Dodany: 19.09.2010 21:59|Autor: epikur

Plany na przyszłość


Ludzie robią sobie różne plany na przyszłość. Zwłaszcza gdy zbliża się nowy rok to planują wiele spektakularnych przedsięwzięć. A to znalezc ciekawszą pracę, a to poprawić sobie swój byt materialny, a to wyjechać na wymarzone wakacje. A ja zaplanowałem sobie przeczytać to, czego najbardziej brakuje mi w mojej docelowej "lekturze obowiązkowej". Takie zboczenie biblionetkowe. :-)

Sporządziłem listę ksiązek, które wydaje mi się, są najbardziej brakującymi ogniwami w mojej czytelniczej przygodzie. Są na tej liście książki do którytch nie sięgałem z premedytacją, przez strach przed "czytelniczą porażką", albo z powodu zwykłej ignorancji.

Termin docelowy, dość odległy, to koniec roku 2011. Wszystkie dzieła są klasykami, najczęściej czytanymi książkami przez użytkowników Biblionetki. Wśród tej literatury jest jedna książka z którą już teraz wiem, będę miał ogromny problem. Jest nią "Sto lat samotności". Swego czasu po przeczytaniu około 50 stron powiedziałem sobie, że nigdy już nie wrócę do tej lektury. Jednak podejmuję wyzwanie i zamierzam uporać się z tą ksiązką. Zobaczymy czy mi się uda...

Na początku roku 2012 powrócę do tej czytatki i zobaczę, czy moje plany na przyszłość udało się zrealizować. Jeżeli tak, to będę mogł z czystym sumieniem planować swój czytelniczy rok 2012. :-)

Lista lektur obowiązkowych:

1. Książki Marcela Prousta. Odwiedzając bibliotekę moje oko zawsze błądziło po tym nazwisku, a myśli mówiły: dalej!. Bałem się tego nazwiska i spektakularnej porażki. Teraz wiem, że pora zmierzyć się z Proustem. Jeżeli nie teraz, to kiedy ?.

2. Książki Andrzeja Pilipiuka. Nie jest to wprawdzie klasyka, ale zanotowałem to nazwisko. Nie pamiętam w jakim kontekście, ale musiało mnie zaintrygować :-).

3. Lew Tołstoj- "Anna Karenina" i "Wojna i pokój". Czytałem już Tołstoja, ale najważniejsze jego dzieła zostawiłem na pózniej. Teraz to pozniej zbliża się wielkimi krokami...

4. Gabriel Garcia Marquez " Sto lat samotności" . Po pięćdziesięciu stronach lektury najgorsza książka na świecie. :-). Chcę jednak dać szansę Marquezowi i zamierzam przeczytać książkę w całości. Jednak zaznaczam: zamierzam. :-).

5. Ryszard Kapuściński "Cesarz", "Imperium", "Heban".

6. Aleksander Dumas " Hrabia Monte Cristo".

7. Wiktor Hugo "Nędznicy".

8.Umberto Eco "Imię róży". Nie lubię czytać książek, przed których lekturą widziałem juz ekranizacje filmową takiego dzieła. Pewnie dlatego zwklekam z lekturą "Nędzników" i " Imienia Róży". Mam "złe wspomnienia" związane z Hrabalem. Znakomity film "Pociągi pod specjalnym nadzorem" , a pózniej dobra książka, która jednak nie uniosła ciężaru filmowej adaptacji...

9. Saint-Exupery "Mały Książe". Młodzieńcze błędy i wypaczenia. :-)

10. Trylogia Sienkiewicza.

11. Tomasz Mann "Czarodziejska Góra".

12. Gunter Grass " Blaszany bębenek".

13. James Conrad- coś :-).

I na koniec stwierdzam, że na 99% nigdy nie sięgnę po lekturę Tolkiena, Sapkowskiego, Pratcheta, Chmielewskiej, Kinga czy też Browna. Chociaż...nigdy nie mów migdy .

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 24516
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 49
Użytkownik: Kaoru 19.09.2010 22:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Ludzie robią sobie ró... | epikur
Me serce krwawi z powodu Tolkiena, Sapkowskiego, Pratchetta i Chmielewskiej... :((

Ale mam nadzieję, że przynajmniej do Marqueza się przekonasz, bo "Sto lat samotności" jak i inne jego książki są świetne!
Użytkownik: epikur 20.09.2010 00:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Me serce krwawi z powodu ... | Kaoru
Chciałbym Kaoru, ale nie wiem czy dam radę :-). Nie potrafię racjonalnie wytłumaczyć urazu do tej książki, ale trudno mi jest się do niej przekonać. A nie chodzi raczej o sam realizm magiczny czy tez literaturę południowoamerykańską. Chociażby "Gra w klasa" bardzo mi się podobała, podobnie jak jedna z książek Borgesam która miałem okazje przeczytać...
Użytkownik: Natii 20.09.2010 13:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Me serce krwawi z powodu ... | Kaoru
Moje też!
Użytkownik: anek7 19.09.2010 23:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Ludzie robią sobie ró... | epikur
Lista taka trochę od Sasa do Lasa, ale faktycznie coś w sobie ma. Ja akurat "Sto lat samotności" zmeczyłam, ale dalej nie bardzo wiem o co chodzi... w sensie, że to takie arcydzieło. Uwielbiam za to "Trylogię", kocham "Małego Księcia" i "Hrabiego Monte Christo":-)

A czy mógłbyś powiedzieć (napisać) dlaczego na 99% nie sięgniesz po Tolkiena i spółkę? Czy to jakiś poważny powód (jakaś trauma na ten przykład), czy po prostu z założenia - "bo nie i już!".
Użytkownik: epikur 20.09.2010 00:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Lista taka trochę od Sasa... | anek7
Zdaję sobie sprawę, że nie należy dyskryminować czegoś lub kogoś na samym starcie ... . Jednak każdy z nas ma jakieś tam gusta, a o gustach się nie dyskutuje.:-) . Jeżeli po przeczytanej recenzji książki dajmy na to Kalicińskiej, albo po wypowiediach na temat jej książek, stwierdzam, że to nie dla mnie, że się nie przekonam do takiej lektury, to nie sięgam po taką książkę. Po prostu to nie ten nurt literatury, który mnie pociąga. Czytanie jest dla mnie bardzo ważne, to ważna część mojego zycia, ale to nie powód, by czytac wszystko co zostało napisane. Czytam te książki, które wydaje mi się, że zaspokoją moją potrzebe czytania. Nie lubię fantastyki, nie przepadam za kryminałami. Książka musi mieć w sobie to coś, tę magię słów. A wydaje mi się, że łatwo jest rozpoznać jeszcze przed lektura czy ta książka jest warta, by poświęcić dla niej swój czas...
Chociażby dlatego praktycznie nie mam w swoich ocenach 1, 2 (bodajże zdarzyła mi się jeden raz), a nawet 3. Nie czytam tego co wydaje mi się nieatrakcyjne ... Może to błąd, ale takie mam podejście.
Pozdrawiam. :-)
Użytkownik: anek7 20.09.2010 10:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Zdaję sobie sprawę, że ni... | epikur
Rozumiem. Faktycznie jeżeli czegoś nie lubisz to nie ma sensu się tym katować... no, chyba, że w ramach kary;-)
Ale recenzje też czasami zawiodą...
Dobrze, że sobie zostawiłeś ten 1% marginesu, bo nigdy nic nie wiadomo:-) Ja tak miałam z Cejrowskim - faceta generalnie nie trawię, ale przypadkiem wpadła mi w rękę jego "Rio Anaconda". Nie było nic innego do czytania, zaczęłam i... nie mogłam się oderwać.
Użytkownik: Marylek 20.09.2010 10:38 napisał(a):
Odpowiedź na: Rozumiem. Faktycznie jeże... | anek7
To, że od książki nie można sie oderwać, to jeszcze nie znaczy, że jest to dobra literatura, zauważ. Może być po prostu sprawnie napisana. Ja też nie mogłam się oderwać swego czasu od "S@motności w sieci" czy też od "Cienia wiatru", przeczytałam do końca; a jednak widzę, że jest to grafomania rzadkiego sortu i wystawiam stosowną ocenę.
Użytkownik: anek7 20.09.2010 10:58 napisał(a):
Odpowiedź na: To, że od książki nie moż... | Marylek
Oj, ale mnie nie chodziło o to, żeby promować Cejrowskiego i głosić, że "wielkim pisarzem jest"... Raczej pochwalałam zostawienie marginesu, choćby jednoprocentowego na to, że generalnie jakiś autor czy rodzaj literacki mi nie leży, ale może kiedyś... Jak to mówią u mnie na wsi - tylko krowa nie zmienia przyzwyczajeń;-)
Użytkownik: Marylek 20.09.2010 17:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj, ale mnie nie chodziło... | anek7
A tak, z tym się całkowicie zgadzam. Nawet odwrotnie, taki który Ci leży, może czasami wydać się gorszy, a to Ty masz, powiedzmy, gorszy okres w odbiorze literatuy. Margines na zmianę opinii zawsze warto zostawić. :)
Użytkownik: Anna 46 20.09.2010 13:11 napisał(a):
Odpowiedź na: Zdaję sobie sprawę, że ni... | epikur
Nie mam zamiaru narzucać Ci czegokolwiek, ale... :-)
Do Sapkowskiego miałam do ubiegłego roku stosunek, mówiąc delikatnie, niechętny. Sięgnęłam po Trylogia husycka i wpadłam po kokardy. To tak na marginesie - nie ma Wiedźmina. :-)

"Książka musi mieć w sobie to coś, tę magię słów." Wiem, że się powtarzam, ale muszę: u Pratchetta jest magia słów, magia znaczeń, podtekstów, odniesień do współczesności, drugie a nawet trzecie dno. Inaczej odbiera Świat Dysku młody czytelnik, inaczej dorosły. Dysk, to moralitet, to nieprzemijące przesłanie o ponadczasowych Wartościach w formie pozornie lekkiej, śmiechotwórczej lektury - zasługa cudownego tłumaczenia pana Piotra W. Cholewy.
U Pratchetta jest wszystko: sztuki Szekspira, życie doczesne, postęp technologiczny, totalitaryzm, Chiny, heraldyka, prawa pracownicze, wojna i dyplomacja, patriotyzm i ksenofobia, i wszystko, co nas boli i gniewa we współczesnym świecie.
Zgrabne kompendium jest tutaj (tabelka Seria Świata Dysku): http://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%9Awiat_Dysku.
Jeśli jednak Ci nie podejdzie - odłóż - nic na siłę. Hehehe... czyżbym zakładała, że jednak sięgniesz? :-D

P.S.
Pani Kalicińska to też nie moje klimaty. :-)
Użytkownik: epikur 20.09.2010 17:57 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie mam zamiaru narzucać ... | Anna 46
Właśnie dlatego dałem sobie tylko 99 %. :-). Może właśnie takie opinie przekonają mnie do sięgnięcia po którąś z "zakazanych" książek A po kilkudziesięciu stronach powinienem wyrobić sobie zdanie na temat autora. Ale to i tak melodia przyszłości ...
Użytkownik: chuda 03.10.2010 18:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Zdaję sobie sprawę, że ni... | epikur
Ja mam identyczne podejście do książek, jak Ty, Hurlin! Mnie również wystarczy przeczytanie recenzji albo wypowiedzi na temat danej książki, abym mogła się do niej skutecznie zniechęcić albo szalenie się nią zainteresować. Ja też wybieram te książki, które zaspokajają moje czytelnicze potrzeby. Kiedyś nawet na swojej biblionetkowej stronie napisałam, że książka musi w pewien sposób do mnie przemówić, zaintrygować mnie, pokazać nieznane. Musi mieć to „coś”. W zupełności zgadzam się ze zdaniem, że "Książki to też świat, i to świat, który człowiek sobie wybiera, a nie na który przychodzi" ("Traktat o łuskaniu fasoli").
Także nie lubię fantasy, nikt i nic nie są w stanie przekonać mnie, bym sięgnęła po Sapkowskiego i spółkę. To chyba jedyny gatunek, jaki omijam. Nie jestem maszynową "czytaczką", nie połykam wszystkiego, co ma litery i akurat wpadnie mi w ręce. Jestem po prostu typem czytelniczego Muła. ;) (O typach czytelniczych można poczytać w czytatce imarby "Koza, Stefania czy grzyb?"). W żaden sposób nie potępiam ludzi, którzy uwielbiają Tolkiena czy Pratchetta, szanuję ich gust, ale sama nie będę na siłę zmieniać swojego. ;)
Wybieram to, co chcę, a nie to, co "trzeba" przeczytać. ("Trzeba" celowo wzięłam w cudzysłów).
Użytkownik: KrzysiekJoy 20.09.2010 00:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Ludzie robią sobie ró... | epikur
Ja do końca roku muszę i tak naprawdę to chcę dać szansę Faulknerowi. W domu mam "Sartoris" ale ciągnie mnie do lektury "Dzikich palm". Może zaszaleję, i przeczytam obie?
Przemyślę Twoja czytatkę i być może zrobię swój czytelniczy rachunek sumienia, a tymczasem, serdecznie pozdrawiam.:)
Użytkownik: epikur 20.09.2010 00:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja do końca roku muszę i ... | KrzysiekJoy
Faulkner zdecydowanie tak.:-) . Trzeba tylko dokopać się do jego książek i można zatopić się w lekturze. Z tego co pamietam to miałem wrócić do "Absalome, absalome", jest to jedna z niewielu ksiązek (obok "Stu lat..." ), których nie doczytałem. Ale z innego powodu niż książki Marqueza. Pozadrawiam Joy :-)
Użytkownik: KrzysiekJoy 20.09.2010 00:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Faulkner zdecydowanie tak... | epikur
Tak patrzę na tą Twoją listę i znowu zadaję sobie pytanie, właściwie to, którą ja powieść bardziej kocham? "Nędznicy" czy "Anna Karenina"? Coraz bardziej skłaniam się jednak ku tej drugiej, którą to naprawdę szczerze Ci polecam.
Użytkownik: janmamut 20.09.2010 00:27 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja do końca roku muszę i ... | KrzysiekJoy
Ja zacząłem Faulknera od "Dzikich palm" właśnie. "Sartoris" to jedna z pierwszych później. Jeszcze "Ztąp, Mojżeszu" i wpadłem po uszy. Gdyby jednak tymi pierwszymi miały być "Moskity", "Kiedy umieram" i "Wściekłość i wrzask", mogłoby być całkiem inaczej, mimo że doceniam te dwie ostatnie.

To tak w ramach podawania pomocnej trąby...
Użytkownik: KrzysiekJoy 20.09.2010 00:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja zacząłem Faulknera od ... | janmamut
Ja już mam za sobą lekturę książek "Wściekłość i wrzask" i "Kiedy umieram". Gdy teraz tak myślę, to ta pierwsza jednak we mnie jeszcze tkwi, nie uleciała z pamięci, co mnie pociesza, że jednak ten Faulkner w końcu mi się spodoba. Co do "Kiedy umieram" to miałem chyba zły dzień, bo zapamiętałem z niej (bo to chyba z tej powieści), to słynne zdanie " I moja matka była rybą", chyba tak naprawdę to ja jej nie zrozumiałem...
Opowiadania Faulknera są już dla mnie bardziej przyswajalne, "Stary" zaskoczył mnie bardzo pozytywnie.
Użytkownik: janmamut 20.09.2010 00:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja już mam za sobą lektur... | KrzysiekJoy
O, "Stary"! Wzorcowo, wg Faulknera, powinno się czytać na przemian po jednym rozdziale "Dzikich palm" i "Starego". Sam tego jeszcze nie zrobiłem, ale planuję.
Użytkownik: KrzysiekJoy 20.09.2010 00:55 napisał(a):
Odpowiedź na: O, "Stary"! Wzorcowo, wg ... | janmamut
A nie myśl sobie, zaglądam do służbowej szafeczki, a tam ..."Stary" sobie odpoczywa.:)
Użytkownik: janmamut 20.09.2010 00:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Ludzie robią sobie ró... | epikur
Żadnej Chmielewskiej? Nawet takiej, jak niżej?

"(...) upatrzył sobie Karolka i na nim wypróbowywał swoje umiejętności.
- Ile masz centimetry, ty? - spytał znienacka zaraz nazajutrz, przerywając panującą w pokoju, pełną skupienia ciszę i przyglądając mu się ciekawie. Oderwany od pracy Karolek spojrzał nań i zamrugał oczami.
- Jakie centimetry? - spytał, zaskoczony. Obcokrajowiec przyglądał mu się nadal ze zmarszczoną brwią.
- Ile masz centimetry? powtórzył i dodał z wysiłkiem. Dlugo... szcza...
- Chryste Panie! - jęknął rozpaczliwie Karolek. - Co on mówi?!
- Jakieś intymne szczegóły porusza... - powiedział Lesio niepewnie i z lekkim niesmakiem.
- Skrót myślowy - zawyrokował wyraźnie zdumiony Janusz. Dziwne, a słyszałem, że to podobno bardzo taktowny naród...
- Idioci - powiedziała spokojnie Barbara. - On mówi "długości".
- Długoszczy! - ucieszył się cudzoziemiec.
- Ile centimetry ty masz? Konsternacja w pokoju nie uległa zmniejszeniu. Karolek patrzył na dociekliwego obcokrajowca ze stropionym wyrazem twarzy.
- Nie wiem - powiedział w lekkim oszołomieniu. - Czego, o rany?! Bjorn wstał z miejsca, zbliżył się do niego i wykonał zamach ręką od jego butów do głowy.
- Tu tam - powtórzył. - Ile centimetry ty masz?
- A - odetchnął Karolek z nieskrywaną ulgą. - Wysokości? Wzrostu? Po zbiorowych, długich i licznych wysiłkach wykryto wreszcie, iż zainteresowanie Bjorna wymiarami Karolka wynikło z posiadania brata identycznej postury."
Użytkownik: anek7 20.09.2010 10:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Żadnej Chmielewskiej? Naw... | janmamut
O rany "Lesio"...
Jak już tak zachęcamy do Chmielewskiej, to może mój ulubiony kawałek z "Wszystko czerwone":

Wszystkie komplikacje językowe minionej nocy spowodowały, że do prowadzenia śledztwa wytypowany został niejaki pan Muldgaard, bardzo szczupły, bardzo wysoki, bardzo bezbarwny i bardzo skandynawski. Pan Muldgaard, którego stopień służbowy na zawsze pozostał dla nas tajemnicą, posiadał w rodzinie jakichś polskich przodków, w związku z czym władał polskim językiem. Istniała nadzieja, że zdoła się z nami jakoś porozumieć. Opanowany przezeń język wydawał się dośc oryginalny, zdradzał niekiedy naleciałości jakby biblijne i stał w niejakiej sprzeczności z przyjętą w Polsce powszechnie gramatyką. Pan Muldgaard rozumiał nas znacznie lepiej niż my jego, co dla władz było bez porównania ważniejsze.
(...)
- Azali były osoby mrowie a mrowie? - spytał z uprzejmym, wręcz nieurzędowym zainteresowaniem, przystępując do rzeczy.
Zgodnie wytrzeszczyliśmy na niego oczy. Paweł jakoś dziwnie prychnął. Zosia zastygła z papierosem w jednej i zapalniczką w drugiej ręce. Leszek i Elżbieta, szalenie podobni do siebie, zapatrzyli się w niego nieruchomym wzrokiem z jednakowo nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Nikt nie odpowiadał.
- Azali były osoby mrowie a mrowie? - powtórzył cierpliwie pan Muldgaard.
- Co to znaczy? - wyrwało się Pawłowi z nadzwyczajnym zaciekawieniem.
- Moim zdaniem on pyta, czy dużo nas było - powiedziałam z lekkim powątpiewaniem.
- Tak - przyświadczył pan Muldgaard i uśmiechnął się do mnie życzliwie. - Ile sztuki?
- Jedenaście - odparł łagodnie i uprzejmie Leszek.
- Kto owe były?
Przystosowując się z pewnym trudem do formy pytań, niepewni, jakim językiem należy odpowiadać, podaliśmy mu personalia wszystkich obecnych w czasie zbrodni. Pan Muldgaard sobie notował, Uzgodniliśmy czas przeniesienia się na taras i sprecyzowaliśmy stopień zażyłości z Edkiem.
Następnie zaczęło się trudniejsze.
- Co robiły one? - spytał pan Muldgaard.
- Dlaczego tylko my? - zaprotestowała Zosia z oburzeniem i pretensją, w przekonaniu, iż pytanie odnosi się wyłącznie do kobiet.
- A kto? - zdziwił sie pan Muldgaard.
Leszek wykonał w kierunku Zosi uspokajający gest.
- My też - powiedział. -On ma na myśli nas wszystkich. Mówmy po kolei, co kto pamięta.
- Ja nogi - oświadczył Paweł. - Pamiętam same nogi.
- Jakie nogi? - zainteresował sie pan Muldgaard.
Paweł popatrzył na niego, jakby nieco stropiony .
- Nie wiem - powiedział niepewnie. - Prawdopodobnie czyste.
Pan Muldgaard przyglądał mu się ze zmarszczoną brwią i głebokiej zadumie.
- Dlaczego? - spytał stanowczo.
Paweł spłoszył sie ostatecznie.
- O rany, nie wiem. No, bo chyba myją, nie? Tu wszyscy myją nogi.
- Paweł, na litość boską! - krzyknęła zdenerwowana nagle Zosia. Z ulgą pomyślałam sobie, że co za szczęście, że nie ma tu żadnego z moich synów.
Pan Muldgaard robił wrażenie człowieka, który cierpliwie zniesie wszystko.
- Dlaczego same nogi? - spytał. - A reszta kadłuba nie?
- Nie - powiedział pośpiesznie Paweł. - Na nogach była lampa, a reszta kadłuba była w ciemno.
Wyglądało na to, że sposób wypowiadania się pana Muldgaarda jest dość zaraźliwy. Nie kryjąc niezadowolenia Zosia spróbowała skorygować potomka.
- Paweł, przestań! Ciemno było na góra kadłuba. Tfu! Powiedzcie to jakoś po polsku!
- Zejdźmy może z tego kadłuba - zaproponował Leszek. - My to panu po prostu pokażemy.
Użytkownik: agatatera 20.09.2010 11:01 napisał(a):
Odpowiedź na: O rany "Lesio"... Jak ju... | anek7
Uwielbiam "Wszystko czerwone" i Muldgaarda :D:D Dzięki za przypomnienie!
Użytkownik: Kaoru 20.09.2010 20:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Uwielbiam "Wszystko czerw... | agatatera
Ja też, ja też! "Wszystko czerwone" i "Wszyscy jesteśmy podejrzani"! Aż zaczynam mieć na nie ochotę. Ostatnio czytałam "Byczki w pomidorach" i tak za mną chodzi od tamtego czasu :))
Użytkownik: agatatera 20.09.2010 21:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja też, ja też! "Wszystko... | Kaoru
Ja też nabieram ochoty na powtórki z Chmielewskiej ;)
Użytkownik: margines 20.09.2010 21:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja też, ja też! "Wszystko... | Kaoru
A' propos Chmielewskiej to dziś w bibliotece miałem pogadankę z czytelniczką (przy okazji książek autorstwa Chmielewskiej miłośniczką), przy jakiejś okazji wspomniałem o ekranizacjach jej książej i doszło do "Lekarstwa na miłość" http://www.filmweb.pl/film/Lekarstwo+na+mi%C5%82o%​C5%9B%C4%87-1966-7239.
...BYŁEM PEWIEN, że WIEM jakiej książki jest to ekranizacja, ale akurat wyleciało mi z głowy, poszukałem na stronie filmowego łba i...wyszło, że to Klin (Chmielewska Joanna (właśc. Kühn Irena)) - książka, którą ta czytelniczka właśnie oddawała!, a mnie wydawało się, że znam ją (tę książkę) niemal na pamięć :|
Użytkownik: anek7 20.09.2010 22:12 napisał(a):
Odpowiedź na: A' propos Chmielewskiej t... | margines
Bo prawdę powiedziawszy to książka i film dosyć się różnią...
Użytkownik: epikur 20.09.2010 22:13 napisał(a):
Odpowiedź na: A' propos Chmielewskiej t... | margines
O, proszę!. Oglądałem "Lekarstwo na miłość", lecz nie miałem pojęcia, że film ten powstał na podstawie książki Chmielewskiej. Uwielbiam stare polskie kino, niekoniecznie te z epoki socrealizmu, ale gdy widzę czarno-białą ekranizację, to od razu przykuwa ona moją uwagę. Może nie był to film moich marzeń, ale oglądało się całkiem przyjemnie. :-). A więc Chmielewska zyskuje kolejnego plusa ...
Użytkownik: margines 20.09.2010 22:19 napisał(a):
Odpowiedź na: O, proszę!. Oglądałem "Le... | epikur
Widzisz, ...epikurze;] (tu miało paść ...imię, ale w porę przygryzłem sobie język:P)

(A na mail to nie odpowiesz, co? hehe)
Użytkownik: epikur 20.09.2010 22:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Widzisz, ...epikurze;] (t... | margines
A dlaczego by nie? .:-). Ale jak będę wiedział co napisać. :-). Pozdrawiam. :-)
Użytkownik: epikur 20.09.2010 18:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Żadnej Chmielewskiej? Naw... | janmamut
Hmm... cięzko coś powiedzieć przez pryzmat jednego dialogu. Ale Na temat Chmielewskiej słyszałem wiele dobrego i może kiedyś, może pózniej... :-).
Użytkownik: paren 20.09.2010 08:18 napisał(a):
Odpowiedź na: Ludzie robią sobie ró... | epikur
Trzymam kciuki za to, żeby Ci się udało zrealizować Twój plan. Tym bardziej, że część tytułów tak się ładnie wpisuje w już trwającą akcję "Czas na Klasykę". :-)
Jak tak patrzę na Twoja listę, to widzę, że świetnie możesz sobie urozmaicać czytelniczy rok, przeplatając tzw. "cegły" lżejszymi powieściami. W razie jakichś kłopotów ze zdobyciem którejś z książek proszę o kontakt, bardzo chętnie Ci pożyczę swoje.
No, i jeszcze ten 1%... Naprawdę nie ma szans, żeby Cię przekonać do bliższej znajomości z wczesną Chmielewską? :-)
Użytkownik: epikur 20.09.2010 18:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Trzymam kciuki za to, żeb... | paren
Uda się na 100 %. :-). I właśnie myślę, że akcja "Czas na klasykę" też pomogła mi w doborze odpowiednich dzieł. A jeżeli nie będę mogł zdobyc jakiejś ksiązki ( chociaż jest to mało prawdopodobne), to na pewno zwrócę się z prośbą :-).
Paren, ten promyczek nadziei może nie jest zbyt wyrazny i na dzisiaj ginie w ciemności, ale może z czasem przemieni się w przyzwoitej wielkości płomień .:-)
Użytkownik: paren 20.09.2010 18:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Uda się na 100 %. :-). I ... | epikur
Dobra nasza! :-) Będę podsycać ten ogieniek i wierzę, że z czasem uda się otrzymać prawdziwe ognisko. :-)
Użytkownik: ewa_86 20.09.2010 08:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Ludzie robią sobie ró... | epikur
Zazdroszczę planów przeczytania "Hrabiego Monte Christo" - ja jestem już na trzecim, ostatnim tomie i dawkuję go sobie codziennie po kilka rozdziałów, bo nie chcę jeszcze kończyć!
Użytkownik: Czajka 20.09.2010 17:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Ludzie robią sobie ró... | epikur
Ja tylko powiem, że Proust jest całkiem nie jak Tolkien, może to Cię zachęci. :)
A w "Stu latach samotności" też poległam przed setną stroną i wróciłam do niej niedawno. przestałam się przejmować kto jest kim i dlaczego, skupiłam się tylko na pięknie opowiadań, na kolorach, na uroku postaci i języka. Na poezji. I wystawiłam szóstkę. :)
Użytkownik: janmamut 20.09.2010 17:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja tylko powiem, że Prous... | Czajka
Oj tak! U Prousta wiele się dzieje, a nie tylko: idą, idą, idą; raz na trzy tomy kolor zmienią i w zasadzie to wszystko. ;-)
Użytkownik: Czajka 21.09.2010 05:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Oj tak! U Prousta wiele s... | janmamut
:D
Użytkownik: epikur 20.09.2010 18:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja tylko powiem, że Prous... | Czajka
Do Prousta jestem już od dawna zachęcony. Tylko od czego zacząć?. Pierwszy raz o Prouście usłyszałem dzięki filmowemu cyklowi "Perły z lamusa". Pamiętam jak w studio, zawsze przed filmem, gorąco dyskutowali Tomasz Raczek i Zygmunt Kałużyński. I ten pierwszy wypominał zawsze temu drugiemu wielką miłość do Prousta. I mimo młodego wieku, bardzo utkwil mi w głowie ten wątek dotyczący Prousta. Ale nie wiem dlaczego. :-)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 20.09.2010 18:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Do Prousta jestem już od ... | epikur
Prousta pierwszy raz najlepiej jednym ciągiem, chronologicznie, czyli od "W stronę Swanna" poczynając, poprzez kolejnych sześć tomów. A po pierwszym razie można sobie wyjmować z półki dowolny tom i przeczytać tylko kawałeczek - o snach, o kościele w Combray, o sonacie Vinteuila, o poszukiwaniu Albertyny... czego dusza zapragnie...
Chociaż równie dobrze można zacząć od "Jana Santeuila" - tylko dwa tomy, i takie bardziej, jak by to powiedzieć, zbliżone do typowej powieści obyczajowej z przełomu wieków, z mniejszą ilością dygresji odautorskich - a potem dopiero przejść do "W poszukiwaniu...", żeby lepiej docenić doskonałą formę tego ostatniego.
Użytkownik: epikur 20.09.2010 19:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Prousta pierwszy raz najl... | dot59Opiekun BiblioNETki
No to będę chciał zacząć od "Jana Santeuila". Myślę, że tak jak mi poleciłaś, to będzie dobra rozgrzewka przed nastepnymi dziełami Prousta. Dziękuję. :-)
Użytkownik: Czajka 20.09.2010 20:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Prousta pierwszy raz najl... | dot59Opiekun BiblioNETki
Ojej, nie polecałabym Jana na początek. Można w ogóle się zrazić do Prousta. Moim zdaniem dobrze jest czytać Jana właśnie po Poszukiwaniu, żeby docenić jego samokrytycyzm i że schował rękopis do szuflady. W każdym razie ja utknęłam w połowie pierwszego tomu. :)
Użytkownik: Czajka 20.09.2010 21:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Do Prousta jestem już od ... | epikur
Myślę, że najlepiej zacząć po prostu od pierwszego tomu. Chyba, że lubisz być wprowadzony w temat i lubisz wspomnienia - to polecam wspomnienia gosposi Prousta, Cecylii Albaret, "Pan Proust". Tam jest tyle zachwytu, że od razu ma się chęć przeczytać wszystko, co Marcel napisał w takim trudzie. Fajna też jest książka "Jak Proust może zmienić Twoje życie" Buttona - lekko omawia wszystkie (albo prawie wszystkie) tematy. No i owija długie zdania wokół butelki wina, co czyni późniejsze czytanie jeszcze przyjemniejsze. :)
Użytkownik: epikur 20.09.2010 22:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Myślę, że najlepiej zaczą... | Czajka
Teraz to trochę się zagubiłem. :-) Na razie odłożę decyzję co do pierwszej lektury Prousta na bliżej nieokreślony termin. :-)
Użytkownik: Czajka 21.09.2010 05:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Teraz to trochę się zagub... | epikur
No masz ci los! Czułam, że tak będzie. :) Ale zauważ, że obie z Dot się zgadzamy co do pierwszego tomu, więc może się nie gub i nie namyślaj, tylko zacznij pierwszy tom. W razie czego - wołaj pomocy, na pewno dobre duszki Ci pomogą na Forum. Trzeba być tam czujnym, bo jak słusznie prawi Mamut - u Prousta na ogół dużo się dzieje. :)
Użytkownik: cypek 21.09.2010 13:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Myślę, że najlepiej zaczą... | Czajka
Można jeszcze dodać "W poszukiwaniu Marcela Prousta'Andre Maurois.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 20.09.2010 18:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Ludzie robią sobie ró... | epikur
Ach, mnie to prawie nigdy plany nie wychodzą! Czego to ja nie zamierzałam! A to zapoznawać się po kolei z "najważniejszymi dziełami literatury światowej" według listy wynotowanej jeszcze w czasach przedinternetowych z Wielkiej Encyklopedii Powszechnej, a to z noblistami, a to - już za nowszych czasów - z zaproponowanym bodaj w "Polityce" "literackim niezbędnikiem inteligenta" czy jak to się nazywało, a to z całą twórczością jakiegoś autora, który akurat w danym momencie mnie zainteresował... A potem się nawinie jakaś kilkunastotomowa saga fantasy, albo najdzie człowieka na dwunastą z kolei powtórkę z "Ani z Zielonego Wzgórza", albo się przywlecze z biblionetkowego spotkania stertę jakichś superciekawych tytułów, albo się kupi prezenty książkowe dla rodziny i kusi do nich zajrzeć, zanim trafią do obdarowanych...
Więc na wszelki wypadek planów ani deklaracji nie robię. Do "akcji klasyka" się przyłączam, ale na luzie, bez wyznaczania limitów czasowych i ilościowych. Może przeczytam jedną w miesiącu, może trzy.
Na razie wypisałam sobie kilkadziesiąt tytułów, które chcę przeczytać, zaczynam je lokalizować w okolicznych bibliotekach tudzież u krewnych i znajomych, i jak poczuję, że przyszedł na któryś czas - wypożyczę. Conrada i Grassa też mam na liście - zacznę chyba od tego pierwszego, i od "Tajfunu", bo krótki. Ale kiedy?...
Użytkownik: skaramanga333 20.09.2010 21:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Ach, mnie to prawie nigdy... | dot59Opiekun BiblioNETki
Ja tam nie ufam takim niezbędnikom, a zwłaszcza niezbędnikom inteligenta, więc według takiego klucza nie czytałbym. Co do czytania autorami, udało mi się za jednym zamachem (a był to długi zamach) przeczytać Sienkiewicza (oprócz listów, których jest więcej niż całej pozostałej jego twórczości), Flauberta, a teraz jestem przy Prouście. W ogóle takie czytanie "po kolei", czy to wg. alfabetu, czy epokami, czy inaczej jakoś, z pewnością nie jest dobrą rzeczą. Tu musi być jakaś elektryka, skacze się od książki do książki, jedna zapala drugą, w ten sposób roznieca się ten pożar. Metoda linearna, taśmowa człowieka zgnuśnia. A jeśli jakiś kierunek wyczerpie się, jeśli dojdziemy do ślepego zaułka, wyczytamy chwilowo wszystko na tej dróżce, co to nas prowadziła i nie wiemy, gdzie dalej iść, lepiej odpocząć od lektury, przemyśleć to co się przeczytało ostatnio, może nawet wrócić do tego lub owego, niż na ślepo szukać nowego punktu zaczepienia, który się zwykle sam wkrótce znajduje.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 20.09.2010 21:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja tam nie ufam takim nie... | skaramanga333
Otóż to - elektryka albo jakaś tajemnicza sieć skojarzeń! Może właśnie dlatego nigdy nie udało mi się przeczytać tego, co zakładałam i w takiej kolejności, jak zakładałam - i może dobrze, bo klasycznym przykładem czytania wg planu są listy lektur szkolnych w poszczególnych klasach - a jaki tego efekt, każdy widzi - dla większości uczniów czytanie lektur to najbardziej obmierzły obowiązek pod słońcem... A ja nie mam takich koszmarnych wrażeń, bo zdecydowaną większość lektur czytałam przed czasem; stały sobie takie różne w rodzicielskiej biblioteczce, niektóre na górnych półkach "nie dla dzieci", to się z przekory czy z zwykłej ciekawości sięgnęło po Mickiewicza, Sienkiewicza i Prusa we wczesnej podstawówce, po Orzeszkową i Żeromskiego w późniejszej... Ile się zrozumiało z tego, co się powinno było zrozumieć, to inna sprawa, ale po pierwszym czytaniu zawsze może być (i u mnie było) drugie czy trzecie, głębsze, pełniejsze, a wrażeń wcześniejszych już mi nie nic nie odebrało, ani wałkowanie zalet językowych "Pana Tadeusza", ani analiza tła historyczno-społecznego "Nad Niemnem"...
A wracać zawsze warto, nawet do czegoś, co się kiedyś odrzuciło - ja tą metodą doceniłam "Czarodziejską górę", zabrawszy się do niej - czy nie pod wpływem jakiegoś biblionetkowego konkursu? - po dobrych dwudziestu latach od dwóch poprzednich nieudanych spotkań z tą powieścią. Pewnie, że są dzieła i autorzy których mimo kilkakrotnych prób nadal nie polubiłam, ale im dłużej próbuję, tym większa szansa, że jeszcze coś wartościowego odkryję...
Użytkownik: ybraks 20.09.2010 22:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Ludzie robią sobie ró... | epikur
Polecam na Nowy Rok 2012 prozę Dan`a Simmons`a a oto fragment jego książki pd tytułem TERROR
Crozier opróżnia szklankę trzema łykami i pozwala, by Fitzjames napełnił ją ponownie.
- Dziękuję, że zareagowałeś tak szybko - mówi Fitzjames. - Nie sądziłem, że pofatygujesz się osobiście, myślałem, że przyślesz raczej jakąś wiadomość.
Crozier marszczy brwi.
- Wiadomość? Od tygodnia nie miałem od ciebie żadnych wieści,
James.
Fitzjames wpatruje się weń przez chwilę w milczeniu.
- Nie dostałeś wiadomości dziś wieczorem? Jakieś pięć godzin temu wysłałem na twój statek szeregowca Reeda. Myślałem, że postanowił spędzić u was noc.
Crozier powoli kręci głową.
- A niech to? - Fitzjames ciężko wzdycha.
Crozier wyjmuje z kieszeni wełnianą skarpetę i kładzie ją na stole.
W jaśniejszym świetle lampy nadal nie widać na niej śladów krwi.
- Znalazłem to po drodze. Bliżej twojego statku niż mojego.
Fitzjames bierze skarpetę do ręki i przygląda jej się ze smutkiem.
- Spytam moich ludzi, czy ją rozpoznają - mówi.
- Mogła należeć do któregoś z moich - odpowiada cicho Crozier.
Opowiada krótko Fitzjamesowi o ataku, o ciężkich obrażeniach szeregowca Heathera i o tajemniczym zniknięciu Williama Stronga i młodego Toma Evansa.
- Czterech w ciągu jednego dnia - kwituje Fitzjames i ponownie napełnia obie szklanki.
- Tak. Co było w tej wiadomości, którą mi wysłałeś?
Fitzjames wyjaśnia, że przez cały dzień ludzie widzieli jakiś wielki kształt poruszający się wśród lodowych formacji, tuż za granicą światła rzucanego przez lampy. Marynarze wielokrotnie do niego strzelali, jednak zwiadowcy wysłani na lód nie znaleźli żadnych śladów krwi.
- Przepraszam cię więc za tego idiotę Bobby'ego Johnsa, który strzelał do ciebie kilka godzin temu. Wszyscy jesteśmy podenerwowani.
- Chyba nie tak mocno, by uwierzyć, że ten potwór z lodu nauczył się mówić po angielsku - odpowiada Crozier sardonicznie i pociąga kolejny łyk brandy.
- Nie, oczywiście, że nie. To była czysta głupota. Johns przez dwa tygodnie nie dostanie swojej porcji rumu. Przepraszam cię raz jeszcze.
Crozier wzdycha.
- Nie rób tego. Skop mu tyłek do krwi, jeśli chcesz, ale nie zabieraj mu rumu. Na tym statku i tak jest wystarczająco ponuro. Była ze mną lady Cisza ubrana w tę swoją futrzaną kurtkę. Johns mógł ją wcześniej widzieć.
- Cisza była z tobą? - Fitzjames unosi brwi w niemym pytaniu.
- Nie mam pojęcia, co robiła na lodzie - chrypi Crozier. Jego gardło jest już zmęczone całodziennym wykrzykiwaniem komend na mrozie.
- Sam omal jej nie zastrzeliłem, kiedy podeszła do mnie jakieś ćwierć mili stąd. Młody Irving pewnie przewraca w tej chwili cały statek do góry nogami. Popełniłem duży błąd, kiedy kazałem temu chłopakowi opiekować się tą eskimoską suką.
- Ludzie uważają ją za jonasza - mówi Fitzjames bardzo cicho. Na zatłoczonym okręcie dźwięk bardzo łatwo przenosi się do sąsiednich pomieszczeń.
- Cóż, trudno im się dziwić. - Crozier wzdycha. Dopiero teraz zaczyna odczuwać działanie alkoholu. Nie pił nic od poprzedniego wieczoru.
Przyjemne ciepło rozlewa się po jego brzuchu i zmęczonym mózgu. - Kobieta pojawia się tutaj w dniu, w którym zaczyna się ten koszmar, razem z tym swoim czarownikiem czy szamanem, mężem czy ojcem, diabeł go jeden wie. Coś wygryzło jej język u samej nasady.
Czemu ludzie nie mieliby uważać, że to ona sprowadziła wszystkie te nieszczęścia?
- Ale ty trzymasz ją na pokładzie Terroru już od ponad pięciu miesięcy - zauważa Fitzjames. W głosie młodszego komandora nie ma wyrzutu, tylko ciekawość.
Crozier wzrusza ramionami.
- Ja nie wierzę w czarownice, James. Ani w Jonaszów. Ale wierzę, że jeśli zostawimy ją na lodzie, to coś pożre ją tak samo, jak w tej chwili Evansa i Stronga. I być może twojego szeregowca Reeda na dokładkę.
Czy to czasem nie był Billy Reed, ten rudy żołnierz, który zawsze chciał rozmawiać o tym pisarzu, Dickensie?
- William Reed, zgadza się. - Fitzjames kiwa głową. - Był bardzo szybki, kiedy marynarze zorganizowali sobie wyścigi na wyspie Disko dwa lata temu. Pomyślałem, że skoro jest taki dobry, to może w pojedynkę uda mu się? - Fitzjames milknie i przygryza wargę. - Powinienem
był poczekać do rana.
- Niby dlaczego? - Crozier wzrusza ramionami. - Przecież wtedy wcale nie jest jaśniej. Ani wtedy, ani o żadnej innej porze dnia. Dzień i noc niczym się teraz od siebie nie różnią i nie będą się różnić jeszcze przez najbliższe cztery miesiące. A poza tym to przeklęte coś na lodzie
nie poluje tylko nocą? ani jedynie w ciemności. Może twój Reed jeszcze się pojawi. Nasi posłańcy gubili się na lodzie i wracali po pięciu, sześciu godzinach, przemarznięci do szpiku kości.
- Być może. - W głosie Fitzjamesa słychać powątpiewanie. - Rankiem wyślę ludzi na poszukiwania.
- Wiesz, że to stworzenie właśnie tego od nas oczekuje - mówi Crozier ze znużeniem.
- Być może - powtarza Fitzjames. - Ale przed chwilą powiedziałeś mi, że kazałeś swoim ludziom przez całą noc i cały dzień szukać Evansa i Stronga.
- Gdybym nie zabrał ze sobą Evansa na poszukiwania Stronga, chłopak nadal by żył.
- Thomas Evans - powtarza w zamyśleniu Fitzjames. - Pamiętam go. Wielkie chłopisko. To nie był już chłopak, zgadza się, Francis? Musi mieć? musiał mieć? co najmniej dwadzieścia dwa albo dwadzieścia trzy lata.
- Tommy skończył dwadzieścia lat w maju - odpowiada Crozier.
- Jego pierwsze urodziny na pokładzie obchodziliśmy dzień po wypłynięciu.
Ludzie byli w dobrych humorach i uczcili ten dzień, goląc mu głowę do skóry. Nie miał nic przeciwko. Ci, którzy go znali, mówią, że zawsze był wyrośniety jak na swój wiek. Służył na HMS Lynx, a wcześniej na jakimś statku handlowym. Został marynarzem, kiedy miał trzynaście lat.
- Podobnie jak ty, zdaje się.
Crozier uśmiecha się smutno.
- Podobnie jak ja. Choć pewnie nigdy nie będę wiedział, czy to był dobry wybór.
Fitzjames chowa butelkę do szafki, zamyka ją i wraca do długiego stołu.
- Powiedz mi, Francis, czy rzeczywiście przebrałeś się za czarnego lokaja Hoppnera, który udawał damę z towarzystwa, kiedy zamarzliście tutaj w? kiedy to było, dwudziestym czwartym?
Crozier znów się uśmiecha, tym razem jednak nieco radośniej.
- Owszem. Byłem wtedy aspirantem na Hecli Parry'ego, kiedy płynął na północ z Fury Hoppnera w tysiąc osiemset dwudziestym czwartym w poszukiwaniu tego samego, przeklętego przejścia. Parry planował przepłynąć przez Cieśninę Lancastera, a potem przez Cieśninę Księcia Regenta. Jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy, że Boothia to półwysep, bo odkryli to dopiero John i James Ross w trzydziestym trzecim. Parry myślał, że opłynie Boothię i dotrze prosto do wybrzeża, które sześć, siedem lat wcześniej zbadał Franklin. Ale Parry wypłynął za późno - dlaczego ci cholerni dowódcy ekspedycji zawsze wypływają za późno? - i mieliśmy dużo szczęścia, że udało się nam dopłynąć do Cieśniny Lancastera dziesiątego września, z miesięcznym opóźnieniem. Ale trzynastego września dopadł nas już lód; nie mieliśmy najmniejszych szans, żeby przepłynąć przez cieśninę, więc Parry na Hecli i Hoppner na Fury uciekli z podwiniętymi ogonami na południe. Wiatr zagnał nas z powrotem do Zatoki Baffina. Na szczęście udało nam się znaleźć przystań w maleńkiej, przytulnej zatoczce przy Przesmyku Księcia Regenta. Przesiedzieliśmy
tam dziesięć miesięcy. Nieźle nam wtedy przemarzły tyłki.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: