Iwona winną przez swoją niewinność
Dramat Witolda Gombrowicza "Iwona, księżniczka Burgunda" jest o tyle przewrotny, że zwykle bohaterami dramatów zostają zakochani niezwykle, władzy żądni, buntownicy nierzadko romantyczni czy inni myśliciele - słowem ludzie, którzy mają coś do powiedzenia. Iwona natomiast nie mówi nic, przynajmniej w sensie dosłownym - jej postać nabiera znaczenia tylko wtedy, gdy spojrzymy na nią jak na symbol. Więc spójrzmy!
Iwonę spotyka los będący zapewne obiektem zazdrości niejednej damy w królestwie - gdyż rzecz w królestwie się dzieje; książę Filip zamierza się zbuntować przeciwko prawu, nakazującemu niejako być zauważanymi tylko tym dziewczynom, które ładne są. Zatem napotykając pannę (w towarzystwie dwóch ciotek, które skarżą się na jej melancholijną naturę), zaczyna z nią rozmawiać - jej milczenie denerwuje go, ale oto Iwona coraz bardziej go pociąga i w pewnym momencie prosi ciotki o rękę młodej damy. Zrazu wszyscy (z rodzicami księcia, królem i królową, na czele) uważają to za głupi żart, ale szybko przyjmują zaręczyny do wiadomości (mając jednak nadzieję, że Filipowi przejdzie). Iwona znajduje się w pałacu, gdzie zostaje obiektem zainteresowania jego mieszkańców. W ciągu całej sztuki jej kwestie można by policzyć na palcach jednej ręki, nie wiemy, co o tym wszystkim myśli - nie wiemy, czy myśli w ogóle, czy jest tępa, czy może po prostu tak zamknięta w sobie? Czy Gombrowicz chciał ją ukazać tylko jako narzędzie w buntowniczej próbie księcia Filipa? Czy milczy z jakiegoś konkretnego powodu, czy ot tak, dla samego milczenia?...
Wzrok mieszkańców pałacu, jak wyżej wspomniałam, kieruje się na nią. Z początku jest wyłącznie ciekawą nowinką, bzdurą, którą książę wymyślił dla zabicia nudy - ale potem wskutek źle zrozumianych stwierdzeń Iwona powoli zostaje uwikłana w sieć, o której zresztą sama nie ma pojęcia. A może coś przeczuwa w swoim milczeniu? Czy uważa, że przez milczenie to wszystko rozwiąże?...
Nie rozwiązuje. Sieć wokół niej zapętla się coraz bardziej, aby w końcu zaplątać Iwonę tak, żeby odebrać jej wszystkie drogi ucieczki. Oto więc i uczta - ryba na talerzu równie dobrze mogłaby być zatrzaskującymi się drzwiczkami klatki. Trzeba przyznać, że o starogreckie katharsis Gombrowicz zadbał sumiennie - wszystko się łączy w finale.
Finał? Ostatnie zdarzenie tej sztuki - to uklęknięcie Filipa, uzasadnione słowami jego ojca: "Nie możesz sam jeden stać, kiedy wszyscy klęczymy"*. Oto wreszcie upada jego jakże nieudany bunt, który pierwszy cios dotkliwy otrzymał w momencie ucałowania Izy. Czy Iwona "zabiła" samorzutny zryw księcia przeciw konwenansom? Czy może to Filip był za słaby? Niefortunny zbieg okoliczności, w każdym razie! A mogło być tak pięknie...
Czy polecam? Polecam, a jakże! Jeśli ktoś nie mógł przebrnąć przez "Ferdydurke", to radzę podejść do świetnej twórczości Gombrowicza od tej strony. Aha, jeszcze coś: nie wiem, czy nie przywiązujemy czasem do czynów niektórych postaci - jak do milczenia Iwony - więcej sensu niż autor.
---
* Witold Gombrowicz, "Dramaty", Wydawnictwo Literackie, 1986, str. 87.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.