Dodany: 11.06.2006 16:04|Autor: 00761
"Stosy nie rozświetlają ciemności"
"No więc... kim jesteś ty?
Tej siły cząstką drobną,
Co zawsze złego chce i zawsze sprawia dobro"[1].
Książka Marka Lasoty, historyka, pracownika krakowskiego IPN, co podkreśla autor we wstępie, nie jest biografią Karola Wojtyły. Jej celem jest ukazanie mechanizmów działania aparatu bezpieczeństwa PRL-u nie tylko wobec przyszłego Papieża, ale także innych duchownych i świeckich, związanych m.in. z krakowskim "Znakiem", Klubem Inteligencji Katolickiej, Caritasem czy zrzeszeniami studenckimi. Działań, które miały skompromitować Kościół w Polsce i przyczynić się do ateizacji narodu. Po II wojnie światowej osłabienie autorytetu duchowieństwa i całej instytucji stało się celem głównym, do realizacji którego nie szczędzono środków. Inwigilacja środowisk kościelnych rozpoczęła się zaraz po wojnie, a priorytetem stało się odkrycie związków księży z "reakcyjnym podziemiem". Później te priorytety się zmieniały, ale przez długi czas najważniejszą osobą, wokół której snuto sieć intryg, był prymas kardynał Wyszyński.
Lasota napisał książkę niezwykle wyważoną, odnoszącą się do działań poszczególnych agentów i całej krakowskiej bezpieki od pierwszych lat kapłaństwa Karola Wojtyły aż po drugą pielgrzymkę Papieża Polaka do kraju. Im bardziej ksiądz Wojtyła awansował w hierarchii kościelnej, tym bardziej macki aparatu bezpieczeństwa starały się zacisnąć wokół niego. Kulminacyjnym momentem był jego obiór na Stolicę Piotrową, gdy akta z Krakowa przesłano do Warszawy. Tak oto wikary z Niegowici, traktowany jako nieważny pionek w inwigilacyjnej grze, z czasem urósł do rangi Nr. 1, zaś działania agenturalne wyszły daleko poza rodzime służby.
Kto był typowany na konfidenta służb bezpieczeństwa? Księży podzielono na trzy grupy: wrogów, neutralnych i pozytywnych. Werbunek spośród kategorii pierwszej odpadał. Interesowano się szczególnie kategorią trzecią. W okresie powojennym często stosowano szantaż i prowokację, z czasem metody stały się bardziej wyrafinowane. Starano się przekonać kandydata, grając na jego poczuciu odpowiedzialności i patriotyzmie, że ma do spełnienia ważną obywatelską misję. Opracowywanie potencjalnego TW[2] trwało nieraz kilka lat, ale przynosiło służbom lojalnych współpracowników, którzy często nie zdawali sobie sprawy z tego, jakie zadanie naprawdę wykonują.
Autor opisuje metody inwigilacji: rewizje, podsłuch, kontrolę korespondencji, próby manipulowania poprzez osoby Karolowi Wojtyle bliskie, a sterowane przez SB, których celem miało być m.in. skłócenie krakowskiego biskupa z Prymasem Tysiąclecia, kardynałem Wyszyńskim czy innymi dostojnikami Kościoła bądź ogółem duchowieństwa czy wiernymi.
Okresem intensyfikacji działań SB stały się obchody Tysiąclecia Chrztu Polski, których istotnym elementem była pielgrzymka kopii cudownego obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. W liście pasterskim z 15 sierpnia 1966 r. czytamy:
"Pod Będzinem organa MO, nie licząc się z osobą biskupa, odebrały siłą obraz i przewiozły na Jasną Górę, z surowym zakazem przenoszenia go stąd kiedykolwiek. Od 2 lat obraz nawiedzenia więziony jest na Jasnej Górze pod strażą wozów milicyjnych, które dniem i nocą pilnują bram wjazdowych klasztoru. Niemal każde wyjeżdżające z Jasnej Góry auto jest zatrzymywane, otwierane i sprawdzane"[3].
Skutek "aresztowania obrazu" był doskonale odwrotny, nawiedzenie odbywało się nadal, tyle że w pustą ramę wstawiano zapaloną świecę, co, rzecz jasna, nie rodziło miłości do systemu.
Co interesowało SB? Wszystko. Oto fragmenty instrukcji dla agentów, określającej zakres obserwacji wobec figuranta[4] Karola Wojtyły (wybór przykładów z kilku stron):
"- jak często i czym się goli,
- jakich kosmetyków używa,
- czy lubi rozmawiać przy lub po obiedzie,
- czy gra w brydża lub inną grę w karty, szachy,
- w jakim towarzystwie grywa,
- czy pali papierosy, jak dużo, jakie,
- kto zaopatruje go w bieliznę osobistą,
- kto robi pranie bielizny, skarpet itp.
- kto czyści odzież, prasuje, czyści buty,
- codzienne porządki w mieszkaniu,
- czy i jaki posiada odbiornik radiowy (tranzystorowy, lampowy),
- jak często słucha,
- jaki rodzaj muzyki interesuje go,
- jakie walizki podróżne posiada,
- strój sportowy w lecie i zimie"[5].
Pytań jest mnóstwo. Nawet te, które wydawać by się mogły kompletnie irracjonalne, śledczy starali się wykorzystać. Nie może się tu nie nasunąć stwierdzenie: Wielki Brat (słucha i) patrzy... W kuchni, w łazience, sypialni, na spacerze, w drodze do pracy, w konfesjonale, w sali wykładowej, podczas kazania, w domu przyjaciół, na wakacjach.
Paradoksalnym skutkiem inwigilacji jest wyłaniający się z ubeckich dokumentów portret Karola Wojtyły: człowieka niezłomnego, niepodatnego na manipulację, skromnego, inteligentnego przeciwnika reżimu, który dzięki rozumieniu stosowanych wobec niego i innych mechanizmów potrafił realizować wytyczane przez siebie i Kościół cele. Stąd właśnie motto tej recenzji – świadomie czynione zło nieświadomie zaowocowało dobrem.
W epilogu zawarte są rozważania na temat zamachu na Papieża 13 marca 1981 r. i roli odegranej w nim przez KGB oraz przedstawienie prób inwigilacji kręgów watykańskich przez Stasi i służby wywiadowcze PRL-u.
Na stronach "Donosu..." roi się od pseudonimów TW, jednak kto chce szukać w tej książce nazwisk agentów i donosicieli, taniej sensacji, niech po nią nie sięga. Tego w niej nie znajdzie. Jak napisał Ryszard Terlecki w posłowiu:
"[Marek Lasota] Uznał jednak, że popularna formuła tej publikacji nie uprawnia do odkrycia wszystkich elementów sekretnej wiedzy zawartej w archiwach bezpieki. Zdecydował, że na przykład ujawnienie nazwisk konfidentów możliwe będzie tylko w opracowaniu ściśle naukowym, opatrzonym odwołaniami do konkretnych dokumentów, uwiarygodnionym odsyłaczami do zespołów archiwalnych, teczek, sygnatur, numerów stron itd."[6].
"Donos na Wojtyłę" to książka warta przeczytania, by podczas kolejnych sensacji w mediach, które po chwilowej ciszy zapewne wybuchną z nową siłą, móc spojrzeć na problem bardziej obiektywnie i pełniej. Atmosfera skandalu czy czynienie z tej bolesnej i trudnej karty naszej historii tematu tabu na pewno nie służy prawdzie. Jest to problem niezwykle złożony i wymaga wielkiej wnikliwości oraz rzetelnej i bezstronnej analizy źródeł. Metodą nie jest odwracanie się plecami, nie jest też pospieszne rozpalanie stosów, które, jak w "Myślach nieuczesanych" napisał S.J. Lec, "...nie rozświetlają ciemności".
"Donos na Wojtyłę" to, obok wspomnianych wyżej walorów poznawczych, wydawniczy rarytas. Książka wizualnie przypomina teczkę. Tytuły podrozdziałów pisane są u góry każdej strony czerwoną czcionką maszynową, numeracja w stopce często jest zatarta i nieczytelna. Papier - jak dawny maszynowy - złej jakości, szarawy. Na każdej stronie w środkowej części dwie okrągłe szare plamki imitujące ślad dziurkacza.
Tekst zawiera kopie autentycznych donosów, pozwalające poznać także stopień wtajemniczenia agentów w arkana polskiego stylu i ortografii oraz fotografie z archiwum IPN i krakowskiej kurii.
Moje refleksje zamknę jeszcze jednym cytatem z "Fausta":
"Raz gdy grzech ich słabość zmógł,
Dola ich przeklęta:
Z własnej siły któż by mógł
Żądz swych zerwać pęta?
Jak się łatwo ślizga krok,
Gdzie w lód mróz ściął wodę!
Kogóż nie omami wzrok
I przymilny oddech?"[7]
Gorąco polecam wszystkim, którym zależy na wyrobieniu sobie własnego zdania na ten trudny i kontrowersyjny temat.
---
[1] J.W. Goethe, "Faust", przeł. F. Konopka, PIW 1962, s. 54.
[2] TW: skrót stosowany w aktach na określenie tajnego współpracownika SB.
[3] Marek Lasota, "Donos na Wojtyłę. Karol Wojtyła w teczkach bezpieki", wyd. Znak, 2006, s. 176.
[4] Figurant: określenie osoby inwigilowanej przez tajne służby.
[5] Marek Lasota, dz. cyt., s. 235-243.
[6] Tamże, s. 336.
[7] J.W. Goethe, dz. cyt., s. 431.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.