Dodany: 30.01.2011 19:33|Autor: antecorda

Czytatnik: Próby

3 osoby polecają ten tekst.

Lustrzana sala


Długo, długo tam były tylko te piwnice. Ja już nie pamiętam tego domu, ale moja babcia go pamiętała, bo ona, to, proszę pana, mieszkała tu w Gdańsku jeszcze przed wojną, to pamięta. A dzisiaj już tych piwnic nie ma. Zasypali je w latach sześćdziesiątych, bo groziły zawaleniem i teraz
w tym miejscu jest parking osiedlowy. Nawet po numeracji to widać, bo poprzedni wieżowiec ma numer 56, a następny 60.

Z daleka ruiny były niepozorne i bardzo zapuszczone. Wszędzie walały się jakieś butelki i gazety, a ściany były popisane. Podobno przed wojną mieszkał tam sam naczelnik „Telegraph und Telephone”, ale pod koniec wojny Ruscy splądrowali wszystko i spalili dom i zostały tylko te piwnice.

Pamiętam je. Były bardzo wysokie i głębokie. Schodziło się do nich po bardzo stromych schodach i najpierw był podest, taki z zabiegiem, a potem następne schody, równie długie i strome. W sumie schodziło się jakieś pięć, sześć metrów pod ziemię. A w piwnicy było bardzo zimno, chociaż nie było żadnego okienka, przez które by wiało. Przepraszam, było jedno okienko ze skosem na węgiel. Przed wojną musiano tam zsypywać węgiel do kotłowni, ale ani węgla ani kotłowni później już nie było.

Tam na dole były dwa pomieszczenia. Jedna wielka sala z takim wielkim betonowym kręgiem pośrodku i jedna mała komórka za schodami. Nic w niej nie było, tylko same śmieci. Jako dzieciaki chodziliśmy tam na tanie wino i fajki, żeby rodzice nas nie zobaczyli, bo to, proszę pana, były takie czasy, że wtedy młodemu człowiekowi nie wolno było ani pić ani palić. A o dziewczynach to sobie mógł tylko pomarzyć. Chodziliśmy tam czasami po szkole...

Mówili, że tam straszy, ale takich domów w których straszy jest na pęczki w naszym mieście. W co drugim straszy jakiś duch, bo tu co drugi Niemiec był faszystą i pracował w SS albo Gestapo. Tutaj ma kto straszyć. Ale inni mówili i słyszałem to na własne uszy, że w tej piwnicy mają być zakopane jakieś skarby. Ileś tam słoików ze złotymi dolarami. Ludzie różne rzeczy gadają, ale nie należy im wierzyć.

Wtedy, gdy jeszcze chodziłem do technikum, była taka historia, że taki jeden ze starszej klasy, drugoroczniak, Marcinkowski, założył się z kolegami, że o północy zejdzie do tej piwnicy i przyniesie umówiony znak. W dzień mieli zejść tam wszyscy razem i zostawić kartkę ze swoimi imionami i nazwiskami i ten Marcinkowski miał to przynieść o północy.
Bo, to on się, proszę pana, chwalił, że niczego się nie boi i że duchów nie ma, a ci, co wierzą w jakieś duchy są głupi. Tak dla jaj se to mówił, bo to wiadomo, że w grupie każdy jest odważny, ale jak tylko zeszedł do tej piwnicy, to od razu mu się zimno zrobiło. I to nie tylko dlatego, że tam zawsze było zimno, ale dlatego, że tam było po prostu straszno. Wie pan? nawet dzisiaj ciarki mi przechodzą, gdy sobie przypomnę jak tam było strasznie.

No, to on tam zszedł, a miał ze sobą tylko małą świeczkę i zapałki. Jego koledzy czekali na zewnątrz i też się bali, ale ich było więcej, więc raźniej im było. No, a on zszedł tam. Z początku, jak mówił, nic nie było widać, tylko pozaciekane ściany i walające się wszędzie butelki po piwie. Śmieci było tam sporo. Zawsze. Dlatego nie dziwno, że zaplątał się w jakiś drut i rymsnął jak długi na ziemię.

I wie pan co? Może to był ten drut, a może coś innego? Kto to może wiedzieć? W każdym razie, kiedy tak wykopyrtnął się, nagle ten betonowy krąg pośrodku piwnicy zaczął się obsuwać i spod ziemi zaczęło bić takie dziwne światło. Marcinkowski przeraził się strasznie i chciał wiać, ale znów musiał się jakoś zaplątać w ten drut, czy jak, że zamiast na górę, obsunął się z tym betonowym kręgiem w dół. Spadł podobno z kilku metrów w sam środek identycznej w rozmiarach sali jak ta u góry. Tym się jednak różniła, że cała była wyłożona lustrami. To była właśnie ta lustrzana sala.

Wewnątrz było bardzo jasno, chociaż nie widać było żadnych lamp, ani nawet żarówek. Źródło światła musiało być gdzieś ukryte, chociaż Marcinkowski twierdził, że miał takie wrażenie, jakby światło padało gdzieś z góry, jakby z zewnątrz. Pośrodku sali, niedaleko miejsca, gdzie spadł Marcinkowski, znajdował się olbrzymi, szklany sarkofag, wypełniony po brzegi czymś, co przypominało lód w kostkach. W tym lodzie leżał człowiek. Zamrożony. Marcinkowski mówił, że nie można było zobaczyć jego twarzy, ale wyglądał na jakieś czterdzieści, może pięćdziesiąt lat. Był cały nagi, leżał wyprostowany i tylko ręce miał założone za głowę. Marcinkowski tak się go przeraził, że chciał krzyknąć, ale głos mu uwiązł w gardle. Patrzył się tylko na ten sarkofag i bał się ruszyć, bo cały czas myślał, że ten zamrożony zaraz wstanie i go udusi.

W sali nie było zimniej niż na górze. Według Marcinkowskiego mogło być jakieś cztery, pięć stopni Celsjusza. Mimo to czuł jednak jakiś dziwny chłód, jakby było tam przeraźliwie zimno, tylko w jakiś inny sposób. Sam zresztą nie potrafił powiedzieć w jaki sposób. Mówił tylko, że tam było potwornie zimno, chociaż wcale nie było tak zimno. Całkiem mu się pokręciło we łbie od tego upadku!

Po jakimś czasie zauważył, że nic się nie dzieje. Nieznajomy nie poruszył się i żadne z setek odbić w lustrach Marcinkowskiego nie okazało się jakimś upiorem, więc zaczął się rozglądać po sali. W kącie znalazł jakieś retorty i brudne płyny w szklanych menzurkach, zaś w drugim kącie stało biurko zwalone notatkami. Te notatki wyglądały na bardzo stare
i były bardzo zniszczone. Próbował je odczytać, ale były po niemiecku, więc nic nie zrozumiał. W tamtych czasach uczyli nas w szkole po rusku i mało kto znał niemiecki.

Pokręcił się tam chwilę, ale nic więcej ciekawego nie znalazł, więc zaczął kombinować, jak stąd wyjść. W suficie widać było otwór po tym kręgu, na którym zjechał do lustrzanej sali. Prawdopodobnie było to coś w rodzaju windy. Może nawet na tym zwieziono ten sarkofag? Jednak łatwiej było zjechać, niż wrócić. Marcinkowski nie wiedział jak uruchomić ten mechanizm, chociaż obszedł go dokoła i dokładnie obejrzał. Zaczął też tracić panowanie nad sobą. Krzyczał: „pomocy!”, ale żaden z kolegów go nie słyszał. Później dowiedział się, że oni zeszli na dół, ale gdy zobaczyli tę dziwną poświatę,
to zwiali, bo myśleli, że Marcinkowskiego porwały duchy.

Po jakimś czasie, sam nie wiedział jak długo, może po godzinie, może po dwóch, wpadł na pomysł, żeby sprawdzić lustra. Były olbrzymie. Miały jakieś trzy metry wysokości i półtora szerokości. Zaczynały się od samego dołu i kończyły jakiś metr pod sufitem. Na każdej ścianie były dwa lustra,
ale na jednej – aż trzy. No i zauważył, że środkowe jest jakby podniesione wyżej i że spod niego czuć przeciąg. Pchnął je i za lustrem ukazały się schody prowadzące w górę. Nie namyślał się długo, tylko pędem uciekł z tej sali.

Wyjście było przysypane ziemią, więc nie było go widać z zewnątrz. Jednak strach dodał Marcinkowskiemu sił i prawie bez problemu odwalił ciężką, żelazną klapę i niemałą pryzmę piasku leżącą na niej. Nie oglądał się na kolegów, których już zresztą nie było, tylko wiał do domu. Przez tydzień milczał o tym co tam zobaczył, chociaż koledzy go maltretowali o to i nawet sprawa doszła do kierownika szkoły. Dopiero po tygodniu puścił parę i wszystko opowiedział. Kiedy jednak z milicjantem, rodzicami, wychowawczynią i kierownikiem szkoły poszedł pokazać to miejsce – krąg był już na swoim miejscu i w żaden sposób nie dał się uruchomić. Klapa zamykająca schody też w tajemniczy sposób zniknęła tak, że nie potrafił sobie nawet przypomnieć w którym miejscu była. Wszystko to wydawało się taką naciąganą bujdą, że o mało nie dostał za to nagany w szkole i obniżenia ocen ze wszystkich przedmiotów. Uratowali go koledzy, którzy już wcześniej, zanim puścił parę o tym co się zdarzyło w lustrzanej sali, opowiedzieli o dziwnym świetle wydobywającym się z otworu po betonowym kręgu.

Do dziś nie znalazł się śmiałek, który by spenetrował tę piwnicę. Nie wiadomo, kto mógł tam leżeć. Czy był to grobowiec jakiegoś dziwaka, czy może jakiś eksperyment naukowy? A może rzeczywiście bujda w wykonaniu Marcinkowskiego i jego kolegów? Kto to może dziś wiedzieć?














(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1283
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: