Dodany: 01.11.2010 19:49|Autor: xenakis
Książki, które są za długie
Do dzisiaj pamiętam cierpienia, które przeżywałem podczas próby przeczytania "Krzyżaków" Sienkiewicza w gimnazjum. Cierpienia były to niesłychane. Z każdą kolejną stroną coraz więcej wysiłku kosztowało mnie skupienie uwagi, niemyślenie o czymś innym i skupienie uwagi. Na początku było nawet ciekawie, łatwo było mi się wciągnąć i nie miałem większych problemów z koncentracją, ale w okolicy połowy pierwszego tomu im dalej czytałem, tym większą czułem senność. Doczytałem gdzieś do połowy drugiego tomu, a w szkole dowiedziałem się skróconej wersji tego, co było dalej, i jakoś mi się udało udawać, że przeczytałem.
Zrzuciłbym to, jak większość, na Zły i Niedopasowany do Rzeczywistości Kanon Lektur, ale zjawisko męczenia się przy dłuższych książkach obserwuję za każdym razem, nawet jeżeli czytam coś z własnej woli. Na początek, przez jakieś 50 stron, jestem wchłonięty i czytanie sprawia mi prawdziwą radość, potem jakieś 100 stron nadal nie mam żadnych problemów, chociaż zachwytu brak. Potem zaczyna się coraz większe zmęczenie, znużenie, brak koncentracji i ogólna niechęć do lektury. Jak już napisałem, dzieje się to także wtedy, gdy z danym dziełem bardzo chcę się zapoznać - tak było z "Dziećmi umarłych" Jelinek (nadal walczę), tak było ze "Stu latami samotności" Marqueza (walka, po wielu cierpieniach, wygrana).
Powód znam bardzo dobrze - Google, Internet, nowoczesne media dekoncentrują, zmieniają sposób egzekwowania połączeń neuronalnych w mózgu, sprawiają, że młody człowiek znacznie łatwiej się dekoncentruje. W angielskim doskonałym określeniem na to zjawisko, nie mającym nie brzmiącego niezręcznie odpowiednika w języku polskim, jest "short attention span". Jak ktoś, kto w każdej chwili może prawie za darmo (15 zł/miesiąc, iPlus) skorzystać z internetu 3G na terenie praktycznie całej Polski miałby skoncentrować się, aby całkowicie pochłonąć niemal 700 stron pisanej niewielką czcionką "Ady albo Żaru" Nabokowa (kolejna walka, którą toczyłem i przegrałem)? Internet przyzwyczaił nas do krótkiego i ostrego myślenia, a książka wymaga myślenia długofalowego, choć może nie tak intensywnego - to jest od dawna znana prawda. Jeśli komuś nie chce się czytać długich książek, nie musi być słabo wykształcony i nieukulturalniony. Może być użytkownikiem Internetu :)
Podczas ostatnich wakacji, dwa tygodnie spędziłem w odosobnionym drewnianym domku w odosobnionej drewnianej wsi na Wolinie. Nie miałem nawet dostępu do Internetu, nawet sygnału nie miałem, a malutki kilkunastocalowy telewizor potrafił nadawać jedynie Polsat i TVN, jeszcze z zakłóceniami (telewizji nie oglądam, więc nie przydało się to na wiele). I w te dwa tygodnie udało mi się połknąć trzy długie, 450-stronicowe ksiązki. Od czasu do czasu trzeba będzie sobie zrobić taki odwyk :-)
Zazdroszczę niektórym użytkownikom Biblionetki, bo widać, że oni całe książki potrafią przeczytać z przyjemnością - w ten sam sposób, w jaki ja czytam pierwsze 50 stron. Też bym tak chciał, ale póki co, mogę jedynie wybierać sobie jak najkrótsze (nie mylić z "jak najuboższe") pozycje i czekać, aż znowu będę miał wolny czas i będę mógł się odosobnić.
Tymczasem walczę z 600-stronicową twórczością Jelinek i 700-stronicową twórczością Nabokowa. Cały październik spędziłem na krótkich książkach a'la "Zwał" - trzeba dla odmiany trochę pocierpieć.
* mała przechwałka: mój telefon to motorola milestone. zapewni ci radość korzystania z Internetu, radość przeżywania obsługi systemu Android, radość odczuwania wysokiej rozdzielczości interfejsu, zdjęć i obrazów, radość bycia lepszym od tych wszystkich innych phi Polaków do których nie dotarła jeszcze technologia 3G oraz zastąpi ci radość z życia i spełnienia zawodowego. ups, spory shutyzm wyszedł :)
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.