Historia rozpaczy
Książka ta funkcjonuje w kulturze jako tekst wyjątkowy – twierdzi się powszechnie, że jedno nawet słowo w niej zawarte nie zostało sformułowane przez autora, Georges'a Pereca, a jedynie podebrane z innych tekstów literackich. Ma być ona mozaiką złożoną z kryptocytatów, zdań i wyrazów napisanych już kiedyś przez innych twórców. W posłowiu tłumaczka, Anna Wasilewska, wymienia takie nazwiska jak Dostojewski, Mann, Kafka, Proust, Szekspir czy Sartre. Z moją amatorską wiedzą literacką, nie potrafię jednoznacznie potwierdzić prawdziwości tego twierdzenia. Na gromkie oklaski zasługuje z pewnością język powieści – być może jest to zasługa wybitnych pisarzy, którzy pośrednio mogą być autorami tego utworu, będącego wszak kompilacją klasyki światowej literatury, przy jednoczesnym zachowaniu spójności stylu, treści oraz logicznego ciągu myśli. Rozbudowane i bardzo sugestywne opisy, liczne omówienia i wyliczenia nadają tekstowi specyficzną melodię, swoistą rytmikę. Jakąś masochistyczną przyjemność sprawia mi głośne czytanie tych perfekcyjnie dobranych słów, tak mocno wyrażających przygnębienie, rozpacz, żal.
Istnieją teksty, po których bardzo trudno jest się otrząsnąć, dojść do siebie i wrócić do rzeczywistości. Po przeczytaniu „Człowieka, który śpi” na pewien czas utknąłem w klimacie stęchłej kawalerki na strychu, ciemnego i dusznego pomieszczenia, w którym unosi się dym po samotnie palonym papierosie. Ludzie na ulicach zdali się bardziej bezosobowi, a dotychczasowe zainteresowanie zewnętrznym światem przygasło. W człowieku wrażliwym po tak dokładnym studium depresji, czarnej rozpaczy i apatycznej niechęci do świata rodzi się wiele pytań, wahań. Nie ulega wątpliwości, że utwór ten silnie i głęboko oddziałuje na czytelnika, na swój sposób można określić go „depresjogennym”, chociaż intencja i przekaz ostatecznie mają okazać się pozytywne: „Nie umarłeś. Nie oszalałeś. Klęski nie istnieją, są gdzie indziej. […] Żadne przekleństwo nad tobą nie ciąży”*. Ostatnie strony książki są podziękowaniem za ten empatyczny smutek i żal, który rodzi się w czytelniku podczas lektury, są dłonią wyciągniętą w pomocnym geście. Sugestywność słów dobranych przez Pereca jest tak duża, że naprawdę nie sposób oprzeć się wrażeniu, że dotyczą cię one bezpośrednio. Efekt ten potęguje fantastycznie bezpośrednia, drugoosobowa narracja.
Trudno scharakteryzować fabułę tego utworu. To opowieść o codziennych czynnościach, których oczywistość podkreśla przejmującą samotność bohatera. Mówiąc o historii swojego załamania i dobrowolnej alienacji, zwraca on uwagę na najbardziej banalne szczegóły. Od początku obserwujemy stopniową ucieczkę od społeczeństwa, lekceważenie obowiązków, zajęć, popadanie w pogłębiającą się apatię. Jednak zasadniczo nie kolejne wydarzenia są tutaj najważniejsze, a obsesyjna wręcz drobiazgowość, z jaką do chwil podchodzi załamany i osamotniony człowiek. Chwila jest tu pojęciem kluczowym, bo w pewnym momencie upływ czasu przestaje się liczyć, są następujące po sobie, szczegółowo zarysowane sceny i obrazy. Bohater w dość intrygujący sposób podchodzi także do interpretacji własnej sytuacji, zaskakując dogłębną analizą swojego położenia, emocji, uczuć. Warto dodać, ze autor sam przeżył ciężką depresję, książka może być traktowana jako swoisty zapis jego przeżyć z tamtego okresu.
Jeśli legenda o powstawaniu utworu jest prawdziwa, to mam dla autora niebywały szacunek, bo ustalając sobie tak wymagającą regułę właściwie nie pisania, ale „zlepiania” słów, stworzył książkę, która zostawia wyrazisty ślad w pamięci. Bez wątpienia nie jest to lektura łatwa, choć warta przeczytania, szczególnie ze względu na ogromną siłę jej ładunku emocjonalnego, przekazu.
---
* Georges Perec, "Człowiek, który śpi", przeł. Anna Wasilewska, wyd. Prószyński i S-ka, 2003, str. 109.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.