Dodany: 12.12.2010 13:59|Autor: zsiaduemleko

O tym, jak trudno być Alfonsem (van Worden)


Potocki był Polakiem, ale jako prawdziwy arystokrata, pisał wyłącznie po francusku. Bo po francusku nawet wulgaryzmy brzmią seksi, więc czemu nie. Nie widzę sensu głębszego rozpisywania się o nim, bo od czego mamy Google. Dodam jedynie w ramach ciekawostek, że Janek podróżował dużo, a potem strzelił sobie w łeb. Nie pamiętam już, kiedy ostatnio czytałem powieść, której autor zszedł śmiercią naturalną. Cóż, taka passa. Krążą opinie, że Potocki stworzył w 1805 roku dzieło wymykające się swoim czasom. Powieść ponadczasową, niedającą się ująć w jakiekolwiek ramy okresowe i gatunkowe. Gdyby spróbować ją określić, należałoby użyć takich zwrotów, jak: mroczna baśń, od zatrzęsienia postaci, francuski romantyzm, intryga i charakterystyczna forma. I to właśnie ta ostatnia najbardziej intryguje, bo przypomina konstrukcją radziecką matrioszkę.

Wyobraź sobie historię, którą opowiada nam przy ognisku Cygan. W jej toku dochodzi do głosu jeden z biorących w niej udział bohaterów, który także ma coś do opowiedzenia, więc oddajemy mu głos. Ten snuje nam romans swojego życia, jak to zakochał się w pięknej księżniczce (w powieści nie ma brzydkich, a nawet przeciętnych kobiet - wszystkie są onieśmielająco boskie) i pozwala sobie przytoczyć historię jej rodu. I tak kaskadowo doświadczamy małej opowieści w opowieści średniej, a te z kolei są elementem opowieści głównej. Kiedy historia księżniczki się kończy, wracamy do opowiadania romantycznego młokosa, a gdy ten skończy się nad sobą roztkliwiać, wracamy do opowieści Cygana. Ta niecodzienna, jak na tamte czasy, konstrukcja, kiedy "jedna historia rodzi drugą, z której wywija się trzecia, coś na kształt tych reszt ilorazów, które w pewnych przypadkach można dzielić aż do nieskończoności"*, wymaga od czytelnika wzmożonej czujności. Bo kiedy raz straci się świadomość, co się czyta, gubiąc się w skokach narracji, w kilku miniopowieściach, to można się zniechęcić. A pogubić się łatwo, jeśli nieumiejętnie rozłożymy lekturę na kolejne sesje czytania. Potocki nieustannie poddaje nas próbom, więc jeśli obawiasz się, że nie nadążysz, to lepiej nawet nie podchodź.

Kapitan gwardii walońskiej Alfons van Worden, oprócz imienia, które w obecnych czasach bywa obiektem niewybrednych żartów, posiada szablę, chabetę i dwóch podwładnych. Jednak kiedy nieustraszony Alfi postanawia podczas swojej wędrówki przebrnąć przez owiane złą sławą góry w Andaluzji, jego podnóżki w niewyjaśnionych okolicznościach znikają, pozostawiając van Wordena samemu sobie. Ten się puszy, coś mamrocze, po czym rusza zboczem w stronę mroku, gdzie duchy i upiory kręcą niezłą bibę. No właśnie, to ten element mrocznej baśni, bo Alfonsa prześladują widma i strzygi, płatając mu niezłe figle, a przodują w tym dwie gorące panny, na których widok naszemu bohaterowi szabla staje. One natomiast wykorzystują jego wyjątkową honorowość, gmatwając go w mistyczną intrygę. Zjawy i zwidy, dla mnie jeden z najmocniejszych atutów powieści, są niestety wraz z rozwojem historii tonowane, konsekwentnie spychane na margines. Wszystko to na rzecz szeregu historii postaci, gdzie właśnie najjaskrawiej uwidacznia się usystematyzowana konstrukcja "opowieści w opowieści". Porzucamy bieżące wydarzenia, tajemnicę mistyki otaczającej van Wordena i zatapiamy się w biwakowe opowiadania kolejnych bohaterów. A w tych dominują już tendencje romantyczne. Śledzimy kolejne żywoty urozmaiconych postaci - szlachty, chłopów, kryminalistów, monarchów, łajdaków i wielu innych. Zamiast czarnej magii wchodzi magia miłości, zamiast upiorów - upiory sumienia, zamiast duchów - duchy przeszłości, zamiast widm - widma przeznaczenia (tutaj nawet nazwiska bohaterów niosą pewną wróżbę), zjawy zastępuje zjawisko zdrady, a mistykę - namiętność. Te epizody miłosne cechują się ujmującą naiwnością i niesamowitymi zbiegami okoliczności, tak bardzo charakterystycznymi dla klasycznych baśni.

Kolejne intrygi w miarę rozwoju powieści zgrabnie się zazębiają, poprowadzone są umiejętnie i budzą względną fascynację, o ile nie przeszkadza nam wspomniana naiwność i pewien w zasadzie niedostrzegalny infantylizm przebłyskujący w niektórych fragmentach. Mnie, jako fana baśniowości w tym mrocznym wydaniu, nieco rozczarowało porzucenie tematyki opętania widmami i fantomami (choć nie definitywne), ale nie jestem w stanie uznać tego za wadę. Bo "bunkrów nie ma, ale też jest zajebiście"**. Co mnie natomiast zraziło, to pewne głupkowate fragmenty, które dostają swoje parę kartek. O ile matematyczne brednie Velasqueza jeszcze jakoś zdzierżę, bo chwilami uderzają groteską (dla romantycznych kujonów jest pojęcie miłości wyłożone za pomocą algebry***), to kilka stronic wywodów o wzorze: "Mahab był ojcem Jofeleta, dziadem Malkiela, pradziadem Bahreza i prapradziadem Dehoda, który był ojcem Sachamera, dziadem Snaha, pradziadem Achiego, prapradziadem Berego, który miał syna Abdona"**** najzwyczajniej mnie nie bawi, nie fascynuje i pytam w myśli autora: "Chyba sobie kpisz...". Tak, wiem, to nie pytanie, ale wiecie, co mam na myśli. Mały zgrzyt, ale nie miałem oporów w ominięciu go wzrokiem. Po lekturze zastanawiam się, czy rzeczywiście to Alfons był głównym bohaterem i mam spore wątpliwości, ale to niczego absolutnie nie zmienia.

"Rękopis znaleziony w Saragossie" można odbierać na wielorakie sposoby. Jedni dojrzą w nim romantyzm bijący z historii miłosnych, inni przewodnik po obcych kulturach i obyczajach, a wielu pionierską fantastykę, zahaczającą mocno o mistycyzm baśniowy. Taki rozstrzał interpretacji zwiększa twoją szansę na to, że zasmakujesz w powieści, oczaruje cię jeden z elementów, a pozostałe potraktujesz jako ciekawy dodatek. Istnieje też możliwość, że odbierzesz historię van Wordena jako nierozerwalną całość i nie będziesz miał ochoty dzielić jej na lepsze i gorsze składniki. Tego życzę. Mnie niewiele zabrakło.

Tymczasem muszę się oddalić, gdyż dano mi znać, że sprawy hordy wymagają mojej obecności.



---
* Jan Potocki, "Rękopis znaleziony w Saragossie", tłum. Edmund Chojecki, wyd. Vesper, 2007, str. 294.
** Film "Chłopaki nie płaczą".
*** Jan Potocki, op. cit. , str. 325.
**** Ibid., str. 550.


[opinię zamieściłem wcześniej na blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4963
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: stock 14.12.2010 08:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Potocki był Polakiem, ale... | zsiaduemleko
Świetna puenta :-)
Użytkownik: MELCIA 29.12.2010 21:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Świetna puenta :-) | stock
Stock, zgadzam się - puenta znakomita :D
Użytkownik: Kuba Grom 14.12.2010 12:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Potocki był Polakiem, ale... | zsiaduemleko
Ciekawa recenzja. A książka w dużych fragmentach jest nadal aktualna - zauważcie, że opowieści Żyda Wiecznego Tułacza o Egipskim pochodzeniu chrześcijaństwa, kropka w kropkę powtarzają się współcześnie w niektórych opracowaniach dyskredytujących Kościół, jak choćby pierwsza część filmu Zeitgeist.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: