Zgrzytając zębami przy Mary Higgins Clark
W zasadzie trudno jest napisać jakąś błyskotliwą recenzję kryminału czy thrillera. Ani w tych książkach przesłania, ani jakiejś głębi psychologicznej... nie dajcie się zwieść, to wcale nie oznacza, że powieść jest słaba! Po prostu ani głębi, ani przesłania nie wymaga się od tego gatunku (hm... może i od tej reguły są wyjątki).
"Z księżycem ci do twarzy" zaczyna się naprawdę obiecująco - jak na Mary Higgins Clark przystało. Mogą naprawdę ciarki przechodzić po plecach. Główna bohaterka budzi się w trumnie. Od samego wyobrażenia sobie tej sytuacji można chyba dostać klaustrofobii! No cóż, zachęcony, wgłębiłem się w lekturę - czyli w to, co się stało wcześniej.
I tu nastąpiło moje bolesne rozczarowanie. Książka mnie po prostu nie wciągnęła, tak jak inne tej Autorki. Jeszcze przy setnej stronie biłem się z myślami, czy nie odłożyć tej powieści, ale upór dał znać o sobie. Postanowiłem, że tym bardziej ją przeczytam. No tak, niedługo po setnej stronie już nie mogłem się oderwać. Mimo wszystko, ocena już poszła w dół...
Kolejna sprawa - tak gdzieś od pięćdziesiątej strony wiedziałem, kto jest mordercą. Wcale nie zajrzałem na koniec, choć oczywiście moje przewidywania się sprawdziły. Nie świadczy to bynajmniej o mojej inteligencji detektywistycznej (takowej niestety nie posiadam), ale o tym, że Autorka znów użyła pewnego szablonu, według którego banalnie łatwo jest wytypować mordercę. Hm... ciekawie by było, gdybym wiedział, kto będzie zabójcą, zanim zbrodnia zostanie popełniona :). Moja wiedza nie uchroniłaby jednak przyszłych ofiar :).
Mimo wszystko - choć personalia złoczyńcy były mi znane - świetnie się bawiłem, czyli po prostu zacząłem się bać i nie mogłem się oderwać. Cóż, mimo wszystko pani Clark ma talent w budowaniu klimatu typowego dreszczowca.
Reasumując - tym razem wystawiłem tylko "dobry".
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.