Dodany: 07.01.2007 14:35|Autor: Krzysztof

Książka: Puszcza
Gołubiew Antoni

2 osoby polecają ten tekst.

Platan i "Bolesław Chrobry"


„...przemiana bowiem jest boleścią”[1].

Ta powieść to ogromne drzewo, kiejby ten platan prawdziwie rozłożysty, który widziałem we Wrocławiu: gdy stałem pod nim, z głową zadartą, wzrok gubił się wśród konarów rozgałęziających się coraz liczniej w swej drodze ku górze, ale gdy doszedłem do zielonej korony miliona liści, i stamtąd wiodłem wzrok w dół, widziałem stopniowe porządkowanie labiryntu pokręconych gałęzi w coraz grubsze konary, a jeszcze niżej ich stopienie się w jeden, ogromny, silny pień drzewa.

Czytałem gdzieś o uczynieniu bohaterem powieści narodu, ale ja się nie zgadzam z takim twierdzeniem: autor pisał o ludziach, o ich miłościach, pragnieniach, pożądaniach, nienawiści, zaciekłości, małości i wielkoduszności. Jednakże Gołubiew potrafił tak misternie tkać nici losów swoich bohaterów, że ci – czasem i nie wiedząc o tym - dokonywali wyborów między dobrem swojego rodu a dobrem księstwa, ogółu. Przedstawiając więc człowieka – pisał o tworzeniu się państwa. „Wielkie arcydzieła są zarazem bardzo ogólne i bardzo szczegółowe; wychodzą z bardzo konkretnego życia i zmierzają w stronę ludzkości”[2] – podpieram się tutaj autorytetem Prousta.

Wiedząc o temacie powieści, nie zdawałem sobie sprawy ze skali trudności zamierzenia, jakie przedsięwziął autor, i dopiero lektura tej książki uświadomiła mi, jak trudny i często bolesny, także długotrwały i skomplikowany, był to proces. Dla nas trudny nawet do wyobrażenia, skoro od pokoleń żyjemy w strukturach państwa ponad-rodowego – właśnie narodowego – tak jak trudne było do zrozumienia dla zdumionego i zadumanego starego Wojbora, dostrzegającego, ale nierozumiejącego jeszcze pierwszych oznak zmian świata, w którym ród był wszystkim, i tylko on się liczył, świata rodów nikomu niepodległych i nieznających innych interesów, niż swoje własne. Notabene: skąd my to znamy? Ktoś powiedział, że wszystko na tym świecie się powtarza...

Obawiałem się nieco trudności językowych, ale nie potwierdziły się one: z tym stylizowanym na stary językiem nie miałem wiele kłopotów, a czytając, często miałem wrażenie powrotu do swoich lat dziecinnych, gdy słyszałem piękną (wtedy wydawała mi się śmieszna) gwarę moich dziadków, wiele mającą wspólnego z językiem bohaterów powieści.

Biorąc do ręki pierwszy tom powieści, nie myślałem raczej o głównym jej temacie, a o przyrodzie tamtych wieków i spodziewanych jej opisach. Nie zawiodłem się, znajdując na stronach powieści czystą, dziewiczą przyrodę, a już zwłaszcza niemal wszechobecną w tej powieści puszczę. Była w widokach, w codziennym życiu mieszkańców, w ich języku, w myśleniu, wszędzie. Puszcza. Nieprzebyta, nieogarniona, dzika, ale i święta. Często przerażająca, ale i pociągająca tajemniczością życia swoich stworzeń – i tych znanych, i tych z krain lęków i baśni. Przyroda jest w tej powieści taka, jak i jej bohaterowie: bujna, intensywnie żyjąca, wyrazista. Lato jest tutaj dyszącym upałem, wzrostem roślin i bogatym plonem; jesień jest złotem i czerwienią lasów pachnących grzybami, jest zacinającym deszczem i bajorami na drogach; zima mrozem i ciszą śniegiem przysypaną, polanami otulonymi ogniem w palenisku, a wiosna, jak w przepięknym opisie zapłodnienia królowej pszczół, jest radością życia, miłosną ekstazą, dzikim bólem i takąż rozkoszą. A tuż obok zawiłych spraw ludzkich liść krąży w powietrzu „niczym okaleczony motyl”[3], i czasem, nad głową zatroskanego człowieka, „skrawkiem błękitu zaświeci kraska”[4], a gdy oracz wracając z pola zatrzyma się na chwilę - jak owa pogoda, która stanęła w biegu, zadumana - usłyszy „niedostrzegalne kroki wieczoru”[5].

To dobra lektura na listopadowe dni: opisy przyrody, i to nie tylko letnich dni, budzą nostalgiczną tęsknotę za latem, za włóczeniem się leśnymi i polnymi ścieżkami, za wiatrem we włosach i dalekim horyzontem. Chciałoby się wziąć w rękę torbę z podpłomykami, w drugą rękę dłoń towarzyszki, i pójść gdzieś daleko... A później usiąść pod brzozą wśród pól, i palcem pisać na jej zakurzonej łydce... Ech, marzenia: za oknem paskudny styczeń, i towarzyszkę musiałbym opatulać swoją kufajką.

Bohaterowie Gołubiewa są podobni do przyrody swojego kraju: wyraziści, zachłystujący się życiem. Mocno kochający i nienawidzący, uparci i wytrwali w mocowaniu się z przeciwnościami. Twardzi. Żywotni. Nieokiełznani. Gniew, rozpacz, radość kipi w nich, rozsadza ich. Nie ma tutaj letnich uczuć, a życie czuje się każdym nerwem, do zachłyśnięcia, do ostatniego tchu. „Życie jest porywem żądzy, porywem dziczy, odruchem i spazmem. Jest warem. Jest kipiącą, czarną smołą”[6].

Jest w tej powieści wszystko, czym i teraz żyjemy, jest szaleństwo ludzkich żądz i nienawiści, szarpanie się człowieka ze swoim sercem, ale też i tym piękniejsze chwile łagodności i odmian ludzi, jak ta znacząca dla mnie scena z Hallfredem odmienionym do głębi swego twardego serca dźwiękami violi, niczym za dotknięciem dłoni bogini Frei – scena przywołująca na myśl olśnienie Szawła pod Damaszkiem - dla mnie piękniejsza o dźwięki violi.

Przemiany bohaterów nie są książkowe, sucho analizowane, a są walką ze sobą; walką tym bardziej przejmującą, że często nieuświadamianą przez nich samych. W kreśleniu głębi ludzkich osobowości autor jest mistrzem, którego umiejętności budzą podziw i szacunek: ostatnie chwile Zefrida i jego rozmowa z Latorosłką, przemiana Pazura – to tylko przykłady scen godnych Oscara. Chyba ostatnio nadużywam dwukropków, ale na swoją obronę podaję przykład Gołubiewa, który używał ich jeszcze więcej :).

W równie mistrzowski sposób autor zobrazował wojnę i jej wpływ na ludzi. U niego wojna to nie tylko krzywda, zniszczenie i zbolałe spojrzenie kobiety; nie tylko poniżenie i przerażenie, ale i pohańbienie ludzi i zwierząt, całej przyrody, całego świata. Gołubiew przeżył wojnę i wiedział, o czym pisze - w ten sposób, jak mniemam, ratował się przed jej okropnościami: pisząc znajdował „ukojenie w niepamięci”[7]. Ta powieść jest pochwałą życia cichego i spokojnego; życia wypełnionego pracą, przyjaźnią i miłością; życia wśród swoich, w zgodzie z przyrodą, życia idącego znanymi i swojskimi ścieżkami, wypełnionego drobnymi, codziennymi radościami. Jest zadumą nad minionym: nad losami ludzi żyjących przed nami, nad przenikaniem się minionego i teraźniejszego, pokazaniem wszechstronnego splotu ciągu pokoleń z dniem dzisiejszym – tego wszystkiego, co nazywamy życiem. „Nie wojujcie z Dolą, niczego się nie dowojujecie”[8] – powiadał Kędziorek, jeden z bohaterów powieści.

Pięknie, bo prosto i bardzo prawdziwie, oddana jest radość cichego życia, urok jego zwykłych chwil rozjaśnianych uczuciem, czar chwil jego rodzenia się, które Gołubiew potrafił odmalować niemal bez słów, a jednocześnie tak, że i czytający poddaje się temu urokowi, zazdroszcząc tamtym dwojgu...

Ważną warstwą powieści jest opis wpływu na naszych dziadów nowej wówczas religii, chrześcijaństwa; i tutaj, jak w całej powieści, widać mistrzostwo autora, potrafiącego równie głęboko i przekonująco przedstawić zarówno dobre, jak i złe oblicza tej religii, przykłady wielorakiego jej wpływu na osobowość ludzką i na ludzką społeczność. Także ówczesne rozumienie chrześcijaństwa przedstawione jest świetnie, i gdy porówna się je do obecnego pojmowania tej religii, do jej wpływu na ludzkość, ma się wiele, bardzo wiele, niewesołych na ogół, skojarzeń i refleksji. Nie potrafię odmówić sobie przewrotnej przyjemności zacytowania słów starca z Płocka: „Od tego czasu wszystcy są w Płocku krześcijany, a jakże!...”[9].

Po lekturze tej powieści można uznać, że my, Polacy, mamy do przebycia jeszcze jedną drogę, która tyle sprawia nam kłopotów, ile ludziom z czasów Bolesława przebycie ich drogi. Naszą drogą jest uświadomienie sobie braku podziału: my – naród i oni – władza, a dalej uświadomienie sobie, że władzą najwyższą, jedynym naszym suwerenem jesteśmy my sami: naród, który wybiera ludzi do rządzenia w swoim imieniu, dobrze im za to płaci, i powinien być względem nich wymagający. Może kiedyś taką drogę przebędziemy, i może znajdzie się drugi Gołubiew, który ją opisze.

Na koniec jeszcze jeden cytat, najpiękniejszy, istna perełka:
„Każda chwila się liczy, każde drgnienie serca – najmniejsze, najsłabsze”[10].

„Bolesław Chrobry” zapewnia nam wiele drgnień serca.


----
[1] Antoni Gołubiew, „Puszcza”, Instytut Wydawniczy Pax, Warszawa 1981, str. 113.
[2] Marcel Proust, „Pamięć i styl”, tłum. Marek Bieńczyk, Janusz Margański, Michał Paweł Markowski, Wydawnictwo Znak, Kraków 2000, str. 206.
[3] Antoni Gołubiew, „Rozdroża”, część druga, Instytut Wydawniczy Pax, Warszawa 1981, str. 18.
[4] Antoni Gołubiew, „Złe dni”, część druga, Instytut Wydawniczy Pax, Warszawa 1981, str. 26.
[5] Antoni Gołubiew, „Złe dni”, część pierwsza, Instytut Wydawniczy Pax, Warszawa 1981, str. 105.
[6] Antoni Gołubiew, „Szło nowe”, Instytut Wydawniczy Pax, Warszawa 1981, str. 125.
[7] Antoni Gołubiew, „Rozdroża”, część druga, wydanie jak wyżej, str. 251.
[8] Antoni Gołubiew, „Złe dni”, część druga, wydanie jak wyżej, str. 265.
[9] Antoni Gołubiew, „Rozdroża”, część druga, wydanie jak wyżej, str. 513.
[10] Antoni Gołubiew, „Rozdroża”, część pierwsza, wydanie jak wyżej, str. 357.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 7076
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 8
Użytkownik: Krzysztof 11.01.2007 21:55 napisał(a):
Odpowiedź na: „...przemiana bowiem jest... | Krzysztof
Słowa o dotknięciu bogini Frei nie są moje, a Gołubiewa, tyle że nie zapisałem miejsca w powieści gdzie występują, a później, w czasie pisania tego opisu, nie mogłem ich znaleźć. Pominąć nie chciałem - zbyt podobały mi się, w cudzysłów wziąć nie mogłem, a to z powodu konieczności podania dokładnego "adresu" cytatu na końcu tekstu. Może ktoś poda za mnie?
Użytkownik: Bozena 14.01.2007 12:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Słowa o dotknięciu bogini... | Krzysztof
Śliczny tekst, Krzysztofie! Jak obraz. Plastyczny. Sprawnie, z wirtuozerią napisany. Wszystko żyje. Pięknie piszesz.

To przyjemność wielka - takie teksty czytać!
Użytkownik: Krzysztof 16.01.2007 19:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Śliczny tekst, Krzysztofi... | Bozena
Dziękuję, Olgo. Miłe są mi Twoje pochwały, Bożeno, ale wiem, że tylko uprzejmość kazała Ci pisać o wirtuozerii. W jakiejś powieści czytałem o człowieku, który chciał napisać dobrą powieść. Cały zeszyt zapisał tysiącami wariantów pierwszych zadań powieści – i na tym utknął. Może nie aż tak, ale u mnie jest podobnie: wszystkie notatki, odnośniki, urywki tekstów w pliku zatytułowanym „Chrobry” zajmują kilkanaście stron. Gdy w końcu wydaje mi się, że wszystko poprawiłem i wygładziłem, przy kolejnym czytaniu znajduję niezauważone wcześniej chropowatości – i dalej poprawiam. A gdy już wyślę tekst, znajduję w nim inne potknięcia, i czasem miałbym chęć wycofać go z Biblionetki dla dalszego szlifowania. To mozół, Olgo, ale na szczęście sprawiający intelektualną przyjemność, która jest miłą odmianą po mojej fizycznej pracy.
Użytkownik: Bozena 20.01.2007 23:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję, Olgo. Miłe są m... | Krzysztof
Dlaczego uprzejmość? Wszystko o czym piszę wypływa z moich odczuć i z wrażeń. Że mozół? Domyślam się, ale za to efekt - imponujący!:)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 14.01.2007 17:06 napisał(a):
Odpowiedź na: „...przemiana bowiem jest... | Krzysztof
Mnie już nic innego nie pozostaje, jak tylko powtórzyć wszystko za moją poprzedniczką.
A potem zacząć szukać Gołubiewa w bibliotece, bo w trakcie moich czytelniczych wędrówek jakoś go pominęłam - być może dlatego, że w biblioteczce moich dziadków był tylko drugi tom z jakiegoś tuż powojennego wydania, więc nie chciało mi się zaczynać, a potem nikt mnie do niego nie zachęcił. Aż do dziś...
Użytkownik: Krzysztof 16.01.2007 19:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Mnie już nic innego nie p... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dziękuję, Doroto. Przypomniałem sobie, czytając Twój komentarz, o mojej przygodzie z książką w roli głównej, która zaczęła się od sprzątania sali w... wojsku, wiele, wiele lat temu. Wtedy to za szafą znalazłem zniszczoną książkę bez okładek. To była „Pustynia miłości”, i od niej zaczęło się moje wieloletnie zainteresowanie Mauriakiem. Przypadki są fascynujące! Prawie dwa lata temu Kuba, mój syn, powiedział mi, że znalazł w internecie stronę, która powinna mnie zainteresować. Faktycznie, zainteresowała mnie Biblionetka, a przygoda z nią trwa do dzisiaj.
Użytkownik: norge 14.01.2007 17:21 napisał(a):
Odpowiedź na: „...przemiana bowiem jest... | Krzysztof
Wspaniałe cytaty wybrałeś, Krzysztofie. Miejmy nadzieję, że po ich przeczytaniu więcej osób sięgnie po tę książkę. Gorąco polecam, to najlepsza polska powieść historyczna, jaką czytałam!
Użytkownik: Krzysztof 16.01.2007 19:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Wspaniałe cytaty wybrałeś... | norge
Owszem, to najlepsza ze znanych mi powieści historycznych. Dodam jeszcze, że jak każda dobra powieść, i ta jest w pewien sposób ponadczasowa. Diano, zobaczyłem teraz na Twojej stronie czytatki o Norwegii, i obiecałem sobie przeczytać je w wolnej chwili. Zazdroszczę Ci możliwości oglądania fiordów. Dziękuję za komentarz.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: