Dodany: 26.02.2004 10:33|Autor: bazyl3

bez tytułu


Po "Przygodę..." pióra hiszpańskiego pisarza Eduarda Mendozy sięgnąłem przeczytawszy fragment jego powieści na stronach Merlina (to jednak bardzo dobry pomysł z tymi fragmentami) oraz zachęcony znajdującą się na okładce winietką "tarantino fiction".

Spodziewałem się czegoś dziwnego i takie coś dostałem. "Przygoda..." bowiem to przewrotny antykryminał czy raczej pastisz tego gatunku, a jednocześnie dosyć ciekawa analiza świata hiszpańskich: polityki i biznesu. Przede wszystkim jednak jest to świetna zabawa. Dodam tylko, że skojarzenia miałem z "Lesiem" i z "Wiltami".

Były pacjent zakładu psychiatrycznego, człowiek z barcelońskiego półświatka, postanawia się ustatkować i zostaje tytułowym fryzjerem. Jednak już wkrótce wplątany w morderstwo, na własną rękę, chcąc oczyścić się z zarzutów, podejmuje śledztwo mające wykryć rzeczywistego sprawcę. Śledztwo toczy się w oparach absurdu, humor raz jest wyższych, a raz niższych lotów, konwencja kryminału, mimo dużych przejaskrawień, zachowana (łącznie ze sceną rodem z Christie - wszyscy bohaterowie w pokoju, a jeden z nich to morderca), a całość wyszła IMO Mendozie dość "zjadliwie". Jedyne "ale" jakie mam do tej książki (a właściwie do siebie) to fakt, że nie znam zbyt dobrze realiów hiszpańskich, co IMO pozwoliłoby mi się bawić przy lekturze dwa razy lepiej.

Pozwolę sobie przytoczyć dwa cytaty (z morza innych rozweselających):

1. Główny bohater podsłuchuje pod drzwiami damskiej sypialni - "Pomyślałem, że Ivet robi to, co, jak wiem, robią kobiety, kiedy są zbyt podniecone, by zasnąć, i nikt nie widzi, że jedzą, ale myliłem się (...)".

2. Bohater spogląda śmierci w oczy - "Jedyne, o czym mogę zapewnić z całkowitą pewnością to to, że przy żadnej okazji, nawet w najbardziej krytycznych chwilach, nie wyświetliło mi się przed oczami (niby film) całe moje życie, co zawsze stanowi pewną pociechę, bo samo umieranie jest już wystarczająco przykre i nie trzeba do tego dorzucać przykrości umierania z hiszpańskim filmem przed oczami" ;))).

To dwa przykłady, a jest tego więcej. Z mojej strony gorąco polecam. Parę salw śmiechu oddałem czego i Wam życzę.

PS. A politycy jak to politycy wszędzie jednakowi (przeczytacie - zobaczycie).

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 11231
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: jazzy 31.10.2008 15:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Po "Przygodę..." pióra hi... | bazyl3
Tak, u mnie też wybuchały salwy śmiechu, ale nie tak często jak np. w książce "Cień wiatru" Zafona - Fermin był zdecydowanie bardziej zabawny ;) Ale oczywiście polecam "fryzjera" - świetny styl!
Użytkownik: bazyl3 31.10.2008 21:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, u mnie też wybuchały... | jazzy
Ja byłem bodajże jeszcze przed "Cieniem.. .", ale postacią Fermina byłem zauroczony i też by pewnikiem padł w kontekście. W ogóle uważam, że Fermin był chyba jedynym sensownym powodem, dla którego skończyłem książkę Zafona :D
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: