bez tytułu
Krew mnie zalewa, gdy nazywa się „Boso, ale w ostrogach” zapiskami międzywojennego dresiarza lub zapiskami z picia i bijatyk. Otóż dresiarze nie bywają zazwyczaj matematycznymi orłami, którym podcina się skrzydła tylko dlatego, że nie lubią, jak się na nich warczy, ani nie tyrają nosząc wodę i węgiel, aby za tak pozyskany pieniądz wypożyczać i czytać książki. Wątpię również, aby wykazali tak bohaterską postawę, jaką zaprezentował Stasiek, gdy wybuchła wojna. A że picie, bijatyki i twarde zasady nieustannie przeplatały się z jego losem… i cóż z tego? Tak właśnie wyglądało życie na Czerniakowie, w robotniczej dzielnicy, w latach 20-tych i 30-tych. Czy ktoś ma mu to za złe? Ponadto Grzesiuk próbuje wyrwać się z tej rzeczywistości, żyje podług narzuconych sobie zasad moralnych, w znakomitej większości bardzo słusznych.
Bardzo charakterystyczny dla tych autobiograficznych zapisków jest brak narracji, czytelnik czuje się tak, jakby Grzesiuk opowiadał nam wydarzenia dnia wczorajszego, ot tak, zwyczajnie, jak kumplowi. Przez to styl jest bardzo prosty, ale dobitny, tworzy odpowiedni klimat opowieści.
„Boso, ale w ostrogach” – takie motto towarzyszyło Grzesiukowi przez całe krótkie, ale niezwykle intensywne i bujne życie.
Pozycja ta przedstawia dzieje z życia Staśka od czasów szkoły powszechnej do momentu aresztowania, którego dalsze konsekwencje przedstawione zostały w jego książce „Pięć lat kacetu”.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.