Dodany: 09.09.2006 13:41|Autor: misiak297

Mniej znany romantyzm...


I znów sięgnąłem po raczej zapomnianą klasykę. "Historia Manon Lescaut i kawalera des Grieux" - Antoine'a-François Prévosta d'Exiles. Tak, tak, uwielbiam język francuski, zwłaszcza za nazwiska, których nie umiem wymówić :). Na szczęście reszta francuskich nazwisk jest sprowadzona do inicjałów, więc nie wpadłem znowu w takie wielkie kompleksy :). Chwała panu Antoine'owi-Fran... po prostu Autorowi.

Dzieło to miałem na oku już jakiś czas temu, ale dopiero uwielbienie bohaterów "Scen z życia cyganerii" Murgera przekonało mnie do lektury. To mniej znana powieść z okresu romantyzmu - książeczka zdecydowanie na jeden czy dwa wieczory - niewiele ponad sto stron. Na romantyzm wskazywała już trochę forma - narrator, któremu des Grieux opowiada tę historię, dystansuje się od niej, oddając głos kawalerowi des Grieux.

Opowieść kawalera jest naładowana autentycznymi emocjami, głównie miłością. To, co mnie w powieści urzekło, to przede wszystkim język. Pełne uczuć konwersacje Manon i jej ukochanego to prawdziwe perły, z gatunku tych, które zawsze mnie rozczulały. Ot tak, żeby otworzyć w dowolnym miejscu: "Och, Manon! Zatracę dla ciebie los i dobre imię, czuję to, czytam mą dolę w twych pięknych oczach, ale jakichż strat nie wynagrodziłaby mi twoja miłość! Łaski losu nie wzruszają mnie; sława zda mi się czczym dymem; (...) słowem, wszystkie szczęście poza tobą godne jest jedynie wzgardy, skoro nie umiałoby się ani chwili ostać w mym sercu wobec twego jednego spojrzenia!"*. W podobnej tonacji utrzymane jest całe to dziełko, każde zdanie kunsztownie wykończone.

Historia Manon i kawalera jest tragiczna - on kocha z całego serca, nie może żyć bez niej, daje się oszukiwać, ona zaś, choć utrzymuje, że też kocha, przedkłada bogactwo nad uczucia, a swoim rzekomym sprytem często pakuje siebie i przy okazji swego kochanka w tarapaty. No cóż, kolejna mniej znana kobieta fatalna!

Tyle że - wybaczcie mi, Czytelnicy - podczas lektury często wybuchałem śmiechem. Przepraszam bardzo, ale zdolność, z jaką bohaterowie pakowali się w kolejne kabały, zdolność, z jaką ich ambitne, choć nieuczciwe plany ponosiły fiasko, przypominała mi raczej przygody oświeceniowego Kandyda niż romantyczną love story. Wystarczyło, żebym przeczytał zdanie w stylu: "nie wiedzieliśmy, że była to najgorsza decyzja naszego życia (oboje podjęli takich decyzji na pęczki) i ściągnęła na nas kłopoty", już nie mogłem powstrzymać chichotu, jakbym czytał komedię.

Książkę bardzo polecam - choć towarzyszyły mi przy niej sprzeczne nastroje. Autor to podobno skandalista - nietrudno podczas lektury domyślić się, które fragmenty wywoływały kiedyś oburzenie. Nie jest to wyłącznie historia wyniszczającej, wznoszącej pod samo niebo albo zrzucającej na dno piekieł miłości, lecz również historia upadku moralnego w imię wyższych uczuć.

Może dzięki tej recenzji mniej znana klasyka stanie się bardziej znana :).


---
* Antoine-François Prévost d'Exiles, "Historia Manon Lescaut i kawalera des Grieux", tłum. Tadeusz Boy-Żeleński, wyd. Zielona Sowa, Kraków 2003, str. 23.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 8260
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 13
Użytkownik: --- 10.09.2006 01:06 napisał(a):
Odpowiedź na: I znów sięgnąłem po racze... | misiak297
komentarz usunięty
Użytkownik: misiak297 10.09.2006 01:50 napisał(a):
Odpowiedź na: komentarz usunięty | ---
Dziękuję za komentarz:)
Tak, kiedyś ta książka musiała być tak popularna jak chyba Werter w Niemczech. Kojarzysz może jakieś postaci, które czytały "Manon"? Pytam z czystej ciekawości, bo ja spotkałem się z nim - zresztą jak piszę w recenzji - u Murgera, a ostatnio - o czym zapomniałem napisać - nawet u Balzaka w "Straconych złudzeniach".
Pewnie Autor się w grobie przewraca jak słyszy te moje bluźnierstwa... niemniej czasem tak to jest z dziełami, że zostają spaczone przez Czytelników. Nie wiem czy czytałaś może "Przyślę panu list i klucz" Marii Prószkowskiej (nie jestem pewien czy tak się pisze nazwisko). W sumie szkoda, bo zapomniana książeczka, a przyjemna... czytając o tej rodzince ma się wrażenie, że to prototyp Borejków... Powieść osadzona jest w realiach 20lecia międzywojennego. W sumie polecam - jest dydykowana takim jak my - molom książkowym.
No, ale odbiegłem od tematu... tam główna bohaterka zalewa się rzewnymi łzami nad "Trędowatą", a gdy czyta ją po raz drugi zalewa się rzewnymi łzami... tyle że ze śmiechu:)
Pozdrawiam!
Użytkownik: --- 10.09.2006 02:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję za komentarz:) ... | misiak297
komentarz usunięty
Użytkownik: Bozena 10.09.2006 16:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję za komentarz:) ... | misiak297
Może nie jest to „kolejna mniej znana kobieta fatalna”, jak piszesz, Misiaku, a jedna z tych przed nimi, której studium miłości i zdrady tak zręcznie w powieści nakreślił F.Prévost; powieści, jak powiadał T.Boy–Żeleński, w której po raz pierwszy w literaturze w postaci Manon skupiły się wszystkie cechy kobiety. Możliwe, że dlatego właśnie tak częste są odwołania do tego utworu w literaturze późniejszej(widzę te odwołania u W.Scotta, H.Balzaca, ale i... u M.Prousta) i jak zauważa Maria - mają one miejsce w książkach popularno-naukowych.
Mnie Manon wydała się dziwna, ale taka zapewne w zamyśle autora być miała; polubiłam ją, lecz także złościłam na nią - niedługo zresztą złościłam - bo klimat, w którym żyła jest tak różny od naszego, że nie sposób się na nią złościć w nieskończoność...Żal mi tylko – w nieskończoność - oddanego jej kawalera des Grieux...

Książkę czytałam z prawdziwą przyjemnością, uśmiechając się...także, i do Twojego, Misiaku, głosu - dodaję swój: niech „mniej znana klasyka stanie się bardziej znana”.

„Niestety, ptak, który ucieka od tego, co uważa za niewolę, najczęściej wraca wśród nocy, aby rozpaczliwie bić skrzydłami o szybę”[„Nie ma Albertyny ”M.Proust; melodia z arii „Manon i kawaler des Grieux”]

Użytkownik: misiak297 12.09.2006 00:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Może nie jest to „k... | Bozena
Witaj Olgo! Cóż, mimo wszystko postawiłbym drogą Manon w szeregu kobiet fatalnych... dlaczego? Wydaje mi się, że nie było żadnego "przed", bo ten zgubny dla mężczyzn gatunek płci pięknej możemy obserwować już w starożytności (Helena Trojańska).
Jeśli miałbym użyć jednego słowa na określenie Manon byłoby to "Spryciara". Jednocześnie kochała swojego kochanka (nie wątpię w pewien rodzaj przywiązania, przecież ostatni epizod tej historii to już po prostu sielanka, co mnie bardziej wzruszało niż irytowało:) Niemniej jednak czasem miałem ochotę potrząsnąć głównym bohaterem i krzyknąć: "Kawalerze! [Autor nie wyposażył go w imię, co - chyba wbrew jego zamiarom - przydało tej opowieści trochę komizmu:) Fajny zwrot: Kawalerze:) ] Czy ty nie widzisz, że ona robi cię w konia?". No cóż, nie widział...
Ach Manon...
Ale Boy w sumie ma dużo racji... Zresztą zawsze ceniłem jego esseje, jak i tłumaczenia.
Użytkownik: Bozena 12.09.2006 13:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Witaj Olgo! Cóż, mimo wsz... | misiak297
Zapewne, Misiaku, „ten zgubny gatunek płci pięknej” od zawsze istniał, ale nie wiem czy w literaturze(odwołujesz się do Heleny)aż tak dogłębnie przed Manon został opisany. Powtórzyłam, w zarysie, słowa Boy’a, do którego mam zaufanie; ale i Ty, jak czytam, przyznajesz mu dużo racji:-)

A czy wiesz, że niekiedy słyszę gdzieś obok: „kawalerze”?
Pozdrawiam - Olga

Użytkownik: Anitra 12.09.2006 00:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Dziękuję za komentarz:) ... | misiak297
> Kojarzysz może jakieś postaci, które czytały "Manon"?
Mnie od razu przyszła na myśl Małgorzta Gauthier ("Dama kameliowa" - Aleksander Dumas syn). W jej przypadku ta książka miała szczególne znaczenie.
Użytkownik: emkawu 10.09.2006 04:02 napisał(a):
Odpowiedź na: I znów sięgnąłem po racze... | misiak297
We Francji ta książka jest dość znana. Chyba jest lekturą szkolną.
Użytkownik: Clarisse 19.09.2007 16:15 napisał(a):
Odpowiedź na: I znów sięgnąłem po racze... | misiak297
Jestem w trakcie czytania tej książki :) To już jakiś krok w stronę, by klasyka mniej znana takową nie pozostała, przynajmniej nie w tym stopniu, co obecnie :)

Pozdrawiam :)
Użytkownik: Marie Orsotte 03.01.2008 21:21 napisał(a):
Odpowiedź na: I znów sięgnąłem po racze... | misiak297
Bo ja wiem, czy tak mało znana? Mi się bardzo kojarzy z dwiema operami: "Manon" i, dla odmiany, "Manon Lescaut". Podzielam Twoje uczucia do francuskich nazwisk; cały czas pamiętam, jak na lekcji polskiego nagle wyrwałam sie ze Stendhalem czytanym "stendhal", a nauczyciel z kamienną twarzą i nienagannym akcentem powiedział "standal", czy jak to się czyta... Lubię nazwiska typu Lem, Mann, Gogol. Proste, konkretne, bezproblemowe ;) Nazwiska niemieckie też lubię. Rządzą się stałymi regułami: z wiadomościami typu "sch jak sz, st jak szt, ei jak aj, ch zazwyczaj miękko jak ś" można przebrnąć przez całą literaturę. Nazwiska angielskie niby są łatwe, bo ludność polska młodszego pokolenia wydaje mi się w angielskim najbardziej obyta, ale słyszałam ze trzy wersje "Austen"... Najlepiej mamy z nazwiskami rosyjskimi, jak ci biedni Anglicy muszą się męczyć z "Chekhovem" i "Tchaikovskym" :)
Użytkownik: koko 25.06.2009 18:41 napisał(a):
Odpowiedź na: I znów sięgnąłem po racze... | misiak297
Misiaku, właśnie skończyłam czytać Twoją Manon. Ech, nie podzielam Twojego entuzjazmu. Chyba strasznie mało we mnie rozmantyzmu! Język, dla mnie sztuczny, rozwlekły, naiwny i przesłodzony drażnił niepomiernie, postaci też jakieś takie nieprawdziwe (no, Manon może jakby bardziej z krwi i kości, ale Kawaler jakby z kosmosu wzięty i aż się prosił, żeby go robić w balona) i wszystko jakieś takie nieprawdziwe, nierealne, nieprawdopodobne... Widział kto, żeby skonać efektownie po przejściu trzech mil? Toż to raptem około pięciu kilometrów! Mam uczucie, jakby Prevost świetnie się bawił wymyślając TAKICH bohaterów i wikłając ich w TAKIE sytuacje.
Film, oglądany dawno temu chyba podobał mi się bardziej. Chyba nie był dla mnie tak naładowany sztucznością, jak ta książeczka.
Użytkownik: misiak297 26.06.2009 23:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Misiaku, właśnie skończył... | koko
Hm... a ja myślę, że Prevost wcale nie chichotał pod nosem, układając tę historię:) Zawsze jest to ryzyko, kiedy czytamy tak stare książki - nasz odbiór może być zupełnie inny niż ludzi współczesnych autorowi. Dobrym przykładem jest tu jeszcze "Paweł i Virginia" księdza St.Pierre (którą nota bene czytała Emma Bovary) - kiedyś kobiety (i nie tylko) wypłakiwały sobie nad tym oczy. Dziś - ja również - ale ze śmiechu. Dawno się tak nie ubawiłem:)

A że kawaler taki wręcz stworzony do robienia go w balona był - to się zgadzam w zupełności:)
Użytkownik: anek7 08.04.2011 19:28 napisał(a):
Odpowiedź na: I znów sięgnąłem po racze... | misiak297
Właśnie skończyłam czytać, oceniłam i zobaczyłam Twoją recenzję. Nie chcę się wymądrzać, bo w końcu polonista ten tekst pisał, ale mnie ta książeczka raczej sentymentalizmem trąci. Te łez strumienie, omdlenia i tkliwe uczucia bardziej mi w stronę tej epoki literackiej patrzą niż romantyzmu. Ale pewnie się nie znam:)

Sięgnęłam po to dzieło, bo w "Damie kameliowej" pełni ono dosyć istotną rolę i nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać nad tym... no same nieeleganckie określenia mi przychodzą do głowy jeśli chodzi o kawalera des Grieux...

Manon inteligencją nie grzeszy a przecież robi go w konia niemal na każdym kroku. Jeżeli choć 25% szlachty francuskiej podobne było do tego nieszczęśnika to wcale się nie dziwię, że wybuchła rewolucja i tak szybko wygrała...
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: