3, a zagrał w nim pewien wybraniec bogów.
Ciąg dalszy za chwilę...
Użytkownik: anek7 22.04.2011 09:37 napisał(a):
Odpowiedź na: 26 i 29 też nie mam (i 1 ... | dot59Opiekun BiblioNETki
To ja tę 3 widziałam... ze 20 lat temu:)
Użytkownik: janmamut 22.04.2011 08:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Po raz pierwszy mi się zd... | anek7
Na początek:

3. A pedofil znalazł i pokazał!
14. Nie możesz znaleźć? Możesz!

A 18 i 30 prawie o tym samym. ;-)

26 i 29 są dla mnie ciemnością nieprzeniknioną...
Użytkownik: Marylek 22.04.2011 08:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Po raz pierwszy mi się zd... | anek7
3 - gdy minie wystarczająca ilość lat nawet romans staje się klasyką.
9 - kontynuacja części pierwszej, wysoko cenionej tutaj z uwagi na bliską sercu każdego z nas postawę wszystkich członkó opisywanej rodziny.
14 - wiesz jaka jest najczęściej wydawana książka na świecie? Tytuł do niej nawiązuje.
18 - bezcenne dla każdego miłośnika nie tylko tych, które ja kocham, ale wszystkich.
22 - trafiłam strzelając w ciemno w jedyną książkę, która skojarzyła mi się z opisywanymwe fragmencie obozem. Wizualizacja też była.
23 - tatuś co dekadę honorowany naszą znaczącą nagrodą.

Ja wciąż nie mam: 6, 12, 15, 17, 21, 26, 27, 29, 30.
7 i 13 niepotwierdzone.
Ale chyba powoli wymiękam. Za wielkie trudy jak na mój kurzy móżdżek. :-/
Użytkownik: anek7 22.04.2011 09:36 napisał(a):
Odpowiedź na: 3 - gdy minie wystarczają... | Marylek
6 i 12 - rodzice nasi rodacy, pasjonowało/uje ich to samo, chociaż wiekowo to rodzic 12 mógłby być rodzicem a chyba nawet dziadkiem rodzica 6. Rodzic 6 jako że młode pokolenie reprezentuje to i bardzo medialny jest. Jeżeli nie z książek to możesz znać ze słyszenia lub widzenia.

15 - mnie rodzicielka kojarzy się z nieco innym psotnym i wpadającym w kłopoty ptaszkiem, którego na wsi ale i w mieście można spotkać (choć coraz rzadziej niestety...)

17 - eee tam, nie znasz, nie opowiadaj... A jak byłaś troszkę młodsza to przy ognisku z gitarą nie śpiewałaś utworów tego rodzica?

21 - no nie... A kto mógł na Wawelu mówić "Santa Madonna" i "Presto!"??? Mogłaś nie czytać ale widzieć to chyba widziałaś - w czasach gdy były w telewizji tylko 2 programy...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 22.04.2011 10:24 napisał(a):
Odpowiedź na: 3 - gdy minie wystarczają... | Marylek
Rodzice 27 i 30 pochodzą z 2 obszarów językowych najbardziej lubianych przez naszego Konkursowego Hodowcę.
Sam dusiołkowy fragment 27 jest częścią całości, która może zainteresować każdego miłośnika fantasy (choć tatuś tym gatunkiem sensu stricto się nie zajmował).
30 występuje albo samodzielnie, albo w pakiecie; rodzic był jednym z mistrzów gatunku i w swojej ojczyźnie, i w ogóle, a motyw przybytku płatnych uciech i jego pracownic występuje nie tylko w dusiołku.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 22.04.2011 10:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Po raz pierwszy mi się zd... | anek7
Nie mogę uwierzyć, że nie masz w ocenach najważniejszego utworu mamusi 9! A może jednak czytałaś? Zajrzyj do tej szafy, w której trzymasz pozycje "absolutnie-nie-do-pożyczania", a jeśli nie pomoże, to zapłacz nad narzeczoną Waldiego. I zastanów się, co to może mieć wspólnego ze Słowackim :). A jak już do tego dojdziesz, to szukaj innych książek z A. (i nie tylko) w roli głównej.
W 22 - jeńcy + beri-beri to kluczowe fakty dla określenia miejsca akcji (nie wszędzie karmią łuskanym nieokraszonym ryżem), który to region rodzic w ogóle lubi, do tego stopnia, że inne jego dzieciątka mają tytuły zaczerpnięte z lokalnych języków.
Użytkownik: anek7 22.04.2011 10:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie mogę uwierzyć, że nie... | dot59Opiekun BiblioNETki
Czy Ty mi sugerujesz, że miałam przyjemność spotkać się z mamusią 9?
Użytkownik: Akrim 22.04.2011 12:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy Ty mi sugerujesz, że ... | anek7
Anku, nie miałaś niestety tej przyjemności. :-)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 22.04.2011 16:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Czy Ty mi sugerujesz, że ... | anek7
Według spisu ocen to nie, ale mogłaś zrobić tak jak ja często, że coś czytałam lata temu, i przypominam sobie o wstawieniu oceny dopiero gdy sama ta pozycja lub coś innego tego rodzica pojawia się w konkursie, albo w inny sposób "ożywa" na forum. A ponieważ ta sztandarowa książka mamusi 9 wydana była dość dawno i ostatnio już trudno ją było dostać w bibliotekach i antykwariatach (a w zeszłym roku wznowili ją w jakimś bardzo mikroskopijnym nakładzie), to taka sytuacja wydała mi się prawdopodobna. Tym bardziej, że prawie każdy nałogowy czytacz dostaje fioła na jej punkcie, zwłaszcza przy paru pierwszych rozdziałach.
Użytkownik: Akrim 22.04.2011 12:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Po raz pierwszy mi się zd... | anek7
Mnie w znalezieniu 29 pomogła ta podpowiedź Joya: "Rodzic 2 dostał bardziej prestiżową nagrodę od nagrody, którą dostał rodzic 29."
Znasz 2, co mógł dostać tatuś 29? :)
26 - nie lubisz tego gatunku :) Ja niektóre starsze książki mamusi polubiłam i dość wysoko oceniłam. Dusiołek należy do tych młodszych, bardzo słonecznych.. ;)

Użytkownik: Akrim 22.04.2011 12:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie w znalezieniu 29 pom... | Akrim
Oj, pomyliłam się, przepraszam - sadziłam, że odpowiadam pod postem Marylka, która to właśnie nie lubi 26-podobnych. :))
Użytkownik: Marylek 23.04.2011 12:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie w znalezieniu 29 pom... | Akrim
50 różnych innych nagród? ;-p
Użytkownik: Sherlock 23.04.2011 20:25 napisał(a):
Odpowiedź na: 50 różnych innych nagród?... | Marylek
Właśnie teraz jest miesiąc, w którym ogłaszane są nazwiska laureatów tej nieco mniej prestiżowej nagrody.
Użytkownik: KrzysiekJoy 23.04.2011 18:33 napisał(a):
Odpowiedź na: "QQryQ, czyli KOGUTY w L... | paren
Kochani konkursowicze i Biblionetkowicze.
Korzystając z okazji, że trwa mój konkurs, chciałbym na forum konkursowym złożyć wszystkim świąteczne życzenia:

Pomaleńku przez podwórze
Idą dzieci kurze.
W kropki, w ciapki, malowanki,
bo to miały być pisanki...

Wszystkiego najlepszego z okazji Świąt Wielkanocnych

życzy:

Krzysztof - Joy
Użytkownik: paren 23.04.2011 18:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Kochani konkursowicze i B... | KrzysiekJoy
Świetne są Twoje życzenia, Krzysiu! Radosne i słoneczne, jak pogoda za oknem... :-)

Dziękuję i pozwól, że ja także tu złożę świąteczne życzenia wierszem Staffa:

„... z najcichszej Wielkiej Nocy”
Zaledwie zimy minęła pogróżka,
W łagodnym, miękkim i tkliwym powiewie
W sad nagi wchodzi wiosna, nowicjuszka
Skromna, co jeszcze o swych czarach nie wie. (…)
Z oddali, która głosy tłumi sennie,
Jakoś inaczej niż zwykle KUR pieje,
Dziwnie piotrowo, wieszczo, przedwiosennie,
Budząc niepokój razem i nadzieję.(…)

Wszystkiego najlepszego! :-)
Użytkownik: Sherlock 23.04.2011 22:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Kochani konkursowicze i B... | KrzysiekJoy
Dziękuję Ci serdecznie, Krzysiu, za tak ciepłe życzenia :)

A teraz ja:




Koło domu pęcznieją na kasztanach pąki,
Fiołków szukam, jak wonnej wiosny, w trawie płowej,
Chodzę w daleką przestrzeń po torfiastych łąkach
Burtami wyciągniętych w nieskończoność rowów.

I noce są gwiazd pełne i ptaków przelotnych,
Dnie błękitne jak rozlew i pachnące łozą,
I przed świtem, na toki, jednokonnym wozem
Chłopcy jadą, wsiąkając w białą mgły wilgotność.

I prężą się ku niebu gałęzie brzozowe,
Pachnące gorzko pączki prostują do słońca,
A las tak mocno śpiewa — że nie powiesz słowem...
I wtedy właśnie zawsze Wielkanoc się kończy.

(Krystyna Krahelska "Wakacje wielkanocne")




Z okazji Świąt Wielkanocnych przesyłam Wam, Kochani Biblionetkowicze, serdeczne życzenia zdrowia, szczęścia, uśmiechu oraz wielu Łask Bożych.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: