Dodany: 22.01.2007 16:56|Autor: Czajka
Kocham Marcela
Kocham Marcela, czyli rozmowa z Verdianą:
Czajka
Kocham Marcela, czy to znaczy, że zaczęłaś czytać? I co czytasz? I jak? :-)
Verdiana
"Pana Prousta" czytam. I mam mieszane uczucia. Nie polubiłam Albaret, może dlatego, że nie lubię bezkrytycyzmu. I w ogóle mam mnóstwo subiektywnych odczuć i wrażeń, które sprawiają, że nie wiem jeszcze, czy lubię Marcela. Tzn. uwielbiam go jako Twórcę. Ale chyba nie jako człowieka. Ja wiem, że on Albaret płacił, ja wiem, że czasy itd. itp., ale nie mieści mi się w głowie, że mężczyzna może kobietę wykorzystywać do przynoszenia pięciokilowych tobołów z proszkiem do palenia albo drew do kominka. Gdybym była mężczyzną i coś takiego zrobiła, sumienie by mnie zjadło. Sama, chociaż jestem kobietą, NIGDY o takie rzeczy nie proszę kobiet. Moje paczki na pocztę i żwirek dla szczurów przynoszą wyłącznie panowie, podobnie paczki z karmą dla Sary, i nie wyobrażam sobie, że to mogłaby zrobić kobieta, choćby najsilniejsza.
Miałam też nadzieję, że od Albaret dowiem się czegoś o Prouście, a tu nic, praktycznie nic. Ona opowiada o tym, o której on wstawał, jaką miał kołdrę, jakie lubił chustki, jakie meble w pokoju, co i ile jadł, co pił, w szczegółach mówi nawet, jakie potrawy mu przygotowała czy przyniosła, ale gdzie w tym wszystkim jest on sam?
Co czytał? Co czuł? Co myślał? Jak swoje uczucia i emocje wyrażał? Jakim był typem psychologicznym? Czym dla niego było pisanie? Itd. itp. Nie ma nic na ten temat. Niczego nie zaobserwowała albo nie chciała o tym opowiedzieć - nie wiem.
W dodatku sama żałuje, że nie chciała czytać tego, co jej podsuwał, i że straciła mnóstwo tego, czego mógłby ją nauczyć, gdyby chciała z nim rozmawiać. Cóż, ja żałuję bardziej, bo miałam nadzieję, że jako osoba najbliższa mu w ostatnich latach życia to ona właśnie to będzie wiedziała. :>
No i nie wiem, czy jest tak przetłumaczone, czy oryginał jest taki sobie, ale język tej książki też sprawia, że czyta się dość ciężko.
Plusem tej książki są różne smaczki. Np. to wszystko, co Albaret tam mówi o kawie, jaką pijał Marcel. :-)
Czajka
Ech, Verdiano. :-)
To była służąca ze wsi. Nie możesz mieć wobec niej takich wymagań i nie możesz jej stawiać takich pytań. Godzinami czekała na wejście do niego z wrzącą kawą, dlaczego więc irytuje Cię, że o kawie wiedziała najwięcej?
Jeżeli chodzi o jego pisanie, to wymyśliła wklejanie pasków, nie pamiętam natomiast, czy czytała Poszukiwanie.
Dzięki wiedzy o grzałkach, o chustkach (nie prać) Proust stał się dla mnie w pełni człowiekiem, nie tylko genialnym twórcą.
Ale między tą kawą jest sporo samego Prousta moim zdaniem. Jego delikatność, jego uprzejmość, jego dbałość o szczegóły, jego pracowitość, jego poświęcenie.
"Widzisz, Celesto, chciałbym, aby moja książka była w literaturze jak katedra. Dlatego nie widać końca. Nawet gdy jest już zbudowana, trzeba ją ciągle ozdabiać tym i owym, tu witraż, tam kapitel, gdzie indziej mała kapliczka z posążkiem w kącie."
Dla mnie również bardzo cenne są niektóre jej wspomnienia, które potem można znaleźć w Poszukiwaniu. Czytam w którymś tomie o istnym ptaszysku i widzę Celestę.
Mnie natomiast w powtórnym czytaniu drażniła jednostronność jej opowiadania. Poddaje to w wątpliwość obiektywizm jej oceny Prousta.
Ps. Wysłałabyś Prousta z paczką w deszcz? ;-)
Verdiana
> To była służąca ze wsi.
Dlaczego? Na wsi nie ma uważnych ludzi dostrzegających drugiego człowieka? Nie uważam tak. To kwestia wrażliwości i atencji, jaką się ma dla drugiego człowieka. Nic więcej.
> Godzinami czekała na wejście do niego z wrzącą kawą, dlaczego więc irytuje Cię, że o kawie wiedziała najwięcej?
Czajko, a skąd taki wniosek?? Przecież wprost napisałam, że kawa jest plusem tej książki!
Albaret Poszukiwanie chyba czytała, a w każdym razie wie, co gdzie napisał Proust, bo czasami wspomina, że ciotka Leonia to w tym tomie, a coś tam innego w innym. Czytała też parę innych książek, które jej Proust podsunął, a potem o nich z nim rozmawiała. Nie wiem, czemu przestała to robić. Może była ze wsi, ale na pewno nie była mało inteligentną dziewką. Umiała czytać, pisać i niegłupie wnioski z książek wyciągać (na początku podawała przykłady), dlatego mogę od niej wymagać przyłożenia się do własnej książki - było ją na to stać intelektualnie!
Przeczytałam dopiero jakieś 150 stron, więc jeszcze wszystko się może odwrócić. :-)
Ja akurat obiektywizmu od niej nie wymagam... Proust był jej bliski, uwielbiała go, służenie mu sprawiało jej radość - mnie wystarczy, jeśli ta relacja będzie prawdziwa, nawet jeśli się skupia jedynie na rzeczach pozytywnych. Ale denerwuje mnie jednak to, że jest płytka, powierzchowna, że z czegoś więcej, z wielkiej intelektualnej przygody Albaret zrezygnowała na własne życzenie, zaprzestając czytania i rozmów z Proustem.
A Prousta w deszcz bym wysłała, dzieckiem nie był! :P
Czajka
Była prostą kobietą, to nie znaczy że głupią. Ja podziwiam tę stosunkową łatwość, z jaką znalazła się w tym wyrafinowanym świecie literatury.
150 strona to jeszcze za wcześnie chyba na tę rozmowę. Ale pytasz, dlaczego zrezygnowała z intelektualnej przygody? Może to jej nie pociągało? Może poddała się tylko magii Prousta i koniec.
Verdiano, Proust to wielka układanka. Trudno oczekiwać po jednej książce, że da nam pełny, głęboki obraz. Inna jest na pewno relacja służącej, inna będzie relacja krytyka litarackiego, a jeszcze inna filozofa.
Kawy tu użyłam jako przedstawicielki tych kołder, chustek i innych grzałek, na które narzekasz wcześniej. :-)
Verdiana
> Była prostą kobietą, to nie znaczy że głupią.
Toteż właśnie! Po kolejnych stronach nic się nie zmienia. Albaret nie obserwuje Prousta, tylko kołdry, chustki i kawę. :-) W związku z czym nie bardzo rozumiem sens napisania tej książki...
Przygody intelektualnej, której zaniechała, sama Albaret żałowała, czemu się nie dziwię... też bym żałowała. I żałuję. :-) Ona przecież już wtedy wiedziała, że Proust jest wyjątkowym człowiekiem, sama to czuła. I z tego nic nie wynikło, świadomie zrezygnowała z poznawania tej wielkości, wyjątkowości, mimo że Proust ją do tego zachęcał, i to subtelnie, nienachalnie, podsuwając jej książki i zachęcając do rozmowy, co mnie w nim ujęło. Albaret ani wtedy nie prowadziła dziennika, nie zapisywała tego wszystkiego (i nie mam na myśli dziennika pisanego językiem literackim), ani nie starała się chłonąć tego, co on jej udostępniał, a raczej co chciał jej udostępnić, a co ona odrzuciła. Po co więc na starość powstała ta książka? Albaret tłumaczy, że niby chciała rozwiać mity i obnażyć nieprawdę. Ale jaką nieprawdę? Że Proust nie zjadł udźca na przyjęciu, tylko 2 łyżki jajecznicy w domu? Że tak powiem: who cares? To oczywiście też coś mówi o Prouście, ale nie rozumiem jej intencji. Odrzuciła wielką przygodę i wiedzę o samym Prouście, które jej zaoferował, a napisała książkę o jego kołdrach, chustkach i jajecznicy. Po co?
Nie spodziewałam się, że jedna jedyna Albaret może dać pełny obraz Prousta. Bo żadne, żadne książki nie mogą dać pełnego obrazu żadnej osoby. Nawet jej szczegółowy dziennik nie da nigdy pełnego obrazu. Jeśli to w ogóle jest możliwe...
Ale spodziewałam się, że Albaret powie tyle, ile mogła. A ona zaniechała. To dziwne, bo Proust intelektualnie nie traktował jej przecież jak osoby o mniejszej inteligencji. Nie jestem w stanie zinternalizować jej rezygnacji. No nie umiem i już. Sama, gdybym np. służyła (albo miała jakikolwiek kontakt) Steinhausowi, zrobiłabym wszystko, żeby nauczyć się od niego jak najwięcej, mimo że matematyka to ostatnia rzecz, z którą chciałabym mieć cokolwiek do czynienia. :-)
I jeszcze rozumiałabym to, gdyby Albaret nie znosiła Prousta, gdyby ją denerwował, gdyby nie miała ochoty u niego pracować itd., i gdyby on sam był odpychający dla niej, wtedy trudno by jej było się zmuszać do czegokolwiek, choćby do najmniejszego kontaktu z nim. Ale tak nie było. Chryste Panie! Gdybyż Proust chciał ze mną rozmawiać...! :-)
Chustki, kołdry i grzałki byłyby cudownym DODATKIEM do książki o Prouście albo o wrażeniach Albaret nt. Prousta. Ale nie są fajne, kiedy są głównymi bohaterami książki. Albaret odwróciła wszystko o 180 stopni. Zamiast pisać książkę o Prouście w otoczeniu przedmiotów, ona pisze (dyktuje) książkę o przedmiotach z otoczenia Prousta. Co może i jest fajne, ale tytuł ma nieodpowiedni.
Hihi a jednak Celesta nie była całkiem bezkrytyczna:
"(...) tak dalece zapominał o niebezpieczeństwie, że ponaglany własną niecierpliwością, wysyłał mnie z pilnymi poleceniami, nie zważając na późną porę, nieoświetlone ulice, no i fakt, że bądź co bądź jestem kobietą".
I - co mi się nie mieści w głowie - na to, że uciekała przed jakimś opryszkiem w nocy, Proust odpowiedział jej, że przecież "jest wystarczająco silna, żeby się obronić". Nieco śmieszne w tym kontekście wydaje mi się jego naleganie, żeby zeszła do piwnicy w trakcie nalotu...
Czajka
Z tego co ja pamiętam nie chodziło jej o jajecznicę i ziemniaki w taksówce, chociaż trochę też, ale głównie o Agostinelliego. :-)
Verdiano, ona nie była Tobą. Może żałowała po osiemdziesiątce, ale wcześniej nie czuła potrzeby.
Schron i chodzenie po ulicy wiele mówi o Prouście pośrednio. Ciemną ulicą załatwiała jego sprawy książkowe, więc musiała. Na górze nad schronem siedziała prywatnie. Zresztą z ulicy sama go rozgrzesza.
Ciekawe, że ona była bardzo nielubiana. To wszystko jest bardzo złożone.
Ja Prousta bardzo lubię, klawiatura mi sama się odsuwa, gdybym miała napisać coś przeciw niemu, ale, cóż, nie był to człowiek kryształowego charakteru.
Verdiana
O jakie ziemniaki? Ja jeszcze nic nie wiem, do ziemniaków nie doszłam. :-) Chodziło konkretnie o udziec. I o jajecznicę, której zjadł 2 łyżki (tzn. ona myślała, że zrobiła jajecznicę, a to były jajka sadzone, ale on - żeby nie zrobić jej przykrości - zjadł 2 łyżki tych jajek :-)).
I tu nie chodzi przecież o to, czy była mną. W takich sytuacjach to w ogóle nie ma znaczenia. Są ważniejsze rzeczy na świecie niż uleganie swoim zachciankom i lenistwu intelektualnemu. Proust jest dziedzictwem narodowym i ogólnoświatowym i był nim już wtedy, kiedy Albaret u niego pracowała - wiedziała o tym, sama o tym mówi. Moim zdaniem to moralnie do czegoś zobowiązuje ludzi z jego otoczenia. Jak wszystkich ludzi, którzy ocierają się o wielkość, wyjątkowość i wiedzą o tym. To jest niebywale cenne! I naprawdę nie ma znaczenia, czy akurat się interesujemy literaturą, matematyką, czy nie... Trzeba dać świadectwo, że tak się górnolotnie wyrażę, i ono jest ważniejsze niż czubek naszego nosa. :-)
Ciemną ulicą o 2 w nocy szła zanieść list do jednego muzyka, chociaż równie dobrze mogła to zrobić rano. W większości przypadków nie musiała, ale on jej kazał.
W każdym razie ani za nią, ani za nim jako ludźmi nie przepadam. Ale nie mogę też powiedzieć, że ich oboje jednoznacznie potępiam. Nie mogę - bo mnie tam nie było, a żadne książki nie dadzą mi pełnego obrazu sytuacji. Nie mogę też nie wziąć pod uwagę, że przecież Albaret mogła odmówić. Sam Proust też jest niejednoznaczny (chyba zresztą nie ma ludzi wyłącznie złych czy wyłącznie dobrych). Nie podoba mi się, jak traktował innych ludzi, ale podoba mi się np., co dla nich robił (np. płacił za lekarzy). Czasami też chyba warto poświęcić kogoś, żeby stworzyć Dzieło.
Generalnie chyba mam już taką naturę, że nie umiem ani bezkrytycznie wielbić i stawiać na piedestał, ani potępiać w czambuł. Widzę i dobre, i złe strony. Dobre chwalę, złe piętnuję. Mogę podziwiać dzieło, nie znosząc twórcy i na odwrót. Mogę stanąć z boku, chowając swoje emocje do kieszeni. MUSZĘ oddzielać to, co czuję, od tego, co myślę, bo mi się to na ogół pięknie rozjeżdża i sobie przeczy. :-))) Tak więc kocham Marcela-Twórcę, nie lubię Marcela-Człowieka. :-)
PS. A wiesz, co najbardziej w Prouście-Twórcy lubię? To, że uważnie słuchał opowieści ludzi, że o te opowieści prosił i że nawet stwarzał pewne sytuacje celowo i świadomie, żeby "obejrzeć" czyjąś reakcję, a wszystko to po to, żeby mieć pożywkę do pisania. Cudne! To prawie życiopisanie, czyli pisanie, które cenię najwyżej...
Czajka
Przecież napisałam, że nie chodziło o ziemniaki, tylko o szofera Agostinelliego. :-)
Pewnie doczytałaś już do niego i do ziemniaków. Może to tłumacz myślał, że ona zrobiła jajecznicę?
Verdiano, nie chodzi o to, żeby była Tobą, tylko oceniasz ją przykładając swoje priorytety.
Nie sądzę, żeby zaczynając pracę u niego miała najlżejsze podejrzenie co do tego, że Proust jest narodowym skarbem. Kilkunastu ludzi może o tym wiedziało i to nie na pewno. Nie mam przy sobie książki, ale kojarzę, że to było tuż przed, albo w trakcie ukazywania się "W stronę Swanna". Wielkość Prousta w całej swojej urodzie okazała się dopiero po wydaniu całości cyklu. Zauważ, że to są wspomnienia spisywane po 50 latach! Swoją drogą, ciekawe, jak bardzo naprowadzał ją autor.
Poza tym, nie patrzyła na swój nos, tylko głównie na Prousta. Mogła się zwolnić, nie musiała mu służyć z takim oddaniem.
A list do muzyka (w jakiej sprawie?) odpowiada poniekąd na Twoje pytanie, czym było dla Prousta pisanie. Było ważniejsze niż jego zdrowie, zdrowie i bezpieczeństwo innych i wreszcie sen innych. :-)
Podejrzewam również, że Celesta w życiu nie wpadłaby na prowadzenie dziennika, nie wiem nawet czy znała taki wynalazek.
Myślę, że wymagasz od niej czegoś, co dla niej nie było możliwe. Czegoś podobnego moglibyśmy wymagać, nie wiem, od jego brata, przyjaciół.
Oglądanie i opisywanie reakcji też budzi kontrowersje, chociażby dokładny opis choroby matki.
I myślę sobie, Verdiano, że dlatego, że Marcel był takim człowiekiem, w pewnym stopniu pomogło mu się stać takim twórcą.
Z niepotępianiem w czambuł i wielbieniem bezkrytycznym zgadzam się z Tobą całkowicie.
Ps. Verdianko, może przeniosę tę naszą rozmowę pod książkę, żeby się nie zgubiła, bo Twoje wrażenia na gorąco są bardzo ciekawe, aż się egoistycznie ucieszyłam, że Cię zapytałam. :-)
Verdiana
Z priorytetami chodzi właśnie o to, że własne chowam do kieszeni, jeśli jest coś ważniejszego, a na ogół jest. I Proust, gdybym go spotkała, też byłby czymś ważniejszym niż moje prywatne priorytety. :-) Przecież nie wymagałabym od innych więcej niż od siebie...
Prowadzenie dziennika zaproponował Albaret sam Proust. Chciał go nawet opatrzyć własnym komentarzem. Nie chciała. Potem żałowała. Oczywiście. :> On to mówił poważnie, choć z uśmiechem, a nie sądzę, żeby wymagał od niej rzeczy niemożliwej... Sam też jej powiedział, że taki dziennik wart byłby więcej i lepiej się sprzedawał niż jego powieść, więc wiedziała wtedy, nie 50 lat później, jakim Proust jest skarbem. :-)
A tak swoją drogą, zadziwia mnie pamięć Albaret. Ona pamięta takie szczegóły! Przytacza rozmowy sprzed 50 lat, pamięta nawet lata, w których co się wydarzyło, nazwiska wszystkich ludzi, poetów wymienianych przez Prousta itd. Jeśli ona miała tak fantastyczną pamięć, to tym bardziej żal mi, że nie pisała dziennika na bieżąco i odrzucała wszelkie propozycje Prousta, zwłaszcza że robiła to, wiedząc, że on sam, pisząc Poszukiwanie, nie jest już w stanie równocześnie pisać dziennika.
Proust pisał do muzyka, bo dzień wcześniej był na przyjęciu, na którym muzyk grał, i spodobało mu się to. Tzn. muzyk spodobał mu się najbardziej z całego zespołu i chciał go "lepiej poznać". :>
Mnie opisywanie reakcji nie wydaje się kontrowersyjne... Kontrowersyjne byłoby dla mnie zmyślanie. Ostatecznie wszyscy o tym wiedzieli i nikt nie protestował, nie odmawiał (a już najmniej sama Albaret). Wydaje mi się, że gdyby ktoś zaprotestował, toby go Proust nie opisał. Ale mogę się mylić. :-)
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.