Dodany: 15.04.2011 12:58|Autor: Sluchainaya

Książki i okolice> Książki w ogóle

5 osób poleca ten tekst.

Czy korekta ma dla Was znaczenie?


Coraz częściej spotykam się z publikacjami, które są bardzo niedbałe pod względem edytorskim. Mnie osobiście to bardzo irytuje i w dużej mierze odbiera przyjemność z czytania nawet najlepszych tekstów.

Dlatego chciałabym, żebyście się podzielili swoimi opiniami na ten temat. Czy was to denerwuje? Czy uważacie, że o tym należy mówić i "karcić" wydawców za niedbałość edytorską? Czy też nie ma to dla Was znaczenia?

Poszperajcie też w swojej pamięci i spróbujcie sobie przypomnieć książkę znakomicie opracowaną pod względem korekty, redakcji, składu tekstu. Piszcie też o książkach, które pod tym względem Was rozczarowały.
Czy są wydawcy, którym szczególnie ufacie w tym względzie? A może są tacy, którzy notorycznie popełniają tego typu błędy?
Wyświetleń: 18107
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 49
Użytkownik: Anima 15.04.2011 13:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Coraz częściej spotykam s... | Sluchainaya
Dla mnie poziom edytorski ma ogromne znaczenie i świadczy nie tylko o profesjonalizmie i dbałości o estetykę publikacji, ale też o szacunku wobec czytelnika książki. Niechlujstwo edytorskie ma kilka przyczyn, nie zawsze obarczałabym winą korektora czy redaktora, którego nazwisko widnieje w stopce redakcyjnej. Niska jakość edytorska bierze się nierzadko z cięcia kosztów przez wydawcę. Coraz częściej spotykam się z praktykami wydawnictw polegającymi na zlecaniu pracy nad tekstem sprowadzonej do korekty li tylko. I opłacanej jako korekta, gdy tymczasem tekst wymaga co najmniej redakcji i jednej korekty, a zazwyczaj II korekty, w zależności od skomplikowania książki. Słowem: korektor nie jest w stanie wychwycić wszelkich błędów i niuansów w tekście pozbawionym uprzedniej redakcji, wykonując jedną korektę, po której tekst ma zostać oddany do wydawnictwa jako bezbłędny. Publikacja powinna być poddana krzyżowej korekcie, wykonywanej za każdym razem przez innego redaktora. Ale po co "przepłacać". Kto tam się będzie rozczulać nad błędami. Czytelnik jest tak bezmyślny, że nawet nie zauważy – zapewne tak myśli wydawca, usprawiedliwiając swoją zachłanność.
Smutne, ale coraz bardziej nagminne...
Użytkownik: Sluchainaya 15.04.2011 14:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Dla mnie poziom edytorski... | Anima
Cóż, ja spotkałam się kilka dni z temu z sytuacją, gdy wydawca był informowany o błędach przez redaktora (wysłał on listę błędów do wydawcy przez ukazaniem się książki). Nie zostały jednak one uwzględnione i publikacja została wydana z błędami.

A czy są jakieś błędy, które są "wybaczalne" oraz takie, który żadną miarą wybaczyć się nie da?

No i czy znasz jakieś wydawnictwa godne zaufania?
Dla mnie takim wydawnictwem jest Wydawnictwo Literackie. Gdy coś mi się "nie zgadza" to wiem, że wynika to z mojej niekompetencji językowej a nie niedbalstwa wydawcy/korektora, czy kogokolwiek innego odpowiedzialnego za publikację. Jest to jednak gigant wydawniczy.

Może ktoś zna także małe wydawnictwo charakteryzujące się wielką dbałością o takie detale? Ot tak, na pocieszenie mojego zdruzgotanego nadmiarem niestaranności serca...
Użytkownik: jakozak 15.04.2011 16:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Cóż, ja spotkałam się kil... | Sluchainaya
<A czy są jakieś błędy, które są "wybaczalne" oraz takie, który żadną miarą wybaczyć się nie da? >
Są.
Jeżeli są to literówki i drobne przejęzyczenia - mogę wybaczyć.
Jeżeli natomiast jest to takie piękne "na wskutek" albo inne łącznie- rozłącznie,np. "dla tego" w pojęciu "dlatego" nie mogę wybaczyć. To jest żenujące niedouczenie.
:-)))
Użytkownik: Sluchainaya 15.04.2011 17:29 napisał(a):
Odpowiedź na: <A czy są jakieś błędy... | jakozak
Toteż zjedzone "ch" jak rozumiem zostało mi wybaczone?:)

A co z i, a, z na końcu wiersza? Drażni was to? Bo mnie tak, ale to wynika stąd, że ukończyłam specjalizację z elektronicznego publikowania. Jednak jest to wybaczalne.

I co z przecinkami? Pytam o to jako osoba pisząca - mam straszny problem z przecinkami i nie umiem ocenić, kiedy one są zbędne, a kiedy nie.
Użytkownik: jakozak 15.04.2011 17:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Toteż zjedzone "ch" jak r... | Sluchainaya
Ja ich zazwyczaj daję za dużo. Bo tak piszę, jak czuję, że powinno być.
Użytkownik: jakozak 15.04.2011 18:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Toteż zjedzone "ch" jak r... | Sluchainaya
Mnie jeszcze uczono, że się przenosi na drugą stronę.
A! Jeszcze jedno mnie drażni! Bardzo. Przenoszenie części wyrazu niezgodnie z jego podziałem na sylaby. To wręcz obraza czytelnika i jego poczucia estetyki.
Użytkownik: czupirek 16.04.2011 08:02 napisał(a):
Odpowiedź na: <A czy są jakieś błędy... | jakozak
Jolu, w ramach ciekawostki - w dawnej pisowni polskiej często stosowano pisownię łączną tam, gdzie dzisiaj stosujemy rozdzielną i na odwrót. Widać to doskonale na skanach starych książek (polskie biblioteki cyfrowe udostępniają skany książek, do których prawa autorskie już wygasły - tam można takie zjawisko zaobserwować). Te wszystkie "nawskutek", "z tąd" (tak, przez "z"), "dla tego"...

Nie są to zresztą jedyne reguły, które się zmieniły: szczególnie rażąca była dla mnie forma bezokolicznika z "dz" na końcu. Z tego, co zauważyłam, używano jej przy tych czasownikach, które w odmianie mają "g" - czyli np. "biedz" ("biegnę"), "uledz" (ulegnę") etc. Straszne, prawda? :-) Ale juz się trochę do tego przyzwyczaiłam. Nie kojarzę natomiast, żeby coś takiego wystąpiło w jakiejś współczesnej książce - mam tu na myśli wznowienia klasyki.
Użytkownik: jakozak 16.04.2011 11:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Jolu, w ramach ciekawostk... | czupirek
Ja mam 57 lat i nie spotkałam się nigdy z "dla tego", chyba, że w rzadkim przypadku w znaczeniu "dla tego, a nie innego kota zrobił to i tamto", a zawsze się mówi i pisze albo "wskutek", albo "na skutek".
Uczono mnie tego w szkole średniej na języku polskim i to było święte, jak wiele innych reguł.
Ja się nie czepiam łączności i rozłączności w innych przypadkach, bo sama nie znam, ale niektóre są po prostu rażące: dla tego, po tem. Brrrrrrrr.
Użytkownik: czupirek 16.04.2011 17:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja mam 57 lat i nie spotk... | jakozak
Właśnie dlatego to było dla mnie ciekawe doświadczenie, zetknąć się z tekstami, w których występują takie formy, które ja uważam za niepoprawne - bo tak mnie nauczono - a w których były one najwyraźniej na porządku dziennym. Doszłam do wniosku, że te wydania klasyki, które czytałam, musiały być w pewnym stopniu "unowocześniane". Końcówki "-em" w przymiotnikach (np. "w jasnem słońcu") nie rażą mnie, bo przyzwyczajono mnie do tego typu form gramatycznych i wiem, że "to jest staropolszczyzna i tak się kiedyś mówiło". Natomiast dużym zaskoczeniem były dla mnie inne formy - te różnice, w których piszę wyżej - pisownia łączna/rozdzielna i te straszne bezokoliczniki.
Tak sobie teraz myślę, że to unowocześnianie może być celowe - żeby np. dzieci czytające lektury w szkole nie "nasiąknęły" złymi nawykami ortograficznymi.

Zobacz np. skany pierwszego paryskiego wydania "Pana Tadeusza":
http://polona.pl/dlibra/doccontent2?id=2692
Pomijając już zupełnie końcówki typu "-ém", "-éj" - różnic ze współczesną polszczyzną i tak jest sporo. Już na drugiej stronie mamy: "zrzadka" i "zdaleka". Albo dalej, na trzeciej stronie: "dwókonną". Tak się dzisiaj oczywiście nie pisze, ale dla mnie osobiście ciekawe jest to, że kiedyś było inaczej - że w międzyczasie te reguły gramatyczne i ortograficzne tak się pozmieniały.

Rzecz jasna, nie nawołuję do używania tych dawnych form tylko dlatego, że kiedyś występowały - tylko odnotowuję to sobie jako ciekawostkę.
Użytkownik: jakozak 15.04.2011 16:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Dla mnie poziom edytorski... | Anima
<korektor nie jest w stanie wychwycić wszelkich błędów i niuansów w tekście pozbawionym uprzedniej redakcji>
A ten, co pisał, może sobie robić podstawowe byki? Jego nie obowiązują zasady poprawnej pisowni i poprawnego wyrażania się? Mówię o paskudnych błędach, a nie drobiazgach, czy oczywistych omyłkach.
Użytkownik: Sluchainaya 15.04.2011 17:35 napisał(a):
Odpowiedź na: <korektor nie jest w s... | jakozak
No właśnie. Teoretycznie osoba pisząca nie powinna sobie pozwalać na takie oczywiste błędy. Praktycznie jednak uważam, że to wielkie świństwo ze strony wydawcy, jeżeli wydaje taki tekst z błędami.

Po za tym są pewne elementy usprawiedliwiające. Wiadomo, że od pisarza będzie się więcej wymagało niż od naukowca zajmującego się np. budownictwem, czy medycyną.
Mam też wspaniałą nauczycielkę na studiach, która jest niesamowicie oczytania, jednym z jej zainteresowań jej językoznawstwo, ale gdy pisze do studentów e-maila to sadzi w pośpiechu mnóstwo błędów.
Użytkownik: Sluchainaya 15.04.2011 17:36 napisał(a):
Odpowiedź na: No właśnie. Teoretycznie ... | Sluchainaya
Tak jak ja w powyższym tekście. Heh :)
Użytkownik: jakozak 15.04.2011 18:03 napisał(a):
Odpowiedź na: No właśnie. Teoretycznie ... | Sluchainaya
No nie wiem. Moim zdaniem polonista i to w dodatku taki, który chce pisać dla większej ilości odbiorców powinien robić to bezbłędnie. Przecież, na miłość boską, studiuje właśnie to!
To tak, jakby wzwyż skakał sportowiec, który nie potrafi wysoko skakać.
Albo matematyk, który liczyć nie potrafi.
Użytkownik: Sluchainaya 15.04.2011 20:10 napisał(a):
Odpowiedź na: No nie wiem. Moim zdaniem... | jakozak
Dokładnie o to mi chodziło.
Użytkownik: sonja1 15.04.2011 17:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Coraz częściej spotykam s... | Sluchainaya
Kilka literówek, błędów interpunkcyjnych jestem w stanie wybaczyć, być może nawet nie zauważyć. Jednak kiedy już jakiś błąd rzuci mi się w oczy, następnych wypatruję bardzo uważnie (masochizm jakiś). Na szybko mogę sobie przypomnieć tylko jedną książkę, z zatrważającą wręcz ilością błędów, którą wymęczyłam bo temat mnie interesował: Dzieci Wehrmachtu (Drolshagen Ebba D.). Już raczej nie sięgnę po żadną publikację tego wydawnictwa.
Użytkownik: jakozak 15.04.2011 18:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Kilka literówek, błędów i... | sonja1
A ja po książki pani Noszczyńskiej
Użytkownik: Zoana 16.04.2011 19:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Kilka literówek, błędów i... | sonja1
Przychodzi mi do głowy "Ciemna strona Słońca" Terry'ego Pratchetta (przekład Jarosława Kotarskiego, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2001). To chyba książka z największą ilością błędów gramatycznych i literówek, którą miałam w ręce w ostatnich latach.
Użytkownik: Annvina 15.04.2011 19:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Coraz częściej spotykam s... | Sluchainaya
Mnie się tak zrobiło na starość ;) Jeszcze kilka lat temu prawie w ogóle takich szczegółów nie zauważałam pochłonięta tylko treścią książki. A teraz coraz częściej widzę błędy. Jedna czy dwie literówki są wybaczalne, ale jeśli zdarzają się co kilka stron to odczuwam właśnie taki brak szacunku do czytelnika czyli mnie.
Z ostatnich większych wpadek to muszę wymienić Mitologia chrześcijaństwa: Kryzys wiary chrześcijańskiej (Rosa Peter de) Z tego, co wiem, było tylko jedno polskie wydanie. Nie wiem czy to wina tłumacza, redaktora czy korektora, ale aż roiło się od błędów. Zarówno literówek, jak i niezręczności stylistycznych, czasem miałam wrażenie, że ta niezła w gruncie rzeczy książka została przetłumaczona na kolanie i po łepkach (niezła akrobacja swoją drogą) i wydana bez żadnej korekty. W kilku miejscach nawet wyglądało to tak, jakby tłumacz w środku zdania zmienił jego konstrukcję i zapomniał wymazać poprzednią wersję. Koszmar! Poza tym czytałam niedawno Jane Eyre, wydanie Świata Książki - także sporo literówek. Nie wiem, czy to tylko ja się czepiam, ale pan Rochester w chwilach czułości zwraca się do Jane "Żanetko" !!!??? Niech ktoś mnie oświeci, bom zgłupiała, czy "Żanetka" to polskie zdrobnienie Jane czy może chodzi o jakieś inne znaczenie? Ta "Żanetka" bardzo mnie irytowała. Aha, tłumaczenie jest Teresy Świderskiej.
Obecnie czytam Księżniczka z lodu (Läckberg Camilla (właśc. Läckberg Jean Edith)) i już dwa czy trzy razy zauważyłam brak logiki w składni. Najprawdopodobniej wynika to z różnic w składni szwedzkiej i polskiej, bo potrafię sobie wyobrazić to samo zdanie po szwedzku czy raczej (blisko z nim spokrewnionym) duńsku, który znam, ale chyba od tego jest tłumacz i redakcja, żeby to wyłapać. Kiedy się teraz nad tym zastanawiam, dochodzę do wniosku, że chyba najbardziej rażą mnie właśnie błędy translatorskie, kiedy przez polski tekst "przebija" język oryginału. No cóż, nie każdy tłumacz może być Piotrem Cholewą ;)
Użytkownik: Sluchainaya 15.04.2011 20:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie się tak zrobiło na s... | Annvina
Pytanie tylko, czy to Twoja "starość", czy narastające niedbalstwo wydawców...
Użytkownik: Annvina 15.04.2011 20:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Pytanie tylko, czy to Two... | Sluchainaya
Pocieszaj mnie, pocieszaj, za 3 miesięce będę "kobietą po trzydziestce", ale nic to, jak mówi moja Mama, starość trzeba znosić z godnością ;)
Użytkownik: Sluchainaya 15.04.2011 21:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Pocieszaj mnie, pocieszaj... | Annvina
To całe życie jeszcze przed Tobą! ;)
Użytkownik: Annvina 15.04.2011 22:37 napisał(a):
Odpowiedź na: To całe życie jeszcze prz... | Sluchainaya
:)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 15.04.2011 21:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie się tak zrobiło na s... | Annvina
Z tą Jane, to tłumaczka widocznie wyszła z założenia, że skoro Jane = Janina = Jeannette (Żaneta), a pan Rochester był człowiekiem wykształconym i na pewno znał francuski, to tak jak osoby z naszej XIX-wiecznej klasy wyższej mógł używać zdrobnienia francuskiego. Chociaż w oryginalnym tekście, przynajmniej w tym, który ja widziałam, nie używa.
Użytkownik: Sluchainaya 15.04.2011 21:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Z tą Jane, to tłumaczka w... | dot59Opiekun BiblioNETki
Kwestia spolszczonych imion bohaterów to osobna sprawa, ale równie irytująca. Przykładem świetnym na to jest jedno z tłumaczeń Władcy Pierścieni.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 15.04.2011 22:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Kwestia spolszczonych imi... | Sluchainaya
Do tego już byłam przyzwyczajona, bo ja jestem ciut starszej generacji, a sporo tłumaczeń, wydawanych do lat 70-80, miało imiona przynajmniej części bohaterów poprzekładane: była Fizia Pończoszanka, Tomek Sawyer (ale Huck i Becky już nie), Ania z Zielonego Wzgórza (Ania to Ania, ale niektóre imiona, zamiast spolszczenia, zostały w ogóle zmienione; lata później doznałam szoku, gdy czytając wersję oryginalną, zobaczyłam, że pani Linde to nie Małgorzata, tylko Rachel, Tadzio i Tola - Davy i Dora, a Iza - jeszcze gorzej, bo Philippa! No i niech mi kto powie, co tłumacz miał na myśli...). Pewnie gdyby ktoś zaczynał od tego przekładu "Władcy", nie widziawszy też i filmu, może by go to tak nie raziło, ale ja go zobaczyłam już po kilkukrotnej lekturze pierwszego i genialnego moim zdaniem możliwego przekładu Skibniewskiej, kiedy się przymierzałam do nabycia własnego egzemplarza i ...no, doznałam szoku. Wolałabym w życiu własnego "Władcy" nie mieć, niż takiego!
Użytkownik: Annvina 15.04.2011 23:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Z tą Jane, to tłumaczka w... | dot59Opiekun BiblioNETki
Twoje wyjaśnienie jest poniekąd logiczne, ale mnie i tak ta Żanetka razi.
To chyba zależy od lektury, wieku, klimatu i jakichś osobistych gustów. W Ani, o której piszesz poniżej, Małgorzata, Maryla, Janka, czy wreszcie Ania nie przeszkadzały mi zupełnie, a nawet byłam w szoku, gdy po raz pierwszy oglądałam film w wersji angielskiej i okazało się że "Ania nie Andzia" to "Anne z e". Dla mnie, wtedy ośmio- czy dziewięciolatki to był wstrząs!
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 16.04.2011 18:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Twoje wyjaśnienie jest po... | Annvina
Mnie też nie przeszkadzały - uważałam to za całkiem naturalne, bo czytając pierwszy raz byłam w wieku, w którym człowiek jeśli się nad czymś głębiej zastanawia, to na pewno nie nad subtelnościami językowymi... Dopiero gdy się nauczyłam języka na tyle, żeby czytać w oryginale, zaczęłam te różnice w przekładach zauważać, a tu były szczególnie drastyczne. Żanetka pewnie by mi mniej przeszkadzała w tłumaczeniu francuskiej powieści (jak Anetka u Romain Rollanda); w "Jane Eyre" jest istotnie jakoś nie na miejscu, tym bardziej, że autorka takiego zdrobnienia nie użyła (imię "Jeannette" w całym tekście pada tylko raz, kiedy Adelka zwraca się po francusku do swej guwernantki).
Użytkownik: misiak297 15.04.2011 19:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Coraz częściej spotykam s... | Sluchainaya
A ja literówki wyłapywałem wciąż w "Dynastii":D Mniej więcej po 5 na jednej stronie.
Użytkownik: Zbojnica 15.04.2011 20:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Coraz częściej spotykam s... | Sluchainaya
Z moich obserwacji wynika, że często lepsze tłumaczenia, z mniejszą ilością błędów i literówek, mają romanse wydawnictwa Harlequin chociażby :). Albo w ogóle ta literatura "kioskowa" czy romanse Danielle Steel. Pewnie wynika to z faktu, że nie sprawiają te dziełka jakiejś specjalnej trudności tłumaczom, ale i tak to dość ciekawe zjawisko :) Wydawnictwa te z reszta bardzo dbają o czytelników (czytelniczki).

Dobrze mi się czyta pod względem redaktorskim także Wydawnictwo Literackie, Świat Literacki czy Czarne :)
Użytkownik: misiak297 15.04.2011 20:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Z moich obserwacji wynika... | Zbojnica
Ale ta Dynastia przeczyłaby Twojej teorii:) Błąd na błędzie po prostu - w życiu nie spotkałem się z taką ich ilością.
Użytkownik: Zbojnica 15.04.2011 21:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Ale ta Dynastia przeczyła... | misiak297
Wiesz, mi się akurat Dynastia kojarzy z wybitnym dziełem kinematografii, będącym prekursorem House'a, Dextera i Brzyduli ;-). Innymi słowy - nie czytałam :D
Za to taka "Saga o Ludziach Lodu" wydana jest całkiem gładko, bez większych wpad :)
Użytkownik: misiak297 15.04.2011 21:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Wiesz, mi się akurat Dyna... | Zbojnica
28.10.2010 "Dynastia" i nie tylko... - dla mnie to wybitne dzieło braku umiejętności korektorskiej:D
Użytkownik: Sluchainaya 15.04.2011 21:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Z moich obserwacji wynika... | Zbojnica
Może to wynika z tego, że te wydawnictwa są nastawione na zysk, a więc stać je na dobrą korektę?

A co do Czarnego też się zgadzam! Miałam nawet zajęcia z jedną redaktorką pracującą dla nich. Cudowna kobieta, wiele mnie nauczyła.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 15.04.2011 21:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Coraz częściej spotykam s... | Sluchainaya
Upiornie mnie złości niedbalstwo translatorskie i edytorskie. Od tego wydawnictwa mają zespoły redakcyjne, żeby, jeśli tłumacz czy autor jakichś błędów narobi, wyłapywały je i poprawiały. A ponieważ większość z nich tego nie robi - w każdej książce, którą czytam, zaznaczam sobie byki fiszkami, i w każdej recenzji, którą publikuję czy to tu, czy gdzie indziej, staram się je wypunktować (chyba, że mam z góry narzucone ograniczenia objętościowe - wtedy mogę najwyżej wspomnieć w jednym zdaniu). Może kiedyś ktoś z tych wydawnictw przeczyta taką wzmiankę i zwróci uwagę na niedociągnięcia?...
Najmniej błędów puszczają, jak mi się zdaje, stare szacowne wydawnictwa z tradycją (Czytelnik, Wyd. Literackie, Znak). Jednym z najgorszych pod tym względem jest natomiast ISA; gdy widzę moje ulubione powieści fantasy zmasakrowane przez tłumaczy - którzy nie radzą sobie z różnicami między składnią angielską a polską, a czasem też popełniają błędy leksykalne - i potem zlekceważone przez korektorów, którzy nie zauważają różnicy między "śmieci" a "śmierci", "żuć" a "rzuć" itd. - dostaję białej gorączki!
Użytkownik: Sluchainaya 15.04.2011 22:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Upiornie mnie złości nied... | dot59Opiekun BiblioNETki
No właśnie. Wysłałam dzisiaj do mojej redakcji już drugą recenzję, w której zwracam na to uwagę. Obydwa wydawnictwa są co prawda wydawnictwami niszowymi (jedno to nawet nie wydawnictwo a stowarzyszenie), ale i tak uważam, że podejmując działalność wydawniczą powinny bardziej zwracać uwagę na błędy. Tym bardziej, że te błędy, które popełniają są do wychwycenia dla zwykłego śmiertelnika. Wystarczy trochę chęci, pomijając już nawet kwestie finansowe (i bez nich można to zrobić lepiej).

Właściwie temat ten założyłam, ponieważ zastanawiałam się, czy to jest tylko moje czepialstwo, czy też uważacie, że powinno się na to zwracać uwagę. I naprawdę cieszy mnie to, że nie jestem w tym osamotniona.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 15.04.2011 22:15 napisał(a):
Odpowiedź na: No właśnie. Wysłałam dzis... | Sluchainaya
Z dziką rozkoszą będę Ci sekundować. Jeśli ktoś czy grupa ktosiów jest tak leniwa, że zamiast porządnie przeczytać tekst choć raz, poprawia tylko to, co Word czy inny edytor podkreślił na czerwono i uważa sprawę za załatwioną, to należy czepialstwo kultywować :).
Użytkownik: Zbojnica 15.04.2011 23:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Z dziką rozkoszą będę Ci ... | dot59Opiekun BiblioNETki
A tak na marginesie - kiedy ostatnio widzieliście erratę w książce? ;-)
Użytkownik: Annvina 15.04.2011 23:20 napisał(a):
Odpowiedź na: A tak na marginesie - kie... | Zbojnica
Ja widziałam! W Przez kuchnię i od frontu (Michałowska Mira (pseud. Zientarowa Maria)) ale to wydanie z bodajże końca lat osiemdziesiątych (nie mam pod ręką, żeby sprawdzić) więc chyba się nie liczy ;)
Użytkownik: Sluchainaya 16.04.2011 08:11 napisał(a):
Odpowiedź na: A tak na marginesie - kie... | Zbojnica
Właśnie! Wydawcy kompletnie o tym zapomnieli!
Użytkownik: Marylek 16.04.2011 09:27 napisał(a):
Odpowiedź na: A tak na marginesie - kie... | Zbojnica
Niestety, dołączenie erraty to są chyba również dodatkowe koszty i zdaniem wydawców szkoda zachodu. Również wielkie, okrzepłe na rynku tuzy, jak Wydawnictwo Literackie, Muza czy Czytelnik, zarzuciły ten dobry obyczaj. Wielka, wielka szkoda. Signum temporis?
Użytkownik: Zbojnica 16.04.2011 12:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Niestety, dołączenie erra... | Marylek
Coś jest na rzeczy. W końcu mamy czasy dysleksji, dysgrafii, dyschęci ogólnej..
Użytkownik: duch puszczy 16.04.2011 13:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Niestety, dołączenie erra... | Marylek
Teoretycznie zauważone błędy można poprawić jeszcze w ostatniej chwili przed uruchomieniem maszyn drukarskich, wystarczy przejrzeć próbne wydruki. W takiej sytuacji errata jest niejakim przeżytkiem:) Inna sprawa, czy wydawcom chce się jeszcze dokładnie przeglądać taki teoretycznie już wypieszczony tekst (za dużo poprawek to konieczność dopłacenia drukarni).
Użytkownik: Anima 16.04.2011 18:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Teoretycznie zauważone bł... | duch puszczy
I korektorowi. Redaktorzy i korektorzy pracują zazwyczaj zdalnie (nie mówię o redaktorach prowadzących, którzy zlecają pracę podwykonawcom – czyli tłumaczom, redaktorom i korektorom z zewnątrz). Podejrzewam, że całkowite wyrugowanie błędów z publikacji jest nierealne, biorąc pod uwagę to, jak niektóre wydawnictwa tną koszty. Klasyczny model przygotowania książki do druku: 1) redakcja, 2) II redakcja, 3) korekta, 4) II korekta. A i tak zawsze znalazły się jeszcze jakieś niuansiki, bo ludzkie oko nie jest w stanie wyłapać wszystkiego. A jak to wygląda w praktyce? Cztery etapy są często zamykane w jednym czytaniu: czyli jednorazowa redakcja (bądź korekta) zawiera jednocześnie I i II redakcję oraz I i II korektę. Nieuniknione jest to, że po tak enigmatycznej pracy zostaną jeszcze jakieś błędy. Wydawco, mam nadzieję, że czytasz te słowa.:-) Może jakąś kampanię trzeba przeprowadzić wśród wydawnictw? Nie tnijmy kosztów! Zainwestujmy w rzetelnego redaktora/korektora! Doceńmy jego pracę!
Ale przyznaję, że niejednokrotnie winę za taki stan rzeczy ponoszą niechlujni korektorzy. Wystarczy zajrzeć na strony firmowe niektórych z nich: ileż tam literówek i bł. gramatycznych...
Użytkownik: duch puszczy 16.04.2011 20:05 napisał(a):
Odpowiedź na: I korektorowi. Redaktorzy... | Anima
Korektor, pracujący zdalnie, zwykle już swojej pracy na końcowym etapie nie ogląda. Co składacz naniesie, to będzie naniesione. Co redaktor prowadzący, często bez pojęcia o czymkolwiek, wyłapie, to jeszcze poprawi:P A zwykle idzie jak leci. Oczywiście nie we wszystkich wydawnictwach. I jeszcze jedno: apele o docenianie pracy redaktorów i korektorów finansowo są piękne (i jako redaktor w pełni je popieram:)), ale pamiętajcie, drodzy czytelnicy, że to wszystko jest potem wliczane w cenę książki:)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 16.04.2011 18:29 napisał(a):
Odpowiedź na: A tak na marginesie - kie... | Zbojnica
Zdaje mi się, że jeszcze za PRL-u...
Użytkownik: Marylek 16.04.2011 09:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Coraz częściej spotykam s... | Sluchainaya
Korekta ma ogromne znaczenie. Jej brak to po prostu niechlujstwo i brak szacunku dla czytelnika. Oszczędności? Na redakcji i korekcie? Równie dobrze można by oszczędzać na wodzie i mydle, w końcu kształt i wnętrze te same, a że zabrudzone i upaćkane nieco? Nie rozumiem lekceważenia korekty, a szerzej - poprawności językowej. Niestety, dziś próżno szukać nazwiska korektora ksiązki, czy oznacza to, że nikt nie bierze osobistej osdpowiedzialności za błędy?

Ostatnio zasmuciło mnie znalezienie błedu ortograficznego w "Dzienniku dla dorosłych" Chwina. Autor jest literatem polonistą i zdaje się przykładać dużą wagę do poprawności, a książki wydaje w swoim własnym wydawnictwie Tytuł, są ładnie dopracowane edytorsko. Powinny być bez zarzutu. Tymczasem pomylenie słów "karze" i "każe" zaburzyły sens i treść zdania i pozostawiły mi niesmak.

Użytkownik: Sluchainaya 16.04.2011 12:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Korekta ma ogromne znacze... | Marylek
Jeśli to był jeden jedyny błąd to jest to już lekkie czepialstwo. Tym bardziej, że błąd ten pewnie wynikał z "przeoczenia", a nie niewiedzy.
Użytkownik: Marylek 16.04.2011 12:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeśli to był jeden jedyny... | Sluchainaya
Były dwa. Przynajmniej ja tylko dwa zauważyłam. Ale u tego autora i w tym wydawnictwie nie powinno być błędów w ogóle. Tak, wiem czepiam się. :-p

A przeoczył z pewnością Word, bo obydwa słowa istnieją; czyli dowodzi to braku uważnej korekty wykonanej przez człowieka.
Użytkownik: ojwawoj 18.04.2011 22:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Coraz częściej spotykam s... | Sluchainaya
Nie wydaje mi się, aby można było podzielić pod tym względem wydawnictwa na 'lepsze' i 'gorsze'. Wydaje mi się, że nawet te cieszące się dużą renomą tną maksymalnie koszty, niestety również na redakcji i korekcie. Czytałam ostatnio wydany przez Znak 'Profil mordercy', w którym było mnóstwo błędów interpunkcyjnych, a nawet 'bank holiday' przetłumaczone jako 'święto bankowe'. Z jednej strony zmęczony tekstem tłumacz/redaktor może przepuścić sporo rzeczy, ale od tego powinna byc kilkuetapowa redakcja, zeby takich kiksów uniknąć.

Choć fakt, wspomniane wcześniej Czarne chwalebnie wyróżnia się na tym polu. A wydaje się, że to wydawnictwo akurat nie zarabia kokosów, czyli chcieć to móc :-)
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: