Dodany: 26.07.2006 11:14|Autor: kocio

Życie wewnętrzne misiów i laleczek


Na okładce książki, na tle "smutnego koloru blue", siedzi miś w barwach sepii i taka sama laleczka. Apatyczne tło i sprane kolory zabawek od razu zdradzają, jaka jest ta historia, a nawet jacy są jej bohaterowie.

"Matka Pearl" jest opowieścią o ludziach niepełnych, niedojrzałych. Zwykłą koleją dochodzą do punktów zwrotnych, które powinny ich odmienić, ale w efekcie tylko wpędzają w rozdarcie między tym, co było dotąd, a tym, co powinno być od teraz. Nie dorastają nawet w części do małżeństwa ani do bycia rodzicami, ale nie buntują się przeciw zmianom. W środku żyją jak zawsze. Odcięta od ojca dziewczynka, której zastępczym życiem stał się szpital, jest na zawsze naznaczona tym wyobrażeniem świata; młody lowelas nie potrafi pozbyć się poczucia straty po ślubie; mężczyzna, który żył w cichej symbiozie z matką, pozostaje taki sam dla swojej otwierającej się na uczucia żony; dziewczyna, dla której ciąża zmieniła jej własne ciało w coś obcego, odrzuca później także dziecko. Na zewnątrz tylko z grubsza przykrywają swoje małe, egoistyczne i zupełnie niedorosłe motywy drobnym kłamstwem i milczeniem.

Gdyby to jeszcze była powieść o przegranym, skrzywionym życiu kilku osób! Koncepcja Mary Morrissy jest jednak szersza. Autorka pokazuje, jak ciąg niespełnienia i somnambulicznych decyzji przenosi się dalej, z rodziców na dzieci. To jak wielka plansza postawionych obok siebie kostek domina: wystarczy pchnąć jedną, a lecą po kolei wszystkie, czasem rozgałęziając bieg fali, a czasem znów łącząc dwie fale w jedną. Nigdy nie są to całkowite upadki, może dlatego, że przewrócona kostka losu opiera się przecież o następną. Ale można przeprowadzać tylko stopniowanie leżenia. Całość wygląda przygnębiająco, a zarazem żałośnie.

Właściwie niewiele można znaleźć na obronę tego tekstu (skądinąd napisanego językiem precyzyjnie wyrażającym treść). Ot, to, że można poświęcić aż tyle uwagi ludziom zagubionym i błądzącym w półśnie. Moim zdaniem jest jej nawet za dużo, bo nie ma w tej książce niczego normalnego. Jakby szara atmosfera roztaczała się wokół, szczelnie izolując bohaterów i czytelnika od wszystkiego, co mogłoby zmienić tok takiego życia lub przynajmniej z nim kontrastować. Niewielką zaletą jest jeszcze demokratyczne potraktowanie obu płci, choć osią fabuły są wydarzenia dotyczące trzech kobiet.

Najważniejszy, jak można by sądzić, punkt zwrotny, czyli porwanie dziecka, jest tylko jednym z ciągu gorzkich epizodów w życiu naszych laleczek i misiów. Nikogo to nie wytrąci z utartych torów. Przewróci się od tego tylko kolejna kostka domina.

Książka smutna i monotonna, bez furtek, żeby uciec od powtarzalności klęsk. Okoliczności pozwalają się jedynie domyślać irlandzkich realiów, ale już czas wydarzeń jest właściwie nieznany. Jedyny realizm powieści dotyczy przeżyć, przy całej ich nieracjonalności. "Matka Pearl" kojarzy mi się z inną książką, w której bohaterowie kurczowo tkwią w swoim parcianym światku, stworzonym głównie przez rodzinę - z "Betonowym ogrodem" Iana McEwana, której również nie polecam.

Zastanawiam się wobec tego na koniec, po co - niczym nieprzymuszany - sięgnąłem po te powieści; i wydaje mi się, że to z powodu nadziei, że w tych niesprzyjających warunkach wzejdzie jakiś blady kwiatuszek, lub dla sprawdzenia, ile ciągłego niepokoju, co za chwilę pójdzie źle, można wytrzymać. Zakwitnąć nic tam raczej nie zakwitło, ale specjalnego uszczerbku na duszy nie poniosłem, więc ten eksperyment można zaliczyć do połowicznych sukcesów.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4212
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 7
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 26.07.2006 20:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Na okładce książki, na tl... | kocio
Nie znam zupełnie tej autorki. Ale, mimo że nie zachęcasz specjalnie do zapoznania się z "Matką Pearl", mam ochotę spróbować. Choćby po to, by porównać z McEwanem, którego "Betonowego ogrodu" wprawdzie nie czytałam, za to np. "Pokutą" - która dla mnie była najwyżej średnia - masa ludzi się zachwyca (średnia ocena 4,83 czy 85!).
PS. Bardzo mi się podoba metafora z kostkami domina. Niestety, socjologia chyba jest w stanie udowodnić, że taki właśnie zaraźliwy ciąg upadków bywa zjawiskiem normalnym...naprawdę normalnym w pewnych realiach społecznych... chociaż my postrzegamy to jako nienormalność.
Użytkownik: kocio 27.07.2006 01:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie znam zupełnie tej aut... | dot59Opiekun BiblioNETki
A spróbuj, dot, spróbuj - jestem bardzo ciekaw jakie będą twoje wrażenia. To podobieństwo oczywiście jest dosyć subiektywne, po prostu z tych książek, które znam, te mi się jakoś kojarzą. Myślę, że chodzi o to, że ktoś nie wiem po co bardzo wiernie opisał półrozpad i beznadzieję, choć mógł swój talent wykorzystać do czegoś więcej.
Użytkownik: Chilly 27.07.2006 12:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Na okładce książki, na tl... | kocio
No to mnie zaintrygowałeś. Do schowka.
Użytkownik: verdiana 29.07.2006 08:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Na okładce książki, na tl... | kocio
Patrząc na to, jak oceniłeś książkę Oates i jak doskonałą się książką okazała, zaczynam podejrzewać, że i ta będzie podobnie doskonała - więc może mi się spodobać. :-)
Użytkownik: veverica 02.04.2007 21:25 napisał(a):
Odpowiedź na: Patrząc na to, jak ocenił... | verdiana
Jeśli będziesz chciała sprawdzić, Verdiano, to służę - kupiłam kiedyś w Realu za grosze;)
Ja dałam tej książce pięć - rzeczywiście, beznadzieja i rozpaczliwe nieradzenie sobie ze światem są opisane bardzo wiernie, rzeczywiście nie ma właściwie furtek ani promyczka światła - ale ja traktuję to raczej jako zaletę niż wadę... Przekonała mnie autorka do tego, co opisywała - jakkolwiek nieprzyjemne i chore to było...
No, ale "Betonowy ogród" tez bardzo mi się podobał (to nie jest dobre słowo, wiem), choć nie jestem pewna, czy komukolwiek bym go polecała...
Użytkownik: verdiana 14.10.2007 13:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Jeśli będziesz chciała sp... | veverica
Sprawdziłam i dziękuję. :-) Ta książka jest znakomita, ja też dałam 5. Wpisuje się w nurt książek onanizujących duszę czytelnika jako jedna z lepszych. Świetnie nakreślone postacie.
Na ogół jest tak, że jakieś traumatyczne przeżycie pokazywane jest z jednej perspektywy. Najczęściej - ofiary. Rzadziej sprawcy. A tutaj mamy aż trzy punkty widzenia i każdy jest nakreślony z wiarygodnością psychologiczną. Ten "brak światła" jest zaletą tej książki. Tam nie ma miejsca na rozświergolony optymizm. Byłby fałszem.
Użytkownik: kocio 15.10.2007 22:54 napisał(a):
Odpowiedź na: Sprawdziłam i dziękuję. :... | verdiana
Co do optymizmu to przecież bynajmniej nie o rozświergolonym mówiłem, bo i takiego zwykle nie lubię, tylko o czymkolwiek nie-negatywnym. Wręcz najlepiej do mnie trafiają porządne tragikomedie i wszelkie formy łamane (komedia złamana dramatem, dramat rozświetlony jakimś zdrowym albo zabawnym wątkiem). Taplanie się w nieszczęściu po szyję wydaje mi się równie fałszywe jak nieskalane romanse, a w każdym razie równie słabe jako sztuka.

Ale popatrzyłem sobie na wystawione oceny i widać, że książka wzbudza sprzeczne emocje: albo się bardzo podoba, albo bardzo odrzuca, więc to chyba nie jest specjalnie wdzięczny temat do dyskusji.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: