Dodany: 12.10.2006 13:08|Autor: saramago
cytat z książki
– Znowu piszą o Japończyku.
– Jakim Japończyku?
– Tym, co bezboleśnie wyrywa zęby. Naciska nerw w dziąśle i wyciąga ząb jak korek.
– Och, Walerian, aż ścierpłam. Proszę cię.
Dziwne, że mojego pradziadka tak fascynował ten orientalny dentysta, bo sam nigdy nie miał problemów z zębami, dopóki w wieku sześćdziesięciu paru lat nie złamał sobie trzonowca, kiedy – jak zwykle – rozgryzał łupiny orzechów włoskich. Tak czy owak, któregoś ranka zakrzyknął:
– Irenko! Japończyk przyjechał do Kielc. Jutro będzie u nas na obiedzie. (…)
– No i przyszedł – mówi babcia, która, pogryzając małymi kęsami szarlotkę, rozsiadła się właśnie w swoim wysłużonym, katafalkowo rozłożystym fotelu, w którym zmarł i prapradziadek Brokl, i praprababcia Broklowa, i prababcia Karnauchowa – mały był, w meloniku i z laseczką, oczy skośne. Mówił po rosyjsku, niemiecku i angielsku, kłaniał się na prawo i lewo, opowiadał o naciskaniu nerwów w dziąsłach i z uporem godnym lepszej sprawy jadł, nieszczęsny, obce jego podniebieniu gołąbki, knedle, a także barszcz małorosyjski. Aż tu nagle... – zawiesza głos babcia.
– ...wyszedł.
– Skąd wiesz? Tak, wyszedł. To ty znasz tę historię? Wyszedł do wygódki, bo nie mieliśmy wtedy jeszcze toalety. Tata przeprosił go, że takie warunki, tamto-siamto, proszę na lewo, a wtedy hyc do wieszaka, do stojaka z parasolami, opukuje melonik, rozkręca laseczkę – otóż daje się rozkręcić, a w środku notatki, mikrofilmy. Bo Japończyk był szpiegiem, w czasie wyrywania zębów przy okazji ciągnął za język wszystkie te rozszczebiotane generałowe i ministrowe, ciągnął za język córki bankierów i dyrektorów, wreszcie samych sędziów Sądu Najwyższego i posłów, i senatorów za język ciągnął, umiejętnie, nie nachalnie, o nie, to był przecież uprzejmy, szkolony Japończyk. Szkolony Japończyk wrócił z wygódki, zobaczył tatę z rozkręconą laseczką i chciał prysnąć, ale tata go haps za kołnierz i zaciągnął na policję, a policja dalej, gdzie trzeba. Pewnie do kontrwywiadu. A potem Gienia odgrzała gołąbki i skończyliśmy obiad*.
---
* Jacek Dehnel, "Lala", wyd. WAB, 2006.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.