Dodany: 15.08.2006 17:47|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Cień wiatru
Ruiz Zafón Carlos

3 osoby polecają ten tekst.

Co widzisz w tym lustrze?


Do książek rekomendowanych przez wydawców jako światowe bestsellery podchodzę zazwyczaj z rezerwą, gdyż nieraz już przekonałam się, że ilość sprzedanych do tej pory egzemplarzy równie często bywa odzwierciedleniem li tylko sprawności machiny marketingowej, jak rzeczywistej wartości książki. Zamiast opinii zawodowych specjalistów od windowania na piedestał albo pogrążania owoców cudzej pracy, wolę wówczas wysłuchać zdania ludzi czytających nie z obowiązku, lecz dla przyjemności; chwalą, to lepiej, ale nawet gdy obok pochwał zdarzają się zdania wręcz odwrotne – znaczy, że po daną pozycję warto sięgnąć, bo na pewno nie jest letnia i nijaka. Tak też było i z „Cieniem wiatru”.

Niewiele czasu zajęło mi przekonanie się, że ta książka może się nie spodobać. Jeżeli ktoś nie lubi historii zawikłanych, pełnych tajemnic i nasyconych ekstremalnymi emocjami, i do tego spisanych epickim, rozlewnym stylem – jeżeli ceni raczej umiejętność żonglowania konwencjami i pojęciami, eksperymentowania z językiem, zaskakiwania i prowokowania, niż kreowania nastrojów i żywych charakterów – najprawdopodobniej zniechęci się do lektury, nim odkryje (o ile odkryje) specyficzny urok powieści. Bo ma go ona, bez dwóch zdań! Nie doszukujmy się go jednak w cokolwiek przerysowanej, na poły sensacyjnej, na poły melodramatycznej fabule. Historia młodzieńca uparcie poszukującego śladów zapomnianego autora, którego książki w tajemniczy sposób zniknęły z bibliotek i magazynów z wyjątkiem jednego jedynego egzemplarza, a przy okazji wplątującego się po kolei w dwie romantyczne afery i zatarg z policją, jest tylko tłem służącym ukazaniu ludzkich postaw i zachowań, podsunięciu materiału do przemyśleń.

Hiszpania z czasów wojny domowej i pierwszych dekad dyktatury Franco nie należy do terenów najlepiej znanych polskiemu czytelnikowi; wystarczy jednak znać podstawowe fakty historyczne i uważnie wsłuchać się w przemycane w wypowiedziach bohaterów detale, by poczuć klimat Barcelony sprzed pół wieku i zrozumieć podłoże pewnych zaszłości. Rozpatrując przypadki powieściowych postaci, można natrafić na kilka solidnych wątków psychologicznych, jak: próba analizy wpływu potencjału genetycznego, atmosfery domu rodzinnego i odebranej edukacji na kształtowanie się duszy młodego człowieka, a przez to na jego umiejętność pokierowania swoimi dalszymi losami (Jorge Aldaya, Julian Carax, Miquel Moliner, Fernando Ramos i Francisco Javier Fumero); rola miłości jako czynnika destrukcyjnego (Julian, jego matka, Javier) albo twórczego (Daniel, Fermín); konfrontacja romantycznego (Julian, Daniel) i praktycznego (Fermín, Gustavo) podejścia do rzeczywistości; wreszcie zilustrowana aż nadto wymownymi przykładami (na jednym biegunie rodzina Aldaya, na drugim – Fermín) klasyczna opozycja „mieć czy być”, tu bez cienia wątpliwości rozstrzygana na korzyść tego drugiego.

I wreszcie kardynalny wątek, wychodzący poza „zwykłą” psychologię, dla którego właśnie, podejrzewam, wielu bibliomanów ruszyło do księgarń i bibliotek po „Cień wiatru”: książka i jej wpływ na człowieka. Czy rzeczywiście książka jest w stanie zmienić nasze życie? Jeśli tak, to pod jakimi warunkami? Czy, jeśli „przyjemność czytania, przekraczania tych drzwi, jakie otwierają ci się w duszy, całkowitego poddania się wyobraźni, pięknu i tajemnicy fikcji i języka”* odkrywasz dzięki książce, „która nikogo nie obchodziła”*, a nie jakiemuś ponadczasowemu bestsellerowi, masz także prawo uważać się za wtajemniczonego w świat pisany słowami? I dlaczego akurat ta, a nie inna? Czy dlatego, że „książka jest lustrem i możemy w niej znaleźć tylko to, co nosimy w sobie”*? Czy to my wybieramy swoją książkę życia, czy ona wybiera nas? Próba odpowiedzi na każde z tych pytań mogłaby być materiałem na osobną książkę albo przynajmniej obszerny esej, pełen przekonujących argumentów (lub kontrargumentów). Jeśli więc nawet nie zajmuje nas dramatyczna pogoń za widmami przeszłości po drodze utkanej z ludzkich namiętności i tragedii – nadal istnieje szansa, że doszukamy się na gęsto zadrukowanych stronicach materiału do przemyśleń.

Jeśli chodzi o tzw. kwestie techniczne, to autorowi należy się duży plus za umiejętność tworzenia postaci, niekoniecznie zresztą tylko pierwszoplanowych, bo te pozostające na marginesie akcji albo pojawiające się zgoła epizodycznie – jak don Anacleto czy dozorczyni Aurora – bywają równie albo bardziej plastyczne i wyraziste. Sprzyja temu doskonała indywidualizacja języka; tu brawa dla pary tłumaczy, którzy pragnąc dochować wierności intencjom autora, musieli się zmierzyć z kilkunastoma stylami wypowiedzi, różniącymi się diametralnie pod względem konstrukcji zdań i zasobów słownictwa!

Na osobną wzmiankę zasługuje tu Fermín, który znacznie bardziej niż Daniel czy nawet sam Carax jest dowodem kreatywności autora, a równocześnie idealną, wręcz podręcznikową ilustracją maksymy: „nie sądź po pozorach”. Pozory to jego szata zewnętrzna; sponiewierany żebrak? domorosły filozof? uliczny heros? zblazowany bon vivant? a może, jak chce inspektor Fumero, rzezimieszek i oszust? Każdą z tych ról potrafi zagrać równie dobrze, jeśli tylko jest na nią zapotrzebowanie – ale w gruncie rzeczy jest najzwyklejszym pod słońcem poczciwym człowiekiem, marzącym o miłości i stabilizacji, nietracącym ducha nawet w obliczu poważnych zagrożeń, niosącym pomoc nie tylko tym, od których sam doznał dobroci, ale i tym, którym nie jest nic winien i którzy niczego odeń nie oczekują… Od pierwszych chwil, kiedy wkroczył na arenę wydarzeń, wydawał mi się jakiś znajomy. I nie musiałam długo szukać w pamięci: toż to duchowy brat Jemioła, przedziwnego łazika wciąż wchodzącego w drogę profesorowi Wilczurowi**! Taki sam szczególny styl wypowiadania się, taki sam – na poły pobłażliwy, na poły cyniczny – stosunek do świata, ta sama umiejętność przybierania masek przykrojonych na potrzeby sytuacji – i to samo wrażliwe, przenikliwe wnętrze, tyle że u Fermína mniej poranione… Trudno przypuszczać, by Zafón skopiował swego bohatera z dzieła starszego o kilkadziesiąt lat (i nawet w swoim kraju nieszczególnie popularnego) polskiego pisarza; znacznie bardziej prawdopodobne, że po prostu postacie takie egzystują i w realnym życiu, a jeśli mają szczęście napatoczyć się człowiekowi myślącemu i sprawnie operującego piórem, od czasu do czasu trafiają do literatury…

Podsumowując swoje wrażenia, nie stoję po stronie tych, którzy w „Cieniu wiatru” dostrzegają tylko sensacyjno-romantyczny kicz, ani tych, dla których jest on epokowym wydarzeniem w literaturze. Uważam natomiast, że jest to książka dobra i wartościowa, choćby przez swoją wielowarstwowość, pozwalającą równocześnie kilku nieco odmiennym grupom czytelników odnaleźć to, czego w lekturze szukają: tym przygodę, tamtym wzruszenia, owym szczyptę prawdy psychologicznej, innym materiał do zastanowienia się nad rolą książki w swoim życiu…


---
* Carlos Ruiz Zafón – „Cień wiatru”, przeł. Beata Fabjańska-Potapczuk i Carlos Marrodán Casas, wyd. Muza SA, Warszawa 2005.
** Tadeusz Dołęga-Mostowicz – „Znachor”, „Profesor Wilczur” (wydanie obojętne).

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 109064
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 34
Użytkownik: norge 16.08.2006 19:14 napisał(a):
Odpowiedź na: Do książek rekomendowanyc... | dot59Opiekun BiblioNETki
No i teraz, dzięki twojej recenzji (jak zwykle bardzo dobrej i ciekawej) już wiem czego się mniej więcej po tej głośnej książce spodziewać:-)
Jestem bardzo ciekawa jak JA ten "Cień wiatru" odbiorę, kiedy wokół takie "ochy" i "achy". Też bywam trochę sceptyczna, ale mam przeczucie, że ta książka mi się spodoba.
Użytkownik: --- 16.08.2006 23:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Do książek rekomendowanyc... | dot59Opiekun BiblioNETki
komentarz usunięty
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 17.08.2006 17:29 napisał(a):
Odpowiedź na: komentarz usunięty | ---
Ja mam to samo. Kiedy ją przeglądałam w księgarni, wydawała mi się jakaś mało pociągająca. Ale kiedy przeczytała ją moja mama (lat 74, nawiasem mówiąc, więc upodobania ma raczej konserwatywne) i powiedziała, że jej się podoba, uznałam, że mogę spróbować.
Użytkownik: --- 18.08.2006 01:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja mam to samo. Kiedy ją ... | dot59Opiekun BiblioNETki
komentarz usunięty
Użytkownik: --- 17.08.2006 17:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Do książek rekomendowanyc... | dot59Opiekun BiblioNETki
komentarz usunięty
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 17.08.2006 17:26 napisał(a):
Odpowiedź na: komentarz usunięty | ---
Prócz Dołęgi-Mostowicza nie przychodzi mi na myśl nikt inny.
Użytkownik: Raptusiewicz 17.08.2006 17:33 napisał(a):
Odpowiedź na: komentarz usunięty | ---
Mnie kojarzyła się z Marquezem, do pewnego stopnia:)
Użytkownik: dasti03 05.09.2006 18:38 napisał(a):
Odpowiedź na: komentarz usunięty | ---
Mnie ta książka skojarzyła się z powieściami Arturo Perez - Reverte, szczególnie z Klubem Dumas i Szachownicą Flamandzką.
Użytkownik: Harey 17.08.2006 22:33 napisał(a):
Odpowiedź na: Do książek rekomendowanyc... | dot59Opiekun BiblioNETki



„Cień wiatru” poza pobudzającymi wyobraźnię fotografiami, tytułem, świetnym początkiem i ładnym zakończeniem, nie posiada nic, co mogłoby kojarzyć mi się z dobrą literaturą.
Jest to książka przede wszystkim już zła z założenia – autor sprawia wrażenie osoby, która nie ma na celu przekazania jakiejś ważnej treści, a jedynie wystylizowanie historii na wzór powieści klasyków (Hugo czy Dumasa ).
A tutaj niestety brakuje ku temu kunsztu językowego, raz po raz do misternie wystylizowanych, ładnych zdań wkrada się jakieś bardziej współczesne słowo burząc podwaliny tej z pozoru solidnej konstrukcji.
Samo wyjaśnienie tajemniczej historii, która jest głównym wątkiem powieści, bardzo rozczarowuje, przypomina bowiem typowe finały zagadek rodem ze scenariuszy brazylijskich seriali. A samo dochodzenie do wyjaśnienia, do końca całej intrygi – po prostu, w którymś momencie, zaczyna nużyć. W końcu czytelnik dobrnie do końca „happy endu”, bardzo ładnie napisanego, ale nic poza tym. Kiedy wspominam tę książkę pamietam jedynie małego chłopca, którego ojciec przyprowadził do osobliwego miejsca, w którym na regałach tkwiły „zapomniane książki”, czekające na ponowne narodziny, a także drugi obraz, kiedy ten sam chłopiec przychodzi do niewidomej dziewczyny, żeby wieczorami czytać jej na głos wybrane przez nią powieści. I nagle pierwszy z tych wątków – przemienia się w wydumaną historię, a drugi urywa się, porzucony nagle przez pisarza, jakby ten odłożył rękopis na jakiś czas, a po powrocie do dalszego pisania miał już inną koncepcję, pomysł i to, co było najciekawsze - zakończył. Uważam, że autorowi tej powieści daleko jest do Dołęgi - Mostowicza, nie potrafi być ani tak autentyczny, ani tak świetny pod względem stylu i może stać jedynie w jego cieniu a opisaną przez niego historię rozwieje wiatr zapomnienia, podczas, gdy profesor Wilczur, doktor Murek czy Nikodem Dyzma - pozostaną niezapomniani. Oczywiście jestem tutaj całkowicie subiektywna i z pewnością dla wielu ta historia będzie czymś więcej niż tylko "cieniem wiatru".
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 18.08.2006 22:04 napisał(a):
Odpowiedź na: „Cień wiatru... | Harey
O, widzę, że nie jestem jedyną osobą doceniającą Dołęgę-Mostowicza! Masz rację, że jego bohaterowie z zasady bywają bardziej wyraziści, historie przez niego opisane bardziej pełnokrwiste. Ale Fermina będę bronić jak lew; kapitalny facet i dla niego samego warto było przeczytać.
Przyznam natomiast, że nie skupiłam się aż tak na analizie języka Zafona, przynajmniej gdy chodzi o partie narracyjne; zwracałam głównie uwagę na dialogi, i tu wydaje mi się, że tłumacze dołożyli wszelkich starań, by wypadły one wyraziście, z widocznym podkreśleniem indywidualnego sposobu wypowiadania się postaci (a że nie wszystkie postacie taki mają, to inna sprawa; ale też nie wszyscy mogą przemawiać jak Fermin albo don Anacleto...).
Użytkownik: Harey 19.08.2006 19:42 napisał(a):
Odpowiedź na: O, widzę, że nie jestem j... | dot59Opiekun BiblioNETki
Tutaj ja muszę przyznać Tobie rację, faktycznie postać Fermina jest nietuzinkowa, wyrazista, ciekawa, jedank bliższy mi jest Jemioła, ale z postaciami z książek jest jak ludźmi w życiu - jedni darzą większym sentymentem jednych, drudzy innych i dzięki temu jest ciekawie...Pozdrawiam!
Użytkownik: Pineska 28.12.2008 21:42 napisał(a):
Odpowiedź na: „Cień wiatru... | Harey
ale Bzdury! Widac, iz lektura nie do konca wciagnela...- prawda? trzeba byla najpierw wczytac sie w dany tekst aby potem powiedziec, ze autor gubi watki! pozdrawiam
Użytkownik: Marylek 28.12.2008 22:34 napisał(a):
Odpowiedź na: ale Bzdury! Widac, iz lek... | Pineska
Pogratulować umiejętności merytorycznej argumentacji.
Użytkownik: Harey 17.08.2006 22:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Do książek rekomendowanyc... | dot59Opiekun BiblioNETki
Chciałam jeszcze dodać, że recenzja jest napisana lepiej od książki.
Użytkownik: kate_a 16.12.2006 01:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Do książek rekomendowanyc... | dot59Opiekun BiblioNETki
Wspaniała recenzja, już sam jej początek zjednoczył mnie z Tobą. Nie lubię komercyjnych książek, nie lubię gdy publika się zachwyca czymś co jest marketingową sztuczką. Zachęciłaś mnie, cieszę się bardzo. To będzie jedna z tych książek, którą w pierwszej kolejności będę szukać.
Użytkownik: plectrude 20.10.2007 11:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Wspaniała recenzja, już s... | kate_a
Świetna recenzja. Jestem właśnie po zakończeniu lektury. Od dłuższego czasu tęskniłam za jakąś ciepłą i dobrze napisaną powieścią, na szczęście nie rozczarowałam się. Jedynym wątkiem, który uczynił tę powieść naciąganą, jest miłość między rodzeństwem. Jednak po usunięciu tego z pamięci, książka urzekła mnie.
Jako miłośnik literacki, zastanawiam się nad znaczeniem książki w życiu człowieka...
Użytkownik: inuitka 30.07.2011 01:36 napisał(a):
Odpowiedź na: Świetna recenzja. Jestem ... | plectrude
Znane są przypadki miłości pomiędzy rozdzielonym w dzieciństwie rodzeństwem, które spotyka się po raz pierwszy, gdy są już dorośli. Syndrom ten nosi nazwę GSA (Genetic Sexual Attraction).
Czytałam kiedyś wypowiedź kobiety, która zakochała się od pierwszego wejrzenia w mężczyźnie, który okazał się jej bratem. Oboje ponoć czuli do siebie tak ogromny pociąg fizyczny, jak do nikogo przedtem.

Podsumowując, mnie ten wątek wydał się bardzo trafiony i realistyczny!
Użytkownik: aliceczar 30.12.2007 15:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Do książek rekomendowanyc... | dot59Opiekun BiblioNETki
Mnie ta książka się podobała, choć nie uważam jej za dzieło wybitne i raczej do niej nigdy nie wrócę. Czytało mi się ją "lekko" i ciekawiły mnie dalsze losy bohaterów. Poczułam klimat tajemnicy, choć nie wciagnoł mnie on bez reszty. Ot takie przyjemne "czytadło"
Użytkownik: Cleo 02.07.2008 15:31 napisał(a):
Odpowiedź na: Do książek rekomendowanyc... | dot59Opiekun BiblioNETki
Ksiazka przyjemna i lekka w czytaniu. Jednak nigdy do niej nie wroce bo nie nadaje sie do wielokrotnego czytania.
Użytkownik: jazzy 08.08.2008 21:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Ksiazka przyjemna i lekka... | Cleo
A ja wrócę napewno! Książka mnie bardzo wciągnęła.
ps. Fermin jest boski ;)
Użytkownik: Macabre 27.08.2008 13:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Do książek rekomendowanyc... | dot59Opiekun BiblioNETki
Znalazłem się w gronie tych, którzy dostrzegają w tej powieści wyłącznie sensacyjno - romantyczny kicz.

Pierwsze 50 stron to była kompletna porażka Zafona na polu narracji. Gdy czytałem o tych dojrzałych spostrzeżeniach dziesięciolatka ubarwionych subtelnymi odczuciami łączącymi się jeszcze gdzieniegdzie z ekstatycznym podnieceniem w wyniku przebywania w towarzystwie 22 latki, to zastanawiałem się, czy śmiać się, czy płakać. Przecież mowa jest o dziesięciolatku! Nie będę tu już uwzględniał farmazonów o ponadprzeciętnym rozwoju naszego bohatera (jakże by inaczej!), chociaż nawet przy założeniu, że taki zaistniał(czego w powieści szczególnie nie widać), to jednak wiek nie koresponduje tu jakoś z przekazywaną nam treścią.

Nie będę jednostronny, nie będę się spinał i powiem, że owszem, część postaci jest sprawnie zarysowana (Barcelo, Fumero, Anacleto i paru innych), pomijając naszego głównego bohatera, który prowadzi nas po prostu przez powieść i na tym kończy się jego pretensjonalna wyjątkowość, o której jeszcze wspomnę. Co do Fermina, to istotnie wybija się spośród innych postaci swoim zindywidualizowanym językiem, praktyczną postawą, itd., ale przecież, nie da się też nie zauważyć, że Zafon zatrzymał się w pewnym momencie i z tej postaci zostaje tylko worek pełen "soczystych" (czasami wydumanych na miarę Coelho, choć to rzadko) wypowiedzi.

Postaci kobiece pokazują, że te zawsze będą bolączką piszących facetów. Mam ochotę powtórzyć za Grochowiakiem: "Wolę brzydotę/ jest bliżej krwiobiegu". Dlaczego? Z tych plastycznie nakreślonych kobiet można by wymienić tylko Aurorę...może jeszcze Bernardę. Pozostałe przypadki to już zwykła projekcja męskich marzeń, w których mieści się galeria wyidealizowanych niewiast z dzierlatką w wieku 17 lat (Beą) na czele. Nie wykluczam istnienia przedstawicielek płci pięknej o licznych zaletach, ale takie heroinki, w dodatku w wieku pensjonarki przywodzą mi na myśl jakiś szmatławy romansik. Do tego dochodzi jeszcze Nuria (to ta heroinka, która została zindywidualizowana trzymanym w dłoni papierosem i spodniami, z tego co pamiętam), Penelope (kolejna Wenus z Milo w wieku 17 lat) i uległa, delikatna Francuzeczka Sophie (w końcu znajdujemy się w kręgu śródziemnomorskim). Od plastyczności są więc służące, ewentualnie te panie, które przekroczyły już niebezpieczny wiek, w którym mogłyby się dać ponieść miłości.

Te wątki psychologiczne, nawet jeśli istnieją, to schowane głęboko pod grubą warstwą sensacyjno - melodramatycznej waty, spod, której dojrzeć ich się nie da. Więcej, więcej, więcej sensacji i mało wyszukanego zaskakiwania czytelnika. W momencie, gdy przeczytałem, co łączyło Juliana i Penelope, wiedziałem już, że bestseller jest potwierdzeniem opinii wedle, których może być on synonimem słowa "gniot". Załatwienie pewnych tzw. psychologicznych wątków po łebkach, jak np. w przypadku trudnych relacji ojca i córki (Izaak i Nuria) nie jest żadnym psychologizowaniem.

Jak ma się rzecz z tymi listami przytaczanymi w powieści oraz z historiami opowiadanymi przez niektórych bohaterów? Czytam rozdziały, które są rzekomo zapiskami Nurii Monfort, ale przypominają mi one zwykłą narrację odautorską. Widzę co prawda gdzieniegdzie pojawiające się zaimki osobowe sugerujące, że to rzeczywiście wypowiedź powieściowej bohaterki. Należy więc stwierdzić, że Nuria Monfort zapisała na kartkach przekazanych Danielowi historię z dialogami, dokładnie przytaczanymi słowami innych bohaterów, itd. Zafon nawet nie pokusił się o jakąś próbę nadania temu autentyzmowi.

Co do błyskotliwych myśli pojawiających się w powieści, to niestety faktem jest, że obok takich, które nie powodują poczucia zażenowania, są również takie, które to zażenowanie powodują. Z powieściowych postaci, a już szczególnie z głównego bohatera bije pretensjonalna wyjątkowość. Daniel znalazł niesamowitą książkę! Niesamowity Daniel próbuje rozwikłać tajemnicę osnutą wokół niesamowitych ludzi! Niesamowity Daniel przeżywa niesamowitą miłość z niesamowitą Beą. Wszystko jest doprawione tymi wzniosłymi, czasami uduchowionymi wypowiedziami, które prawie ocierają się o sentencjonalność. Zafon prawie dogonił Senekę. Jedni nazwą to realizmem magicznym, ja nazwę to tandetą. To coś takiego, co ciągnie babcie zasiedziałe w czterech ścianach do "Mody na sukces". Ona też daje taką pretensjonalną wyjątkowość świata, w którym żyją przedstawione tam postaci. Hiszpański autor wymienia wśród swoich ulubionych pisarzy Dostojewskiego, Dickensa, Tołstoja...

I tak zamykam ostatnią kartę, niech kurz przykryje po wieczne czasy "Cień wiatru". Chyba, że ktoś wywoła mnie do odpowiedzi. Dobrze, dot, że zestawiłaś "Cień wiatru" ze "Znachorem". Obie powieści prezentują podobny poziom, aczkolwiek ta pierwsza jest trochę lepsza.

Pozdrawiam
Użytkownik: żabka zielona 06.12.2008 15:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Znalazłem się w gronie ty... | Macabre
Jeśli chodzi o mnie, mój stosunek do tej ksiażki zmieniał się. Początkowo wątek miłości do Clary nużył mnie. Był tak nieautentyczny i wyidealizowany. Gdy jednak miłość ta została skompromitowana poprzez przyłapanie Klary i pianisty, "Cień Wiatru" zaczął mi się coraz bardziej podobać a wręcz fascynować mnie. Do czasu. Im bliżej końca tym wiecj rzeczy zaczęło mnie denerwować. Po pierwsze miłość Juliana i Penelope. Była ona pokazana tak płytko, romansidłowo. Miłość po grób, ale on bez problemu zostawia ją samą i wyjeżdza sobie i dopiero jak się okazuje po 20-tu latach że ona nie żyje na nowo rozpacza i zaczyna palić swoje książki. Po za tym nie cierpię takiego obrazu miłości: zakochali sie jak tylko sie zobaczyli, oboje byli piękni, ona dla niego zrobi wszystko, żyć bez siebie nie mogą, a ich główne wspólne pole zainteresowań to literatura i seks w ukryciu. I te całe opisy ich ukradkowych spotkań, kiedy to pożerają swoje usta, bo czują że do siebie należą, taki banał. No i wogóle do mnie nie przemówiło postępowanie rodziny wobec Penelope. Nie jestem w stanie uwierzyć że ojciec byłby w stanie z powodu skoku w bok córki pozwolić by umarła w kałuży krwi, rodząc dziecko. No i Jorge Aldaya, który z tego samego powodu zaczyna nienawidzieć swojego najlepszego przyjaciela i chcieć go zabić. Też, zupełnie nie przekonujace.
Po za tym: Fumero. Na początku zapowiadało się ciekawie, bo było pokazane jego dzieciństwo, jego trudności. Ale znowu do czasu, ponieważ szybko przerodził się w potworny, czarny charakter, który morduje wszystkich którzy mu się sprzeciwią, i chce zabić jedynego człowieka, który okazał mu troche serca w życiu. Banał, banał, banał. Czytam teraz książke Harris "Gentleman and players" i jest to dla mnie przykład tego, jak należy budowac czarne postacie. Polecam jako odtrutkę na Fumero, dla wszystkich których również przyprawiał on o odruch wymiotny.
Generalnie też przyznaję że w tej ksiażce było dużo fajnych rzeczy, ciekawych opisów postaci, humoru. Ale te banały zupełnie odebrały mi do niej serce.





Użytkownik: norge 06.12.2008 15:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeśli chodzi o mnie, mój ... | żabka zielona
Bardzo się z tobą zgadzam żabko zielona. Książkę czytało mi się bardzo fajnie, z rozpędu oceniłam nawet na 5, ale właśnie te nieco "tanie chwyty", o których wspominasz powodują, że mam pewne wątpliwości...
Użytkownik: Czajka 21.01.2009 19:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Znalazłem się w gronie ty... | Macabre
Niestety, muszę się zgodzić. Jedyne co w tej książce jest ładnego i dobrego, to chyba zdjęcia.

A tak w ogóle, to ja nie rozumiem jednej rzeczy. Dlaczego ci wszyscy ubolewający nad biednymi nieczytanymi książkami ukrywają je na cmentarzu pod siedmioma pieczęciami tajemnicy? Żeby czasem nikt do nich nie dotarł?
Użytkownik: anndzi 14.01.2009 13:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Do książek rekomendowanyc... | dot59Opiekun BiblioNETki
Świetna recenzja. Kupiłam tę książkę przyjaciółce na urodziny i trochę mi ulżyło po przeczytaniu tego tekstu, mam nadzieję, że jej się spodoba:)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 14.01.2009 17:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Świetna recenzja. Kupiłam... | anndzi
Naprawdę nie uważam, by "Cień wiatru" był aż takim kiczem. Jeśli przyjaciółka nie gustuje wyłącznie w tzw. literaturze ambitnej, charakteryzującej się tym, że wszyscy wiedzą, że jest wybitna, dlatego że jest wybitna, ale nikt jej nie rozumie - a podejrzewam, że znasz ją na tyle, by wiedzieć, że tak nie jest - to prezent będzie trafiony. :)
Użytkownik: anndzi 17.01.2009 11:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Naprawdę nie uważam, by &... | dot59Opiekun BiblioNETki
Przyjaciółka studiuje ze mną polonistykę, ale lubuje się np. w Coelho pomimo moich perswazji:) A skoro "Cień wiatru" jest tak "pośrodku", więc myślę, że trafiłam:)
Użytkownik: nacpla 30.06.2009 13:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Do książek rekomendowanyc... | dot59Opiekun BiblioNETki
Ja miałam trudności z przedarciem się przez tą książkę z powodu jej stylu, w którym, częściej niż poetykę i magię, odnajdywałam nie mające sensu wstawki. Nie zauważyłam też, żeby style wypowiedzi postaci były świetnie zróżnicowane, wręcz odwrotnie. Wydaje mi się na przykład niezbyt naturalne, żeby dozorca używał wtrąceń po łacinie.
Ale chwilę największej zgrozy przeżyłam, kiedy zobaczyłam w książce określenie kina - "SIÓDMA muza". Wtedy się upewniłam, że nie chcę nigdy więcej do niej wracać.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 30.06.2009 16:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja miałam trudności z prz... | nacpla
Ojejku, "siódma muza"? Nie zauważyłam, naprawdę!
Użytkownik: Pink 17.07.2009 22:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Do książek rekomendowanyc... | dot59Opiekun BiblioNETki
Książkę przeczytałam w straszliwych mękach :(. Nie mogłam się na niej kompletnie skoncentrować. A miałam nadzieję na fantastyczną lekturę. Myślę że powinnam przeczytać ją ponownie i odkryć ją na nowo.
Użytkownik: Norie 15.02.2010 17:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Książkę przeczytałam w st... | Pink
Według mnie nie jest to książka, którą można by czytać dwukrotnie. Wiele w tej pozycji mnie zaskoczyło pozytywnie. Ucieszyłam się, że mogę czytać naprawdę dobrze napisaną i przetłumaczoną na polski książkę współczesną. Jednakże fabuła, która na początku tak dobrze się zapowiadała, strasznie rozczarowuje. Biegłość w posługiwaniu się językiem oraz koncept - tak bym tę książkę opisała w skrócie.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 15.02.2010 18:50 napisał(a):
Odpowiedź na: Według mnie nie jest to k... | Norie
Na powtórną lekturę też mi chyba będzie szkoda czasu, ale mimo wszystko nie żałuję, że ten pierwszy raz przeczytałam (które to uczucie miewam niejednokrotnie, zwłaszcza w stosunku do pozycji z gatunków, jakich z zasady nie lubię, ale z jakiegoś powodu - np. otrzymania w prezencie - jednak staram się zmęczyć).
Użytkownik: em88 24.08.2010 19:47 napisał(a):
Odpowiedź na: Do książek rekomendowanyc... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dosłownie przed paroma chwilami skończyłam czytać tę powieść i oceniam ją jako jedną z najbardziej fascynujących lektur w moim życiu. Ma wszystko to, co posiadać powinna dobra książka.

Ale jest od standardowych czytadeł... dużo smutniejsza... Przez większą część czytania, czułam, jakbym czytała jakiś manifest egzystencjalistów- wszystko spowija smutek, brak nadziei, a na bohaterów czeka tylko ścieżka życia pełna goryczy i w dodatku bez morału...

A może właśnie takie jest życie? Choć główny bohater (notabene postać skonstruowana tak, że nie da się nie lubić, ba! tak, że wielu- ja również- może chyba powiedzieć DANIEL SEMPERE TO JA) w końcu przeżywa swój happy end.

Naprawdę fantastyczna lektura. Słodko- gorzka, daleka od przesadnego pesymizmu, ale i taniego sentymentalizmu. Absolutnie obowiązkowa pozycja w kanonie lektur.
Użytkownik: fugare 23.12.2020 10:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Do książek rekomendowanyc... | dot59Opiekun BiblioNETki
Polecam przede wszystkim recenzję - bardzo podoba mi się jej obiektywizm. Sama czytałam książkę wiele lat temu i przyznam, że momentami to wciągająca lektura, choć zakończenie powoduje uczucie lekkiego zażenowania swoją wcześniejszą fascynacją. Niewątpliwie pokazała mi Hiszpanię z okresu, o którym wiem niewiele.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: