Dodany: 05.06.2006 21:57|Autor: dot59
Ucieczka przed paranoją... w paranoję
Jest to książka, po którą można albo sięgnąć z zapałem, albo odłożyć ją z abominacją, w zależności od tego, na które akapity natrafi się przy przeglądaniu na chybił trafił jej zawartości.
Encyklopedyczna definicja kultury nie powinna budzić niczyich zastrzeżeń; lecz o to, gdzie przebiegają granice tego nadzwyczaj pojemnego zbioru rzeczy i zjawisk, nie od dziś i nie w jednym kraju toczą się spory, okazuje się bowiem, że nasze na to spojrzenie uwarunkowane bywa nie tylko osobistymi preferencjami estetycznymi (o których, jak wiadomo od starożytności, dyskutować nie uchodzi), ale i całym balastem przekonań i uprzedzeń – religijnych, politycznych, społecznych – odziedziczonym po przodkach czy też nabytym we własnym zakresie. W zależności od tego, z jakiego punktu widzenia patrzymy, graffiti może być albo sztuką (czyli jedną ze składowych kultury), albo wandalizmem (czyli jakiejkolwiek kultury negacją); a jeśli rzadkiej urody malunek pojawi się na ścianie zabytkowego budynku – czy jest wówczas i jednym, i drugim?
Określenie więc, co jest „kulturową paranoją”[1], a co „zdrową kulturą, kulturą z prawdziwego i dobrego zdarzenia”[2] – a tego właśnie zadania podjął się autor – może napotkać na poważne trudności, zwłaszcza w kontekście niemal wyłącznie światopoglądowym. Nie ulega wątpliwości, że kto jak kto, ale filozof powinien przykładać szczególną wagę do jakości wytaczanych argumentów, jak też do oddzielenia osobistych zapatrywań czy uprzedzeń od obiektywnej oceny utworu, trendu, zjawiska. A jednak przynajmniej co czwarty z zamieszczonych w zbiorku felietonów nosi znamiona utraty obiektywizmu, która z kolei pociąga za sobą wyraźnie nieracjonalny i demagogiczny dobór argumentów. O ile trudno nie przyznać autorowi racji, gdy ubolewa nad zubożeniem i zachwaszczeniem polszczyzny, nad ignorancją kandydatów na studia humanistyczne (tym bardziej szokującą, że dotyczącą rodzimej kultury i historii) czy nad spłyceniem poziomu programów rozrywkowych, dalej, gdy zachęca do zapoznawania się z twórczością nieco zapomnianych polskich kompozytorów i pisarzy, z bogactwem zabytków architektonicznych i przyrodniczych, wreszcie, gdy przypomina o potrzebie dostosowania ubioru i zachowania do sytuacji – o tyle wartościowanie stosowane przezeń w ocenie innych zjawisk budzić może poważne zastrzeżenia. Dowiadujemy się bowiem, że o ile wycofanie z Międzynarodowych Targów Książki pozycji o kontrowersyjnej politycznie treści (notabene napisanej przez znanego działacza partii wywodzącej się z tych samych kręgów, co autor) było czynem wysoce nagannym, o tyle niedopuszczenie do sprzedaży „neopogańskich” dzieł naukowych i doprowadzenie do bankructwa ich tłumacza i wydawcy – zasługującym na najwyższą pochwałę; czyżby zatem cel uświęcał środki, a cenzura była rzeczą albo dobrą, albo złą, w zależności od tego, czy zgadzamy się z treściami, w stosunku do których ją zastosowano? Na nieszczęsnym „Harrym Potterze” nie pozostawia Krajski suchej nitki; pomijając fakt, że najwyraźniej nie potrafi oddzielić samej książki od towarzyszącej jej kampanii marketingowej, widzi w niej same jedynie zagrożenia. Na wypadek, gdyby komuś nie przemówiło do wyobraźni twierdzenie, że „jest to książka promująca neopogaństwo (wręcz satanizm)”[3], a za tym „kryje się podpis króla ciemności, czyli diabła”[4], dobija ewentualnych miłośników twórczości Rowling tezą, iż „Harry Potter jest także zagrożeniem w perspektywie kultury”[5]. Dlaczego? Bo „zakończył swoją edukację w 4 klasie szkoły podstawowej, a następnie poszedł do zawodówki(...)”[6], toteż „nie zna i nie chce znać: Szekspira, Arystotelesa, Bacha, Szopena, Turgieniewa, Tycjana, Sienkiewicza itd.”[7]. Być może cierpię na zaćmienie umysłu, ale w żaden sposób nie mogę sobie przypomnieć bohatera bajek (podkreślam: BAJEK, a nie powieści obyczajowych czy przygodowych) dla dzieci, który by na co dzień obcował z twórczością tych czy innych wielkich artystów. No bo kto? Pippi Langstrumpf? Mary Poppins? Mały Książę? Pinokio? Konik Garbusek? Ba, nawet Koziołek Matołek, Małpka Fiki-Miki oraz Jacek i Placek, stworzeni przez Makuszyńskiego, o którym parę stron dalej felietonista „Naszego Dziennika” wyraża się z najgłębszym szacunkiem, zajmowali się zgoła czym innym, niż nauką historii i edukacją artystyczną – czy więc z tego tytułu ich przygody także zasługują na wieczne potępienie? Samo obcowanie z wysoką kulturą też jednak nie gwarantuje książkowym bohaterom aprobaty autora, bo oto powieściom Musierowicz, otwarcie promującym kontakt ze sztuką i filozofią starożytną, a przy tym uczącym tolerancji, empatii i miłosierdzia – dostaje się etykietka "udeckiej (cóż za wdzięczne słówko! ale widać, zdaniem autora, TAKIE neologizmy języka NIE zachwaszczają! – przyp. rec.) literatury dla dorastających panienek, po której sięgną do „Gazety Wyborczej” czy „Tygodnika Powszechnego”"[8]. Oba te czasopisma, abstrahując od politycznych i wyznaniowych konotacji tworzących je ludzi, prezentują publicystykę kulturalną na co najmniej przyzwoitym poziomie – dlaczegóż więc Krajski pragnie ustrzec młodego czytelnika przed kontaktem z nimi? Odpowiedź znajdujemy parę felietonów wstecz: bo „ważna jest tylko i wyłącznie prawda”[9], zaś czyjeś zdanie zbieżne ze zdaniem wyrażanym w »GW« nie jest już własnym zdaniem, lecz efektem „prania mózgu”[10]. A jak tego prania uniknąć? Mam dziwne wrażenie, że nasuwająca się mimo woli odpowiedź jest zbyt prosta: na końcu tomiku zamieszczono parę anonsów, reklamujących jedyne najwidoczniej media NIE prowadzące masowej manipulacji: „TV Trwam”, „Radio Maryja” i „Nasz Dziennik”... Czy aby w obronie zdrowej kultury autor nie zboczył w stronę nie tyle kulturowej, co światopoglądowej paranoi?
---
[1] Stanisław Krajski, „Granice kultury. Między mądrością i paranoją”, wyd. Fundacja "Nasza przyszłość", Szczecinek 2004, str. 11.
[2] j.w.
[3] Tamże, s. 171.
[4] Tamże, s. 174 (wg: Amorth Gabriel, "Nasz Dziennik" 7.01.2002).
[5] Tamże, s. 171.
[6] j.w.
[7] Tamże, s. 172.
[8] tamże, s. 165.
[9] Tamże, s. 142.
[10] j.w.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.