Dodany: 01.02.2007 21:21|Autor: hburdon

Na początku był "Kolekcjoner kości"


[Bardzo się starałam nie zdradzać żadnych istotnych tajemnic, bowiem sama tego nie znoszę. Ostrzegam jednak lojalnie, że recenzja zawiera parę szczegółów treści książki, które może nie wszyscy chcą poznać przed przeczytaniem. Dobra. Zostaliście ostrzeżeni. Możecie czytać dalej].


Pewnego wieczora spod lotniska porwane zostają dwie osoby, kobieta i mężczyzna. Następnego ranka odnaleziony zostaje mężczyzna - martwy. Został żywcem pogrzebany, w pozycji pionowej. Z ziemi wystawała tylko jego ręka, jakby do kogoś machał. Z jednego palca morderca ściągnął skórę i nałożył nań pierścionek kobiety. Policja jeszcze nie wie, że nawet jeśli uda im się kobietę odnaleźć, nie będzie to koniec porwań: morderca pozostawi im wskazówki umożliwiające odnalezienie kolejnej ofiary, a potem kolejnej i kolejnej. Nie da im jednak wiele czasu, zaledwie parę godzin. Ile ofiar uda się odnaleźć? Ile uda się uratować?

"Kolekcjoner kości" jest (po "Dwunastej karcie") drugą książką Deavera, którą przeczytałam, a pierwszą w cyklu o Lincolnie Rhymie. Rhyme, były policjant, został sparaliżowany 3,5 roku wcześniej w wypadku podczas oględzin miejsca zbrodni. Pomimo wielu operacji i intensywnej fizjoterapii, może ruszać tylko głową i palcem serdecznym lewej ręki. Nie widząc szansy na poprawę sytuacji, jest zdecydowany popełnić samobójstwo, gdy tylko uda mu się znaleźć kogoś, kto mu w tym pomoże. Dnie spędza w piżamie, nieumyty i nieogolony, nie widuje nikogo oprócz swego opiekuna, nie miewa gości. Nie śledzi wiadomości, nie słucha muzyki, czyta wyłącznie literaturę piękną, nie zajmuje się zbrodnią. Pewnego dnia Rhyme'a odwiedza niewidziany od roku dawny kolega z pracy, Lon Sellitto. Prosi o pomoc w interpretacji dowodów znalezionych na miejscu zbrodni.

Moja fiksacja na punkcie czytania książek we właściwej kolejności okazała się niebezpodstawna: bohaterów – Rhyme'a, Amelię Sachs, Sellitta, Dellraya – poznajemy w pierwszym tomie, w "Dwunastej karcie" ich charakterystyka nie jest powtórzona (i słusznie, toż to szósty tom, ile razy można pisać to samo). Deaver nie lubi bawić się w psychologiczne pogłębianie postaci, mówi nam o nich tyle, ile trzeba wiedzieć dla zrozumienia akcji. Lubi jednak przypomnieć czytelnikowi, że policjanci to nie maszyny: komuś rodzi się dziecko, komuś umiera żona, ktoś musi pracować na dwa etaty, żeby utrzymać pięcioro dzieci. Dobrze jest zobaczyć genialnego Lincolna w momencie depresji, dostrzec jakieś wady idealnej Amelii. (Amelia przed podjęciem pracy w policji próbowała swoich sił jako modelka, ale nie potrafiła zapanować nad autodestrukcyjnymi, szpecącymi zachowaniami: obgryzaniem paznokci do krwi, skubaniem brwi. Bagaż emocjonalny zbiera nieprzerwanie od dzieciństwa). W "Kolekcjonerze kości" czuje się, że są to postaci prawdziwe, "z krwi i kości" – powiedziałoby się, gdyby nie chęć uniknięcia mało odkrywczej gry słów.

"Kolekcjoner" odpowiedział też na kilka pytań, które nękały mnie podczas czytania "Karty". Skąd Rhyme ma pieniądze na ultranowoczesny sprzęt kryminalistyczny, przystosowany do potrzeb osoby niemal całkowicie sparaliżowanej? Po wypadku dostał trzy miliony odszkodowania; poza tym napisał parę książek, które nieźle się sprzedały. Na jakiej zasadzie współpracuje z policją? Jest wynajmowany w charakterze konsultanta, ale jego zwierzchność nad policjantami wchodzącymi w skład jego ekipy jest zupełnie nieoficjalna i może – jak w "Kolekcjonerze" – przyczynić jemu i śledztwu kłopotów. Jaka jest natura jego związku z Amelią Sachs? Doczytajcie sobie sami.

"Kolekcjoner kości" podobał mi się tak samo jak "Dwunasta karta", nie zauważam ani pogorszenia się stylu, ani rozwoju warsztatu. Już w "Kolekcjonerze" widać, że Deaver świetnie potrafi grać na emocjach czytelnika, kiedy ostatnią z porwanych ofiar okazuje się trzyletnia dziewczynka – na wypadek, gdyby ktoś za mało się przejmował losem schorowanych staruszków i grubych Niemek. Jednak jedna rzecz zdawać sobie sprawę, że jest się manipulowanym, a druga rzecz odłożyć książkę przed końcem. :-) Tak samo jak w przypadku "Dwunastej karty", poważnie zaniedbałam swoje obowiązki żony i matki. Na szczęście tylko na jeden dzień. :-)

Mniej jest w "Kolekcjonerze" zaskakujących zwrotów akcji, ale to dobrze: przynajmniej te, które są, mają szansę rzeczywiście zaskoczyć. W "Dwunastej karcie" zwroty były tak częste, że przestały być niespodziewane. Podobnie jak w "Karcie", czytelnik raczony jest szczegółowymi informacjami na temat technik śledczych – Deaverowi zależy na edukacji czytelnika do tego stopnia, że na końcu książki umieścił słowniczek! Ale niech mu będzie, wiedzę ma rzeczywiście niezrównaną.

Na pewno będę czytać kolejne części cyklu – następny jest "Tańczący trumniarz" – ale muszę je sobie rozsądnie dawkować, zaniedbywanie obowiązków rodzinnych i zawodowych akceptowane jest tylko raz na jakiś czas.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 7672
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: