Dodany: 06.01.2011 00:13|Autor: Aithne

Czytatnik: Hon no mushi

1 osoba poleca ten tekst.

Patrz pod: Koniec


...czyli długo wyczekiwane zwycięstwo Ani nad Dawidem Grossmanem i jego Patrz pod: Miłość (Grosman Dawid (Grossman Dawid))!

Nie bardzo wiem, od czego zacząć. Wspominałam już wcześniej co nieco o moich zmaganiach z tą książką. Męczyłam ją - w co nawet mi samej ciężko jest uwierzyć - równo pół roku. Zaczęłam w czerwcu. Ciepło, lato, pociąg, drzewa za oknami - a w książce wspomnienia rodziców Momika z "Kraju Tam": jagody, borówki, zachwyt nad tym, że było tam tak pięknie. Aż miło się robiło... To o tym, co widzę za oknem? Naprawdę?
Skończyłam w grudniu. Albo: w obozie koncentracyjnym, w którym niepotrafiący umrzeć Żyd stara się zrobić z tego przekleństwa (bądź daru) użytek i poruszyć sumienia SS-manów. Przepaść wydaje mi się olbrzymia. Chyba że to wina tego, że czytałam tę powieść tak długo i zmieniające się pory roku wpływały na mój odbiór...

Ta właśnie przepaść związana jest z podstawową cechą "Patrz pod: Miłość": NIERÓWNOŚCIĄ. Oczywiście, wiele książek ma lepsze i słabsze fragmenty, ciężko utrzymać jeden (zwł. wysoki ;)) poziom przez cały czas, ale tutaj jest to o tyle wyraźniejsze, że autor podzielił powieść na 4 części. Wszystkie powiązane ze sobą, ale jednak stanowiące odrębne historie.

Pierwsza to historia Momika - dorastającego z Izraelu chłopca, którego rodzice robią wszystko, by nigdy nie dowiedział się, co przydarzyło się Żydom w czasie II wojny światowej. Jeżeli już muszą wspomnieć o tamtych czasach, nazywają Polskę "Krajem Tam", a o wszystkim, co z nią związane, mówią enigmatycznie, tak by wyjawić jak najmniej. Efekt jest, naturalnie, odwrotny od zamierzonego. Chłopiec podsłuchuje strzępy rozmów i próbuje ułożyć je w spójną całość - a obraz, który ostatecznie powstaje w jego wyobraźni, mógłby śmieszyć, gdyby związane z nim dalsze działania chłopca nie były tak dziwne i krzywdzące innych... Bezpośrednim impulsem do "badań" Momika nad "Krajem Tam" jest pojawienie się w domu dziadka Anszela - właściwie brata babci (ja w dzieciństwie nazywałam to "wujek - dziadek" ;)), który żyje we własnym świecie, rozmawiając bez przerwy z "Herrneiglem". Momik zauważa, że dziadek opowiada niewidzialnemu Herrneiglowi jakąś historię i przysłuchuje się jej w napięciu, z nadzieją, że coś z niej zrozumie...

W drugiej części Momik jest już dorosłym Szlojmele, który ma ambicję napisać biografię Brunona Schulza. Cała fabuła opiera się na założeniu, że Bruno uciekł z getta, ukrył się w wodzie, płynął z ławicą ryb, w międzyczasie opowiadając Oceanowi (Oceanie? ^^) historię, która jest zaginionym "Mesjaszem", a obecnie Szlomik przyjeżdża do Polski i usiłuje zmusić Oceanę do zdradzenia treści dzieła... No właśnie. To właśnie ta część odpowiada za to, że ugrzęzłam w tej książce na tak długo. Czytałam, czytałam i nic mi z tego nie wynikało. Po co? Dlaczego? Dodam, że uwielbiam realizm magiczny, oniryzm etc., zaczytuję się Murakamim i pokochałam do razu "Sto lat samotności", ale to, co stworzył w 2. części Grossman, jest nie do pojęcia. Książka na usunięciu całej tej historii nie straciłaby NICZEGO. Pomijając jeden fragment, w którym ryby, wiedzione jakimś dziwnym impulsem, inspirowane telepatycznie przez rybę - dowódcę zaczynają się nawzajem atakować, co odbieram jako alegorię nazizmu i całego hitlerowskiego obłędu, była dla mnie zupełnie niezrozumiała. Jest w biblionetkowej recenzji "Patrz pod: Miłość" zdanie: "Apeluję jednakże do tych, którzy również zastanawiają się po około dwusetnej stronie, czy odłożyć książkę na półkę: nie czyńcie tego!". Przeczytałam je w momencie największego kryzysu, kiedy ugrzęzłam na dobre; otworzyłam książkę i odkryłam, że istotnie, jestem na 197 stronie...

Część trzecia i najlepsza: powrót do przeszłości. Herr Neigel, dowódca obozu koncentracyjnego (Oberstaff... coś. Nie pamiętam), z irytacją dowiaduje się, że jest wśród więźniów Żyd, którego jego ludzie nie potrafią zabić. Wyrzuca z gabinetu podwładnego SS-mana, który przyszedł opisać ten dziwny przypadek i strzela w głowę Anszelowi Wassermanowi. Który... Nie umiera. Nie może umrzeć. Nie wie dlaczego. Kule przelatują tylko przez jego głowę, Anszel czuje w niej dziwne mrowienie, które przynosi ze sobą wgląd w myśli strzelającego - i to wszystko. Neigel jest poirytowany. Ale coś z tym nieszczęsnym Żydem musi zrobić, więc, kiedy odkrywa, że więzień jest autorem opowiadań dla dzieci, które w młodości czytał, zatrudnia go jako ogrodnika i opowiadacza. Anszel Wasserman ma wymyślić Neiglowi historię, kolejny odcinek przygód Dzieci Serca. Neigel chce się zabawić, Wasserman - poruszyć sumienie SS-mana i jednocześnie ukarać go za... Ale to zbyt ważna informacja żeby ją tu wyjawiać. Jednocześnie Anszel rozmawia w myślach z Momikiem, opowiadając mu historie z wcześniejszego życia, życia przed wojną. Może więc cała ta historia jest tylko wytworem wyobraźni Szlojmele, który obserwuje poczynania dziadka będąc w tym samym co on pokoju, a jednak niezauważony ani przez niego, ani przez Herr Neigla?

Czwarta część jest mocno powiązana z trzecią. To jednocześnie Encyklopedia Holokaustu dla dzieci, którą napisał Szlojmele, dalsze losy Anszela Wassermana i historia, którą opowiedział Neiglowi. Jako że jest to encyklopedia, hasła ułożone są alfabetycznie. Tzn., alfabetycznie po hebrajsku - dla mnie, nie mającej zielonego pojęcia ani o tym alfabecie, ani o samym języku, były one po prostu wymieszane. Historia jest więc poszatkowana, niechronologiczna. Opowiadanie i rzeczywistość splatają się, oddziałując na siebie wzajemnie. Niektóre hasła mnie nudziły, przyznaję, i lektura tej części też zajęła mi sporo czasu. O wiele bardziej przypadły mi do gustu fragmenty dotyczące Neigla (patrz: Neigel) niż pokręcone, wycieńczające emocjonalnie opowiadanie Wassermana. Dlatego też i ocena tej części jest niższa.

Jako że każdą z części powieści odbierałam inaczej, oceniłam każdą z nich i wyciągnęłam średnią. 4, 2, 5, 4+, w sumie 15,5, co daje mi trochę mniej niż 4... Ale jednak bliżej niż dalej, więc, a co tam, wystawiłam 4. Głównie ze względu na naprawdę dobrą część trzecią i zapadające w pamięć perełki w części czwartej. Duma i radość Wassermana, kiedy Neigel nazwał go, "jak człowieka", "skurwysynem" ("Nie byłem tak dumny nawet wtedy, kiedy nazwał mnie Herr Wassermanem"). Katastrofa. Dziwne losy Staukego ("Nawet kwiatki panu wyhoduję, panie komendancie"). Tyle fragmentów, które nie wiedzieć czemu utkwiły mi w pamięci...

"Nie, nie patrz pod: Miłość, Szlomik! Kochaj!"

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4570
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 7
Użytkownik: Elsa 06.01.2011 15:32 napisał(a):
Odpowiedź na: ...czyli długo wyczekiwan... | Aithne
Mimo wszystko zachęciłaś mnie do lektury. :) Być może po sesji zabiorę się za tę książkę i będę mogła porównać wrażenia. Dzięki za wyczerpującą i intrygującą recenzję!
Użytkownik: Aithne 07.01.2011 16:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Mimo wszystko zachęciłaś ... | Elsa
Nie ma za co, pisanie o książkach to czysta przyjemność :). Tak naprawdę to mimo tego mojego marudzenia i tego, że utknęłam w niej na tak długo nie żałuję, że ją przeczytałam. Jest w niej sporo takich fragmentów, która niby nie robią wrażenia, kiedy się je czyta, ale nie wiedzieć czemu zostają w głowie i nie chcą z niej wyjść... Tylko ta druga część, uch! Może kiedyś, jak będę cierpiała na brak lektur, przeczytam ją jeszcze raz i uda mi się zrozumieć, co autor miał na myśli... :)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 08.01.2011 08:44 napisał(a):
Odpowiedź na: ...czyli długo wyczekiwan... | Aithne
Mam dość podobne wrażenia. Tematyka wciąż żywa, przesłanie wartościowe, ale mnie kompletnie odstręczyła ta ichtiologiczna metafizyka i "encyklopedia życia Kazika". Nie lubię takiego mieszania. Albo realizm, albo odlot. Co ciekawe, zupełnie nie przeszkadzała mi metafizyka w "Złodziejce książek" Zusaka, ale tam ma ona inny wymiar - personalizacja śmierci ma w końcu jakieś kulturowe podłoże, a "urybienie" Schulza chyba nie.
Podobnie jak Ty, dobrnęłam jednak do końca; z ocen poszczególnych części wyszło mi mniej niż 3,5 (4+1+5+3), no i zaokrągliłam w dół. Książki się pozbyłam, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo teraz ma ją lokalna biblioteka. Niech ma szanse przeczytać ją ktoś, komu się bardziej spodoba...
Użytkownik: miłośniczka 21.01.2011 22:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam dość podobne wrażenia... | dot59Opiekun BiblioNETki
No proszę. A ja dałam 5! Kocham tę książkę, choć drugą część wyrzuciłabym w diabły, albo i jeszcze dalej. Pierwsza część mi się po prostu podobała, ale nie krzyczałam z zachwytu. Trzecią pochłonęłam, poruszyła mnie do głębi i tak bardzo zajęła moje myśli, że na jakiś czas mam wrażenie, że zostałam wyizolowana z rzeczywistego świata. Krzyczałabym z zachwytu, gdybym nie mieszkała z innymi ludźmi - trochę to jednak wstyd. Czwarta część, na którą obie (wraz z autorką czytatki) narzekacie - przypadła mi do gustu wcale nie mniej. Wymieszane hasła były świetnym zabiegiem. A o życiu dorosłych dzieci serca (dobrze mówię?) chciałam się dowiadywać więcej i więcej, i więcej. Tyle było w tym żalu i rozpaczy. Aż wyglądała z kart książki. Ale po co w ogóle powstała część druga... tego nie rozumiem. Realizmu magicznego nie lubię. "Taras z uroczynem" musiałam domęczyć jakoś do końca, ale wcale mnie nie przekonał. W "Sto lat samotności" już nie wierzę, choć pewnie kiedyś przeczytam. Bo chyba wypada.

Aithne, cieszę się, że po mojej recenzji postanowiłaś nie odkładać tej cudownej książki. Ja ją naprawdę pokochałam; szóstka byłaby jak nic, gdyby nie ta nieszczęsna ichtiologiczna metafora. Wiesz, jak teraz pożyczam komuś "Patrz pod: Miłość" (mojego egzemplarza nie pozbędę się nigdy, to zdecydowanie jedna z książek, które po prostu MUSZĘ mieć w domu, więc nikomu nie oddałam, jedynie podrzucam komuś do przeczytania), od razu radzę opuścić część o Schulzu. Myślę, że nikomu to nie zaszkodzi. A już najmniej - książce. Ona może na tym jedynie zyskać. Wiernego fana.

Ja też ją męczyłam długo, bo chyba z półtora miesiąca - ale wiem, że warto było. Musiałam z nią trochę pobyć. To nie jest łatwa historia, ale brawa ogromne dla autora, bo mało kto mógłby się zmierzyć z takim pomysłem tak, jak on to zrobił. Przecież trzy części są idealne. Ja... nie wiem, co jeszcze mogłabym napisać...

Nie jesteś tą powieścią w jakiś tajemniczy sposób zauroczona?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 22.01.2011 11:51 napisał(a):
Odpowiedź na: No proszę. A ja dałam 5! ... | miłośniczka
Gdyby składała się tylko z części 1 i 3, może zaokrągliłabym w górę, choć nie jestem pewna. Ale zauroczenia nie odczuwam, ani trochę. Chyba wolę tematykę wojenno-holocaustową w innej oprawie, bardziej... dokumentalnej? ("Dziewczynka w czerwonym płaszczyku" Ligockiej na przykład).
Użytkownik: miłośniczka 23.01.2011 14:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Gdyby składała się tylko ... | dot59Opiekun BiblioNETki
A dla mnie właśnie ten nowy sposób pisania o holokauście - bo temat wydawał mi się wyczerpany już do cna - był ogromnym plusem.
Użytkownik: miłośniczka 21.01.2011 22:51 napisał(a):
Odpowiedź na: ...czyli długo wyczekiwan... | Aithne
Te cytaty, które przywołałaś w końcówce czytatki, są takie... magiczne. Są po prostu piękne. To jedna z rzeczy, za które tak pokochałam tę książkę. :) Cytaty, za które powinno się autora od razu zaliczyć w poczet literackich świętych. ;)
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: