Dodany: 17.03.2011 13:30|Autor: mchpro

Zbrodnia na wyspie


"Pałac wśród śniegu i lodu jest jak wyspa"* – takie stwierdzenie pada z ust jednego z bohaterów na pierwszej stronie debiutanckiej powieści Katarzyny Kwiatkowskiej "Zbrodnia w błękicie". Do takiego pałacu na odludziu, poprzez zaspy, wśród śnieżycy, dociera Jan Morawski wraz ze swym kamerdynerem i towarzyszem wielu wypraw, Mateuszem. Obaj panowie z niejednego pieca chleb jedli, są też – co nie powinno nas dziwić – miłośnikami Sherlocka Holmesa. Mamy przecież schyłek XIX wieku i Hannibal Lecter nie został jeszcze wymyślony. Zresztą wcale nie odczuwamy jego braku.

Pałac należy do Tadeusza Tarnowskiego, bogatego wielkopolskiego arystokraty. Podczas pierwszej kolacji w Tarnowicach mamy okazję wraz z panem Janem poznać gospodarzy i gości pałacu. Jest to barwna grupa postaci, które pod sielankowymi pozorami ukrywają różnorodne animozje i konflikty. Atmosfera jest gęsta i nie dziwi nas specjalnie, że następnego ranka pokojówka odkrywa zwłoki jednej z mieszkanek pałacu.

Ponieważ Tarnowice są odcięte od świata przez śnieżycę i nie można powiadomić o zbrodni przedstawicieli pruskiej policji, prowadzenia śledztwa podejmuje się Morawski wspomagany przez Mateusza.

Prosty miłośnik powieści kryminalnych – a do tej kategorii czytelników zalicza się również autor niniejszego tekstu – nie ma zbyt wygórowanych wymagań. Chciałby jedynie od czasu do czasu wziąć do ręki książkę zawierającą zagadkę, w której rozwikłaniu mógłby uczestniczyć wraz ze swoim ulubionym detektywem. Dobrze jest, gdy autor myli tropy, zręcznie wplatając w akcję fałszywe ślady, gdy czytelnik już prawie pewien rozwiązania musi zmieniać zdanie i na nowo szukać sprawcy zbrodni.

Niestety, takie powieści z niejasnych powodów nie powstają zbyt często. Dlatego kolejne pokolenia czytelników sięgają po kryminały Agathy Christie i zapartym tchem obserwują, jak do prawdy docierają Jane Marple czy Hercules Poirot. Lady Agatha do perfekcji doprowadziła klasyczną powieść detektywistyczną, której elementami składowymi są: miejsce akcji odizolowane od świata zewnętrznego, ściśle ograniczona liczba postaci oraz gra prowadzona z czytelnikiem, polegająca na podsuwaniu fałszywych śladów przy jednoczesnym umiejętnym usuwaniu w cień wskazówek.

Wszystkie wymienione wyżej elementy możemy znaleźć w powieści Katarzyny Kwiatkowskiej. Jan Morawski przesłuchuje podejrzanych ujawniając nowe fakty i poszlaki, zaś na końcu zbiera wszystkich w pałacowej bibliotece, by tam wskazać winnego i objaśnić, co tak naprawdę wydarzyło się w przeszłości i w jaki sposób znalazł rozwiązanie.

Znamy to doskonale, nieprawdaż? Jednak jesteśmy przecież podobni do inżyniera Mamonia i dlatego lubimy, gdy ktoś umiejętnie i z talentem gra nam znajomą melodię. Tak właśnie czyni autorka "Zbrodni w błękicie".

Debiut pani Katarzyny możemy więc uznać za w pełni udany. Wypada nam jedynie cieszyć się, że i w Wielkopolsce potrafią pisać kryminały oraz mieć cichą nadzieję na kontynuację przygód pana Jana Morawskiego.


---
* Katarzyna Kwiatkowska, "Zbrodnia w błękicie", wyd. Zysk i S-ka, Poznań 2011, s. 5.


[Powyższą recenzję opublikowałem pierwotnie w serwisie internetowym Zbrodnia w Bibliotece]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4569
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: joasia 18.03.2011 19:02 napisał(a):
Odpowiedź na: "Pałac wśród śniegu i lod... | mchpro
W pełni popieram. Połknęłam „Zbrodnię w błękicie” w jeden dzień, kończąc w zasadzie nad ranem – tym tłumaczę swoje przeoczenie jednej bardzo wyraźniej wskazówki, no ale dzięki temu zakończenie było dla mnie bardziej zaskakujące.
Mam nadzieję że powstaną dalsze tomy przygód Morawskiego – niekoniecznie znów ściągając nieszczęście na Tarnowice, mimo że to lokalizacja bardzo malownicza, a i o lokalnej kuchni nie możemy zapomnieć. Choć przyznam, że bardzo chętnie dowiedziałabym się czy ślub Wacława i Klotyldy doszedł do skutku, a jeśli tak, to jakie były efekty. ;->
Użytkownik: mandolina47 24.04.2011 08:58 napisał(a):
Odpowiedź na: W pełni popieram. Połknęł... | joasia
Ja również się zgadzam. Książka tak mnie pochłonęła, że nie ugotowałam w niedzielę obiadu- a zdarzyło mi się to po raz pierwszy od dziesięciu lat. Polecam i czekam na ciąg dalszy.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: