Dodany: 30.11.2006 19:04|Autor: Meszuge

Ogólne> Offtopic

Ludzie mówią...


Zwykła historyjka sanatoryjna, którą kiedyś wymyśliłem na poczekaniu, żeby zilustrować pewien problem. Może wydawać się zabawna, ale czy na pewno jest taka wesoła?

Pokój w sanatorium. Godzina 20:30. Pan i Pani. Ona wyraźnie mu się podoba. Rozmawiają o różnych sprawach, on stara się ją namówić na wspólny spacer następnego dnia. W pewnym momencie...
- Jestem już trochę zmęczona, chciałabym się położyć – Pani spogląda na zegarek.
- Jasne, oczywiście – Pan jest nieco zdezorientowany – No to... Dobranoc.
Pan wychodzi z pokoju. Idzie korytarzem, automatycznie kierując się w stronę swego lokum. Mija rozbawioną grupę kuracjuszy wybierających się wyraźnie na jakieś balety.
- Co ja takiego powiedziałem – zastanawia się – nie ciągnąłem jej przecież do łóżka, starałem się być elegancki i kulturalny... Ale może byłem zbyt natarczywy i z tą propozycją wspólnego spaceru trzeba było poczekać jeszcze z dzień czy dwa?
Na korytarzu zrobił się ruch, ludzie odwiedzają się w pokojach, wychodzą razem, wracają. Ktoś niesie czajnik z wrzącą wodą...
- Nawet zwyczajowej kawy nie zaproponowała – przygnębienie Pana rośnie – a przecież to by nie było nic takiego. Ja po prostu musiałem coś spieprzyć. Taka śliczna kobieta, a ja znowu coś zepsułem. Jak zwykle... – Pan uśmiecha się smutno pod nosem.
Wchodzi do swojego pokoju. Współlokatora nie ma. Cicho gra radio.
- On też załatwił sobie jakieś towarzystwo. Taki palant! – Pan nie przepada za kumplem z pokoju – Tylko ja, oczywiście, musiałem coś spierdolić. Jak zawsze. No cóż – jest ironiczny i sarkastyczny – widać jestem większym palantem od niego.
Chodzi nerwowo po pokoju, zagląda do szafy. Wyraźnie nie wie, co ze sobą zrobić.
- Po co brałem te wszystkie ekstra ciuchy? Przecież to bez sensu! Na nikim nie zrobię wrażenia. Jak bym się nie ubrał to taki palant jak ja, taki nieudacznik, który zawsze wszystko musi zepsuć , nie ma żadnych szans – z rozmachem zamyka szafę.
- Tylko bezsensownie wydałem pieniądze – śmieje się z goryczą – kolejne idiotyczne działanie, kolejne kretyńskie nadzieje.
- Tylu ludzi gdzieś się dziś wybierało po kolacji. Ale oczywiście mnie nikt nie zaprosił. Pewnie! Przecież mnie tu nawet nie widzą, nie dostrzegają. Mogłoby mnie tu w ogóle nie być, a i tak by nikt za mną nie płakał – kładzie się na tapczanie i niewidzącym wzrokiem patrzy w sufit.
- Zresztą, czy tylko tutaj? Przecież tak jest przez całe życie. Kiedy ja w pracy dostałem podwyżkę? Kiedy Kazia z sekretariatu powiedziała, że mam ładną marynarkę? To wszystko jest zupełnie bez sensu... – Wzdycha.
- Zrobiłem błąd przyjeżdżając tu. Zdrowie? – Śmieje się z goryczą – Kogo interesuje moje zdrowie?! Mogę sobie zdechnąć i kompletnie nikogo to nie zainteresuje.
Pan nagle wstaje. Wyjmuje z szafy walizkę. Gwałtownie i nerwowo zaczyna się pakować.
- Jadę stąd. Wracam do domu. Zamknę za sobą drzwi na wszystkie zamki. Wypiję wszystko co mam w barku, no w końcu czymś muszę popić te wszystkie prochy od psychiatry, i wtedy, nareszcie będzie święty spokój. Ktoś kiedyś pewnie mnie znajdzie. Pochowają mnie w rogu cmentarza, ale co to ma za znaczenie? Przecież za moją trumną i tak nikt szedł nie będzie...



W tym momencie przerwę sanatoryjną opowieść. Mógłbym ciągnąć ją dalej, ale już chyba nie jest to potrzebne.
Ktoś mnie kiedyś zapytał, po co mi te wszystkie kursy, warsztaty, zajęcia, cała ta psychologia? Powtórzyłem wtedy zasłyszane czy przeczytane kiedyś określenie: „Chcę być obecny w swoim życiu”. A jednym z elementów tej obecności jest umiejętność słuchania i słyszenia, co ludzie do mnie mówią.

Była to dla mnie całkowita abrakadabra przez wiele lat. Moim zdaniem dla wielu ludzi jest tak nadal, ale to już zupełnie inna historia.

Tak, więc chcę słyszeć, co do mnie mówią. A nie to, co wydaje mi się, że mówią po przepuszczeniu treści przez filtr własnych przekonań, doświadczeń, wyobrażeń, myśli o tej osobie, moich domysłów o jej intencjach i stu innych rzeczy.

W sanatoryjnej historyjce Pani powiedziała, że jest zmęczona i chciałaby iść spać. Co usłyszał Pan i co z tego zrobił - widać.
Oczywiście opowieść tą mocno przerysowałem. Jest aż zabawna i nie ma wątpliwości, o co chodzi i co się dzieje (przynajmniej taka mam nadzieję).

A co wtedy, kiedy nie jest to aż tak jaskrawe?
Mam koleżankę. Spotykamy się rzadko, ale pisujemy SMS-y i E-maile. Kiedy nie odzywała się kilka dni zacząłem natychmiast wyobrażać sobie, że niewątpliwie czymś ją uraziłem, coś zrobiłem źle. Nie wpadło mi do głowy, żeby po prostu zapytać. Przynajmniej nie w pierwszej chwili. Tego, że na SMS-y nie ma forsy a komputer się zepsuł, jakoś nie brałem pod uwagę.

A jak to jest u Ciebie? Na ile słyszysz, co ludzie mówią? Czy w przypadku wątpliwości potrafisz po prostu zapytać?


Wyświetleń: 6107
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 19
Użytkownik: joanna.syrenka 30.11.2006 19:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Zwykła historyjka sanator... | Meszuge
Meszuge - piekny i mądry tekst, a także bardzo dobre pytanie.
Każdy z nas ma trochę problem z pewnego rodzaju nadinterpretacją słów inych osób - ktoś mówi A, a my wyobrażamy sobie B - i na odwrót. Współczuję wszystkim, którzy całe życie nie mają odwagi spytać o coś wprost...
Użytkownik: norge 30.11.2006 20:32 napisał(a):
Odpowiedź na: Zwykła historyjka sanator... | Meszuge
"Ktoś mnie kiedyś zapytał, po co mi te wszystkie kursy, warsztaty, zajęcia, cała ta psychologia? Powtórzyłem wtedy zasłyszane czy przeczytane kiedyś określenie: „Chcę być obecny w swoim życiu”."
Ten fragment twojej wypowiedzi spodobał mi się najbardziej. Serdecznie pozdrawiam bratnią duszę. Bratnią, bo ja też się staram być obecna w swoim życiu :-)
Użytkownik: czarna wdowa1 30.11.2006 21:06 napisał(a):
Odpowiedź na: "Ktoś mnie kiedyś za... | norge
Nasunęło mi się spostrzeżenie, że taka zła interpretacja zdarza nam się również w stodunku do najbliższych; zachowujemy się tak, jakbyśmy lepiej od tej drugiej osoby wiedzieli, co chciała powiedzieć. na dodatek coś negatywnego :(
Tak się składa, że pracuję sama w dość odosobnionym miejscu firmy. Śkutek jest taki, że przez większość dnia nikogo nie widuję. Zamiast się cieszyć ze spokoju i komfortu, zastanawiam się, co złego zrobiłam, czy szef się na mnie obraził, czy o mnie zapomnieli, czy należę do zespołu czy jestem piątym kołem u wozu. Itp.bzdury.

Czy to domena kobiet, czy faceci też doszukują się zawsze dziury w całym?...
Użytkownik: Meszuge 30.11.2006 21:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Nasunęło mi się spostrzeż... | czarna wdowa1
Wydaje mi się, że to chyba nie ma związku z płcią. Bardziej z wrażliwością, a nawet przewrażliwieniem. No i, niestety tu Cię zmartwię, trochę też z egocentryzmem. Im bardziej jesteśmy w siebie zapatrzeni, tym częściej wydaje nam się, że wszyscy inni mówią, myślą, śmieją się właśnie z nas. Jak gdyby ciekawszych tematów nie było. :-)
Użytkownik: Marylek 01.12.2006 21:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Wydaje mi się, że to chyb... | Meszuge
To też ma związek z kompleksami: im bardziej jest ktoś zakompleksiony, tym trudniej mu się otworzyć na drugiego człowieka, "usłyszeć" go właśnie i zrozumieć to, co mówi naprawdę. Bez podtekstów, bez nadinterpretacji.
Pan z twojej historyjki nie lubił siebie, uważał sam siebie za nieudacznika i to był jego główny problem. Inni ludzie służyli mu jako zwierciadło odbijające jego własne nieudacznictwo i nieustanne klęski (na które zesztą ciągle czekał). Musiał sobie stale potwierdzać swoje niskie mniemanie o sobie, niekonecznie świadomie zresztą. Odpychające, smutne i żałosne, ale bardzo prawdziwe.

To nie ma nic wspólnego z płcią. Ciężko z takimi ludźmi innym i ciężo im samym ze sobą.
Użytkownik: Meszuge 01.12.2006 23:07 napisał(a):
Odpowiedź na: To też ma związek z kompl... | Marylek
Mówią, że trudno odnaleźć swoją prawdziwą wartośc w samym sobie, ale tak naprawdę nie da się jej znaleźć nigdzie indziej...

Oczywiście z tymi kompleksami, a zwłaszcza z poczuciem niskiej wartości, masz wiele racji.
Użytkownik: Marylek 02.12.2006 00:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Mówią, że trudno odnaleźć... | Meszuge
Obawiam się, że mam, niestety.
20 lat temu (!) zrobiłam rzecz następującą: umówiłam się na spotkanie powakacyjne, z ludźmi, z którymi przez dwa wspólnie spędzone tygodnie świetnie się rozumieliśmy. Załatwiłam sobie wolny od wszelkich obowiązków weekend. Oddałam moje małe dziecko na przechowanie. Nastawiłam budzik i sprawdziłam rozklad jazdy pociągów.
Po czym spędziłam upiorny, samotny weekend w pustym mieszkaniu, zadręczając się myślami o tym, jak to naprawdę nikomu nie zależy, żebym tam była, nikt nie chce ze mną gadać, a w ogole, to z pewnością zapropnowali mi udział w tym spotkaniu z grzeczności, bo tak naprawde, to... Brrrrr!!!

Do dziś sie tego wstydzę, ale wciąż nie przepracowałam tamtej sytuacji. Wciąż tkwi we mnie.
Wiele się zmieniło, ale Twoja historyjka o panu z sanatorium boleśnie mi ją przypomniała.

A potem się okazało, że ci ludzie tam na mnie czekali.
Użytkownik: --- 02.12.2006 03:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Obawiam się, że mam, nies... | Marylek
komentarz usunięty
Użytkownik: Marylek 02.12.2006 18:49 napisał(a):
Odpowiedź na: komentarz usunięty | ---
Na poziomie świadomości na pewno nic przeciwko tym ludziom nie miałam i nawet wydawało mi się bardzo fajnym pomysłem, że mamy się znowu spotkać w górach.
Myślę, że to właśnie moje podświadome poczucie niskiej wartości, moje przewrażliwienie, podpowiadało mi "tak naprawdę to nikomu na tobie nie zależy i nikt nawet nie zauważy twojej nieobecności". Byłam jak ten pan z sanatorium z opowieści Meszuge. Zapatrzona w siebie, w swoje urojone braki. Może też był w tym element autoagresji - taka jestem do niczego, że muszę się za to ukarać? Bo wszystkim znajomym powiedziałam wtedy, że wyjeżdżam na weekend w góry, żeby nikt nie dzwonił, ani nie przychodził. Chora sytuacja.

Nie gnębi mnie to wspomnienie na co dzień, było - minęło, ale gdy czasem spotykam ludzi podobnie reagujących, to sobie to przypominam i nabieram dystansu. Albo gdy zaczyna mi się wydawać, że jak ktoś nie dzwoni, to o mnie zapomniał, czy tym podobne bzdury (znaczy: nadinterpretacje), to to wspomnienie pomaga mi uświadomić sobie, że łatwiej wszystkim będzie się porozumieć, jak nie będziemy zamykać sie w kokonie naszych rzeczywistych lub urojonych uprzedzeń.

Ale też zawsze gdy sobie tamto zdarzenie przypomnę, to się na siebie zżymam.
Użytkownik: Meszuge 30.11.2006 21:49 napisał(a):
Odpowiedź na: "Ktoś mnie kiedyś za... | norge
No, to na tym najpiękniejszym ze światów jest nas już dwoje takich popaprańców... . :-)
Użytkownik: Tamarynka 01.12.2006 11:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Zwykła historyjka sanator... | Meszuge
Daje do myślenia.
Usłyszy się coś, a potem sobie dorabia całą resztę, doszukuje się jakichś podtekstów, ukrytych znaczeń, ironii. Zamiast zapytać. Tak najzwyczajniej w świecie. Chyba jesteśmy zbyt skomplikowani, a jeszcze bardziej sami wszystko utrudniamy.
Użytkownik: --- 01.12.2006 15:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Zwykła historyjka sanator... | Meszuge
komentarz usunięty
Użytkownik: Meszuge 01.12.2006 23:10 napisał(a):
Odpowiedź na: komentarz usunięty | ---
"Uważam, że wypowiedzi innych należy przyjmować w dobrej wierze, dopoki nie przekonamy się, że zawierają rzeczywiście jakieś ukryte sygnały."

Dokładnie tak. Ja już po prostu nie mam czasu, ani zdrowia, ani ochoty, na dociekanie, co też ten ktoś miał na myśli mówiąc w tej właśnie chwili, że deszcz pada. I czy to może jest związane w jakiś sposób z moimi odstającyi uszami.
Użytkownik: kot 01.12.2006 18:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Zwykła historyjka sanator... | Meszuge
Bardzo Ci dziękuję za tę historię. Oprócz tego, że często jesteśmy zbyt zasłuchani w siebie by odczytać poprawnie komunikaty wysyłane przez inne osoby świetnie pokazuje ona także mechanizm wpadania w dołek, który sami pod sobą kopiemy. Najpierw dołek jest mały, malutki, ot jakaś bzdura, rozczarowanie, a potem sami zaczynamy go powiększać, wyolbrzymiać, czasem do rozmiarów sporego grobowca. Samej mi się to dość często zdarza, ostatnio też ze sporym sukcesem kopię kolejny dół, więc dobrze mi zrobiła lektura historyjki o panu z sanatorium, pozwoliła ochłonąć i spojrzeć na siebie z dystansem.
Użytkownik: --- 03.12.2006 14:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Zwykła historyjka sanator... | Meszuge
komentarz usunięty
Użytkownik: Meszuge 03.12.2006 16:49 napisał(a):
Odpowiedź na: komentarz usunięty | ---
Dlaczego pies goni kota?

Miałem psa. Czasem na podwórku gonił kota, ale jak zauważyłem- w jednej tylko sytuacji- kiedy kot zaczynał uciekać. Kot spokojnie siedzący sobie gdzieś tam, mojego psa nie interesował zupełnie. Czyli kot musiał "coś" zrobić, żeby być gonionym.
Jeśli czasem mojemu psu udało się kota dogonić, to i tak okazywało się, że nie wie, co niby miałby w tej sytuacji zrobić. On lubił koty, z jednym żył w naszym domu, nie był wobec nich agresywny. Gonił je bo były kotami i uciekały. I tylko dlatego.

Myślę, że rozumiesz.

Czasem, w określonych sytuacjach, mówię (zwłaszcza kobietom), że ja jestem prosty człowiek i do mnie trzeba mówić zwyczajnie i po prostu, jak "krowie na rowie". Rzadko dociera.

Mam wrażenie, że wielu facetów ma problemy z domyślaniem się i zgadywaniem, a wiele kobiet ma pretensje, że ich nastawienia, intencji czy czego tam, nie odgadnięto z zawoalowanych aluzji, półsłówek i niedopowiedzeń.

"Odczep się facecie" - nie. Ale "przepraszam pana, chcę być sama", albo "przepraszam, ale nie mam ochoty na żadne towarzystwo", powinny załatwić sprawę.

Przeczytałem kiedyś w takim na wpół naukowym opracowaniu, że kobiety uśmiechają się, mimo, że nie jest im wesoło, sto kilkanaście razy częściej niż mężczyźni w podobnych sytuacjach. Ponadto, że kobiety mówią "tak" pomimo, że właściwie chciały powiedzieć "nie", sto kilkadziesiąt razy częściej od mężczyzn.

Ty, ja, ludzie po prostu, grają w pewne gry społeczne i towarzyskie. Gdy gra się toczy, staramy się swoją rolę wypełnić jak najlepiej, zgodnie z oczekiwaniami innych aktorów lub/i widowni. A może często zgodnie z tym, co wydaje nam się, że inni od nas oczekują, na takiej lub innej scenie.

Ci sami ludzie w miejscu pracy inaczej będą się ze sobą kontaktować, niż gdyby spotkali się jako kuracjusze w miejscowości uzdrowiskowej. Inna scena, inna sztuka, inna rola...
Użytkownik: --- 03.12.2006 17:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Dlaczego pies goni kota? ... | Meszuge
komentarz usunięty
Użytkownik: Meszuge 03.12.2006 18:09 napisał(a):
Odpowiedź na: komentarz usunięty | ---
"...zbytnia poufałość natychmiast po poznaniu też nie jest naturalna"

Zbytnia? Dla kogo?

Byłem w jednym tylko sanatorium. Zwariowany zamek, jak pijany Disneyland, z 99 wieżami i wieżyczkami. 100 hektarów parku, stadnina. I niesamowita atmosfera życzliwości, bliskości, bezpośredniości, ciepła, akceptacji, intymności. Wskazane i zalecane jest tam mówienie sobie per "ty". Na przykład.
(Zobacz to miejsce: http://fotogalerie.pl/galeria/Meszuge30514)

Moja koleżanka lat 33 ma szefa w wieku 23. Mówią sobie po imieniu.

Udajemy Amerykanów z ich luzackim i bezpośrednim sposobem komunikowania się z innymi. czy to dobrze, czy źle- ja nie wiem. Tak po prostu jest...
Użytkownik: --- 03.12.2006 23:10 napisał(a):
Odpowiedź na: "...zbytnia poufałoś... | Meszuge
komentarz usunięty
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: