Dodany: 01.01.2011 16:15|Autor: Izania
"Weźcie ją lub pozostawcie..."
"Na razie daleko jeszcze było do chwili, gdy Anglicy uzyskali to głębokie, podnoszące na duchu, a zarazem przepełnione pewną melancholią (...) przeświadczenie, że niosą na swych barkach - brzemię Białego Człowieka"[1].
Zdarza mi się to nieczęsto. Tylko w nadzwyczajnych sytuacjach, gdy trzymam w rękach specjalne książki. Przy odwracaniu pierwszej kartki drżą mi dłonie i czuję wtedy coś dziwnego, a jednocześnie wspaniałego - rozpoczęcie się nowej , niezwykłej przygody.
Kazimierz Dziewanowski już we wstępie kreśli zdecydowanymi ruchami obraz książki i jej problematykę: "Nie zajmuję się w tej książce europejską historią Wielkiej Brytanii (...). Ma to natomiast być opowieść, jak zbudowano imperium. Kto to zrobił, w jaki sposób, jakimi metodami i w jakim celu..."[2].
Czy można przejść obojętnie obok książki, która skupia się na tym, o czym obecnie już niewiele się mówi, ale co tak naprawdę zadecydowało o kształcie obecnego świata?
Ja nie umiem. Wygrały moje historyczne zainteresowania i żądza wiedzy. Szczególnie że utwór napisany jest niezwykle ciekawie, bardzo przystępnym językiem. Żadnych niezrozumiałych terminów i dłużyzn.Czyta się jak powieść, z rosnącym zaciekawieniem. Jedyną różnicą jest to, że wszystkie wydarzenia przedstawione w "Brzemieniu..." są autentyczne. Ale to życie pisze podobno najbardziej niesamowite scenariusze.
Na kartach tej pokaźnej książki przedstawione zostały niezwykłe indywidualności. Niektóre są nam bardzo dobrze znane z lekcji historii, jak chociażby korsarz-admirał Francis Drake czy generał Gordon. Ale nie brak także postaci, które nie są znane szerszej publiczności, chociaż miały ukryty wpływ na losy imperium, a w dalszym biegu historii - także i świata.
"Brzemię białego człowieka" nie jest hymnem pochwalnym na cześć Wielkiej Brytanii i jej wielkiej przeszłości. Dziewanowski nie ocenia, tylko podaje argumenty za i przeciw.Wydaje mi się, że dopiero cudzoziemiec może w pełni obiektywnie przedstawić przeszłe dzieje danego narodu. Autor robi to z niezwykłym wyczuciem. A nie pisze o sprawach prostych. Bo takimi nie są z całą pewnością: imperializm, niewolnictwo, kolonializm, a także przekonanie Anglików o własnej wyjątkowości czy wybraniu ich przez Boga do niesienia postępu, prawa i cywilizacji. Słowa takie jak: "jesteśmy pierwszą rasą na świecie i im większą część kuli ziemskiej zasiedlimy - tym lepiej dla ludzkości"[3] nie pojawiają się często, ale mimo wszystko są obecne. Jak ocenić je w obliczu wydarzeń II wojny światowej? Autor poradził sobie w sposób godny najlepszego dyplomaty, którym notabene był:
"Ostateczny bilans dziejów imperium, ich skrupulatne podsumowanie: było tyle dobrego, a tyle złego- nie jest chyba w ogóle możliwe i długo jeszcze trwać będą spory historyków.
My rozstajemy się z jego dziejami w chwili, gdy imperium osiągnęło apogeum, gdy wydawało się, że nikt nigdy nie sprosta jego potędze. Ale już pół stulecia później przestało ono istnieć"[4].
W ostatnim zdaniu zwraca się do nas, czytelników, wypowiadając słowa, które mogą stać się podsumowaniem i mojej recenzji: "Taka musi być puenta tej książki mającej tyle braków i ograniczeń - weźcie ją lub pozostawcie"[5].
[1] Kazimierz Dziewanowski, "Brzemię białego człowieka" , Oficyna Wydawnicza Rytm, Warszawa 1996, str. 222.
[2] Tamże, str. 8.
[3] Tamże, str. 576.
[4] Tamże , str. 598.
[5] Tamże.
[recenzję opublikowałam wcześniej na swoim blogu]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.