Dodany: 19.09.2006 12:10|Autor: Sznajper
Quiz codzienny; wrzesień od 19-go
To może ja zacznę nowy quiz bo poprzedni już się skończył, a postów w nim jest już tak dużo, że byśmy sie pogubili :)
Quiz: Centaur
opracowany wspólnie z Anną 46 :)
1.
Tezeusz miał wypróbowanego przyjaciela w księciu tesalskim, Pejritoosie. Razem chodzili na wyprawy wojenne i dzielili zgodnie każdą zdobycz. Kiedy Pejritoos żenił się z piękną Hipodamią, Tezeusz przyjechał na wesele. Uroczystość odbywała się w stolicy Lapitów, nad którymi panował Pejritoos. Na ucztę zaproszono kilkunastu centaurów.
Była to nieostrożna uprzejmość. Ci centaurowie, pół ludzie, pół konie, wiedli życie dzikie, na łowach i rozbojach. Karmili się surowym mięsem i łatwo się upijali. Na godach Pejritoosa i Hipodamii przebrali miarę, zaczęli wyprawiać brewerie i porywać kobiety. Zawrzała walka, a ponieważ zbiegli się centaurowie z całej Tesalii, wynikła groźna wojna. Wreszcie wypędzono dzikusów z kraju. Wielu z nich przeszło do
Dionizosa, który miał w tych monstrach jakby oddział kawalerii, inni rozbiegli się po lasach i górach na życie koczownicze. W Tesalii został tylko mądry centaur X, którego otaczała cześć powszechna. W jego grocie ucztowali bogowie i do niego bohaterowie przynosili swoje dzieci na wychowanie.
2.
Stwór odrzucił łuk. Wyrwał X. laskę z ręki. Wymierzył pięścią potężny cios. X. skoczył za centaura, unikając uderzenia. Od tyłu centaur był tak samo groźny jak z przodu. Korzystając z okazji natychmiast kopnął go zadnią nogą. Dziwnym zbiegiem okoliczności nie trafił i przyłożył w pień kaktusa. Kaktus odpowiedział gradem kolców. X. padł na ziemię Kolce przeleciały nad nim i wbiły się w zgrabny zad centaura. X. miał szczęście: w cudowny sposób
uniknął i kopyt, i kolców.
3.
Były tam nimfy leśne i nimfy wodne (draidy i najady, jak je zwą w naszym świecie) z instrumentam przypominającymi harfy: to właśnie spod ich palców płynęła owa słodka muzyka. Były tam równiez cztery wielkie centaury: od pasa w dół przypominały rosłe konie użyawane na angielskich farmach, od pasa w górę - groźne, lecz wspaniałe olbrzymy. Był tam również jednorożec, byk z głową mężczyzny, i pelikan, i orzeł, i wielki pies. Tuż obok X. stały dwa leopardy: jeden trzymał koronę, drugi sztandar.
4.
Głowę przeszył mu ból tak straszny, jakiego jeszcze nigdy nie doznał (...). Na pół oślepiony bólem zachwiał się i zaczął cofać, gdy nagle usłyszał za sobą tętent kopyt i coś śmignęło nad nim, nacierając na zakapturzona postać. X. osunął się na kolana. Straszliwy ból minął dopiero po dwóch lub trzech minutach. Kiedy podniósł głowę, tamtego widma już nie było.
Stał nad nim centaur.
5.
Centaur był dużo niższy niż jego ludzcy sąsiedzi, ale miał równie ciemną karnację i podobny kształt szeroko rozstawionych oczu. Tylko jego nos był płaski, jakby ktoś mu go złamał. Charakterystyczne spiczaste uszy sterczały spomiędzy skudlonych włosów. Zajrzał do pomieszczenia zajmowanego przez pobitego mężczyznę, po czym rzucił kilka słów w tonie wyraźnie obelżywym, śmiejąc się brzydko. Kiedy stanął bokiem, można było zobaczyć na jego bicepsie wzór podobny do odwróconej jodełki, jaką rysuję dzieci. Tworzyły go odbarwione blizny, jakby ślady po piętnowaniu rozpalonym żelazem.
6.
Wylądowałem u równika w wysokim Słońcu na odwrotnej stronie Księżyca, w samym środku japońskiego sektora, przybrawszy postać centaura, a właściwie stworzenia opatrzonego czterema kończynami, dwiema rękami w górnej części tułowia oraz dodatkowym układem maskującym, który otaczał mnie jako wysoce inteligentny gaz, a nazwę centaura zawdzięczał z braku lepszego określenia dość słabemu podobieństwu do tej mitologicznej istoty. (...) W każdym razie początek kolejnego zwiadu szedł jak po maśle. Maszerowałem, nie musząc nawet rozglądać się na różne strony, bo widziałem na wszystkie naraz, chociaż z boków i z tyłu w skrócie, jak pszczoła, która ma półkoliste oczy i patrzy tysiącami ommatidiów wszędzie naraz, ale ponieważ nikt z mych czytelników nie jest pszczołą, pojmuję, że i to przyrównanie nie może oddać mych doznań.
7.
C. zwiększyła szybkość, galopując w dół wzgórza. Jeździec zaczął niepokojąco podskakiwać. Patrząc przed siebie pod jej ręką, dojrzał parów. Parów to prawdziwy wąwóz, szeroki na jakieś dziesięć stóp. Zbliżali się coraz szybciej. Zaniepokojenie X. zamieniło się w przerażenie. Ręce mu spotniały, i zaczął zsuwać się na bok. Wówczas centaurzyca odbiła się potężnie tylnymi nogami i przefrunęła ponad wąwozem.
X. znów się obsunął. W przelocie dojrzał kamieniste dno parowu, a potem wylądowali po drugiej stronie. Wstrząs sprawił, że prawie wisiał, ostatkiem sił uczepiony wierzchowca. Rozpaczliwie przebierał rękami w poszukiwaniu jakiegoś pewnego chwytu... i zawędrował dłonią w bardzo krępujące obszary, jednak puścił...
C. objęła go w pół i postawiła na ziemi.
- Odpoczynek - rzekła. - Należy się nam.
X. spiekł raka.
- Prze... przepraszam. Zacząłem spadać i po prostu złapałem...
- Wiem. Czułam w czasie skoku, że się obsuwasz. Gdybyś to celowo zrobił, zrzuciłabym cię do rowu.
8.
Do operacji "Centaur" brygada przystąpiła jako oddział wydzielony IV Armii Konnej. Otrzymaliśmy wsparcie w postaci trzech rot lekkiej jazdy verdeńskiej, które przydzieliłem, do Grupy Bojowej "Yreemde". Z reszty brygady, wzorem kampanii w Aedirn, wydzieliłem Grupy Bojowe "Sieuers" i "Morteisen", każdą w składzie czterech szwadronów.
Z rejonu ześrodkowania pod Drieschot wyszliśmy nocą z czwartego na piątego sierpnia. Rozkaz dla Grup brzmiał: osiągnąć rubież Vidort-Carcano-Armeria, uchwycić przeprawy na Inie, niszcząc napotkanego nieprzyjaciela, ale omijając większe punkty oporu.
Wzniecając pożary, zwłaszcza nocne, oświetlić drogę dywizjonom IV Armii, wytworzyć panikę wśród ludności cywilnej i doprowadzić do zakorkowania zbiegami wszystkich arterii komunikacyjnych na tyłach wroga. Pozorując okrążenie, spychać wycofujące się oddziały wroga w kierunku rzeczywistych kotłów. Dokonując eliminacji wybranych grup ludności cywilnej budzić przerażenie, pogłębiać panikę i łamać morale nieprzyjaciela.
Zadania powyższe brygada wykonała z wielkim żołnierskim poświęceniem.
9.
Siedziałem tak w cieniu kilku dużych, chociaż zdziczałych komód, które wypuściły liczne pędy wieszaków, gdy w odległości może stu kroków wychynęła spomiędzy wysoko rozbujałych karniszy głowa, a w ślad za nią tułów jakiejś istoty. Nie wyglądała mi na człowieka, lecz na pewno nie miała nic wspólnego z meblami. Wyprostowana, lśniła blond futerkiem, twarzy nie widziałem, bo ocieniało ją szeroko rondo kapelusza, zamiast brzucha miała jak gdyby tamburyn, ramiona spiczaste, przechodzące w zdublowane ręce; nucąc cicho, akompaniowała sobie na tym jakimś bębenku brzusznym. Zrobiła jeden i drugi krok do przodu, tak że ukazał się jej ciąg dalszy. Teraz przypominała nieco centaura, choć bosego i bez kopyt; wnet za drugą parą nóg pojawiła się trzecia, potem czwarta, a kiedy ruszyła skokiem i zapadłszy w gąszcz znikła mi z oczu, pomyliłem rachubę. To tylko wiedziałem, że nie była aż stunoga.
Pytanie dodatkowe do wszystkich fragmentów, w których występuje X., brzmi: Kim jest X?