Dodany: 01.03.2004 14:46|Autor: dagunia1

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Lewa, wspomnienie prawej
Kofta Krystyna

Z pamiętnika polskiej amazonki


Rak nie wyrok, powiadają niektórzy. Najpewniej ci, co raka nie doświadczyli. Bo jak inaczej rozumieć komunikat lekarza: „Ma pani raka”? I wtedy pojawia się ta myśl, wrzyna się wściekle w każdą komórkę mózgu: już nic mnie nie uratuje, ani chemia, ani leki, ani modlitwy, pielgrzymki, cuda. Niech ludzie mówią, co chcą. Rak to wyrok. Umarła babcia, umarła sąsiadka, koleżanka leży w szpitalu i też umiera. Nie ma siły - i ja umrę. Panika. Histeria. I nagle kolejna myśl: może jednak nie jest tak groźny? Może mnie nie zje, paskudztwo… nie dam się! Więc pójdę się leczyć. Powiem im - to nie będzie wyrok! To nie mogę być ja!

Krystyna Kofta napisała dziennik. I opublikowała ów dziennik, wbrew temu, że dzienników żyjących autorów nie zwykło się drukować. Ale ten dziennik Kofty jest inny: „Lewa, wspomnienie prawej”, pamiętnik z okaleczenia. Bardzo Ważna Książka.

Rok z życia Kofty: w styczniu jeszcze zdrowa, w maju pełna podejrzeń, na jesień po mastektomii. W zimie - po chemii, łysa, ale z nadzieją na życie. Gdyby to nie była Krystyna Kofta, pewnie ten dziennik nie zdobyłby sobie tyle rozgłosu. Społeczeństwo lubi karmić się nieszczęściami sław - wszelkie dowody, że ICH także dotykają cierpienia, w zadziwiający sposób pomagają nam żyć z własnymi problemami. Gwiazdy świecą, i to być może, ale gdy gwiazda przygasa, to paradoks - zdobywa sobie więcej uwagi. Więc Kofta, znana i ceniona pisarka Rzeczypospolitej, przybladła nieco, i wydało się, że ma raka. Rak: to coś, co zjada ciało bez zezwolenia, nigdy nie zyska aprobaty duszy. Świadomość rosnącego zagrożenia zatruwa spokój. W miarę upływu czasu zatruwa również nadzieję. Życie, które staje się oczekiwaniem na cierpienie, a później już tylko tym cierpieniem, nie ma sensu. Walka, wmawiana pacjentowi przez lekarza, jest zbyt trudna, aby jej balast mógł spocząć tylko na jednych ramionach. Rak potrzebuje publiczności: razem z pacjentem cierpią jego najbliżsi. Rzadko kiedy jednak jest w nich na tyle nadziei, aby wygrać. A Kofcie się udało. Czytelnicy zareagowali: współczucie (współodczuwanie) chlusnęło na Koftę jak ożywcza fala. Pisarz nie żyje bowiem tylko dla siebie, ale również dla swoich czytelników. Więc i umrzeć nie jest tak łatwo. Doping był skuteczny: pani Krystyna wywalczyła powtórne prawo do życia, wspomagana przez swoich bliskich – i dalekich przyjaciół, a więc tych, którzy czytają i cenią jej twórczość.

„Lewa, wspomnienie prawej” to dziennik szczególny: sytuacja, której ujawnienia obawiałby się chyba każdy z nas, została tu przedstawiona w pełni szczerości i odwagi. Gdyby rzecz dotyczyła literackiej fikcji, byłoby łatwiej. Przyznać się do choroby przed publiką, której liczbę należy określać w milionach - to nie jest proste, przyznacie państwo, nie wówczas, gdy się jest uznaną pisarką i felietonistką. O raku mówimy bezosobowo, podając procentowe obliczenia zachorowań, skale roczne, śmiertelność. Tutaj wyznanie osoby publicznej w pewien sposób personifikuje chorobę. Ból milionów kobiet przemawia przez tę jedną - i wystarczy tyle, aby czytelniczki z lękiem dotknęły własnych piersi, myśląc o tym, co może czaić się za każdym byle zgrubieniem, dotąd przecież ignorowanym. Więc książkę Krystyny Kofty trzeba rozpatrywać dwojako; jako dziennik – pewną formę prozatorską oraz jako apel. Rak piersi jest medialny, twierdzi Kofta, ale za tą medialnością, za marszami, różowymi wstążeczkami nie kryje się wciąż prawie nic. Medialność wszak nie dociera do wszystkich kobiet. Większość z nich trafia do szpitala za późno. Czasem i mastektomia nie jest dość radykalnym krokiem, aby uratować życie. Częściej, niestety, wygrywa rak. Tragedii, spowodowanej chorobą, nie da się racjonalnie wytłumaczyć ani zrozumieć. Cierpienie można tylko przyjąć i znosić je. I jeszcze dzielić, jeśli znajdą się ludzie, którzy zechcą przyjąć taki balast.

Więc ten rak to nie był wyrok, nie tym razem. Została lewa pierś, na pamiątkę po prawej. Puste miejsce w biustonoszu wypełnia proteza. Nikt nie zauważy. Życie toczy się dalej. Co zatem udowodniła Kofta, publikując swój dziennik, zastanawiam się, oglądając w telewizji, jak dyskutuje z Andrzejem Kwiatkowskim w programie „Co pani na to?”. Wspomnienie raka w jej głowie musiało się wygładzić, tak jak wygładziła się blizna po operacji. Wspomnienie tej prawej niech budzi świadomość czytelniczek. Krystyna Kofta, zamiast wspomnień, ma teraz plany na przyszłość.

(Dagmara Pędrak)

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 5152
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: